Shari Low

Gdy Tress zaczyna rodzić swoje pierwsze dziecko, jej mąż jest w drodze na szkolenie. Leci samolotem, więc ma wyłączony telefon. A przynajmniej taką wersję zna jego żona, która informuje go, wysyłając SMS-a. Jednak Max, nie leci do Londynu, jest w hotelu w Glasgow z żoną swojego najlepszego przyjaciela, Anyą. Ich romans trwa od kilku lat, a dzisiaj ich spotkanie ma służyć jako pożegnanie. Męczeni wyrzutami sumienia, wskakują do samochodu i pędzą do szpitala. Max jedzie szybko, żeby dotrzeć do rodzącej żony i powitać na świecie swojego synka. Brawurowa jazda kończy się tragicznie. Z płonącego samochodu udaje się wyciągnąć Maxa i Anyę. Sięgnęłam po tę pozycję, skuszona miejscem, w którym dzieje się akcja. Mieszkałam blisko Glasgow i uwielbiam kroczyć wraz z bohaterami po tych terenach. W książce śledzimy historię z perspektywy czterech osób. Jest to bardzo naturalne spojrzenie i skonstruowane tak, aby się nie pogubić a fabule. Historia jest bardzo dynamiczna, wydarzenia nachodzą na siebie. W książce akcja dzieje się czasy czas, nie ma monotonnych momentów. Bardzo spodobała mi się postać Tress, która jako młoda mama była ogromnie odpowiedzialna. Mimo niedyspozycji męża poradziła sobie śpiewająco. Mimo ogromnego bólu, który jej sprawił, zdecydowała dać swojemu dziecku ogrom miłości. Kolejną postacią, która zyskała moją sympatię, jest Noah. Jego postawa i wsparcie wobec Tress było cudowne. Mimo że jego świat się zawalił był oparciem dla młodej mamy. Książka ukazuje nam, że prawda zawsze wyjdzie na jaw w najmniej oczekiwanym momencie. Książka liczy lekko ponad 300 stron, jest to idealna pozycja na jedno posiedzenie. Gdy sięgnięcie po tę pozycję, nie będziecie chcieli jej odłożyć. Ogromnie mi się podobała. Klimat w książce jest świetny, fabuła genialna. Jeśli szukacie czegoś, co wyciągnie was z zastoju czytelniczego, to idealna pozycja! Polecam z całego serduszka ❤️