Unicestwienie Jeff VanderMeer 6,6
ocenił(a) na 106 tyg. temu Gdy niemainstreamowa powieść przebija się do mainstreamowej świadomości, tak się to niemal zawsze kończy - niskimi ocenami, niezrozumieniem, niezadowoleniem.
"Unicestwienie" zdecydowanie lepiej czyta się za drugim razem, gdy już wiemy, czego się po nim NIE spodziewać. Wiedziałem, że nie dostanę odpowiedzi na tajemnice Southern Reach wprost, że będę musiał wyłowić z tekstu strzępki interpretacyjne - nie pełny obraz, ale jedynie nici, po których moja wyobraźnia będzie mogła podążyć. Opisy przyrody są żywe, bogate w detale i jeśli wnikniemy w te fragmenty w pełni jakbyśmy naprawdę przemierzali jakiś niezbadany, potencjalnie niebezpieczny obszar, a nie tylko prześlizgiwali się po nich wzrokiem ze zniecierpliwieniem, że "dlaczego coś się dzieje", to lektura pochłonie nas bez reszty i wyjdziemy z niej zadowoleni.
Istotą new-weird jest niepoznawalne. Nie możemy określić, czym jest to co badamy, bo wymyka się to naszej ludzkiej percepcji i próbom racjonalizacji. Podróż przez Strefę X jest drogą w głębiny ludzkiej psychiki wystawionej na kontakt z nieznanym/niepojmowalnym, a nie jedynie fizyczną eksploracją tajemniczej przestrzeni. Cel fabularny owej książki jest równoważny z samą podróżą przez krainę dziwów, nie dającej się poznać poprzez zasady metodologii naukowej i racjonalizm myślenia. Chcąc jak najgłębiej wniknąć w tkankę powieści spróbowałem skupić się na tym, co doświadczają członkinie ekspedycji, próbowałem zapamiętać jak najwięcej detali odnośnie tego, co napotykają i jakie reakcje im towarzyszą. Tak jak czwórka kobiet bada Strefę X, tak samo czytelnik powinien bystrym okiem analizować doświadczenia postaci. Dzięki uważnej lekturze można wyłowić całkiem sporo wskazówek na temat istoty Strefy i tego, co się przydarza naszym protagonistkom. Można np. zauważyć, że spotkaniom z dziką zwierzyną zawsze towarzyszy jakiś błysk inteligencji w oczach stworzeń, iskra jakiegoś niezdefiniowanego rozpoznania... Plus dodatkowo próbki tkanek pobranych po drodze składają się na dosyć wiarygodną hipotezę odnośnie natury zjawiska, choć zawsze tuż poza zasięgiem pozostanie pytanie "Dlaczego?" I o to chodzi, aby odpowiedź na nie pozostała nieuchwytna, inaczej nie było nic new-weirdowskiego w tym, co czytamy.
Należy podejść do tej książki jak do pierwszego ludzkiego kontaktu z całkowicie niepojmowalnym fenomenem. A zatem największym przeciwnikiem czytelnika na drodze ku uwielbieniu "Unicestwienia" będą nasza oczekiwania. To właśnie te oczekiwania sprawiły, że za pierwszym razem nie popłynąłem na fali hype'u płynącego z zagranicy (przy czym uwielbiałem prozę Vandermeera już wcześniej) - bo spodziewałem się odpowiedzi, zamiast samodzielnie wraz z przekładanymi stronami spróbować zinterpretować wydarzenia. Nie liczyłem tym razem, że na końcu czeka mnie objawienie, że muszę tylko i wyłącznie poczekać na zakończenie, przedrzeć się przez te opary surrealizmu, aby dojść do definitywnej konkluzji. Tym razem mój mózg pracował przez cały czas, byłem uczestnikiem wyprawy w 100% - wyobrażałem sobie siebie jako członka realnej ekspedycji, który przy niewielkiej ilości danych stoi na progu nieznanego zagrożenia, którego nie sposób przewidzieć, zrozumieć, przeciwstawić mu się... I jest to przerażające, byłoby to przerażające, gdyby taka historia przydarzyła by się w prawdziwym świecie. Do tego należy dodać fakt, że rządowe ramię Southern Reach zdaje się skrywać wiele informacji na temat Strefy X przed uczestnikami ekspedycji. Mnóstwo tajemnic powodujących niemal paranoiczne myśli, a idealnym symbolicznym ucieleśnieniem tej paranoi jest czarne pudełko z lampką, która początkowo nie wiadomo co ma sygnalizować oraz warunkowanie hipnotyczne uczestników wyprawy.
Przy ponownej lekturze był dla mnie jasny zabieg oszczędnej charakterystyki postaci oraz całkowity brak imion. W końcu nie od dziś w literaturze mówi się, że jeśli coś nazywamy, to tym samym oswajamy to, przyjmujemy do wiadomości, nadajemy temu czemuś pewne kontekstualne ramy naszego wyobrażenia - a w Southern Reach tak się nie da, jesteśmy na całkowicie obcym terytorium (dosłownie i w przenośni).
Kilka fragmentów z filmowej ekranizacji, w którym scenariusz był mocno konsultowany z autorem, skierowało punkt mojej uwagi na pewne interesujące fragmenty tekstu. Przykładowo fragment retrospekcji biolożki, w którym pada taka kwestia, że "udawanie często prowadzi do stania się niezłą kopią tego, co naśladujesz, nawet jeśli kopia jest niezła tylko z daleka" to dosyć solidny forshadowing dla przyszłych wydarzeń w Strefie. Na tej samej stronie (58-59) biolożka opowiada o tym, jak zrodziła się jej pasja do biologii za sprawą zapuszczonego basenu na tyłach domu, w którym powstał złożony ekosystem. Ten fragment zdaje się być najbardziej reprezentatywny jeśli chodzi o podejście biolożki do wszelkiego życia biologicznego, do złożoności owego życia, jak ją ono fascynuje i przede wszystkim pokazuje, że w przeciwieństwie do ludzkości jako gatunku dostrzega ona te ekologiczne zależności pomiędzy środowiskiem, a życiem i przypisuje im ogromne znaczenie, jest nimi oczarowana. W końcowej fazie powieści może nam to posłużyć jako furtka interpretacyjna dla pytania, dlaczego Strefa X tak a nie inaczej obeszła się z biolożką, gdy nadszedł moment ostatecznej ingerencji. Poza tym dostrzegam wyraźną paralelę pomiędzy obawami biolożki w kwestii podejścia nowych właścicieli basenu pod kątem zachowania dzikiego ekosystemu a tym, jak się ma Stefa X do naszej planety. Moim zdaniem właśnie w tym miejscu najmocniej wybija się ten pro-ekologiczny charakter powieści i jest to zrobione bardzo subtelnie, z klasą i ładnie zostało to wplecione w narrację. Rodzi to również pytanie: czy Strefa ma złe zamiary? Czy transformuje środowisko bezwiednie, czy ma gdzieś konsekwencje, czy może jej intencje są pozytywne?
Skoro już jesteśmy przy retrospekcjach to wyłania się z nich niezwykle żywy portret izolacji biolożki, która niezbyt dobrze odnajduje się w sferze socjalnych interakcji. Za pierwszą lekturą nie byłem świadomy, jak dobitnie istotny jest ten motyw w kontekście relacji biolożki z jej mężem, jak mocno potrafiłem rezonować z tą postacią, bo przecież tak łatwo jest pokazać introwertyzm w całkowicie nieinteresujący, płaski, nużący sposób. A tutaj to poczucie samotności, odseparowania, niezrozumienia, charakterologicznego niedopasowania, które to ujawnia się później jako problemy w komunikacji pomiędzy dwójką kochających się ludzi są namacalnie obecne. Biolożka nie jest jedynie bierną obserwatorką świata - ma wyczuwalny, wewnętrznie skonfliktowany mikrokosmos uczuć oraz cechy charakteru, które co chwila wpływają na powierzchnie jej życia zawodowego i prywatnego. Stefa X z jednej strony potęguje te czynniki, a z drugie sprawia, że czuje się w niej wolna jak nigdy i nigdzie indziej w normalnym świecie. Genialne splecione światotwórstwo z charakterystyką postaci.
Najwspanialsze jest jednak to, jak osobliwości strefy wpływają na czytelnika. Tajemnicza biologia, niedające się oszacować ryzyko, ci co wracają zdają się całkowicie odmienni, nieokreślone granice, do środka wnosi się jedynie starsze technologie (dlaczego?),kłamstwa Agencji, zawodzenie w lesie przepełnione smutkiem (creepy!),śmierć w Strefie nie jest tym co poza nią, tajemnicze słowa i ich konstruktor, tunel postrzegany jako wieża, gwiazdozbiory wydają się jakieś inne...
Czy będąc wystawionym na takie anomalie bylibyśmy w stanie zachować spokój? Według mnie Vandermeer stworzył taką "otherworldly" atmosferę, miejscami tak klaustrofobiczny, quasi-horrorowy nastrój, że będąc w pełni zanurzonym w Strefie oddech samowolnie przyspiesza. Na ostatnich pięciu stronach coś się jednak wyjaśnia, albo inaczej: stawiane są bardzo konkretne hipotezy na temat niemal wszystkich elementów świata przedstawionego. Wypisałem sobie aż 8 skrawków informacji, które dostarcza zakończenie. A więc nie jest to prawda, że nic się nie rozwiązuje, z wyjątkiem jednego pytania - Dlaczego? I tak ma być. Nie istnienie żadna odpowiedź, która byłaby lepsza niż brak odpowiedzi, który zostawia czytelnika na ostrzu noża. Jedynie od Ciebie zależy, w którą stronę postanowisz się przechylić. Zakończę tą przydługą opinię zdaniem, które idealnie podsumowuje istotę tej znakomitej powieści:
"Jeśli nie znam prawdziwych odpowiedzi, to tylko dlatego, że wciąż nie wiemy, jakie zadawać pytania. Nasze narzędzia są nieprzydatne, nasza metodologia wadliwa, nasze pobudki egoistyczne."
Wprost nie mogę się doczekać kolejnych tomów (do których będę podchodził po raz pierwszy). Wiem, że są inne, ale istnieje na to bardzo proste lekarstwo - żadnych oczekiwań. Poza tym ludzie chcieli Annihilation 2, a ja właśnie nie chcę. Nie ma potrzeby pisać drugi raz tego samego. Chcę coś nowego i wiem, że Vandermeer mi to dostarczy.