Mam na imię Folkví Maria Hesselager 7,0
![Mam na imię Folkví](https://cdn.statically.io/img/s.lubimyczytac.pl/upload/books/5119000/5119931/1165464-352x500.jpg)
150 stron, a emocje i namiętności na miarę opasłego tomiszcza. W dodatku namiętności trudne do zaspokojenia, niemożliwe do zaspokojenia.
Folkvi jest młoda i piękna, po matce odziedziczyła pewne zdolności magiczne, przydatne także przy porodach. Cieszy się szacunkiem w osadzie wikingów, jest też obiektem zainteresowania Oda, które trochę podziela, ale nie do końca. Bo jest Áslakr - on ją rozumie, on ją pociąga, on jest do niej bardzo podobny. Jak tylko brat może być podobny...
W tę historię czytelnik wpada na główkę od pierwszych zdań, opisujących coś bardzo niepokojącego i trudnego do zrozumienia. Wyjaśnienie przynoszą dopiero ostatnie strony i jest to wyjaśnienie mocno zaskakujące.
Historię opowiada nam siostra, opowiada brat, historię tworzą Urd, Verdande i Skuld, trzy tkaczki ludzkiego losu, a osada wikingów rządzi się swoimi prawami. Młody mężczyzna rusza na zimową wyprawę, mimo że podczas jego nieobecności w młodej dziewczynie wszystko zamarza i umiera. Czeka na jego powrót jak na zmartwychwstanie. Tyle że młody mężczyzna ma też znaleźć sobie żonę, założyć rodzinę, przedłużyć ród. Siostra musi się z tym pogodzić. Albo nie.
Bardzo mi się podobała ta opowieść, bo zupełnie nie wiedziałam, w jakim kierunku się rozwinie. Autorka umiejętnie buduje napięcie udowadniając na każdej stronie, że miłość, zazdrość i pragnienia są uczuciami, z którymi trudno sobie poradzić, bez względu na to, czy jest się współczesnym człowiekiem, czy mieszkańcem osady wikingów sprzed wieków.
Klimatyczna powieść, mocno osadzona w realiach i wierzeniach wikińskich - polecam!