Ludowa historia kobiet Tomasz Wiślicz 6,9
Skończyłam "Ludową historię kobiet" już kilka dni temu, ale ciężko przychodziło mi to, aby usiąść do pisania i w krótkiej opinii przekazać Wam, co sądzę o tej książce. Z jednej strony przeszkadzał mi dojmujący upał (chęci do życia przy takiej pogodzie oscylują u mnie w okolicach 0%),a z drugiej sam ten tytuł. Dlaczego?
Sięgając po "Ludową historię kobiet" musicie mieć świadomość, jaką książkę bierzecie do ręki. To nie są drugie "Chłopki", to nie jest reportaż, czy książka popularnonaukowa. Jest to natomiast zbiór naukowych (oraz kilku reporterskich) artykułów napisanych przez grono utytułowanych ludzi nauki, specjalizujących się w historii kobiet z różnych okresów, ale również socjologów, kulturoznawców i językoznawców badających od lat zagadnienia społeczne i kulturowe tak wsi, jak i miast w różnych epokach. To ważne, bo widziałam sporo recenzji zarzucających publikacji suchy, akademicki styl, ale tym charakteryzują się książki i artykuły naukowe. Na końcu macie zresztą noty biograficzne autorów i zachęcam, żeby z nimi też się zapoznać w trakcie lektury.
Kiedy już wiemy, z jakim typem książki mamy do czynienia, możemy odpowiedzieć sobie na pytanie, o czym ona jest. Autorzy poruszają tutaj wiele tematów skupionych wokół postaci kobiety z ludu (w zdecydowanej większości chłopek) z różnych okresów historii. Znajdziemy tutaj artykuł tak o polskim polowaniu na czarownice w XVI-XVIII wieku, jak i o genezie „dziewczyńskości” z PRL-u, czy uchodźczyniach przed Wielką Wojną w 1915 roku. Wszystkie teksty są dosyć krótkie, bo mają po parę, paręnaście stron, więc żaden nie wyczerpuje tematu, stanowią one natomiast interesujący wstęp, czy też rozwinięcie tematów, które Was interesują. Myślę też, że książka ta świetnie sprawdzi się dla studentów socjologii lub historii, którzy pracują nad licencjatem lub magisterką i szukają źródeł do swojej pracy.
Nie jest to raczej lektura do przeczytania na raz, niemniej dla zainteresowanych na pewno okaże się ciekawa. Ja podczytywałam sobie po jednym, dwa teksty na jedno posiedzenie i w zasadzie każdym z nich byłam zainteresowana, a jeśli chodzi o artykuł autorstwa Anety Prymaka-Oniszk, to po jego przeczytaniu dodałam książkę autorki do listy do przeczytania, bo zafascynowało mnie zjawisko „bieżeństwa”, o którym wcześniej nie słyszałam.
Gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę książkę, z zastrzeżeniem, że jest to pozycja stricte naukowa, akademicka, o suchym stylu, w którym na pewno nie wszyscy się odnajdą. Warto dać lekturze szansę, bo poszerza ona horyzonty, odczarowuje niektóre tematy (jak na przykład ten, że Polska była ponoć „krajem bez stosów”, co jest nieprawdą, bo osoby posądzane o czary również i u nas zabijano, choć nie na tak wielką skalę, jak na zachodzie) i daje możliwość lepszego zrozumienia naszej historii, tak tej bliższej, jak i bardziej odległej.
Ja czuję się usatysfakcjonowana lekturą i uważam, że była to jedna z bardziej wartościowych książek, które przeczytałam w tym roku.
[współpraca barterowa z Wydawnictwem RM]