Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wierzba. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wierzba. Pokaż wszystkie posty

28 października 2015

Wierzby, droga i dalsze przemijanie ...




Dwa lata temu napisałem opowieść o pewnych wierzbach, drodze i przemijaniu. Dziś życie napisało jej dalszy ciąg. Podobny pewnie do historii wielu drzew. Połączyłem więc napisane wtedy teksty i opublikowane zdjęcia w jedną całość... 
Zapraszam na historię życia dwóch przydrożnych wierzb na przestrzeni dwudziestu lat.



Dwadzieścia lat temu:

Pewnego wieczora na przedwiośniu, wracałem do pozostawionego w pobliskiej wsi samochodu. Zatrzymałem się by zrobić to zdjęcie. Gdy je robiłem, nie wiedziałem jeszcze, że jakiś kilometr dalej na końcu drogi stoi dom... Mniej więcej na środku zdjęcia, tuż za widocznymi na horyzoncie drzewami. Na skraju wilgotnych łąk, gdzie wiosną można brodzić wśród kaczeńców i słuchać rechotu żab a latem świerszcze dają czadu tak, że drży powietrze.
I nie wiedziałem również, że po kilku latach w tym domu... zamieszkam.



Sześć lat temu: 

Czas nie był łaskaw dla jednej z wierzb. Cały jej wierzchołek obumarł. Połowa pnia wypróchniała. Ktoś w środku rozpalił ognisko i nieźle drzewo przypalił. Ale żyje. Wierzby są twarde. Jakiś fragment zdrowego pnia, który zostanie wśród próchna wystarczy, by drzewo wypuściło wiosną nowe liście.





1 stycznia 2013 roku:

Nie tylko czas ale i człowiek nie był łaskaw. Jednej wierzby już nie ma. Druga straciła kawał kory. Pod nią też ktoś niedawno rozpalił ognisko. Wygląda to trochę na przygotowania do znalezienia pretekstu do wycięcia. Pewnie ona wkrótce również będzie tylko wspomnieniem. Pozostanie na fotografiach i zaklęta w umyśle paru ludzi...

I jeszcze, żeby było bardziej nieprawdopodobnie, to okazało się, że drugie i trzecie zdjęcie ma taki sam oryginalny numer pliku... nadawany przez aparat. Dzieli je jedynie dwa lata oraz równych 30 tysięcy kłapnięć migawki. Numeracja z racji na czterocyfrowość powtarza się co 10 000 zdjęć.




Sierpień 2015:

I nie tak dawno znowu poszedłem drogą przez pola. Przypalone i wymęczone przez życie drzewo już runęło. Nie wiem czy samo czy też z czyjąś pomocą, bo na pniu leży stos śmieci. Wszystkie większe gałęzie zostały obcięte. Sądząc ze stanu, leży tak ze dwa miesiące.
Kiedy byłem tu pod koniec wiosny jeszcze stało i próbowało rosnąć. 



Dziś droga wygląda tak. Pewnie za moment znikną też leżące resztki wierzby. Skończą w piecu jednego z pobliskich gospodarstw.


Zaś po wierzbie rosnącej przed laty po prawej stronie drogi prawie nie zostało śladu. Ot, kilka kawałków drewna i łysa plama niezarośniętej trawą ziemi.  


Giną powoli moje ulubione wierzby. Są wycinane, palone,  rozpadają się ze starości. Coraz rzadziej są ogławiane a łaki na których rosną zarastają. Przemijają i pozostają tylko w pamięci niektórych ludzi. Niektóre, utrwalone na obrazach czy fotografiach, pozostaną w tej pamięci znacznie dłużej. Tak jak inna wierzba, której historię opisałem w lutym tego roku. Rosła kilka kilometrów dalej, tuż nad samą Wisłą: Coś się kończy...






06 lutego 2015

Coś się kończy...





Była sobie wierzba. Staruszka... Porosła mchem i przepróchniała od środka. Nikt już nie pamiętał jakie czarty w miej mieszkały. Gruszek na tej wierzbie niestety nie było ale w załomkach kory z biegiem lat pojawiły się inne rośliny. A to psianka a to jakaś paprotka czy trawka. Ostatnio rosła na niej nawet jarzębina. Od lat, wielu lat, często ją odwiedzałem. Była to jedna z moich ulubionych wierzb. Taka pokręcona i z charakterem.



I choć taka inna, wcale nie była samotna. Rosła w towarzystwie innych wierzb, tuż obok nadwiślańskiego starorzecza. Otaczały ją ze wszystkich stron. Były wśród nich i młodziaki o kilkunastu centymetrach średnicy - rozpoczynające dopiero swoją ziemską historię. Były też i te ogromne, których nie byłem w stanie objąć bez pomocy rodziny - zahartowane przez życie i naznaczone zębem czasu.  


Mam ją utrwaloną na slajdach sprzed... dobrych dwudziestu lat. W otoczeniu tych samych wierzb, tylko... jakby trochę mniejszych.  

Fotografowałem ją w różnych porach roku i dnia, we mgle i w słońcu. Kilkukrotnie była już bohaterką moich wpisów na blogu:



Nadwiślański dziś-świt

Jesień idzie...

Ostatnio pojechałem znów odwiedzić moją wierzbę - przyjaciółkę. Nocą spadło kilka centymetrów śniegu więc byłem ciekaw jak prezentuje się po... nagłym ataku zimy. I wtedy okazało się, że świat wygląda jakoś inaczej. Z daleka jeszcze nie zorientowałem się o co chodzi.


Kiedy podszedłem bliżej okazało się, że drzewo przegrało walkę z czasem...


... samo życie... nie zrealizuje więc kilku fotograficznych planów, które wiązałem z tą wierzbą. Coś odeszło bezpowrotnie... 

Pozostaną tylko zdjęcia.

I wspomnienia.














04 stycznia 2013

Wierzby, droga i przemijanie...





Dziś trochę wspomnień i rozmyślań na temat przemijania. Początek roku sprzyja takim refleksjom.
Pierwsze zdjęcie zrobiłem prawie dwadzieścia lat temu. Pewnego wieczora na przedwiośniu, wracałem do pozostawionego w pobliskiej wsi samochodu. Gdy je robiłem, nie wiedziałem jeszcze, że jakiś kilometr dalej na końcu drogi stoi dom... Mniej więcej na środku zdjęcia, tuż za widocznymi na horyzoncie drzewami. Na skraju wilgotnych łąk, gdzie wiosną można brodzić wśród kaczeńców i słuchać rechotu żab a latem świerszcze dają czadu tak, że drży powietrze.
I nie wiedziałem również, że po kilku latach w tym domu... zamieszkam.




Drugie ujęcie  pochodzi sprzed dwóch lat. Czas nie był łaskaw dla jednej z wierzb. Cały jej wierzchołek obumarł. Połowa pnia wypróchniała. Ktoś w środku rozpalił ognisko i nieźle drzewo przypalił. Ale żyje. Wierzby są twarde. Jakiś fragment zdrowego pnia, który zostanie wśród próchna wystarczy, by drzewo wypuściło wiosną nowe liście.




A kolejną fotografię zrobiłem kilka dni temu - 1 stycznia 2013 roku. Nie tylko czas ale i człowiek nie był łaskaw. Jednej wierzby już nie ma. Druga straciła kawał kory. Pod nią też ktoś niedawno rozpalił ognisko. Wygląda to trochę na przygotowania do znalezienia pretekstu do wycięcia. Pewnie ona wkrótce również będzie tylko wspomnieniem. Pozostanie na fotografiach i zaklęta w umyśle paru ludzi...




I jeszcze, żeby było bardziej nieprawdopodobnie, to okazało się, że drugie i trzecie zdjęcie ma taki sam oryginalny numer pliku... nadawany przez aparat. Dzieli je jedynie dwa lata oraz równych 30 000 kłapnięć migawki. Numeracja z racji na czterocyfrowość powtarza się co 10 000 zdjęć.





26 października 2012

Jesień idzie, nie ma na to rady...



Kilka dni temu tuż nad Wisłą... Wieczorem...







Po zachodzie słońca mgła tak zgęstniała, że miałem problem z powrotem do domu. Jechałem dosłownie 10 km/godz... z nosem przy szybie samochodu, nie zawsze wiedząc co się z tej mgły wynurzy... dalsza droga, drzewo, rów... ?  Parę razy czułem pod kołami, ze zjeżdżam na pobocze, bo nie było widać gdzie się droga kończy. Coś nieprawdopodobnego! Przejechanie kilku kilometrów zajęło mi z pół godziny i zmęczyło jak podróż przez ćwierć Polski. Najbardziej niesamowite było to, że w tej mgle nie poznawałem dobrze znanych mi okolic. Droga, którą jeździłem tysiące razy wyglądała obco...  jak z zupełnie innej bajki...

11 marca 2012

Nad Mazowsza równiną...


... wierzby rosły od dawna. Od dziesiątków i setek lat. Mieszkały w nich rozmaite czarty i demony. Oraz szpaki, sikory, czasem dudki i masa innych stworzeń. Szybko rosły i były dla mieszkańców wsi i miasteczek źródłem taniego opału. Ostatnio jest ich coraz mniej i mniej. Tam gdzie jeszcze kilkanaście lat temu były piękne wierzbowe aleje - dziś jest pusto... Jak dowiedział się mój przyjaciel od gospodarza wycinającego piękną starą przydrożną wierzbę - "trzeba iść z duchem czasu".

Ale nawet jeśli wierzba jest niemal całkiem przepróchniała jej duch patrzy na wszystko dokoła z ponadczasową wyższością... 











22 grudnia 2011

Opowieść Wigilijna


Wigilia sprzed jakiś dziesięciu lat zaczęła się  ponad dwudziestostopniowym mrozem i gęstą mgłą. Tak gęstą, że z oknem zobaczyłem szadź na gałęziach rosnącego przy domu drzewa a potem białą nicość. Nawet nie było jak robić zdjęć. Do fotografowania powinno być choć cokolwiek widać...
Ale niespodziewanie mgła się rozeszła i pojawił się świat jak z bajki. Skrząca w słońcu szadź  pokrywała wszystko. Nawet sztachety w płocie i antenę na samochodzie. 
Wrzuciłem sprzęt do bagażnika i ruszyłem w trasę. Zrobiłem  tego dnia ponad 60 kilometrów. Zmarzłem na kość, bo nieraz nie chciało mi się zakładać kurtki tylko wyskakiwałem z samochodu na kilka zdjęć. Mamiya na szeroki film zaczęła mi podmarzać i przestała robić zdjęcia. Nikony działały. 
Do domu wróciłem dopiero gdy się ściemniło.
Podpadłem rodzinie, bo spóźniłem się na wigilijną kolację.
Kolejne dwa tygodnie spędziłem chorując sobie cierpliwie i wylegując się w łóżku.
Jak zobaczyłem rachunek za wywołanie filmów to mnie zmroziło jeszcze raz... 
Ale zdjęcia mam !!!

Zatem wspominając fotograficzne święta sprzed lat życzę wszystkim wszystkiego najlepszego.
Zaś  fotografującym dodatkowo: niech piksele zawsze działają, matryce będą czyste, akumulatory naładowane a pogoda sprzyja... 

WESOŁYCH ŚWIĄT
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU
I WSZYSTKICH DNI NASTĘPNYCH
:) 









11 grudnia 2011

Historia dzisiejszego poranka...



Wstałem... było jeszcze ciemno.
Wyszedłem przed dom.
Na niebie były gwiazdy, świecił księżyc.
System, który od tej pory pracował w trybie awaryjnym uruchomił się w pełnej wersji.
Wróciłem do domu, naszykowałem sprzęt i wypiłem gorącą herbatę.
Dobudziłem się całkiem skrobiąc szyby samochodu...
W tym czasie zachmurzyło się prawie całe niebo ale jak już się rozbudziłem, postanowiłem jednak podjechać nad Wisłę.
Postałem sobie nad brzegiem, nawet nie wysiadając z samochodu. Chyba z godzinę albo więcej...
Zawróciłem do domu.
W lusterku zobaczyłem, że jednak słońce pojawiło się tuż nad horyzontem. Wyskoczyłem jak oparzony, dobiegłem do samotnej wierzby na środku łąki. Zdążyłem zrobić trzy klatki, zmieniając nieco ujęcia.
Chmury pokonały słońce.
Wróciłem do domu.
Usiadłem w fotelu.
System przełączył się w stan spoczynku...



11 lipca 2011

Nadwiślański Dziś-świt...




-




Rosochatki...


"Ja pójdę i położę się, położę
wśród wierzb,
a wtedy może napiszę wiersz".

Wł. Broniewski




Stały się symbolem polskiego krajobrazu... dziś coraz częściej zaniedbywane, wycinane, niszczone. Czasem boję się wręcz pojechać w miejsce gdzie kilka lat temu je widziałem  i fotografowałem. Nie wiem co teraz zastanę. Zbyt często wywołuje to jedynie smutek nad utraconym krajobrazem...