Pokazywanie postów oznaczonych etykietą starorzecze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą starorzecze. Pokaż wszystkie posty

15 maja 2014

I nie napijesz się przez słomkę...





Dawno, dawno temu skontaktował się ze mną redaktor z jednego Wielkiego Wydawnictwa.
- Czy masz zdjęcia pijącego ptaka?
- Eeeee... nie mam...
A potem zacząłem się zastanawiać. Trzeba by takie zdjęcie zrobić. Pijące ptaki widziałem wielokrotnie. Tylko jak to utrwalić na zdjęciu? Ptaki piją w sposób specyficzny. Nie potrafią przełykać tak jak my. Z racji, że nie są ssakami, nie mają mięśni odpowiedzialnych za ssanie... Muszą nabrać porcję wody do dzioba a potem podnieść głowę do góry i poczekać aż woda spłynie sobie przełykiem do brzuszka. I tak po kropelce... Żeby wypić parę łyków wody taki łabędź, bocian czy wróbel musi się trochę postarać. I parę razy pokiwać głową.
Zresztą nawet nie udałoby się pokazać tego na jednym zdjęciu.
I dopiero niedawno, gdy siedziałem sobie nad starorzeczem przy zaprzyjaźnionych łabędziach, udało się mi zrobić całą serię zdjęć.
Więc panie redaktorze, nie wiem czy pan pamięta jak dwadzieścia lat temu się pan pytał o takie zdjęcia?
To teraz już je mam...

A swoją drogą, zawsze się uśmiecham radośnie jak widzę Kaczora Donalda pijącego coś przez słomkę. Podobnie jak Jamesa B. strzelającego osiemdziesiąt razy z sześciostrzałowego pistoletu bez przeładowania.







23 kwietnia 2014

Wróciły...?



Jedno z moich ulubionych, nadwiślańskich starorzeczy.Otoczone łąkami i pięknymi wierzbami. Bywam tu częstym gościem i nie raz skrzyżowałem z tym miejscem obiektywy (link lub drugi link). Kiedyś, dawno dawno temu gnieździły się tu łabędzie. Opisywałem nawet jak zadziorna łyska odgoniła łabędzia od swoich młodych (link) albo ojciec łabędź tłumaczył mi, bym trzymał się z dala od brzegu, gdy na środku pływają jego dzieci (link). Potem łabędzie zniknęły. Doszły do mnie plotki, że ktoś po prostu jednego ptaka upolował i zjadł. Nagotował rosołek czy zrobił jakieś pieczyste. Przez blisko dwadzieścia lat starorzecze było puste. Nawet łyski zniknęły. Inne ptaki zresztą też. A był moment, że budowały tam gniazda rybitwy czarne czy perkozy. Jedynie na przelotach pojawiało się tam trochę ptaków. Dwa lata temu przez parę dni koczowało tam kilkadziesiąt łabędzi.

I niespodziewanie, gdy ostatnio przyjechałem tam o świcie, zobaczyłem w pierwszych promieniach słońca pływającego na środku jednego łabędzia... a po chwili pod brzegiem spostrzegłem wielkie, kopulaste gniazdo i siedzącą na nim samicę.

Mam do tych ptaków ogromny sentyment. Być może biorący się z czasów, gdy jako szczenię dostałem w swoje łapki "W krainie łabędzia" Włodzimierza Puchalskiego? Więc pewnie w tym roku nieraz będą tematem moich zdjęć.




Kiedy usiadłem na brzegu podpłynął i zmierzył mnie uważnie wzrokiem...
... a potem zajął się swoimi sprawami, nie bacząc na latającego nad nim...
... mistrza drugiego planu.
Głównie zaprzątała go pielęgnacja...
... upierzenia, przerywana leniwym pływaniem.

Ożywił się dopiero gdy nad wodą przeleciała kolejna para łabędzi. Poderwał się jakby chciał je pogonić...

... a potem wrócił nastroszony i dumny.







05 lipca 2013

Kto rano wstaje temu Bug daje... (3)




Nadbrzeżne lasy łęgowe to najbogatsze siedlisko leśne w Europie. Taki nasz odpowiednik lasów tropikalnych. Można w nich spotkać około 40 % gnieżdżących się u nas ptaków. Do tego ogromne rzesze owadów, całe tłumy ginących coraz bardziej żab (szacuje się, ze w ciągu ostatnich lat wyginęło około 80% żab). Na dodatek wszystko to występuje w największych możliwych zagęszczeniach.
Niestety jest to również jedno z najbardziej zagrożonych europejskich siedlisk. Niegdyś rosły na regularnie zalewanych dolinach rzecznych. Dziś zajmują zaledwie drobny ułamek pierwotnej powierzchni. Uczeni szacują, ze nie jest to nawet 1%! Niewiele brakuje aby lasy łęgowe w ogóle zniknęły z map. Wycinki i regulacja rzek zrobiły swoje. W Polsce można można je spotkać wyłącznie przy nieuregulowanych odcinkach rzek - głównie Wisły i Bugu. I najczęściej zarasta je inwazyjny klon jesionolistny.

Nadbużańskie lasy łęgowe były jednym z najładniejszych jakie widziałem. Przebijały nawet (niestety) nadwiślańskie. Do tego były tak splątane, niedostępne i zapokrzywione, że nawet najtwardsi z wędkarzy tam nie docierali. Czasami czułem się jakbym odkrywał nieznane lądy. Albo był pierwszym człowiekiem w tym miejscu od lat.
Wypracowałem też patent na poruszanie się o świcie przez łęgowe chaszcze. Zakładałem wodery lub wręcz spodniobuty, by rosa nie zmoczyła mnie całkowicie. I przy okazji miałem dobrą ochronę przeciwpokrzywową. Zwykłe kalosze nie zdawały egzaminu. Większość mokrych od rosy roślin, sięgała mi co najmniej do pasa. Po kilkunastu minutach nie dość, że byłem cały mokry, to ściekająca po spodniach woda spływała radośnie do kaloszy...

Inne zdjęcia z uroczyska Trojan:

Kto rano wstaje temu Bug daje

Kto rano wstaje temu Bug daje (2)














03 lipca 2013

Kto rano wstaje temu Bug daje... (2)






Nadbrzeżna trawa, zwisając, potrąca
O swe odbicie zsiwiałą kończyną,
Do której ślimak, pęczniejąc z gorąca, 
Przysklepił muszlę swym ciałem i śliną.

W przerzutnym pląsie, znikliwsza od strzały
Płotka się czasem zasrebrzy na mgnienie
Pod wodą - spojrzyj - prześwieca piach biały
I mchem ruchliwym brodate kamienie.

                  Bolesław Leśmian, ze zbioru "Łąka"




Nadbużańskie uroczysko Trojan jest jednym z moich ulubionych miejsc. Ile razy jestem w parku krajobrazowym "Podlaski Przełom Bugu" staram się tam zajrzeć choć na chwilę.

Inne zdjęcia z Trojana:






Poranek był bardzo mglisty...

...wręcz sprawiał wrażenie, ...

... że słońce nie wyjrzy zza chmurnego nieba.

I wtedy pojawił się pierwszy promień.


A potem... 

było... 

...już tylko...

... lepiej.






26 listopada 2012

Wisła - zapomniane starorzecze...



Gdzieś nad Wisłą, nad zagubionym wśród drzew starorzeczem, gdy noc idzie spać... budzą się na chwilę wodne demony.



Gdzie duch, z tchem w piersi zapartym, korzysta
Z ożywczych pogód ciszy bezupalnej, 
Aby istnieniu co szumi swe szumy,
Przydać tęsknoty i zgrozy oddalnej
I gwiazd naprószyć do ciemnej zadumy...

                                 Bolesław Leśmian
















21 grudnia 2011

Kotewka na śmietniku...

Od czasu gdy w swych szczenięcych latach kupiłem "Szatę Roślinną Polski" Szafera, kotewka miała dla mnie jakiś magiczny charakter. Na okładce jednego z tomów było właśnie jej zdjęcie. Wyglądała inaczej niż wszystkie ówczesne znane mi rośliny... Potocznie nazywano ją orzechem albo kasztanem wodnym.
I trzeba było ponad dwudziestu lat by spotkać się z nią oko w oko. Słyszałem tylko, że jest coraz rzadsza, że ginie, że jest wpisana do "Czerwonej Księgi"...  Obecnie występuje podobno zaledwie na około 40 stanowiskach w Polsce. A kiedyś... kiedyś jej młode owoce były używane do karmienia zwierząt gospodarskich, dojrzałe mielono na mąkę. Ba... ze względu na kolczastość  używano ich jako prototypu... drutu kolczastego. Rozsypywano dla ochrony wokół zabudowań. A że buty bywały niegdyś rzadkością, to gdy ktoś w niecnych zamiarach chciał nocą podejść, miał twardy orzech do... zdeptania.
Wiedziałem, że w okolicach Sandomierza można tę roślinę spotkać. Jadąc zastanawiałem się czy uda się ją odnaleźć i sfotografować. I zupełnie nie byłem przygotowany na to co zobaczyłem. Całe starorzecze zrośnięte kotewką. Tylko najgłębsze miejsca były od niej wolne. I do tego... kotewka pływająca w stosach śmieci pozostawionych przez wędkarzy i turystów. Jakieś stare foliowe siatki, puszki po piwie, pudełka po zanętach w ogromnych ilościach, plastikowe butelki... nawet kilka wiaderek po farbie!
Niemal cały dostępny brzeg był wydeptany jak klepisko w staraj stodole.
I przypomniał się mi wtedy cytat z "Seksmisji:": "nasi tu byli". Tylko tym razem zabrzmiał w moich uszach  jakoś smutno.
Kiedy już odjechałem, uzmysłowiłem sobie, że sfotografowałem same rośliny - bez śmieci. A powinienem i ten aspekt życia uwzględnić. A potem pojawiła się jeszcze smutniejsza refleksja. Przyjadę za rok i na pewno nic się nie zmieni. Nasi też tam będą...