Paskudnik warszawski Tymon Grabowski 7,8
Jest to książka w dwójnasób nietypowa i oryginalna. Nie ma takiej drugiej na polskim rynku. Nietypowa dla Złomnika, bo zupełnie nie związana z motoryzacją. Już bardziej z architekturą i urbanistyką. To przewodnik po najbardziej kuriozalnych w Warszawie ruinach, pustkowiach i zabytkach w stanie rozkładu. Napisałem kiedyś autorowi, że „Łódź (moje miasto rodzinne),to paskudnik warszawski w wersji mega” - takie miałem dotąd przekonanie, ale po przeczytaniu „Paskudnika warszawskiego” zmieniłem zdanie. Mało które miasto może się porównywać z Warszawą – ona jest po prostu obszarowo przegigantyczna, a do tego była wielokrotnie przebudowywana i zrównana z ziemią. Z tym Łódź nie może się zrównać.
Jest to przewodnik wciągający, bardzo żywo i barwnie napisany. Właściwie to rodzaj eseju zwiedzalniczego. Zawiera i dzieje opisywanych miejsc, dużo z historii dzielnic Warszawy, liczne dygresje autora na temat ich zwiedzania (często kuriozalne),a nawet śmieszno-straszne fabularyzowane historyjki dodatkowo podkręcające klimat – wielka, wielka i barwna różnorodność. Do tego wstrząsające wręcz duszą architekta liczne historie walki konserwatora zabytków z deweloperami, opisywane bez krępacji i z detalami – no i na ogół kończące się klęską. Klęską zabytku oczywiście, bo – rzecz jasna - zwycięstwem dewelopera. Norma. Nie tylko warszawska.
Z każdej kartki tego przewodnika wyziera wyjątkowa fascynacja autora tematem ruin warszawskich – wszystkie zdjęcia są jego autorstwa, a książce poświęcił kilka dobrych lat pracy. („Godzina= 60 minut. Dobra godzina= 62 minuty” - cytat Tytus de Zoo). Jest tu wszystko – opuszczone fabryki, budynki kolejowe, wiejskie chałupy w centrum Warszawy, kury, kaczki i drób, relikty przedwojennej struktury miasta, przedziwne osiedla (np. Osiedle Przyjaźń, które dzięki „Paskudnikowi” zwiedziłem ze szczęką na ziemi),ulice które istnieją tylko w nazwie, oraz takie, które pokawałkowano na trzy osobne części. Panoptikum chaosu i ruder.
Taka jest po części Warszawa. Tak. To kolejne potwierdzenie, że Warszawa nie przypomina za cholerę żadnej innej europejskiej stolicy i to właściwie w każdym aspekcie. To jest kosmos osobny.
Co najbardziej wstrząsnęło mną w „Paskudniku warszawskim”? Oczywiście nie fabryki, nie zrujnowane kamienice, nie samotne oficyny, ani nie chałupy wiejskie, bo kilka takich mamy dużo w centrum mego miasta Łodzi i to drewnianych. Najbardziej wstrząsnęło mną zdjęcie i opis wieży ciśnień z pobliża Toru Wyścigów Konnych Służewiec. Otóż żelbetowe, całkiem kompletne ruiny wysadzonej przez Niemców wieży leżą tam już w wielkiej stercie osiemdziesiąt lat, przez nikogo nie niepokojone.
Polecam wszystkim ruderolubom! Wyjątkowy przewodnik.