Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chmury. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chmury. Pokaż wszystkie posty

19 lipca 2020

Wisła - festiwal chmur i kolorów...




Pogoda ostatnio przynosi wiele niespodzianek. Burze, upały, przelotne deszczyki, ulewy i inne zjawiska pogodowe tworzą na niebie niesamowite spektakle. Czasami zupełnie niespodziewane. Ileż to razy wyglądałem przez okno, stwierdzałem, że nie zanosi się na nic ciekawego... a godzinę potem plułem sobie w brodę. Albo ruszałem w teren i kończyło się na spacerze wzdłuż brzegu. Tak... ostatnie tygodnie były bardzo pracowite. Ale też nie pamiętam bym kiedyś w tak krótkim czasie zrobił tak wiele różnorodnych zdjęć. Te tu pokazane, to zaledwie drobny wycinek.

Ale z drugiej strony opłaciłem to własną krwią. Dosłownie! Takiej ilości komarów nie widziałem od dawna. Przypomniały mi się praktyki terenowe w Białowieży. Robiliśmy wtedy zawody, kto ile komarów trafi na swoim kolanie za jednym uderzeniem ręki. Mój rekord wynosił dziewięć, rekord wszechpraktyk - jedenaście...



















06 maja 2019

Nadwiślański wieczór




Tej nocy niebo w dreszczach od gwiazd mrugawicy
Kołysało swój bezmiar w sąsiednie bezmiary,
To w próżnię swe radosne unosząc pożary,
To zbliżając je znowu ku mojej źrenicy.

                                 Bolesław Leśmian










24 czerwca 2015

Chmurne szaleństwo...





... Szliśmy dalej przez jesienne ścierniska, przez nasypy żółtych piasków, aż ku dalekim borom sosnowym. Szliśmy bez celu określonego, naprzód i nazad, za wrażeniami za obrazami, gadając z ziemią , która głucha dla mieszczan, tysiącami głosów szeptała nam do ucha...

                                                                                                       
                                                                                                     Stanisław Witkiewicz



Świt nie był zbyt ciekawy. Prawie nie robiłem zdjęć, tylko siedziałem na brzegu i chłonąłem atmosferę. I już miałem wracać do domu gdy na bezchmurnym do tej pory niebie, pojawiły się pierwsze chmury. Potem następne i następne. Gnały z ogromną prędkością choć tu na dole trwała zupełna cisza.

Przypomniał mi się wiersz Leśmiana:

Coś srebrnego dzieje się w chmur dali
Wicher do drzwi puka jakby przyniósł list
Myśmy długo na siebie czekali
Jaki ruch w niebiosach! Słyszysz burzy świt?



Po chwili nade mną rozkłębily się niesamowite chmury. Biegałem z aparatem jak opętany, bo sytuacja zmieniała się z każdą minutą.

W ślad za górnym orszakiem obłoków przesuwnych, 
Co kształty w miarę biegu odmieniają stale,
Światła chodzą po łące w odstępach nierównych,
Jakby wzajem o sobie nie wiedziały wcale
....

Czekam, aż jedno z świateł, skupionych na jaskrze,
Dotrze do mnie wraz z przerwą obłoków na niebie
I w pierś moją uderzy - i cały się zaskrzę,
I łące nagle drogę rozwidnię do siebie.  

To znowu Leśmian...


Widowisko trwało może z kwadrans. Potem zwyciężyły chmury. Zakryły słońce na wiele godzin. Wieczorem zaczęło kropić...

















28 września 2013

Korony w chmurach




Pieniny - piękne góry do których nie mam szczęścia. W jednym roku padła mi karta pamięci i kilkaset zdjęć przeminęło z wiatrem. Nawet specom zajmującym się odzyskiwaniem danych, nie udało się nic uratować. Dobrze, że karta miała wieczystą gwarancję. Wymienili mi w serwisie od ręki, mimo że przyniosłem ją rozprutą przez odzyskiwaczy.
W kolejnym roku, przez trzy tygodnie pobytu pod Trzema Koronami, miałem w sumie trzy pogodne dni. Przez ile dni lało tak, że mogłem jedynie siedzieć lub leżeć i czytać, nawet już nie wspomnę.
Te zdjęcia powstały, gdy  rozeszły się na chwilę chmury i wybrałem się o świcie na słowacką stronę. Pół godziny po zrobieniu ostatniego, zachmurzyło się znowu. Gdy wróciłem do Polski zaczęło mżyć. Znaczy wszystko wróciło do normy.
Na razie nie wybieram się w Pieniny. Poczekam trochę. Nie chcę zapeszać...

















08 listopada 2012

Bieszczady - z głową w chmurach



Górska pogoda bywa kapryśna i nieprzewidywalna. Nigdy do końca nie wiadomo, co nas czeka za chwilę. Możemy zacząć wchodzić na górę przy pięknej pogodzie a skończyć w deszczu. Chmury mogą niespodziewanie najść i zakotwiczyć na szczycie albo... rozejść się i ukazać piękne widoki dookoła.
Tym razem postanowiłem wdrapać się na Połoninę Caryńską gdy jej szczyt tonął w chmurach. Do mniej więcej połowy drogi było pochmurno ale przejrzyście. Potem wszedłem w... białą "prawie" nicość. Wilgoć była taka, że co kilka zdjęć musiałem czyścić zaparowany obiektyw.
Na sam szczyt nie dotarłem. Poza granicą lasu widoczność była statystycznie nieistotna i wiał tak silny wiatr, że przewracał śmiałków, którzy zdecydowali się wyjść na połoninę. Szybko wracali i chowali się pod osłoną drzew. Ja też zawróciłem, szukając tematów do zdjęć w buczynie. Podobno tego dnia wiatr na szczytach osiągał w porywach 100 kilometrów na godzinę.











24 lipca 2012

Wisła - pewnego razu o wschodzie...




Mówiłem - krajobrazami, marzenia powierzałem równinom,
Widok za widokiem niespełniony płynął...


                                                            Julian Przyboś












18 lipca 2012

Wisła - jakaś tam kolejna burza...




Burz ostatnio jest jakoś pod dostatkiem. Nie tak dawno deszczomierz u mnie na dachu zarejestrował prawie 30 litrów wody na metr kwadratowy! Zaledwie w ciągu godziny! Do tego wiatr łamiący gałęzie. Niestety ciągle jakoś umykały mojemu obiektywowi. Dopiero ostatnio gdy wybrałem się nad Wisłę o zachodzie słońca nadciągnęła niespodziewanie kolejna dając popis kolorów i chmur jakiego nie powstydzili by się najlepsi impresjoniści.

Po jakimś kwadransie pośpiesznego fotografowania było już po wszystkim. Trzeba było biec do samochodu, chroniąc sprzęt przed lejącym deszczem. Na ostatnich klatkach z tego dnia mam już widoczne krople wody, które osiadły na obiektywie.

Tak na marginesie, te zdjęcia zrobiłem niemal dokładnie w tym samym miejscu co fotografie opisane w "Majowym wieczorze"











01 lipca 2012

Bieszczady - Pogoda na Tarnicy...




Dziś trochę wspomnień. Zdjęcia z zeszłorocznego lata w Bieszczadach. Może i w tym roku mnie tam jacyś diabli zaniosą...

Pogoda w górach bywa nieprzewidywalna. Można wyjść na szlak przy pięknej pogodzie i trafić na... nie wiadomo co... Dlatego też dobrze być przygotowanym na różne okoliczności przyrody.

Taka przygoda zdarzyła się mi latem zeszłego roku. Po kilku dniach deszczu błysnęło rano słońce. Wyruszyliśmy więc z rana na Tarnicę by ominąć największe tłumy turystów. Zdążyliśmy dojść do granicy lasu gdy zaczęło grzmieć i wiać. Wyszliśmy na połoniny, rozejrzeliśmy się dookoła i... zawróciliśmy. Kiedy weszliśmy znowu do lasu zaczęło lać! Potem sypnęło takim gradem, że musiałem złapać się za uszy. Ból był nie do wytrzymania. Widok był przecudny. Każdy kto nie miał czapki chroniącej uszy zasłaniał je rękami!

Po paru chwilach nie było nawet sensu próbować się gdzieś schować. Przemokliśmy do... no do końca. Szlakiem płynął strumień sięgający powyżej kostek. A powrót po rozmiękłym, śliskim zboczy trwał i trwał... W pewnym momencie przyłapałem się na myśli, żeby stanąć i poczekać aż wszystko wyschnie...

Deszcz znowu padał przez kilka dni. Gdy słońce było łaskawe pojawić się znowu zza chmur, podjęliśmy kolejną próbę wejścia. Tym razem pogoda bardziej sprzyjała.








Ale gdy weszliśmy na szczyt, znad Ukrainy przyszły czarne chmury...






... które w ciągu kilku minut zasnuły całe niebo. I wyglądało, że znowu trzeba będzie wracać. Tym bardziej, że sypnęło drobnym, uciążliwym deszczem.






Po kwadransie chmury powędrowały dalej a nad górami rozbłysło słońce. Ruszyliśmy w drogę i idąc przez Halicz oraz Rozsypaniec wróciliśmy do Wołosatego. Zdjęcia z Rozsypańca można obejrzeć tutaj.





10 czerwca 2012

Wisła - majowy wieczór...


I jeżeli spontaniczna to rzecz
I jeżeli oczywista to rzecz
I jeżeli naturalna to rzecz

Weź

To co się tu daje
W imię słońca
I jego gońca:
Skowronka gwiżdżącego, amen



         Edward Stachura "Komunia"