Kai Hermann (ur. 29 stycznia 1938 r.) jest niemieckim dziennikarzem, który współpracował z magazynami Die Zeit, Der Spiegel, Twen i Stern oraz opublikował wiele prac, w tym "La révolte des étudiants" i "Intervention décisive à Mogadiscio". Jest także współautorem książki "Christiane F.: Wir Kinder vom Bahnhof Zoo" wraz z Horstem Rieckiem.
Jest laureatem nagrody Theodora Wolffa i Medalu Carla von Ossietzky'ego.
Ciężko ocenić autobiografię, ponieważ autor opisuje tam to co przeżył, więc nie zmieni fabuły :)
Książka, była przyjemna w czytaniu, jednak było dużo powtórek, które uświadomiły jak ciężko zerwać z nałogiem i co przeżyła bohaterka, jednak dla czytelnika może to stać się męczące, czytanie po raz kolejny praktycznie tej samej historii.
Ta książka była jak narkotyk, sięgając po nią, nie mogłam przestać jej czytać, a z każdą stroną chciałam coraz więcej.
Naprawdę, ostatnio mam problem ze skupieniem się na czytaniu, a w przypadku "My, dzieci z dworca zoo" ten problem na chwilę zniknął. Chciałam czytać więcej i więcej. Wpadałam w taki wir czytania, że nie mogłam przestać. Chciałam rzucić wszystko (a to m.in. był czas półfinałów eurowizji - czyli mojej totalnej miłości) byle tylko czytać.
Przynajmniej do czasu. Trochę przed połową książki zaczęło mnie to wszystko nużyć. Czułam, że ciągle czytam o tym samym.
I tak, w pewien sposób każda strona była potrzebna i ważna, bo wycięcie fragmentów z historii Christiane mogłoby być bez sensu. Jednak nie oznacza to, że było to dla mnie aż tak interesujące, żeby chętnie kontynuować książkę. Były momenty, które łapały mnie za serce, ale były to tylko fragmenty. Ciągle czekałam na jakiś przełom.
To był przerażający obraz dziewczynki staczającej się na samo dno. Obraz zaniedbania na tak wielu płaszczyznach.
Najbardziej irytującą i denerwującą częścią tej książki byli wszyscy, którzy zawiedli Christiane, którzy nie pomogli jej wyrwać się z nałogu. "My dzieci z dworca zoo" to idealny przykład zaniedbania ze strony rodziny, rządu czy opieki zdrowotnej. Ale też smutne przypomnienie, że czasami nie jesteśmy w stanie pomóc bliskiej osobie, jeśli ona sama nie chce pomocy.
Jest jedno słowo, które dla mnie opisuje tę książkę, a jest to "frustracja".