Zdrowie Polek i Polaków czy poprawa wyniku ekonomicznego krajowych kopalń, które państwo przejmie w najbliższym czasie od spółek energetycznych? Lobby węglowe złożone z górniczych związków zawodowych i części menedżerów, przy wsparciu Marzeny Czarneckiej, szefowej resortu przemysłu, broni interesów kopalń, które na sprzedaży opału dla gospodarstw domowych osiągają znacznie wyższe marże niż na handlu paliwem dla energetyki zawodowej. Problem w tym, że domowe instalacje – w przeciwieństwie do tych w elektrowniach i elektrociepłowniach - nie są wyposażone w żadne filtry wychwytujące zanieczyszczenia. Dlatego kluczową kwestią jest tutaj jakość węgla: spalanie opału złej jakości odpowiada za emisję nie tylko CO2, ale i całej masy zanieczyszczeń odpowiedzialnych za groźne choroby, w tym rakotwórczych pyłów i bezno(alfa)pirenów.

Ile będą dymić ostatnie kopciuchy w Europie

Ministerstwo Klimatu i Środowiska proponuje wprowadzenie nowych norm jakości węgla. W kwietniu 2024 r., zgodnie z wyborczymi obietnicami koalicji 15 X, przedstawiło do konsultacji stosowne rozporządzenie. Organizacje pozarządowe przyjęły tę propozycję z zadowoleniem – jako krok naprzód. Przypomnijmy, że za rządów PiS oraz wcześniej – za czasów PO-PSL - walka o normy jakości węgla była równie zażarta i górę brał interes górniczej braci. Wiosną 2022 r., po rosyjskiej napaści na Ukrainę, rząd PiS w ogóle zniósł jakiekolwiek normy na paliwa stałe dla gospodarstw domowych, tłumacząc to tym, że „ludzie nie mogą zamarzać w domach”. Równocześnie jako jedyny w Europie zakazał przed kolejnym sezonem importu węgla energetycznego z Rosji – a stamtąd wcześniej pochodziło większość opału dla polskich gospodarstw domowych oraz lwia część paliwa dla ciepłowni na wschodzie kraju.

Reklama

Gospodarstwa domowe w Polsce są ewenementem na skalę europejską: zużywają ok. 6,5 mln ton węgla kamiennego rocznie. Teoretycznie powinno to być zupełnie inne paliwo od miałów trafiających do energetyki zawodowej: większość gospodarstw poszukuje odmian tzw. węgla grubego, czyli kostki, orzecha i groszku. Powinien to być opał wysokokaloryczny, o minimalnej zawartości siarki i innych zanieczyszczeń, aby poziom wydobywających się z kominów pyłów (PM10 i PM2,5) oraz trucizn mieścił się jakichkolwiek normach przyzwoitości. Polskie kopalnie już od dawna nie są w stanie wyprodukować odpowiedniej ilości takiego węgla.

„Obecnie w Polsce rocznie zużywanych jest około 45 mln ton węgla kamiennego energetycznego, z czego jedynie 6,5 mln ton w sektorze gospodarstw domowych. Mniej niż połowa tego węgla dostarczana jest przez polskie kopalnie, a druga jest importowana, głównie z Kazachstanu, Kolumbii czy RPA, a wcześniej z Rosji” – czytamy w apelu wystosowanym do premiera przez Polski Alarm Smogowy i kilkanaście innych organizacji pozarządowych. Autorzy zwracają uwagę, że znaczna część z owych 3,2 mln ton produkowanych w Polsce oraz kolejnych 3,3 mln ton pochodzących importu jest silnie zanieczyszczona, co sprawia, że spalanie ich w nawet najnowocześniejszych kotłach, spełniających normy tzw. ekoprojektu, daje efekt fatalny dla ludzkiego życia i zdrowia. Fatalna jakość powietrza jest wciąż w wielu miejscowościach główną przyczyną chorób układu oddechowego, alergii i nowotworów.

- Resort klimatu najwyraźniej rozumie argumenty ekonomiczne kopalń oraz to, że setkom tysięcy gospodarstwo domowych trzeba zapewnić opał w rozsądnej cenie do czasu zmiany źródła ciepła, dlatego przedstawiło kilkuletnią ścieżkę dotarcia do ostatecznego kształtu norm, by dać wszystkim czas na dostosowanie. Niestety, podczas spotkania konsultacyjnego na podkomisji sejmowej do spraw sprawiedliwej transformacji, w obecności przedstawicieli branży górniczej oraz górniczych związków zawodowych rząd wycofał się z części zaproponowanych zmian, mimo że minister Marzena Czarnecka sama przyznała, że polski węgiel jest “odpadem” i jest “fatalnej jakości” – relacjonuje Andrzej Guła, lider Polskiego Alarmu Smogowego.

W minionej dekadzie założony przez niego Krakowski Alarm Smogowy rozpoczął walkę ze smogiem pod Wawelem. Zakończyła się ona sukcesem: po zlikwidowaniu wszystkich kotłów na paliwa stałe miasto znikło z czołówki globalnych czarnych rankingów, bo jakość powietrza uległa radykalnej poprawie. Byłaby jeszcze lepsza, gdyby nie dziesiątki tysięcy kopciuchów dymiących wciąż w gminach ościennych. Działacze PAS i innych organizacji podkreślają, że fakt, iż tak wiele gospodarstw domowych nadal pali węglem, choć już dawno mogłoby przejść na źródła niskoemisyjne lub bezemisyjne (były na ten cel pieniądze z opłat za emisje w ramach ETS – grube miliardy trafiają do kasy polskiego rządu), wynika z nacisków lobby węglowego, któremu ulegały kolejne rządy i samorządy. Robił to także rząd PiS oraz zdominowany przez to ugrupowanie małopolski samorząd wojewódzki - najpierw przyjął uchwałę antysmogową i Program Ochrony Powietrza, a potem tolerował mizerne postępy wielu gmin i ostatecznie wydłużył możliwość palenia podłym węglem.

- Rząd PiS przyjął normy jakości węgla, które nie zapewniają ochrony zdrowia i życia obywateli. Dopuszczono do sprzedaży węgiel o wysokiej zawartości siarki, popiołu i wilgoci, co sprawia, że nawet jeśli spalamy go w nowoczesnych kotłach to emisja zanieczyszczeń jest wciąż znacząca. Resort klimatu zaproponował zmiany, które uznaliśmy za pożądane, ale już widzimy, że rząd się z nich wycofuje. Rządy się zmieniają, a interes branży górniczej wciąż przeważa nad interesem milionów Polaków oddychających najgorszym powietrzem w Unii Europejskiej –komentuje Piotr Siergiej z PAS.

Resort przemysłu: Ściana wschodnia zostanie bez opału

Ministerstwo Przemysłu stoi na stanowisku, że nowe wymagania jakościowe dla węgla proponowane przez Ministerstwo Klimatu uderzą zarówno w rodzime kopalnie, jak i gospodarstwa domowe. Ostrzega, że „wejście w życie w dniu 1 września 2024 roku ograniczenia zawartości siarki do poziomu 1,2 proc. spowoduje niedobór węgla na ścianie wschodniej już w najbliższym sezonie grzewczym”, zwracając uwagę, że „po doświadczeniach z sezonu grzewczego 2022/2023, gdzie dystrybucją węgla zajmowały się samorządy, zapotrzebowanie na węgiel okazało się dużo wyższe niż szacowane przez resort klimatu i środowiska”.

Minister Marzena Czarnecka uważa, że 4 miliony gospodarstw domowych, które wciąż opalają domy węglem, nie jest w stanie wymienić tych źródeł ciepła na mniej emisyjne w ciągu pięciu najbliższych lat – jak to zakłada resort klimatu i środowiska. Przypomnijmy, że około połowy tych kotłów to tzw. kopciuchy, czyli urządzenia co najwyżej 3 klasy, a najczęściej pozaklasowe. Można w nich palić wszystkim – i najczęściej się to robi. Skutki dla ludzkiego zdrowia i środowiska są zabójcze, dlatego w 2019 r. rząd PiS uruchomił program Czyste Powietrze. W jego ramach ludzie dostają dotacje na ocieplenie domów i wymianę źródeł ciepła. Najubożsi mieli mieć możliwość sfinansowania z tych pieniędzy w praktyce całości inwestycji. Niestety, w czasach PiS realizacja programu szła wielokrotnie wolniej od planów, przede wszystkim z uwagi na brak środków, fatalna organizację i nienadążanie wymagań za realnymi kosztami przy wysokiej inflacji; obecny rząd – mimo wielu deklaracji - w praktyce również nie przyspieszył działań w tym obszarze.

Zamiast tego Ministerstwo Przemysłu alarmuje, że wprowadzenie norm jakości węgla na europejskim poziomie wywoła kryzys w rodzimych kopalniach oraz pozbawi opału najmniej zamożnych mieszkańców na wschodzie Polski – a właśnie tam dymi najwięcej pozaklasowych kotłów węglowych: „Można spodziewać się, że wycofanie w tak szybkim czasie znaczących wolumenów węgli grubych z polskich kopalń spowoduje panikę wśród odbiorców oraz znaczny wzrost ceny węgla. Przełoży się to na wzrost importu węgla przez firmy prywatne" – argumentuje resort.

Dodaje, że efektem będzie także „dalsze pogorszenie sytuacji finansowej i technicznej kopalń”, co spowoduje „konieczność zwiększenia dotacji, które spółki otrzymują z budżetu państwa".Minister Marzena Czarnecka wyraża przy tym wątpliwość, czy wprowadzenie norm przełoży się na poprawę jakości powietrza, gdyż „w tak krótkim czasie źródła ogrzewania nie zostaną wymienione”. Resort zgadza się przy tym, że „rozwijane powinny być programy wymiany źródeł ogrzewania oraz przede wszystkim wspierana powinna być termomodernizacja budynków”.

Krzysztof Bolesta, wiceminister klimatu i środowiska, zaproponował w imieniu swojego resortu kompromis: wydłużenie terminów, w jakich zaczną obowiązywać nowe normy, m.in. dla węgla kamiennego sortymentu kostka, orzech, groszek z 30 czerwca 2029 na 30 czerwca 2031 r. Tylko dla miału termin wycofania - 30 czerwca 2029 r. - miałby pozostać bez zmian.

W Sejmie, na posiedzeniu podkomisji stałej ds. sprawiedliwej transformacji, Krzysztof Bolesta tłumaczył, że projekt dotyczy jedynie 7 proc. rynku węgla w Polsce. - Przy wydobyciu 47 mln ton rocznie my regulujemy 3,2 mln ton – mówił. Dodał, że w kompromisowej propozycji jego resort złagodził parametry dotyczące zawartości siarki, popiołu i wilgoci oraz wartości opałowej paliw stałych z zastrzeżeniem, że dla paliwa z obróbki termicznej węgla kamiennego zaostrzono parametry siarki i wartości opałowej. Przedstawiciele branży węglowej, wspierani przez resort przemysłu, nadal twierdza jednak, że normy zrujnują kopalnie i pozbawią taniego opału biednych mieszkańców ściany wschodniej i innych części Polski powiatowej. Okazuje się bowiem, że w większości polskich kopalń niemal cały oferowany gospodarstwom domowym węgiel nie spełnia norm proponowanych przez resort klimatu.

- Po dwóch latach hossy na rynku węgla kamiennego w Polsce krajowe kopalnie mają z czego sfinansować wymagane inwestycje w instalacje przerabiania i uzdatniania węgla. Szacowany przez nas zysk EBIDTA spółek górniczych objętych pomocą publiczną (PGG, PKW i Węglokoks Kraj) wynosił w latach 2020-2023 nawet 10 mld zł. Trudno o korzystniejszy moment na wprowadzenie lepszych norm surowca sprzedawanego do gospodarstw domowych. Kopalnie nie potrzebują rekompensat za rzekomo utracone zyski z tytułu sprzedaży węgla trującego Polki i Polaków, ale planu sprawiedliwej transformacji - odpowiada Michał Hetmański, prezes Fundacji Instrat.

„W Polsce wciąż przedwcześnie umiera niemal 50 000 osób z powodu oddychania zanieczyszczonym powietrzem, a główną przyczyną tej sytuacji jest spalanie węgla i innych paliw stałych w domowych instalacjach grzewczych. Wyeliminowanie zanieczyszczonego węgla ze sprzedaży do gospodarstw domowych to niezbędny krok dla poprawy jakości powietrza i ochrony zdrowia mieszkańców naszego kraju” – piszą w apelu do premiera i resortu klimatu liderzy kilkunastu organizacji (Polski Alarm Smogowy, Rodzice dla Klimatu, HEAL Polska, Fundacja ClientEarth Prawnicy dla Ziemi, Fundacja Instrat, Fundacja Frank Bold, Fundacja Europejskie Centrum Czystego Powietrza, Stowarzyszenie BoMiasto, Stowarzyszenie Ekologiczne EKO-UNIA, Zielony Instytut). Apel dostępny jest tutaj:https://polskialarmsmogowy.pl/wp-content/uploads/2024/06/APEL-premier-Donald-Tusk-normy-jakosci-wegla.pdf

Autorzy apelu argumentują, że „propozycja nowych norm jakości węgla przygotowana przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska i poddana konsultacjom dawała nadzieję na poprawę jakości powietrza i uzyskała znaczące poparcie w trakcie konsultacji społecznych. Plany osłabienia tej propozycji pod naciskiem branży górniczej są niepokojące. Organizacje podpisane pod apelem stoją na stanowisku, że rząd musi pomóc regionom górniczym w sprawiedliwej transformacji i pracownikom sektora, a nie zezwalać kopalniom na sprzedaż zanieczyszczonego surowca do gospodarstw domowych” .

Normy na węgiel, czyli neverending story

Prof. Ewa Czarnobilska, kierownik Centrum Alergologii Klinicznej i Środowiskowej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, wielokrotnie podkreślała, że w okresie grzewczym przyjmuje o połowę więcej pacjentów niż zwykle, a u wielu osób leki przestają wystarczać i dochodzi do zaostrzenia chorób. Nie ma wątpliwości, że to z powodu smogu. Sezonowe infekcje też mają cięższy przebieg. Ludzie skarżą się na: zaostrzenie astmy oskrzelowej (duszność, kaszel napadowy, suchy), ale również zaostrzenie atopowego zapalenia skóry (u dzieci wypryski alergiczne na odsłoniętych częściach ciała - szczególnie na policzkach), zapalenie spojówek, do tego – katar, również u osób nieuczulonych, jako efekt drażniącego działania pyłów. Dochodzą do tego dużo częstsze zapalenia dróg oddechowych.

Polska jest ostatnim krajem Europy, w którym zużywa się tak dużo węgla w domach. Byliśmy przy tym ostatnim krajem unijnym, w którym nie było norm tego paliwa. Mówiło się o tym przez wiele lat, ale wszystkie próby wprowadzenia wymogów były utrącane przez lobby węglowe. Pierwszą poważną i odważną próbę podjął w 2014 r. resort gospodarki kierowany przez Janusza Piechocińskiego z PSL. W istocie nie chodziło wtedy o zdrowie, tylko wyeliminowanie węgla rosyjskiego, którego import rósł: na północ i wschód kraju trafiało nawet 8 mln ton rocznie. Gospodarstwa domowe w Polsce spalały wtedy ok. 9 mln ton.

Związkowcy z polskich kopalń twierdzili wtedy, że węgiel z Rosji jest złej jakości, zasiarczony i zapopielony, a jego spalanie truje Polki i Polaków, więc wprowadzenie norm jakości wydawało się świetnym sposobem na zablokowanie importu. Janusz Piechociński zlecił opracowanie norm jakości – ściśle związanemu z branżą górniczą - Instytutowi Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu.– Mieliśmy jasne zadanie: zablokować Ruskich. Okazało się to jednak niemożliwe, ponieważ wprowadzenie norm uderzyłoby przede wszystkim w… węgiel polski.

Instytut zaproponował, by węgiel spalany w gospodarstwach domowych, szkołach, szpitalach nie mógł zawierać więcej niż 0,6 proc. siarki i 10 proc. popiołu. Gorszej jakości węgiel mógł być nadal bez problemu sprzedawany elektrowniom, ciepłowniom, fabrykom itd., bo mają filtry wychwytujące siarkę, pyły i inne zanieczyszczenia.

Kiedy jednak resort przedstawił projekt rozporządzenia zawierającego takie normy, w kopalniach zapachniało strajkiem. Najsilniej protestowały położone na pograniczu Śląska i Małopolski zakłady Tauronu („Janina” w Libiążu i „Sobieski” w Jaworznie) oraz lubelska Bogdanka. Lament rozległ się też w podoświęcimskim „Piaście” (w Bieruniu), a także lędzińskim Ziemowicie. - Najbardziej zdziwił nas protest Tauronu, bo teoretycznie koncern ten posiadał własne kopalnie po to, by zaopatrywać w węgiel swoje elektrownie i elektrociepłownie, jak Jaworzno III, Łaziska, Łagisza, Siersza. Nic by więc na normach nie stracił, bo wszystkie te zakłady mają filtry i mogłyby dalej palić gorszym węglem – opowiada nam były pracownik resortu.

Okazało się jednak, że Tauron oferuje część urobku indywidualnym odbiorcom – i dobrze na tym zarabia. Ceny węgla dla zawodowej energetyki, ustalane w wieloletnich kontraktach w oparciu o ceny światowe, oscylowały wokół 100-150 zł za tonę (czyli często poniżej kosztów wydobycia), a ceny najpopularniejszych sortów dla domów - między 500 zł a 650 zł.

Podobnie jest dzisiaj: węgiel dla energetyki musi mieć cenę konkurencyjną wobec importowanego - a w portach ARA zapłacimy dziś ok. 440 zł za tonę, zaś opał dla gospodarstw domowych jest minimum trzy razy droższy.

- Chodzi zatem po prostu o marże i zyski, jakie polskie kopalnie osiągają na tej relatywnie niewielkiej ilości węgla. Na drugiej szali jest nasze zdrowie – kwituje Andrzej Guła.