Romain Rolland urodził się w Clamecy, w środkowej Francji, w zamożnej rodzinie mieszczańskiej, która w 1880 przeprowadziła się do Paryża. Dzięki tej przeprowadzce Romain mógł później otrzymać staranne wykształcenie. Uczęszczał do elitarnego liceum Louis-le-Grand, wraz z Paulem Claudelem; wykazywał nieprzeciętne zdolności muzyczne, grał na fortepianie. Jako uczeń liceum przeżył głęboki kryzys duchowy, w wyniku którego utracił wiarę.
Po ukończeniu liceum, za namową matki podjął studia historyczne w École normale supérieure, które ukończył w 1889. Przez następne dwa lata przebywał na stypendium w Rzymie; tam zafascynowany dziełami Williama Szekspira oraz dzięki perswazji Malwidy von Weysenburg zaczął pisanie dramatów historycznych.
W 1890 na krótko powrócił do Francji, a w 1892 ponownie zamieszkał w Rzymie, gdzie zajął się zbieraniem materiałów do swoich dwóch prac doktorskich: z muzykologii (Historia opery w Europie przed Lullyim i Scarlattim) i historii sztuki (Przyczyny upadku malarstwa włoskiego w XVI w.). W 1894 obronił pierwszy w historii Sorbony doktorat z dziedziny muzykologii i objął (stworzoną specjalnie dla niego) katedrę muzykologii na tym uniwersytecie.
Po uzyskaniu tytułu doktora historii sztuki wykładał również w École Normale Supérieure.
W następnych latach Rolland zawarł znajomość z katolickim poetą, Charlesem Péguy, dzięki któremu zadebiutował na łamach Cahiers de la Quinzaine. Ciekawostką jest iż w 1944 pisarz odwdzięczył się Péguy za pomoc w debiucie napisaniem jego monografii.
W 1913 Rolland jako autor Jana Krzysztofa otrzymał dwie prestiżowe nagrody: Wielką Nagrodę Akademii Francuskiej (1913) oraz literacką Nagrodę Nobla (1915). Ceremonia wręczenia Nagrody Nobla nie odbyła się jednak w tym roku z powodu trwania I wojny światowej, w czasie której pisarz przebywał w neutralnej Szwajcarii.
Po zakończeniu wojny Rolland chwilowo zaprzestał działalności literackiej, a zajął się wystąpieniami publicznymi, w których oponował przeciw konfliktom zbrojnym państw oraz nierówności społecznej. Podobnie jak wielu lewicowych intelektualistów francuskich owego czasu, sympatyzował wówczas z nowo powstałym państwem komunistycznym, Związkiem Radzieckim, mówiąc o rzekomym „pokoju przez rewolucję”[2]. W 1927 Rolland stanął na czele Międzynarodowego Komitetu Antyfaszystowskiego.
W 1931 Rollanda w jego mieszkaniu w Szwajcarii odwiedzili kolejno: Gandhi oraz Rabindranath Tagore.
Kiedy wybuchła II wojna światowa prokomunistyczne wystąpienia pisarza spotkały się z surową krytyką ze strony rządu Vichy, w związku z którą Rolland przebywał w Vézelay w areszcie domowym.
Zmarł w 1944 na gruźlicę w Vézelay, w wieku 78 lat.
Rolland był wielkim miłośnikiem muzyki; do jego ulubionych kompozytorów należeli Louis-Nicolas Clérambault, George Frideric Handel i Ludwig van Beethoven. Napisał biografie tych trzech twórców. Współczesny mu kompozytor Richard Strauss był jego przyjacielem. Rolland utrzymywał również bliskie stosunki z Maksymem Gorkim, Rabindranathem Tagore, Hermannem Hessem oraz Mahatmą Gandhim.
Romain Rolland karierę literacką rozpoczął w 1897, od napisania pierwszego tomu cyklu dramatycznego Tragedia wiary – Święty Ludwik. W następnych latach powstały dwie kolejne sztuki teatralne podporządkowane starannie przemyślanej idei cyklu: Aert (1898) i Tryumf rozumu (1899). Utwory te przeszły praktycznie bez echa; wzorowane były często na twórczości Henryka Ibsena; osadzone w realiach późnego Renesansu opowiadały zwykle o nieprzystosowaniu społecznym genialnej jednostki (artysty, outsidera czy wrażliwca). W tym czasie pisarz stworzył oryginalną koncepcję teatru, który miałby wychować widza w duchu humanizmu, kształtować jego wrażliwość na dobro, piękno oraz prawdę. Teatr taki oparty miał być o „edukacyjne” zestawienie wzorców i antywzorców, najlepiej zaczerpniętych z rzeczywistych zdarzeń historycznych. Taki charakter miało choćby trzyczęściowe dzieło dramatyczne, Teatr rewolucji (Wilki, 1898; Danton, 1900; 14 lipca, 1902). W rok później powstał natomiast manifest programowy teatru Rollanda, Teatr ludowy, szkic o estetyce teatru nowego. Broszura ta miała również inny cel: wytłumaczenie dotychczasowego niepowodzenia dzieł Rollanda oraz próbę ich wypromowania. Działalność literacka Romaina Rollanda z tego okresu charakteryzowała się głębokim zainteresowaniem historią Francji (zwłaszcza epoką średniowiecza, XVI oraz XVIII wiekiem),ze skłonnością do jej monumentalizacji.
W późniejszym czasie Rolland zajął się pisaniem monografii słynnych artystów i myślicieli: Michała Anioła, Ludwiga van Beethovena, Lwa Tołstoja, które weszły w skład cyklu Żywoty sławnych mężów (8 tomów). Szybko jednak pisarz zraził się do tej formy literackiej, uznając ją za nie dość pojemną i nie odpowiadającą jego rzeczywistym aspiracjom[1].
W latach 1904-1912 powstawała dziesięciotomowa[3] monumentalna powieść rzeka Jan Krzysztof, dzięki której autor uhonorowany został Literacką Nagrodą Nobla. Utwór nakreśla obraz genialnego muzyka niemieckiego Jana Krzysztofa Kraffta, dokładnie opisując jego życie – od momentu narodzin, aż do śmierci. Cechujące się surowym stylem dzieło skupia się tym samym na duchowych rozterkach i życiowych niepowodzeniach wrażliwego artysty, który ostatecznie znajduje szczęście w odosobnionym zakątku Szwecji. Zdaniem krytyków, postać Kraffta stanowi syntezę samego Rollanda oraz Beethovena.
Zupełnie inny wydźwięk ma, składająca hołd mentalności ziemi burgundzkiej, powieść Colas Breugnon (1919). Autor dał w niej wyraz panteistycznej i hedonistycznej radości życia oraz wizji relacji międzyludzkich opartej na pacyfizmie, wzajemnym szacunku, poczuciu humoru i prostocie. Utwór utrzymany został w pogodnym tonie, epatując ludowym spojrzeniem na świat, rubasznością i dowcipem w stylu prozy François Rabelais’go. Colas Breugnon jest jednocześnie swoistym pastiszem powieści historycznych, w których lubował się pisarz we wczesnej fazie swojej twórczości (można to odnieść chociażby do cyklu dramatycznego Teatr rewolucji). Patronem tego etapu swojej literackiej działalności ogłosił Rolland świętego Marcina, patrona Clamecy. Jak głosi motto powieści:
Święty Marcin pije wino, Wodę pozostawia młynom.
W latach 1922-1934 Rolland pisał swoje ostatnie dzieło, siedmiotomową powieść Dusza zaczarowana, która nie zdobyła już takiego rozgłosu jak Jan Krzysztof oraz Colas Breugnon. Przez ówczesną krytykę literacką została wręcz odrzucona i nazwana piramidą pustosłowia[1], przez co Rollanda zwykło się postrzegać jako autora dwóch znaczących dzieł.
Jedynie pierwsza miłość jest prawdziwa, piękna, słuszna. Niebo ją zsyła, by zaspokoić palące nas pragnienie. I może dlatego, że nie wychylił...
Jedynie pierwsza miłość jest prawdziwa, piękna, słuszna. Niebo ją zsyła, by zaspokoić palące nas pragnienie. I może dlatego, że nie wychyliłem jej do dna, łaknę wciąż i tak już będzie do końca życia.
Początek książki niesłychanie nudny i zniechęcający do dalszego czytania. Warto jednak przetrwać do rozdziału z historią majową. Od tego momentu wszystko się zmienia - opowiadane w poszczególnych rozdziałach historie wciągają i zaczynają łączyć się ze sobą. Książka przeradza się w dość zabawną, a jednocześnie skłaniającą do myślenia refleksję nad życiem.
Twórca cudownego i pogodnego „Colasa Breugnona” dał nam też powieść – rzekę, której bohaterką uczynił niebanalną kobietę. Poznajemy Anetkę na przełomie wieków XIX i XX jako wychowaną w luksusie młodziutką studentkę Sorbony, ulubioną córeczkę tatusia, poważne i myślące dziewczątko. Sielanka szybko się kończy, bo dziewczyna przedwcześnie traci ojca (matka umarła już wcześniej),za to zyskuje młodszą przyrodnią siostrę, o istnieniu której dotąd nie miała pojęcia.
I przez wiele rozdziałów Autor bawi się kontrastem tych dwóch kobiet – poważnej, „rozważnej” Anetki i trzpiotowatej, „romantycznej” Sylwii. Jedna z nosem w książkach, druga baraszkuje z kochankiem, tamta rozmyśla nad sensem istnienia, ta znów przymierza nowe fatałaszki. I o dziwo wychodzi na to, że ta lekkomyślna siostra bardzo twardo stąpa po ziemi i doskonale radzi sobie w społeczeństwie, za to zasadnicza, pryncypialna i do bólu prawdomówna Anetka wciąż kaleczy się o sztywne ramy konwenansu.
Bo Autor na przykładzie Anetki ukazuje nam całą obłudę, zakłamanie i skostnienie francuskiej burżuazji, nudne i puste rytuały, paniczny strach przed anarchią i zmianami, jałowe trwanie w poczuciu bycia koroną stworzenia. Nasza Anetka mogłaby spokojnie wyjść sobie za mąż, zyskać bezpieczeństwo finansowe, stabilizację i towarzyską pozycję, potem znaleźć sobie gdzieś dyskretnie i na boczku kochanka i czas na pielęgnowanie własnych pasji, jak to czyniły wszystkie Anetki tego świata. Jednak zdecydowała się zadrzeć z ugruntowanymi zasadami i nie dość, że zuchwale odrzucić świetną propozycję małżeństwa, to jeszcze ulec namiętności i spędzić z byłym narzeczonym upojne intymne chwile. Bo chłopak bardzo jej się podobał, jednak wiedziała, że nie jest materiałem na męża dla niej. Niezależność i samostanowienie jest tym, czego Anetka potrzebuje najbardziej.
I po raz kolejny okazuje się, że wolność kobiety kończy się tam, gdzie zaczyna się ciąża. Anetka całkiem świadomie i z podniesionym czołem decyduje się na samotne macierzyństwo. I w dodatku spokojnie głosi wszem i wobec, że miała prawo do takiej decyzji, nikt jej na siłę nie uwiódł i w ogóle nie widzi w swojej sytuacji powodów do oburzenia. Tym samym staje się dla świata zagrożeniem i skandalem a dla znajomych mężczyzn – łatwym łupem, bo przecież skoro raz poddała się namiętności, to pewnie zrobi to z każdym i wszędzie…
Dalej to już codzienne borykanie się z trudami macierzyństwa, łatanie dziur w domowym budżecie (bo na domiar złego Anetka traci cały majątek),desperackie próby pogodzenia własnych zasad z płomienną miłością, która jak zawsze przychodzi nie porę, oraz niełatwa relacja matki z synem. Nieślubne dziecię od początku jest bardzo niezależne (pewnie po mamusi) i niechętnie poddaje się lawinie słodkich uczuć miłości i oddania, jakimi Anetka zalewa chłopca. Wszystko jest jak w życiu – trochę słodkie a najczęściej gorzkie, twarde i niesatysfakcjonujące. Ale Anetka pokonuje przeszkody jak rasowa pełnokrwista klacz i nic a nic nie traci siły swego niezłomnego charakteru.
Powieść miała być obliczona na siedem części, mój tom to pierwsze trzy, kończące się wraz z końcem I wojny światowej. Zapewne w ciągu dalszym towarzyszylibyśmy Anetce aż do jej odejścia z tego świata, w końcu jak powieść – rzeka to rzeka! Żebyż to jeszcze było napisane z większym ogniem! Rolland opisuje kobiecość z dużym znawstwem, delikatnością i psychologicznym prawdopodobieństwem, jednak książka jest momentami niemiłosiernie rozwleczona i nudna jak jasny gwint! Podziwiać tylko pracowitość i wytrwałość pisarza, który musiał strawić na tych siedmiu tomach mnóstwo cennego czasu. A mało kto ten wysiłek docenił, bo współczesna Rollandowi krytyka nie była temu dziełu zbyt przychylna, a dziś utwór wygląda na niemal całkiem zapomniany.