Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Noc. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Noc. Pokaż wszystkie posty

30 września 2020

Polowanie na kometę



Odkrycie z 27 marca 2020 roku przeszło bez echa. Kto by tam zajmował się jakimiś kometami, zauważonymi przez krążący na orbicie teleskop. Tym bardziej, że świat zajęty był epidemią koronawirusa. W Polsce drugi tydzień były zamknięte urzędy, szkoły, muzea czy restauracje. Życie zamarło. Po zazwyczaj pełnym ludzi Placu Zamkowym w Warszawie, przemykały najwyżej pojedyncze osoby.

Zresztą prorokowano, że kometa rozpadnie się gdy tylko zbliży się do słońca. Dopiero w lipcu wzbudziła sensację. Nie dość, że się nie rozpadła, to jeszcze stała się najjaśniejszą kometą od dwudziestu trzech lat - czyli od słynnej komety Halleya. Minęła Słońce w odległości zaledwie 43 milionów kilometrów. Dużo? W skali kosmicznej to bardzo niewiele, To nawet trochę bliżej, niż orbita Merkurego - najbliższej Słońcu planety. 





Nazwa kometa pochodzi z języka greckiego. Słowo κομήτης (komētēs) znaczyło - długowłosa! Z Grecji określenie trafiło do starożytnego Rzymu i łaciny... a potem dalej, rozlało się po całej Europie. Często nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele używanych przez nas słów, swoje prapoczątki ma właśnie w starożytnej grece.
Jako pierwszy użył tego słowa, można powiedzieć wymyślił to określenie... Arystoteles - nazwał tak właśnie gwiazdy z włosami.

A kiedy szukałem informacji i kometach, najbardziej zaskoczyło mnie to, że włosy komety, znaczy jej ogon nie jest z tyłu! Nie powstaje za nią! Jest efektem działania wiatru słonecznego i jest skierowany w stronę... przeciwną niż słońce! A sama kometa wtedy leci sobie jakby bokiem w stosunku do moich i powszechnych wyobrażeń.




Jeszcze niedawno, zaledwie 200 lat temu słowo kometa było w języku polskim rodzaju męskiego. Podobnie jak w łacinie. 

Dziś oczy i myśli wszystkich pociąga do siebie
Nowy gość dostrzeżony niedawno na niebie
Był  to kometa pierwszej wielkości i mocy
Zjawił się na zachodzie leciał ku północy

Tak pisał Adam Mickiewicz w... VIII księdze "Pana Tadeusza"

Chodziło o tak zwaną "Wielką Kometę z 1811 roku", odkrytą w marcu 1811 roku francuskiego astronoma amatora Honoré Flaugerguesa. Była widoczna na niebie aż przez 260 dni! Musiała zrobić na ówczesnych ludziach wielkie wrażenie. Obserwował ją również Pierre Bezuchow, bohater "Wojny i Pokoju" Lwa Tołstoja. W Rosji zresztą nazywana była "Kometą Napoleona". Jej pojawienie miało zwiastować "wszelakie okropności i koniec świata" i poprzedziło właśnie francuską inwazję 1812 roku. 

Wykorzystano ją również, dziś powiedzielibyśmy,  marketingowo. Wśród koneserów wina zapanowało przekonanie o wyjątkowo dobroczynnym wpływie komet na winorośl. Tym bardziej, że po kilku niezbyt korzystnych latach i owoce winorośli i wino wyjątkowo się w 1811 udały. Więc tak zwane "Comet Wine" - osiągało, ku uciesze właścicieli winnic, znacznie wyższe ceny. Nawet nakręcono na ten temat film. Romantyczna komedia z 1992 "Rok komety" opowiada o poszukiwaniach najcenniejszej butelki wina na Ziemi... Właśnie pochodzącej z 1811 roku. 

Na początku 1812 roku Wielka Kometa przestała być widoczna gołym okiem. Po raz ostatni widziano ją przez teleskop w sierpniu tego roku. Kiedyś wróci... Gdyby ktoś był jej ciekaw, to musi jednak trochę poczekać, mniej więcej 2890 lat.






W lipcu 2020 roku w Internecie zaczęły się pojawiać zdjęcia komety Neovise. W rożnych wariantach i układach. Nad miastem, obok drzewa, w zbliżeniu, w krajobrazie. Nawet gdzieś przemknęło mi zdjęcie młodej pary: trzymającej się za ręce i z kometą miedzy głowami! 
Sprawdziłem gdzie kometa powinna być widoczna, sprawdziłem gdzie można ja sfotografować nad Wisłą. Takie właśnie zdjęcie mi się wymarzyło. 
I co? I nic! Przez bite dwa tygodnie, dzień w dzień... chmury! Nawet jeśli nie na całym niebie, to właśnie w tym newralgicznym miejscu... tam gdzie powinna być widoczna kometa. Ba... potrafiło być tak , że przez cały dzień niebo było bezchmurne a wieczorem... już nie! 

Aż tu nagle, gdy prawię straciłem nadzieję, jest! Wyszedłem przed dom i niemal dokładnie na północy, w okolicy Wielkiego Wozu, zobaczyłem gwiazdę z włosami. Przez chwilę obserwowałem ją przez lornetkę. Wyglądała niesamowicie. Nie dziwię się, że komety robiły kiedyś tak wielkie wrażenie. 

A potem ruszyłem... Cóż to był za galop! Porzucona, niedojedzona kolacja, sprzęt wrzucany do samochodu po prostu w biegu. Jakaś pajda chleba i kawałek kiełbasy w ręku... nie wiadomo wszak ile czasu spędzę nad Wisłą. I jazda, najpierw szosą a ostatnich kilka kilometrów polnymi drogami. 

Dojechałem i wyskoczyłem z samochodu. Jakiś siedzący w krzakach wędkarz chyba się mnie przestraszył. Przede mną w ciemności lekko błyszczała Wisła. Spojrzałem na północ... i... 
Na całym niebie iskrzyły się tysiące gwiazd, powietrze było wyjątkowo przejrzyste a dokładnie tam gdzie powinna być kometa - mała chmurka! Nie zasłaniała nawet całego Wielkiego Wozu! Widziałem fragment jego dyszla, gwiazdy z drugiej strony... a w środku - nicość! 
Westchnąłem ciężko w intencji świętego Tadeusza - patrona spraw beznadziejnych. Ustawiłem kadr, tak by na zdjęciu była i woda i drzewa i miejsce gdzie powinna być kometa.

Czekam...
Czekam... 
Czekam...

O... widać dwie następne gwiazdy Wielkiego Wozu...  komety nadal nie. Wszędzie dookoła niebo krystalicznie czyste. Migotanie gwiazd wręcz przyprawia o zawrót głowy. 

Czekam...

I kiedy już trochę zmarzłem a w głowie zaczynała kiełkować myśl: rzuć to wszystko w cholerę i jedź do domu... chmurka gdzieś zniknęła. 
Tuż nad wyspą zobaczyłem gwiazdę z włosami!
Sprzęt poszedł w ruch. Zmieniałem miejsca i obiektywy.
Przestałem marznąć. 

Do domu wróciłem, kiedy niebo na wschodzie zaczęło lekko różowieć.

To była jedna z ostatnich okazji. Wkrótce kometa zaczęła być widoczna coraz słabiej i słabiej... wróci do nas kiedyś, jeśli nic złego jej nie spotka po drodze. Musimy poczekać 6800 lat!





Ach... i jeszcze mam na koniec gorący apel do rowerzystów. Kiedy wracałem do domu spotkałem na szosie w środku nocy trzy całkowicie nieoświetlone rowery. Nawet nie było tych małych światełek odblaskowych w pedałach. Ja wiem, że jest ryzyko - jest zabawa. Ale może znajdźcie sobie inny sposób na zabawę. Zagrajcie w rosyjską ruletkę, skaczcie z mostów do wody albo... nie wiem co jeszcze. Ale nie ukrywajcie się w ciemności przed jadącymi samochodami. To żadna przyjemność mieć was potem na sumieniu. 







28 lipca 2018

Krwawy Księżyc




Całkowite zaćmienie Księżyca! Najdłuższe w XXI wieku. Następna taka okazja za ponad 100 lat! Rozmaite media krzyczały o tym tak już od dobrych kilku dni.

Cóż było robić. Nie chciało nam się czekać ponad 100 lat, więc wieczorem postanowiliśmy wyruszyć całą rodziną w teren.

Pogoda postanowiła pograć sobie z nami w kotka i myszkę. Od rana a to się chmurzyło a to błyskało słońce. Im bliżej wieczora, tym więcej było chmur. Nie zniechęciło nas to jednak. Spakowaliśmy sprzęt do samochodu i pojechaliśmy.



Dojechaliśmy nad Wisłę. Wybraliśmy miejsce, gdzie księżyc powinien pojawić się nad wodą. Niestety, zastaliśmy... chmury. Połowa nieba, akurat w tym miejscu, w którym miał się pojawić Krwawy Księżyc, zasłonięta była chmurami. Co prawda malowniczymi ale wyjątkowo pojawiającymi się nie w porę.
Rozstawiliśmy sprzęt, zrobiłem kilka zdjęć wieczornego nadwiślańskiego krajobrazu i... czekaliśmy co będzie dalej.
- Tam, zobaczcie, tam! - krzyczy nagle bystrooki Krzyś i naciska spust swojego aparatu - Tam jest księżyc!
Rzeczywiście, jest jakby jakieś przejaśnienie w chmurach. Ale nawet przez lornetkę trudno było stwierdzić czy to księżyc czy jaśniejsza chmura. Minęło kolejnych kilkanaście minut. To właśnie był moment największego zaćmienia Księżyca a my wypatrywaliśmy czegoś w chmurach.  
Próbuję sfotografować to rozjaśnienie ale trudno jest w nie trafić obiektywem. W nocy, w wizjerze aparatu jest praktycznie niewidoczne. W końcu trafiam i wtedy... na zdjęciu wyraźnie widać okrągły kształt i czerwonawy kolor. Jest! Ledwie widoczny ale jest! Krzyś miał rację!
Po kolejnych kilkunastu minutach chmury niespodziewanie zniknęły. Krwawy Księżyc pojawił się w całej krasie...

... razem z rzeszą innych gwiazd i Marsem - widocznym poniżej i lekko w prawo. 
Świecił tak delikatnie, że na niebie pojawiły się gwiazdy jak w bezksiężycową noc.Widoczna była nawet Droga Mleczna.


Początek końca zaćmienia. Rąbek naszego satelity już wyszedł z cienia Ziemi i ma normalny, srebrzysty kolor. Kiedy uświadomiłem sobie, że ciemniejsza część Księżyca to cień planety, na której sobie akurat stoję, poczułem się dziwnie. Jakby na chwilę odkryto przede mną jakieś wielkie tajemnice wszechświata. Miałem ochotę pomachać i sprawdzić czy dostrzegę tam swój cień...
Ostatnie chwile. Jedynie maleńki fragment Księżyca był jeszcze w cieniu Ziemi. 
I na zakończenie - Wisła w świetle Księżyca - już po zaćmieniu, godzina pierwsza w nocy. Czas wracać do domu. 



A tak sfotografował zaćmienie Księżyca Krzyś i jego Miś Detektyw








13 lutego 2013

I spadła...



Dobrze jest  oglądać uważnie zrobione zdjęcia. Najlepiej kilkukrotnie aby niczego ciekawego nie przeoczyć. Tę fotografię zrobiłem rok temu z... nudów. Niebo było wyjątkowo gwiaździste. Noc spokojna a spać się człowiekowi nie chciało. Wyszedłem na łąki koło domu, ustawiłem statyw, aparat. Zaordynowałem półgodzinną ekspozycję i wróciłem na herbatę...  Wypiłem, przeczytałem ze dwa rozdziały jakiejś książki, zabrałem aparat do domu. I plik leżał sobie spokojnie w swojej szufladce na dysku. A nawet na dwóch dyskach bo... kopia zapasowa to ważna rzecz. 
Teraz, korzystając z okazji, że leżałem sobie chory i miałem dużo czasu, przeglądałem stare zdjęcia. I wtedy dostrzegłem... spadającą gwiazdę! W połowie wysokości drzew trochę bliżej prawej strony jest smuga biegnąca w inną stronę niż kręcące się dokoła gwiazdy na niebie. No proszę. A kiedy próbowałem czaić się na Perseidy czy inne zgromadzenia meteorów, to w moich okolicach zawsze było pochmurno, lało albo inne nieszczęścia uniemożliwiały fotografowanie. 











03 października 2011

Nadwiślańskie noce...

Dwa dni temu nad Wisłą... Światła na drzewach to reflektory samochodów wędkarzy, którzy obficie zjechali korzystając z ciepłej jesiennej nocy.


03 września 2011