Tatuażysta z Auschwitz Heather Morris 7,2
![Tatuażysta z Auschwitz](https://cdn.statically.io/img/s.lubimyczytac.pl/upload/books/5113000/5113703/1148502-352x500.jpg)
Dla mnie Tatuażysta jest niewiarygodny, momentami mamy jakieś podstawowe wpadki. Styl jest słaby - niemal szkolny, a sama historia jest przekoloryzowana i mija się z prawdą. Książka miałaby potencjał, gdyby lepiej dopracowano fabułę i realia historyczne. Takie bzdury, gdy dotyczą zagłady milionów ludzi zwyczajnie rażą. Wszystko powinno być oparte o pogłębione badania tematu. Szczegóły obozowego życia powinny być skonfrontowane choćby z wiedzą dostępną w archiwach Muzeum Auschwitz. Autorka jakby o tym zapomina i leje nam popłuczyny prawdy wymieszane z totalną fikcją. A ponoć powieść oparto na faktach historycznych, czy wręcz materiałach archiwalnych.
Moje negatywne zdanie o książce nie jest odosobnione – oto komentarz Wandy Witek-Malickiej z Centrum Badań Muzeum Auschwitz-Birkenau na temat wydawnictwa: „Książka ta prezentuje zupełnie nieautentyczny obraz realiów Auschwitz. Mówiąc wprost, zakłamuje ona obraz obozowych relacji i życia więźniów. Przypomnijmy, że książka TATUAŻYSTA Z AUSCHWITZ reklamowana była jako publikacja nieomal historyczna, przedstawiająca autentyczne dzieje więźnia niemieckiego obozu Auschwitz odtworzone na podstawie jego osobistej relacji, ściśle oparta na faktach, które rzekomo zostały sprawdzone i potwierdzone w toku późniejszych badań i konfrontacji z dokumentami archiwalnymi, o czym autorka zapewniała niejednokrotnie zarówno w wywiadach, jak i (przede wszystkim!) we wstępie i podziękowaniach dołączonych do tekstu. W rzeczywistości okazała się zawierać bardzo liczne oczywiste błędy faktograficzne i opisywać wydarzenia, które nigdy nie miały miejsca i w KL Auschwitz nie mogłyby się wydarzyć”
Jakie problemem mamy w tekście? W angielskim wydaniu jest to np. zła trasa kolejowa, którą przebywają więźniowie w transportach, czy wzięty z sufitu numer obozowy przypisany Gicie, podobnie jak stosunki między więźniami, a niemiecką obsługą (tu warto obejrzeć choćby PASAŻERKĘ Munka, aby zdobyć jakieś tego wyobrażenie lub prozę Tadeusza Borowskiego czy choć: https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4907403/dymy-nad-birkenau). Kuriozum są jakieś przenośne komory śmierci zasilane z kanistra. Irytującym elementem jest także penicylina... Z historii wiadomo, że pierwszym pacjentem nią leczonym był Albert Alexander, policjant z Oksfordu. Trafił do szpitala z poważnym zakażeniem. Groziła mu sepsa. Po zadrapaniu twarzy cierniem róży wywiązała się w jego przypadku poważna infekcja bakteryjna. Albert Alexander z twarzą pokrytą ropniami trafił do szpitala w umiarkowanie złym stanie. Niestety, aby go uratować lekarze musieli usunąć mu oko. W tym czasie Dr Florey i Dr Chain pracowali nad zastosowaniami medycznymi penicyliny, próbując laboratoryjnymi metodami wyizolować dostatecznie duże jej ilości. W ramach eksperymentu Dr Howard Walter Florey oraz Dr Ernst Boris Chain dnia 12 lutego 1941 roku podali wspomnianemu policjantowi penicylinę. Dokładnie otrzymał on zastrzyk z 160 mg penicyliny. W ciągu doby jego stan się poprawił, wrócił mu apetyt, a infekcja zaczęła ustępować. Jednak lek był tak trudny w produkcji, że badacze musieli odzyskiwać go z moczu pacjenta w celu ponownego wstrzyknięcia. Gdy skończył się preparat Albert Alexander zmarł. Problemem były zbyt szczupłe nakłady finansowe na badania i próby technologiczne. Badania kontynuowano na dzieciach wymagających mniejszych dawek. I w tym wypadku penicylinę odzyskiwano z moczu pacjentów. W połowie 1942 roku dysponowano już dawkami dla 10 chorych. Po raz pierwszy penicylinę skutecznie zastosowano 14 marca 1942 roku. Sytuacja poprawiła się, gdy rządy USA i Wielkiej Brytanii wyasygnowały pieniądze na badania. Wytwarzanie na skalę przemysłową stało się możliwe dopiero w 1944r. Dzięki temu wojska aliantów dokonujące inwazji na Normandię były, w razie czego, zaopatrzone w ratujący życie lek. Amerykanie produkowali ~ 4 tony leku rocznie. Penicylina była stosowana w leczeniu rannych żołnierzy sił alianckich, nie była jednak dostępna dla cywili. Podczas inwazji na Sycylię, kiedy wciąż brakowało penicyliny, Brytyjczycy rozważali, czy nie zarezerwować leku wyłącznie dla rannych i odmawiać leczenia nowatorskim antybiotykiem tym żołnierzom, którzy nabawili się chorób wenerycznych. Sprawa oparła się nawet o samego premiera Wielkiej Brytanii. Bardziej dostępną alternatywą były sulfonamidy np. Prontosil. Jeszcze przed drugą wojną światową wyprodukowano miliardy tabletek Prontosilu. Leczono nimi każdą infekcję bakteryjną oraz zapobiegano zakażeniom. W czasie wojny proszek sulfonamidowy stał się masowym wyposażeniem opatrunków osobistych. Prontosil – albo „sulfa”, jak nazywali go alianci – miał jednak wady, przede wszystkim był szkodliwy dla nerek.
Kończąc wspomnę, że na szczęście w polskim wydaniu część bzdur skorygowano np. zastąpiono penicylinę lekiem o nieznanej nazwie. Niemniej niesmak pozostaje.
Polecam na koniec artykuł na temat ksiąski z:
https://www.auschwitz.org/gfx/auschwitz/userfiles/_public/memoria/pl/pdf/memoria14pl.pdf
...oraz:
https://ksiazki.wp.pl/podroz-cilki-syn-bohaterki-zlozy-pozew-matka-nie-byla-seksualna-niewolnica-6481152316163713a
No i warto posłuchać:
https://www.youtube.com/watch?v=cwvcq_E2Dgg