Przebudzenie Lewiatana James S.A. Corey 7,5
![Przebudzenie Lewiatana](https://cdn.statically.io/img/s.lubimyczytac.pl/upload/books/4846000/4846911/659542-352x500.jpg)
ocenił(a) na 81 tydz. temu Solidna space opera w klimatach *bardzo hard* sci-fi, z dobrze wplecionym motywem detektywistycznym.
Autorom (duet ukrywający się pod pseudonimem James S.A. Corey),należą się oklaski za zbudowanie ciekawego, ale przede wszystkim przy tym niezwykle wiarygodnego świata nieodległej przyszłości, w której ludzkość nie będąc w stanie przekroczyć prędkości światła, oddała się ekspansji w Układzie Słonecznym. Dokładnie zostały opisane wpływ grawitacji na ludzkie ciała, efekty długotrwałego przebywania w przestrzeni kosmicznej oraz technologie niezbędne do przetrwania w tak nieprzyjaznym środowisku. Przedstawione w książce technologie opierają się w dużej mierze na aktualnej wiedzy naukowej, gdzieniegdzie wtrącając tylko pierwiastki pokroju silnika Epsteina, co nadaje całości autentyczności. Kontrast pomiędzy dwoma głównymi bohaterami - Millerem i Holdenem - choć prosty w konstrukcji, to wyszedł naprawdę dobrze, a obserwacja różnych sytuacji z ich zmieniających się między rozdziałami perspektyw, umiejętnie rzuca nowe światło na nierzadko kończące się cliffhangerami sceny. Sam Miller, choć wpisuje się w wielokrotnie wałkowany stereotyp prywatnego detektywa z problemami, jest postacią barwną i chyba najciekawszą. Główna oś fabularna również jest wciagająca i ciężko się do czegoś przyczepić - czerpie z klasyków, ale jednocześnie pozostaje nietrywialna.
Książka cierpi na pewne niedociągnięcia warsztatowe. Mimo ciekawej historii i poprawnie nakreślonych postaci (biorąc pod uwagę, że to dopiero pierwszy tom),dialogi momentami sprawiają wrażenie nienaturalnych i topornych. Jednakże, mój główny zarzut wobec tego utworu, to (niestety obecnie modny) nader częste naturalistyczne opisy świata. O ile momentami wartym zarysowania jest ponury klimat, czy brutalność panująca w pustce kosmosu, o tyle nader bogate i "kwieciste" opisy sikania do kombinezonu, czy wizualizacja n-tego obrzydliwego losu jaki spotkał (już) zwłoki wydaje mi się, subiektywnie, po prostu niepotrzebne. Nie obrazuje klimatu, bo ten został już zobrazowany. Nie nakreśla świata, bo ten został już nakreślony. Rzecz jasna nie wnosi też nic do historii czy relacji między postaciami. Wydaje się, że jedyne co *ma* robić, to szokować. Problem w tym, że wszechobecny naturalizm we współczesnej popkulturze, sprawił, że nie jest to nic szokującego i nużącym staje się ten wyścig, kto przedstawi go lepiej. Prawdę mówiąc, jest to kolejny element, który serial robi lepiej niż książka, bo jest on zdecydowanie bardziej stonowany i wyważony w próbie przedstawienia tych elementów.
Dla fanów serialu telewizyjnego The Expanse:
Książka przede wszystkim bardziej zagłębia się w relacje pomiędzy załogą Rocinante i pozwala odkryć więcej szczegółów świata przedstawionego, które zostały w serialu pominięte. Różnice są w większości kosmetyczne, za jednym wyjątkiem. Ksiązka nie odkrywa przed nami kuluarów wielkiej polityki, ponieważ postaci Avasarali i Errinwright pojawiają się dopiero w kolejnym tomie. Wszystkie interakcje między Ziemią a Marsem oglądamy z perspektywy bohaterów, toteż często pozostają przynajmniej w jakimś stopniu enigmą. Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że jest to przewaga serialu względem książki. Głównie z tego względu, że te wątki zostały tam bardzo dobrze napisane, a cykl książek, wchodząc w świat polityki dopiero z kolejnym tomem, skupia się już na wydarzeniach wokół Wenus i Ganimedesa, więc nie mamy takiego wglądu w działania ONZ przed i podczas incydentu na Eros.