Pyłek w Oku Boga

Okładka książki Pyłek w Oku Boga Larry Niven, Jerry Eugene Pournelle
Logo Lubimyczytac Patronat
Logo Lubimyczytac Patronat
Okładka książki Pyłek w Oku Boga
Larry NivenJerry Eugene Pournelle Wydawnictwo: Vesper Cykl: Moties (tom 1) Seria: Wymiary fantasy, science fiction
852 str. 14 godz. 12 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Moties (tom 1)
Seria:
Wymiary
Tytuł oryginału:
The Mote in God’s Eye
Wydawnictwo:
Vesper
Data wydania:
2024-05-15
Data 1. wyd. pol.:
1990-01-01
Data 1. wydania:
1974-01-01
Liczba stron:
852
Czas czytania
14 godz. 12 min.
Język:
polski
ISBN:
9788377314920
Tłumacz:
Tomasz Chyrzyński
Średnia ocen

6,9 6,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,9 / 10
49 ocen
Twoja ocena
0 / 10
Sortuj:
avatar
130
13

Na półkach:

Opasła cegła w temacie pierwszego kontaktu. I tyle należy wiedzieć o fabule jeśli się nie czytało, bo historia trzyma bardzo konkretny poziom nawet nie licząc że mówimy o książce wydanej w 1974 roku i nie warto spoilerować. Na szczęście pozbawiona wrzucanego czasami na siłę filozofowania, fabuła toczy się wartko i pomimo ponad 800 stron wchodzi jak nóż w masło. Postaci choć nie są najbardziej odkrywczymi kliszami są ciekawe, pomysł na rasę Motów świetny, a całość to tak naprawdę porządne hard sci-fi bazujące na ciekawych ideach naukowych. Warto, naprawdę warto. Póki co „Wymiary” rozwijają się świetnie i oby tak dalej.

Opasła cegła w temacie pierwszego kontaktu. I tyle należy wiedzieć o fabule jeśli się nie czytało, bo historia trzyma bardzo konkretny poziom nawet nie licząc że mówimy o książce wydanej w 1974 roku i nie warto spoilerować. Na szczęście pozbawiona wrzucanego czasami na siłę filozofowania, fabuła toczy się wartko i pomimo ponad 800 stron wchodzi jak nóż w masło. Postaci choć...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
66
66

Na półkach:

Jedna z ważniejszych powieści o pierwszym kontakcie, po raz pierwszy w całości wydana, w Polsce. Przeszło 800 stron czystego cuda hard sci-fi. A to dopiero początek, to dopiero pierwszy tom. Mam nadzieję, że zainteresowanie nią będzie tak duże, że wydawnictwo zdecyduje się wydać kontynuację.

Zjednoczone Imperium, które powstało za sprawą połączenia sił USA i ZSRR, prowadzi podbój kosmosu zasiedlając kolejne planety. Aktualny, względy spokój był poprzedzony wielką wojną, jednak teraz sprawy polityczne wyglądają dość dobrze. Wszystkie obce formy, które ludzkość spotyka na swojej drodze, nie są inteligentne. Do czasu. Roderick Blaine, który otrzymał dowodzenie nad swoją pierwszą misją, podczas jej wykonywania, znajduje się najbliżej statku zbudowanego przez obce istoty. Według protokołu Imperialnego, to właśnie on jest odpowiedzialny za próbę pierwszego kontaktu. Akcja niestety skończyła się nienajlepiej, bo Roderick zabił jedyną istotę, która znajdowała się na statku. Jednak kierunek, z którego przyleciał ów statek był dla ludzi wystarczającą podpowiedzią, co do miejsca zamieszkania nowych istot. Flota, pod przewodnictwem Rodericka Blaina(?!),wyrusza, by spotkać się w przedstawicielami obcej inteligencji…

Początek książki był dla mnie ciężki, nie ze względu na skomplikowaną fabułę, a na ilość postaci, które się przewinęły. Prawda, mamy na początku spis bohaterów, do którego często wracała, ale nadal wszyscy mi się mylili. Moje podekscytowanie nową historią i nowymi istotami jednak było większe niż ta mała niedogodność i rozpoczęcie książki przeleciało mi bardzo szybko. Kiedy emocje trochę opadły, a akcja nieco zwolniła, książka zaczęła mi się dłużyć. Stan ten trwał do połowy, ale od połowy, ludzie, od połowy to ja chciałam przeczytać ją na raz! Przeszło 400 stron na raz! Dla mnie to jest sporo, gdybyście się nie orientowali. Po pierwsze dlatego, że zaczęłam już ogarniać bohaterów, a po drugie Motowie, bo tak ludzkość nazwała obcych, zaczęli odkrywać przed czytelnikiem swoje tajemnice.

Motowie (oryginalny tytuł książki to The Mote in God’s eye) mieszkają przy małej gwieździe, która z odpowiedniego punktu wygląda jak pyłek na tle czerwonego nadolbrzyma. Natomiast obie gwiazdy znajdują się na skraju mgławicy, wyglądającej jak zakapturzona postać. Pewna garstka ludności stworzyła nową religię, która opiera się na ‘boskim’ wyglądzie owej mgławicy. Kiedy dodamy do tego jeden z najbardziej znanych cytatów z biblii: “Drzazga w oku bliźniego” zaczyna nam się klarować pewien obraz Motów, którzy nie są tym za kogo się podają. A raczej ich natura nie jest tak pokojowa, jak mogłoby się wydawać. Motowie przedstawiają ciekawy obraz obcej rasy. Na początku nie widziałam w nich nic wyjątkowego/przełomowego. Jednak autorzy dawkowali nam informację o nich praktycznie do samego zakończenia książki. Ja, jako czytelnik, byłam nawet na lepszej pozycji niż część bohaterów, bo znałam pewne informacje przed nimi. Pierwszy raz miałam ochotę krzyknąć na bohaterów, żeby uważali. Żeby uważali na te istoty, na to co mówią, na to co robią, na to co planują. Chociaż wyglądem do ludzi było im daleko, to jednak tendencję do kłamstw i intryg mieli wyjątkowo ludzką.

Mam wrażenie, że się strasznie rozpisałam, ale wypadałoby wspomnieć coś o bohaterach, którzy byli wykreowani poprawnie, ale jakoś nikt nie zapadł mi jakoś bardzo w pamięci. Jedynie kapitan Roderick Blaine i jedyna kobieta na statku- Sally, antropolożka i siostrzenica senatora imperialnego, wyróżniali się na tle innych postaci. Oni oraz Jego Ekscelencja Horace Hussein Chamoun al Shamlan Bury, który był nieoficjalnym więźniem. Poczynania tej trójki miały największy wpływ na losy imperium i relacji z Motami.

Jeśli lubicie książki o pierwszym kontakcie, to jest must read!

Jedna z ważniejszych powieści o pierwszym kontakcie, po raz pierwszy w całości wydana, w Polsce. Przeszło 800 stron czystego cuda hard sci-fi. A to dopiero początek, to dopiero pierwszy tom. Mam nadzieję, że zainteresowanie nią będzie tak duże, że wydawnictwo zdecyduje się wydać kontynuację.

Zjednoczone Imperium, które powstało za sprawą połączenia sił USA i ZSRR,...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
550
550

Na półkach:

Ostatnio coraz częściej zdarza mi się sięgać po książki sci-fi, choć szczerze przyznam, że ten gatunek nigdy nie plasował się na górze listy moich ulubionych. 🤷‍♀️ Im więcej jednak historii tego typu poznaję, tym bardziej się do nich przekonuję. 🤩 Najwyraźniej muszę trafiać na same dobre. Czy tak też było w przypadku książki "Pyłek w oku Boga" Larry'ego Nivena i Jerry'ego Pournelle'a❓️🤔

Jest rok 3017. Ludzie dawno temu opuścili Ziemię i skolonizowali setki systemów gwiezdnych, 🪐 ale tylko na jednej planecie udaje im się odkryć istnienie innych inteligentnych istot. 😯 Dzieje się to za sprawą kompletnego przypadku, bo podczas pewnej stłuczki w kosmosie. 🚀 Po tym zdarzeniu dochodzi do pierwszego spotkania z obcą, starszą niż można to sobie wyobrazić rasą, która wita ludzi z otwartymi ramionami. Ale czy na pewno te intencje są szczere? 🤔 Dość szybko okazuje się, że każdy ma tu coś do ukrycia i nie wiadomo do końca, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. 😲

"Pyłek w oku Boga" liczy sobie już 50 lat, ale w Polsce został wydany dopiero teraz. 📚 Powieść jest uznawana za jedną z najważniejszych wśród tych traktujących o pierwszym kontakcie z obcą cywilizacją. Czy słusznie❓️ Żadnym ekspertem w tej dziedzinie nie jestem, ale muszę stwierdzić, że przygoda z tą lekturą była naprawdę fascynująca. 🤩 Niven i Pournelle stworzyli świat, który wciąga bez reszty i zachwyca detalami. Ta książka ma głębię, bo wnika w historię ludzi, dość szczegółowo opisując wydarzenia, które zmusiły ich do opuszczenia Ziemi 🌍 i osiedlenia się na stałe w kosmosie. Poznajemy też struktury obecnie panującej władzy i zostajemy wtajemniczeni w skomplikwane sprawy polityczne. 🧐 I tych politycznych aspektów autorzy nam nie szczędzą, jednak podają te wszystkie informacje w zgrabny i interesujący sposób. Mistrzowsko budują też napięcie, tworząc tym samym bardzo niepokojący klimat. 👌

"Pyłek w oku Boga" na pewno nie należy do najlżejszych powieści. Jest to kawał solidnej, rozbudowanej historii, która wymaga od czytelnika pewnego zaangażowania. Ale uwierzcie mi - warto! Gorąco polecam❗️☺️

Ostatnio coraz częściej zdarza mi się sięgać po książki sci-fi, choć szczerze przyznam, że ten gatunek nigdy nie plasował się na górze listy moich ulubionych. 🤷‍♀️ Im więcej jednak historii tego typu poznaję, tym bardziej się do nich przekonuję. 🤩 Najwyraźniej muszę trafiać na same dobre. Czy tak też było w przypadku książki "Pyłek w oku Boga" Larry'ego Nivena i Jerry'ego...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
542
352

Na półkach: ,

Czy jesteśmy sami we Wszechświecie? To pytanie nurtuje ludzkość, odkąd zrozumieliśmy, że Ziemia jest tylko jedną z planet istniejących w rozległym Kosmosie. Do tej pory nie zetknęliśmy się ze śladami innych cywilizacji. Nigdy jednak nie przeszkadzało to twórcom literatury science fiction do wymyślania niesamowitych historii opierających się na kontaktach z obcymi. Nowe książki z tego gatunku cieszą się sporą popularnością, ale czytelnicy równie chętnie sięgają po wznowienia starych dzieł. Przykładem jest tu prawie 900 stronicowe dzieło Larry’ego Niven’a i Jerry’ego Pournellego pt „Pyłek w oku Boga” z 1974 roku, które nadal wzbudza ciekawość.

Z poszukiwaniem śladów zaawansowanych pozaziemskich cywilizacji wiążą się dwa podstawowe pytania. Pierwsze – gdzie ich szukać? A drugie – czego tak naprawdę powinniśmy szukać? Odpowiadają tutaj autorzy, których książka zalicza się do jednej z najważniejszych dzieł literatury sci-fi.

Akcja „Pyłku” rozgrywa się w odległej przyszłości w której ludzkość próbuje odkrywać i zdobywać nowe światy. Całość opiera się na fikcyjnych miejscach, skomplikowanej fabule, wielowątkowości i całej masie postaci, które niekiedy nie pozostawiają za sobą dobrego wrażenia. Wszystko dzieje się dość powolnie, ale tajemnica tego, co nowe i niewyjaśnione trzyma czytelnika w napięciu niemal przez cały czas.

Najciekawszymi momentami w książce były dla mnie oczywiście fragmenty dotyczące obcej cywilizacji, ich zachowania, ale też politycznych przepychanek czy postępów technologicznych. Autorzy skupili się na kwestiach komunikacji i zrozumienia obcej kultury, a nie tylko na fizycznym kontakcie czy konflikcie.

Podsumowując, powieść ta była dość wymagającą i angażującą lekturą skłaniającą do refleksji nad naszą rolą we Wszechświecie. Niezależnie od tego, czy jesteście fanami klasycznego science fiction, czy poszukujecie jedynie współczesnych interpretacji kontaktu z obcymi cywilizacjami, śmiało po nią sięgnijcie. Dzięki niej odkryjecie zupełnie nowe i fascynujące miejsca zamieszkałe przez ciekawe istoty.

Czy jesteśmy sami we Wszechświecie? To pytanie nurtuje ludzkość, odkąd zrozumieliśmy, że Ziemia jest tylko jedną z planet istniejących w rozległym Kosmosie. Do tej pory nie zetknęliśmy się ze śladami innych cywilizacji. Nigdy jednak nie przeszkadzało to twórcom literatury science fiction do wymyślania niesamowitych historii opierających się na kontaktach z obcymi. Nowe...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
659
208

Na półkach: ,

"Pyłek w Oku Boga" jest jedną z najgrubszych książek w moich zbiorach. Czy objętość tej powieści chociaż w małym stopniu zniechęcała mnie do jej przeczytania? Oczywiście, że nie! Uwielbiam tego rodzaju obszerne książki, papierowe cegły, które niejednego przyprawiają o szybszy puls. "Pyłek w Oku Boga" przyciągnął mnie jak magnes. Intrygujący opis, genialna, twarda okładka i obecność w świetnie wypadającym cyklu "Wymiary" były dla mnie ogromną zachętą, by po tę pozycję sięgnąć. Jak tym razem wspominam swój pobyt w kosmosie? O tym poniżej :)

Całkiem inny świat. Kosmos. Odległa przyszłość. Ludzkość zdobywa kolejne światy. Centrum istnienia stanowi Imperium położone w sektorze Trans-Worek Węgla. Podczas rutynowego lotu krążownik McArthur dowodzony przez Rodericka Blainea odczytuje nadchodzący z przestrzeni kosmicznej sygnał mogący świadczyć o tym, że nadała go inna, nieznana dotąd inteligentna cywilizacja. Szybko okazuje się, że w stronę krążownika zmierza statek kosmiczny. Niebawem ludzkość nawiąże pierwszy kontakt z nieznanymi dotąd inteligentnymi istotami. Podczas kiedy dla jednych nowo nawiązany kontakt jest szansą na współpracę handlową i biznes, inni uważają go za zagrożenie dla świata człowieka. Czy przedstawiciele spotkanej rasy okażą się szansą na rozwój, czy będzie to zagrożenie dla ludzkości?

"Pyłek w Oku Boga" to książka, która będzie potrafiła zniechęcić do siebie niejednego czytelnika swoją objętością. Czy jednak jest się czego bać? Absolutnie nie! Powieść science fiction duetu Larry Niven - Jerry Pournelle pomimo swoich gabarytów okazuje się naprawdę fascynującą lekturą, która potrafi wciągnąć już od pierwszych stron. Powieść porywa i stanowi prawdziwą odyseję po bezkresach kosmosu. Trafiamy do świata całkowicie nam obcego. Okazuje się, że w przyszłości ludzkość porzuci swoją planetę i zacznie szukać szans na zbudowanie cywilizacji w całkiem innym świecie. Bohaterowie książki szybko przekonają się o tym, że nie jesteśmy jedynymi inteligentnymi istotami w kosmosie. Oprócz nas istnieje jeszcze świat Motów, istot równie wysoko zaawansowanych technicznie, posiadających swój świat, swoje miasta, technologie itd. Wyprawa do ich świata, podróże w kosmosie, walki, nowe odkrycia to codzienność bohaterów powieści Nivena i Pournellea. "Pyłek w Oku Boga" okazuje się naprawdę świetnie napisaną powieścią science fiction i może uchodzić za sztandarowy wzór dla tego gatunku. Mimo swoich ogromnych gabarytów nie trafiamy w tej powieści na ani jeden nudny lub zbędny fragment. Z początku co prawda możemy czuć się nieco zagubieni bardzo dużą liczbą bohaterów, ale z czasem przyzwyczajamy się również do tego i lektura powieści staje się naprawdę wielką przyjemnością.
A sami Motowie? Powiem szczerze, że całkiem inaczej wyobrażałem sobie inteligentne istoty zamieszkujące literacką przestrzeń kosmiczną. Czytając opisy wyglądu Motów miałem przed oczami istoty podobne do serialowego Alfa, a ich mniejsze odpowiedniki skakały mi przed oczami przybierając postać filmowych gremlinów. Nawet w bardzo poważnych fragmentach powieści po prostu uśmiechałem się pod nosem, bo opisy postaci z kosmosu od razu w mojej wyobraźni wędrowały w kierunku tych nieco bardziej komediowych postaci. Ale czy to stanowi problem? Nie! Nawet pomimo tego tę książkę czytało mi się naprawdę rewelacyjnie!
Autorzy tytułem oraz kilkoma cytatami odbiegli również w kierunku biblijnym i filozoficznym. Kilka fragmentów, wydarzeń oraz cytat "Dlaczego widzisz pyłek w oku brata, a w swoim oku belki nie dostrzegasz?" wybitnie to potwierdzają. Rozważania w tym kierunku zostawiam jednak każdemu czytelnikowi.

Powieści science fiction do tej pory gościły w moich rękach niezwykle rzadko. Dzięki cyklowi "Wymiary" od Wydawnictwa Vesper, bardzo dużo się w tej kwestii zmieniło. Książki dark fantasy, science fiction zaczęły przyciągać mnie podobnie jak czytane na bieżąco do tej pory horrory, kryminały i thrillery. Wyjście ze swojej strefy komfortu i spróbowanie całkowicie nieznanego mi do niedawna gatunku było naprawdę świetnym pomysłem! "Pyłek w Oku Boga" jedynie to potwierdza. Książka okazała się jedną z najlepszych powieści jakie trafiły w moje ręce w tym roku i zdecydowanie mogę Wam tę papierową cegiełkę polecić. "Pyłek w Oku Boga" uzależnia i daję Wam moje słowo, że nie odłożycie tej książki dopóki nie dobrniecie do samego końca. Powieść porywa od samych słów wstępu i nie pozwala o sobie zapomnieć na długo. W mojej ocenie wypada naprawdę bardzo, bardzo dobrze! Polecam gorąco!

"Pyłek w Oku Boga" jest jedną z najgrubszych książek w moich zbiorach. Czy objętość tej powieści chociaż w małym stopniu zniechęcała mnie do jej przeczytania? Oczywiście, że nie! Uwielbiam tego rodzaju obszerne książki, papierowe cegły, które niejednego przyprawiają o szybszy puls. "Pyłek w Oku Boga" przyciągnął mnie jak magnes. Intrygujący opis, genialna, twarda okładka i...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
103
61

Na półkach:

Pięćdziesięcioletnia książka o pierwszym kontakcie. Niemal tysiąc stron. Moją główną motywacją do sięgnięcia po tą cegłę było nazwisko Larry’ego Nivena, autora “Pierścienia”, który bardzo przypadł mi do gustu. Choć z początku miałem trochę wątpliwości, lekturę oceniam jako zdecydowanie udaną.

Całość dzieje się w trzecim tysiącleciu, w uniwersum CoDominium, którego nie znam, ale wprowadzenie jest dość sprawne. Przy czym rozbiegówka zajmuje ze sto pięćdziesiąt stron, dużo polityki i postaci. Jak już zacząłem się irytować, wreszcie pojawiła się sonda obcych. Dochodzi do kiepskiej próby jej przejęcia, po czym ludzie naprędce sklecają ekspedycję badawczą do układu z którego przybyła.

I tu właśnie czułem pierwsze poważniejsze zgrzyty. To stara książka, jest tu niemało naiwności, trochę niepoważnych elementów jak na taką ekspedycję. Ale jakoś to zaakceptowałem, biorąc pod uwagę specyficzną sytuację i kulturę ludzi (quasi-feudalizm, podniesienie się z czegoś na kształt mrocznych wieków). Pomogło, mój odbiór od razu się poprawił. Obca cywilizacja z którą stykają się ludzie jest bardzo, bardzo interesująca. Sposób w jaki obie strony się “obwąchują”, gdzie jednocześnie sytuacja jest bardzo niesymetryczna, z drugiej są duże analogie, obie strony mają swoje sekrety i powody by się obawiać drugiej strony.

A potem znów wracamy do świata polityki, tym razem jednak jest ciekawszy, bo rolę w nim odgrywają Motowie. Z jednej strony mamy absolutnie nieprofesjonalne zachowania ludzi w czasie bodaj najważniejszej dyskusji w historii dwóch gatunków. Z drugiej decyzja z jaką borykają się ludzie jest akademicko absolutnie fascynująca. Intelektualna uczta.

Na koniec jeszcze jedno - mimo ośmiuset stron postacie i tak z grubsza zlewały mi się ze sobą. Książka ma w zasadzie jedną postać kobiecą i czuć, że powstała pół wieku temu. Jest dość wąsato, choć nie jest to poziom “Czarnej chmury”.

Pięćdziesięcioletnia książka o pierwszym kontakcie. Niemal tysiąc stron. Moją główną motywacją do sięgnięcia po tą cegłę było nazwisko Larry’ego Nivena, autora “Pierścienia”, który bardzo przypadł mi do gustu. Choć z początku miałem trochę wątpliwości, lekturę oceniam jako zdecydowanie udaną.

Całość dzieje się w trzecim tysiącleciu, w uniwersum CoDominium, którego nie...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
918
270

Na półkach: , ,

Gdy do czterdziestki mam już bliżej niż dalej, pewne rzeczy zdarza mi się zapomnieć, pewne chwile z przeszłości ulatują niczym niełupki z dmuchawca, inne z kolei są wciąż całkiem żywe i wyraźne. Czasami w głowie zostają sprawy błahe i z perspektywy czasu mało istotne, ot jak choćby moment, kiedy zacząłem interesować się teoriami o obcych cywilizacjach i UFO. Dzieciak dorastający w latach '90 siłą rzeczy musiał natknąć się na serial "Z archiwum X", a w moim przypadku to właśnie ta produkcja stała się katalizatorem to zgłębienia tematu. Potem zabrałem się za książki, czasopisma, filmy i programy telewizyjne i te "zielone ludziki" kroczą gdzieś tam za mną do dziś. Oczywiście takim najbardziej emocjonującym momentem byłby pierwszy kontakt z przedstawicielami obcych i wizje tej chwili miało wielu pisarzy, najczęściej były to jednak wejścia na grubo. Ot, jak choćby w "Wojnie światów" Herberta Georga Wellsa z końca XIX wieku. W kontraście do tej zadymy, pozostają: Jack Finney ze swoją "Inwazją porywaczy ciał" z 1954 roku i John Wyndham z "Kukułczymi jajami z Midwich" z 1957 roku. Obaj snują bowiem wizję cichej inwazji. Oczywiście nie każde nawiązanie łączności z obcymi kończyło się zagładą ludzkości. To, że kosmici mogą być pozytywnie nastawieni pokazał Carl Sagan w swoim kultowym "Kontakcie". I wydaje się, że ten Autor świadomie lub nie, poszedł w ślady Larry'ego Nivena i Jerry'ego Pournella, którzy w monumentalnej powieści "Pyłek w Oku Boga" z roku 1974 idą właśnie w kierunku ostrożnego, choć pokojowego kontaktu z obcą cywilizacją.

"Pyłek w Oku Boga" to pierwsza powieść duetu Niven i Pournelle i początek trylogii zakończonej w 2010 roku przez córkę tego drugiego - Jennifer R. Pournelle. Co ciekawe, "Pyłek..." chociaż liczy sobie już pół wieku, nigdy nie był w Polsce wydany. Dlaczego? Może nasi wydawcy boją się tak obszernych tomiszczy? Na szczęście to się zmienia, a Wydawnictwo Vesper być może toruje drogę innym. Zresztą, Vesper nie pierwszy raz sięga po powieści konkretnych rozmiarów i jasne z punktu widzenia czytelnika, do takiej książki podchodzi się nieco inaczej, ale to tylko kwestia poprzestawiania sobie w głowie i jeżeli historia zaskoczy, to frajda z jej czytania jest nieziemska. Czasem wręcz dosłownie, jak w przypadku "Pyłku w Oku Boga", gdzie właściwie całość dzieje się w kosmosie. Ziemia jest tu jedynie wzmiankowana jako swego rodzaju rezerwat, miejsce pamięci po wojnach nuklearnych, które wygnały ludzkość w kosmos. Teraz, w roku 3017, ludzie zamieszkują wiele skolonizowanych planet, ale dopiero teraz natrafili na inne inteligentne formy życia. I to całkiem przypadkiem, bo dla krążownika MacArthur miała to być rutynowa misja bez niespodzianek. Właśnie zakończyła się kolejna rewolta na jednej z planet należących do Imperium i gdy wszyscy myśleli, że przyszedł czas oddechu, na drodze krążownika, pojawił się nieznany statek kosmiczny. Choć w wyniku kolizji, obca istota będąca na statku, poniosła śmierć, wkrótce Cesarz wysyła ekspedycję naukowców i wojskowych, aby nawiązała pierwszy kontakt z obcą cywilizacją. Motowie - jak kosmitów nazywają ludzie - podzielają chęć kontaktu i wkrótce dochodzi do spotkania...

"Pyłek w Oku Boga" to mieszanka fantastyki naukowej z political fiction i ta polityka jest tu często na pierwszym planie. Właściwie wszystko kręci się wokół polityki, bo nawet naukowcy są w nią - bezpośrednio czy nie - uwikłani i pełnią rolę ambasadorów ludzkości. Ja wiem, nie każdy fan sci-fi lubi motywy polityczne, ale Larry Niven & Jerry Pournelle zadbali o to, aby było ciekawie. Wiecie, "Pyłek..." to książka bez większych fajerwerków, to nie "Obcy", gdzie właściwie cała fabuła opiera się na krwawej jatce. Tutaj narracja jest raczej spokojna, żeby nie powiedzieć powolna, ale takie tempo do tej opowieści po prostu pasuje. Pod tym względem "Pyłek w Oku Boga" przypomina "Czerwony Mars" Robinsona czy "Hyperion" Simmonsa. Fabularnie, "Pyłek..." to jednak zupełnie inna bajka, ale napisana genialnie, z rozmachem, z dbałością o detale, z niesamowitą atmosferą, z kipiącymi emocjami. Niven i Pournelle znakomicie budują napięcie, dając nam to przyjemne uczucie niepewności wynikające z nadchodzącego spotkania z nieznanym. Potem zaczyna się wzajemne sondowanie obu stron, a czytelnik zaczyna dostrzegać, że każdy tu ma coś do ukrycia, a w to, co grają zarówno ludzie, jak i Motowie, to nic innego jak zgrabna gra pozorów. Tutaj każdy ma swoje tajemnice i bardzo długo czytelnik pozostanie w niepewności, czy obcy mają dobre zamiary, czy tylko udają przyjacielskich? Zresztą, bardzo szybko przekonujemy się, że Motowie mają z nami bardzo wiele wspólnego i chyba to sprawia, że część bohaterów jest bardzo ostrożna w kontaktach z nimi. Rozpoczyna się więc przeciąganie liny, bowiem każda ze stron ma coś do ugrania, i każda coś do stracenia.

Larry Niven i Jerry Pournelle dają tu popis nie tylko swoich talentów literackich, ale też ogromnej wyobraźni, tworząc wizję przyszłości, ale i świata bardzo nam obcego. I mam tu na myśli nie tylko świat Motów, ale i ludzi, którzy już nie są ziemianami, a obywatelami kosmosu, a tym kosmosem zarządza superpaństwo nazywane Drugim Imperium Człowieka. O historii cesarstwa - bo Imperium to cesarstwo - dowiadujemy się całkiem sporo. Nie jest to twór stworzony tylko po to, aby robił za tło. Kryją się za tym dzieje ludzkości, przesiąknięte krwią i potem, czyli w sumie tym, co zawsze, bo jako ludzkość lubimy się napierdzielać i dziesiątkować. Mamy też teraźniejszość, względnie spokojną, ale przed burzą zawsze jest spokój.

"Pyłek w Oku Boga" to świetna opowieść, która jednak - z racji swoich rozmiarów - domaga się od czytelnika czasu i skupienia. Larry Niven i Jerry Pournelle dają nam historię o pierwszym spotkaniu z obcą inteligentną rasą, jednak temat ten pokazują pod kątem geopolitycznym, naukowym, po części też wojskowym, ale militaryzmem emanują raczej ludzie niż obcy, a właściwie i tak wszystko sprowadza się do prężenia muskułów, bowiem "Pyłek..." nie jest książką batalistyczną; to nie ten odłam sci-fi. I, aby już nie przedłużać, powiem tak: niewiele jest powieści political fiction, które mnie porwały, to jest ciężki temat i mało komu udaje się go ogarnąć, ale ci dwaj goście - Niven i Pournelle - no kurczę, dali radę. "Pyłek w Oku Boga" to jedna z tych opowieści, od których ciężko jest się oderwać. To kawał świetnej historii, której warto poświęcić czas, którą warto poznać. Gorąco polecam. 👍

mroczne-strony.blogspot.com

Gdy do czterdziestki mam już bliżej niż dalej, pewne rzeczy zdarza mi się zapomnieć, pewne chwile z przeszłości ulatują niczym niełupki z dmuchawca, inne z kolei są wciąż całkiem żywe i wyraźne. Czasami w głowie zostają sprawy błahe i z perspektywy czasu mało istotne, ot jak choćby moment, kiedy zacząłem interesować się teoriami o obcych cywilizacjach i UFO. Dzieciak...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
445
145

Na półkach:

Zacznijmy od tego, że niezmiernie trudno jest opowiedzieć o “Pyłku w Oku Boga” bez spoilerów, ponieważ większość interesujących aspektów lektury jest mocno związana z elementami fabularnymi. Cóż, spróbuję jakoś sprostać wyzwaniu. Skrótowo powiem, że rzutem na taśmę podwyższyłem tej książce notę z 6 na 7. Bardzo mieszane uczucia towarzyszyły mi podczas czytania, jednak w swoim subgatunku space opery pozycja ta wyróżnia się takim bardzo przyziemnym podejściem do tematu pierwszego kontaktu. Wszystkie motywy stanowiące o sile tej powieści można w bezpośredni sposób odnieść do jakiś wydarzeń geopolitycznych współczesnego świata, nie jest to jakaś efekciarska, ekscytująca fantazja na temat przyszłości gatunku ludzkiego (Hamilton, Reynolds),raczej pewna uniwersalna, ludzka kontemplacja na temat zaufania i wzajemnego porozumienia w futurystycznym settingu statków kosmicznych i obcej cywilizacji tuż za naszym progiem.

1. Dlaczego warto przeczytać / co mi się w niej podobało?

Po pierwsze widać, że Pournelle i Niven znają się na rzeczy jeśli chodzi o aspekty hard SF - wszelkie technologie (żagiel słoneczny to mój soft spot jeśli chodzi o gwiezdne napędy),instrumenty, metody badawcze, słownictwo, prawa fizyki (szczególnie namacalnie zobrazowano wysokie przeciążenia związane z przyspieszeniem statku, przy czym były one w granicach ludzkiej wytrzymałości, a nie zupełnie odjechane dla efektu wow) - wszystko to ma ręce i nogi i oklaski dla panów za przygotowanie merytoryczne. Jakby ktoś miał wątpliwości to mogą rozwiać je krótkie notki biograficzne autorów zamieszczone z tyłu książki. Powieść jest z pewnością przemyślana, bogata w szczegóły, potrafi trzymać w napięciu na początku i pod koniec. Odczuwa się tą imperialną aurę ludzkości. Obcy zostali zaprezentowani naprawdę interesująco, zarówno pod kątem biologii (mój ulubiony aspekt),psychologii, technologii oraz społeczeństwa. Sceny suspensu, w których jeden statek zbliżał się pomalutku do drugiego były efektywne i imponujące.

Chyba najmocniej przemówił do mnie wspomniany już wątek zaufania wobec innego podmiotu, który posiada własną agendę oraz tajemnice, które pragnie zachować dla siebie. Nawet gdybyśmy chcieli zaufać drugiej stronie to jak możemy to uczynić nie będąc przekonanym o jej intencjach? Wszelkie pertraktacje polityczno-handlowe z obcymi, które śledzimy równolegle z obu stron były mocno angażujące, ponieważ obserwujemy, jakie sekrety ludzie i Motowie (tak nazywamy rasę obcych, bo ich świat orbituje wokół białego karła, który na tle czerwonego nadolbrzyma przypomina pyłek - mote) ukrywają przed sobą nawzajem i jednocześnie jesteśmy w pełni świadomi stawki, o jaką toczy się gra. Czy znajdziemy drogę do porozumienia, czy jedynym rozwiązaniem jest eksterminacja całego gatunku? Czy zawsze istnieje alternatywa dla wzajemnej zagłady? Podobało mi się zakończenie i myślę, że całościowo ta książka potrafi dać do myślenia - nie odlatujemy daleko w abstrakcję tylko próbujemy przyrównać te wydarzenia do naszych realnych konfliktów (w dniu tworzenia to pewnie chłodne relacje USA i ZSRR, co ciekawe w powieści oba te państwa się połączyły w Kondominium, z którego później wyewoluowały Imperia Ludzkości).

2. O wadach i zgrzytach słów kilka…

Praktycznie w dużym stopniu będę powtarzał po moim poprzedniku. Z pewnością bohaterowie nie są mocnym aspektem powieści, co jest raczej poważną wadą w przypadku space oper. Większość postaci zlewała mi się do samego końca, różnią się w zasadzie jedynie imionami. Co prawda były tam próby pogłębienia tych postaci o jakieś krótkie backstory, ale utonęły one w zalewie 850 stron badań, dialogów i polityki. Główny bohater - Roderick Blaine, kapitan krążownika MacArthur, jest typem postaci carte blanche, którą każdy może wypełnić sobą, ale jako samodzielna jednostka nie oferuje niczego interesującego poza tym, że jest arystokratą i ów status niewątpliwie mu się przydaje. Swoją drogą nie ma drugiego takiego kapitana floty międzygwiezdnej, któremu tyle raz się upiekło od ochrzanu od przełożonego (+ jeszcze otrzymuje awans!). Wątek miłosny pojawił się bardzo niespodziewanie, albo to ja słabo odczytywałem znaki. Niewątpliwie dobrze, że się pojawił - to ważne, aby głównej postaci na czymś zależało, aby ów konflikt cywilizacyjny przybierał charakter osobisty. Kupiec-więzień polityczny jest niemal bezużyteczny, choć z jakimś tam przynajmniej charakterem. Kadeci ledwo do rozróżnienia między sobą z wyjątkiem nawigatora. Możesz zapamiętać, który brał udział w czym, ale ostatecznie niezbyt ci się to przyda. Wicekról pusty i bez wyrazu, naukowcy bardzo jednowymiarowi i mało ciekawi (swoją drogą to rzadkość, aby twórcy SF lepiej sobie poradzili z portretami wojskowych niż ludzi zajmujących się prowadzeniem badań). Najlepszy jest komandor krążownika Lenin, ale to głównie dlatego, że przez całą książkę nie było wiadomo, czego się można po nim spodziewać. Jego reputacja była tą przysłowiową dużą chmurą, z której spadło mało deszczu.

Fabuła jest zdecydowanie rozwlekła i ma swoje przestoje, w moim odczuciu w szczególności środkowa część poświęcona kosmitom. Autorzy odkrywają przed czytelnikami nowe fragmenty układanki, jaką są Motowie, jednak nie potrafią nadać owym sytuacjom jakiegoś ładunku emocjonalnego. Przelatujesz kolejne fragmenty wzrokiem bez większego entuzjazmu, byś dopiero pod koniec powiedział “a to ten element jest ważny w taki sposób, fajnie!”. Gdy sytuacja na moment wymyka się ludziom spod kontroli czułem chwilowy wzrost zainteresowania, ale moja wyobraźnia nie potrafiła uczynić z formy zagrożenia czegoś realnie przerażającego - czułem się bardziej, jakbym dziś obejrzał film “Gremliny” i ktoś mi powiedział, że powinienem odczuwać niepokój. Sceny akcji raczej oszczędnie, wręcz mało umiejętnie opisane.

Były fragmenty tekstu, które czytało mi się bardzo mozolnie i musiało upłynąć wiele stron, abyśmy trafili do jakiegoś muzeum czy innego miejsca, gdzie poznamy historię cywilizacji Motów, bo to właśnie w tym aspekcie kryje się prawdziwe “mięsko” opowieści. Czasami nie potrafiłem dobrze prześledzić kontynuacji dialogów, jakby były nienaturalnie posklejane, ale może to tylko moje braki w koncentracji. Co mnie ciągle zastanawiało to gdy narrator stwierdzał, że coś jest “nietypowe” albo “niestandardowe” i za cholerę nie potrafiłem orzec, jak taka nietypowość wygląda. Nie pamiętam konkretnych przykładów, ale w trakcie lektury ów zabieg rzucał mi się w oczy kilkukrotnie i za każdym razem (100% przypadków) nie wiedziałem, co nietypowego było w wielkości danego zjawiska (w skali kosmologicznej, gdzie są różne typy wszystkiego). Czepialstwo? Może. Ja jednak zwróciłem na to uwagę.

Nie podobało mi się posłowie. Bardzo sporadycznie coś takiego mówię, bo zwykle posłowia są wartością dodaną dla treści. Przykro mi, ale to przygotowane na zamówienie mi się po prostu nie podoba, nie jest ani pogłębiające, ani stylistycznie ciekawe (poszło zbyt mocno w kolokwializm, słowo “no” przewija się tam nieustannie). Przewartościowany jest w mojej opinii wątek religijny - występuje, ale jest praktycznie nieobecny. Szkoda, że autorzy nie pofatygowali się o jakiś ciekawy system wierzeń Motów, tylko tak jednym zdaniem…
Sporadycznie (w zależności od tego, jakim jesteś czytelnikiem) poczujesz się wyrzucony z narracji jakimś terminem, które nie kojarzy Ci się w ludzkością czwartego tysiąclecia lub podobieństwami w funkcjonalnej tkance cywilizacji Motów względem ludzi (może być to jakiś detal architektoniczny czy środek transportu). Mi to nie przeszkadzało, ale wspominam o tym aby być bliżej ideałowi obiektywizmu. Jeśli nazywanie środków transportu “samochodami” na innej planecie ci nie przeszkadza, to w porządku. Albo anatomiczne odpowiedniki organów wewnętrznych. Albo gdy kosmici nauczyli się naszego języka i aby przeklnąć, używają słów "do diaska!" Wiecie, jest troszkę tych XX-wiecznych naleciałości - wtedy odwzorowywanie przyszłości w warstwie językowej nie było tak naglącą potrzebą jak dziś. Mnie wytrąciła z immersji filiżanka (^>^)
Nie obyło się bez paru literówek czy jakiś takich niezręczności (osłona ablacyjna czy ablatywna w końcu? Wiemy, że to pierwsze). Ale tłumaczenie okej, to w końcu ogrom stron i potknięcia nie są zbyt rażące.

3. Podsumowanie.

Wydaje się, że wady przewyższają zalety (przynajmniej objętościowo),jednak tuż po lekturze byłem naprawdę zadowolony, że sięgnąłem po tę pozycję. Na przestrzeni tych 850 stron wydarzyło się sporo interesujących rzeczy, byłem świadkiem pierwszego kontaktu z ciekawie zbudowaną cywilizacją inną niż wszystkie. Nie ukrywajmy, w space operach obcy są zazwyczaj naszymi wrogami nr 1. Tutaj natomiast Motowie wcale nie są do nas wrogo nastawieni, na swój sposób są wręcz sympatyczni, mają jedynie swoje własne imperatywy i interesy, a ludzkość pierwsze co robi to nie strzela czym popadnie, tylko próbuje na wszelkie sposoby znaleźć nić porozumienia przede wszystkim na płaszczyźnie handlowej. Zagrożenia vs. potencjalne korzyści, a na szali leży los prawdopodobnie setek miliardów obywateli Imperium. Pośpiech jest w takim przypadku nie wskazany, lecz chłodna, otwarta głowa, która potrafi te przeciwstawne czynniki odpowiednio skalkulować. Jest to bardzo dojrzałe przedstawienie kontaktu z obcą cywilizacją i co by nie mówić dłuższymi momentami potrafiło zaangażować, a i wyszedłem z tej przygody z uczuciem satysfakcji. Do końca byłem ciekaw, jakie rozwiązanie zostanie opracowane i nie zawiodłem się. Końcowy morał uważam za ciekawy (użyłbym innego przymiotnika, ale zasugerowałbym zakończenie). Podoba mi się niemal każda książka, w której lata świetle oznaczają “znacznie dalej, niż się fantastom wydaje”, chyba że jedna strona ma jakiś super trik, jak napęd Aldersona w rękach Ludzkości.

Także warto przeczytać. “Pyłek w Oku Boga” to nie jest ramotka (uf!),choć wyraźnie się różni od współczesnych, militarystycznych space oper. Ale dla kogoś, kto lubi dobre powieści to chyba dobrze, że książka różni się od swoich odpowiedników, prawda? Śmiało można spróbować. To nie jest jakieś odkopane z niebytu arcydzieło, jednak jej uniwersalny charakter oraz bogactwo wyobraźni sprawia, że broni się jako analiza socjologiczna oraz po prostu przygoda (w bardzo luźnym rozumieniu tego słowa) w kosmosie z mocnym naciskiem na politykę i ekonomię.

Zacznijmy od tego, że niezmiernie trudno jest opowiedzieć o “Pyłku w Oku Boga” bez spoilerów, ponieważ większość interesujących aspektów lektury jest mocno związana z elementami fabularnymi. Cóż, spróbuję jakoś sprostać wyzwaniu. Skrótowo powiem, że rzutem na taśmę podwyższyłem tej książce notę z 6 na 7. Bardzo mieszane uczucia towarzyszyły mi podczas czytania, jednak w...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
2061
410

Na półkach: ,

Autorzy nie pozostawiają złudzeń, że „Pyłek...” to duża rzecz: raz ze względu na objętość powieści, dwa na umiejscowienie w czasie – a mamy trzecie tysiąclecie.
Harold Blaine jest lordem komandorem Imperialnej Floty Kosmicznej. To skrupulatny, myślący nieszablonowo młody człowiek. Ta nieszablonowość w myśleniu i działaniu powinna przysparzać mu wrogów i kłopotów, ale życie ma swoje prawa więc Blaine, miast ponosić karę, konsekwentnie awansuje. Jego aktualne zadanie to przetransportować bezpiecznie Sandrę Foller (antropolog z zacnej arystokratycznej rodziny) i Horacego Burego (kupca i szuję jednocześnie). Zadanie trudnym się nie wydaje, szczególnie jeśli dowodzi się statkiem kosmicznym z wyższej półki. I trudne nie jest do momentu kiedy załoga napotyka nieznany statek kosmiczny, a w nim... Obcego. Choć martwy, nie ma wątpliwości że jest/był przedstawicielem myślącej, technicznie zaawansowanej cywilizacji. Teraz priorytety się zmieniają, ten sam Blaine „wsparty” dodatkowo obecnością Horacego Horvantha (ministra nauki) Davida Hardego (kapelana) i licznej grupy naukowców wyrusza na spotkanie Motów (z braku pomysłów tak ich nazwano)),a to wszystko pod czujnym okiem admirała Kutuzowa, który na czuwać nad bezpieczeństwem i strzec tajemnic technologicznych Imperium. Blaine nie domyśla się, że przyjdzie mu walczyć z krasnalami/zegarmistrzami, a Motowie nie są tak otwarci i szczerzy jak zapowiada pierwszy z nimi kontakt.
Powieść jest jednym wielkim miszmaszem uczuć jakie mogą wzbudzić w czytelniku - od znużenia po zachwyt, od zadziwienia po uśmiech poblażliwości. Pierwsze kilkaset stron to ciekawa, ale monotonna warsztatowo opowieść o podróży kosmicznej. Poznajemy Imperium, poznajemy bohaterów, poznajemy technologię, poznajemy problemy z jakim Świat się boryka, a wszystko to jest jednowymiarowe. Nawet trudno oznaczyć głównego bohatera, bo wszyscy sobie równi i tak samo płascy. Momentem przełomowym jest oczywiście pierwszy kontakt z obcą cywilizacją. I tutaj zmienia się wiele: przede wszystkim narracji daleko do utartych schematów. Obcy (choć bardzo Obcy) są „przyjaźni”, ich serdeczność, i uległość wręcz, prawie usypia czujność. Drugim znaczącym odstępstwem jest relacja Naukowcy kontra twardogłowi Wojskowi. Wyjątkowo Naukowcy gubią gdzieś racjonalizm i rozsądek i gdyby nie chorobliwie podejrzliwy – z zawodu niejako – Wojskowi...
Na plus to bardzo przemyślana historia Pierwszego Kontaktu, zachowawczy Ziemianie i nie do końca uczciwi Obcy. Jedni i drudzy mają swoje tajemnice, pytanie tylko która z tajemnic jest bardziej niebezpieczna.
Na minus to właśnie ta jednowymiarowość bohaterów, Blaine – choć pracy łatwej nie ma – jest nijaki, Bury – szachraj z urodzenia – jest nijaki, Horvant - człowiek pozbawiony wyobraźni, ale nijaki. Jedynie admirał Kutuzow próbuje być charakterny. Więcej wigoru mają Obcy, a ich historia i tajemnica jest naprawdę ciekawa. To dość znacząco ubarwia opowieść, choć trzeba na to ubarwienie czekać cierpliwie. Reszta jest jak romans Blaine'a z Sally – przez całą powieść nic i nagle ślub.
Jednym zdaniem: temat doskonale dopracowany fabularnie i technicznie, zabrakło jedynie „kolorytu”.

Autorzy nie pozostawiają złudzeń, że „Pyłek...” to duża rzecz: raz ze względu na objętość powieści, dwa na umiejscowienie w czasie – a mamy trzecie tysiąclecie.
Harold Blaine jest lordem komandorem Imperialnej Floty Kosmicznej. To skrupulatny, myślący nieszablonowo młody człowiek. Ta nieszablonowość w myśleniu i działaniu powinna przysparzać mu wrogów i kłopotów, ale życie...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • 471
  • 70
  • 56
  • 8
  • 7
  • 7
  • 5
  • 3
  • 3
  • 2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Pyłek w Oku Boga


Podobne książki

Przeczytaj także