Pokazywanie postów oznaczonych etykietą owad. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą owad. Pokaż wszystkie posty

23 września 2017

Inwazja na wrzosowisko...





TAAATOOO SZYBKOOO!!! - słyszę zza okna odległy krzyk.

Coś się stało? Wybiegam przed dom, przebiegam przez podwórko... Na pobliskiej łące stoi Krzyś i macha do mnie zawzięcie.

- Zobacz co znalazłem - słyszę - może weź aparat i obiektyw do makro!

A więc wszystko w porządku. Uff... Przestraszylem się trochę tym niespodziewanym krzykiem. Wracam po sprzęt i wędruję na łąkę. Na niewielkim wzgórku, porośniętym suchymi trawami i kończącymi właśnie kwitnąć wrzosami, stoi Krzyś i z wielkim uśmiechem na gębie pokazuje mi coś na dole.

Wśród fioletowych kwiatów siedzi sobie wielka, zielona... MODLISZKA!

Orzesz ty..! Tu? Na Mazowszu?  A jednak.

Robię zdjęcia do czasu, kiedy słońce się chowa i zaczyna lać kolejny wrześniowy deszcz. Czyli... przez jakieś 15 minut.

Jeszce kilkanaście lat temu modliszki w Polsce można było spotkać jedynie w kilku miejscach w południowo-wschodniej części kraju. I to niezbyt często. Dwadzieścia lat temu, by je sfotografować, musiałem pojechać na Słowację - tuż pod węgierska granicę. A tu proszę, dziś przyszła do mnie sama. Zamieszkała pod domem, nawet nie pytając się o zgodę.

Chwila poszukiwań w internecie i nagle się okazało, ze modliszki podbijają Polskę. Zamieszkały na Opolszczyźnie, Lubelszczyźnie, widziano ją w Górach Świętokrzyskich, na Mazowszu... Pojawiły się też na Mazurach w okolicach Olsztyna czy na Podlasiu. Ba... niedawno nawet ktoś znalazł modliszkę w środku Warszawy. Złapał ją i wezwał Ekopatrol. Myślał, że to jakiś egzotyczny uciekinier z hodowli. Bo w sumie, kto poza garstką fachowców wie, że modliszki można w Polsce spotkać?

Ale jednocześnie jest to owad powszechnie znany, wręcz symboliczny. Z jednej strony ze względu na charakterystyczny wygląd, kojarzący się często z głęboką modlitwą. Nawet naukowa, łacińska nazwa brzmi: Mantis religiosa. Z drugiej strony znany jest również z tego, że samica... zjada samca po lub nawet w trakcie kopulacji. Co prawda dochodzi do tego najczęściej w warunkach hodowlanych. W naturze samiec ma o wiele większa szanse zrobić swoje i uciec... Ale legenda pozostaje. Co ciekawe, sama kopulacja może trwać kilka godzin i nawet jeśli zdarzy się, że samica zaczyna posilać się swoim partnerem, to wiele mu to nie przeszkadza. Zjadanie zaczyna się zawsze od głowy, bo tam samica może łatwo sięgnąć. A, że ośrodki nerwowe zawiadujące aktem płciowym u modliszek znajdują się nie w głowie a w dolnej części ciała, to kopulacja trwa nadal w najlepsze.

W kulturach wschodu modliszka jest za to symbolem odwagi i opanowania.

Polskie modliszki zimują w postaci jaj. Dorosłe osobniki nie przeżywają zimy. Gdzieś w maju wykluwa się kolejne pokolenie. Larwy są podobne do dorosłych owadów. Jedynie są mniejsze i nie mają skrzydeł.



A kuku... Na oku modliszki znajduje się kropka wyglądająca jak źrenica! Sprawia to wrażenie, jakby owad nam się przyglądał. Ale to ściema... to znaczy, przygląda nam się ale ma oczy złożone, składające się pewnie z setek małych oczek. Podobnie jak inne owady. Zaś kropka na środku oka to tylko dekoracja. 

Modliszki to jedyne owady, które potrafią... kręcić głową. Modliszka może powiedzieć 'nie', może pokiwać na potwierdzenie, może nawet przechylić głowę i się zdziwić. Niesamowite było obserwowanie kręcącej głową modliszki. Normalnie mi się przyglądała i śledziła ruchy rąk oraz aparatu. Tak ruchliwa głowa pozwala na zlokalizowanie na ogół nic niespodziewającej się ofiary bez konieczności poruszania całym ciałem.  

Spojrzała w bok prosto na mnie i wpatrywała się z uwagą.

U nasady odnóży chwytnych modliszki znajdują się "wielkie oczy". Odwracają one uwagę ofiary od znacznie groźniejszego końca... 

Modliszki bardzo wiele energii poświęcają na pielęgnację. Kiedy ją obserwowałem i fotografowałem, połowę czasu zajmowała się właśnie czyszczeniem kolejnych odnóży.

- Czekam i czekam a obiad nie przychodzi.... Poczekam więc jeszcze. Cierpliwa jestem...


- Jak to dobrze, że modliszki nie są zbyt wielkie... Co by to było gdyby... - mówi Krzyś.

W strugach deszczu wracamy do domu. Krzyś idzie dumny ze swojego znaleziska. Ciekawe czy modliszek zamieszka u nas więcej, czy też to pojedynczy przypadek?





30 października 2014

Ważki również pozdrawiają poznańskie osiołki...




Byłem w drodze. Jak prawie zawsze latem. Co to znaczy być w drodze? Potrafi to chyba zrozumieć tylko pułkownik Lawrence i Edek Stachura.
Dzień był upalny... ba, upalny to mało powiedziane. Temperatura zniechęcała do jakiejkolwiek aktywności poza jedną. Wyciągnąłem więc mapę i poszukałem najbliższego, dobrze rokującego jeziorka, które by dawało nadzieję na ochłodę. Nawet nie było daleko. Po kilkunastu kilometrach zobaczyłem wodę i polną drogę prowadzącą tuż nad brzeg. Zjechałem, zaparkowałem i rozejrzałem się dookoła. Miejsce było urokliwe acz niestety tradycyjnie zaśmiecone. Opisałem kiedyś podobną sytuację w opowieści "Nasi tu byli". Tu... też byli! Wyciągnąłem z samochodu duży foliowy wór i trochę posprzątałem dookoła. Zabiorę go ze sobą i zostawię przy najbliższej okazji w jakimś gminnym śmietniku gdzieś dalej po drodze.


Wtedy przypomniała się mi opowieść zasłyszana w jednym z parków krajobrazowych. W pobliżu zamieszkał gość z Anglii. Zachwycił się polską przyrodą, lasami, bagnami, jeziorami... tylko te śmieci wszędzie! Postanowił pomóc. Zaopatrzył się w wielkie worki i codziennie podrzucał jeden czy dwa pełne pod płot Ośrodka Edukacji Ekologicznej w Parku. I zaczął być... problem. Szef Parku  powiedział mi jednego razu:
- Robert, co ja mam zrobić. Nie mam dodatkowych funduszy na wywóz śmieci. Pracownicy po cichu zabierają worki i wyrzucają do swoich domowych śmietników. Ale to i tak mało. Anglik ma niespożyte siły. Aby legalnie usunąć dodatkowe śmieci, musiałbym znaleźć prawie półtora tysiąca miesięcznie a budżet i tak trzeszczy i piszczy. Brakuje pieniędzy na wszystko... Przecież mu nie powiem by przestał sprzątać okoliczne lasy tylko dlatego, że ja nie mam za co wywieźć śmieci...
No to zabrałem i ja dwustulitrowy wór i wyrzuciłem do swojego śmietnika.


Woda była przyjemnie chłodna, cień pod drzewami dawał odpoczynek. Ponieważ upał robił się coraz większy, postawiłem nie wychodzić z wody do wieczora i zanocować sobie nad jeziorem. Może rano uda się coś ciekawego sfotografować. Ludzie, którzy przyjechali w środku dnia również szukać ochłody, przed wieczorem odjechali.

Wstałem o świcie. Był miły chłodek. Na jeziorze pływały perkozy. Po drugiej stronie zatoki stadko kormoranów suszyło skrzydła. Ale wszystko zbyt daleko na zdjęcia. Usiadłem więc na brzegu, ciesząc się chwilą. I wtedy dostrzegłem tuż przed sobą chmarę ważek składających do wody jaja. Dokładnie w tym miejscu gdzie wczoraj pływałem.
Poszedłem więc do samochodu po aparat, powoli wszedłem do wody i zająłem się fotografowaniem. Po jakiejś godzinie, gdy zrobiło się cieplej ważki zaczęły znikać. Niedługo zresztą potem przyjechali pierwsi plażowicze i wszelakie zwierzęta zniknęły z widoku. Ale zdjęcia zostały.

A że od czasu afery z poznańskimi osiołkami wszystko się mi kojarzy, to ważki też pozdrawiają i solidaryzują się z osiołkami. Natura górą!














24 października 2012

Robal o świcie...




Wybrałem się o świcie na pobliską łąkę. Miałem nadzieję na zdjęcie wrzosów w porannej rosie ale po bliższym przyjrzeniu okazało się, że wrzosy latoś słabo obrodziły. Za to na suchych badylach sterczących tu i ówdzie dostrzegłem połyskujące w słońcu... ważki! Całe w rosie. Czekające aż słońce osuszy im skrzydła.




Podchodziłem ostrożnie do najbliższej...

... ale okazało się, że nie mam czego się obawiać. Nawet gdyby chciała odlecieć i tak by nie dała rady.

Za to gdy obszedłem ją i wymierzyłem obiektyw z boku...

... zaczęła drapać się po głowie. Czyżby zaczęła się zastanawiać nad sensem istnienia? 





17 października 2011

Idę sobie do drewutni...



... a tam cieśla... i to do tego tyczy mi drewno...
Ten przedziwny chrząszczyk ma trochę ponad centymetr długości i ponad  pięciocentymetrowe czułki czułki. To tak jakbyśmy my mieli gdzieś dziesięciometrowe antenki na głowie!!!
A tycz cieśla nie dość, ze radzi sobie doskonale to jeszcze całkiem sprawnie lata. Co widać na ostatnim zdjęciu...
Ta dziwna nieco nazwa pochodzi od dźwięków wydawanych przez zaniepokojone owady, przypominających nieco piłowanie drewna i wzoru na czułkach podobnego do tego na tyczkach pomiarowych.





... i tyle go widziałem...