Kup subskrypcję
Zaloguj się

Kluczowe poprawki dla polskich mediów. Chodzi o miliony złotych

Senat ma zdecydować o przyszłości polskich mediów. Chodzi o nowelizację prawa autorskiego, która powinna sprawić, że takie korporacje jak Google, Microsoft czy Meta podzielą się przychodami z wydawcami prasy i portali. Gra idzie o grube miliony złotych, bez których większe portale będą zwalniać dziennikarzy, a mniejsze znikną z internetu. Niemcy, Francja, Belgia, Włochy wspierają swoje media, a Polska sprzyja globalnym koncernom technologicznym.

Małgorzata Kidawa-Błońska, marszałek Senatu, i premier Donald Tusk mogą zdecydować o przyszłości mediów w Polsce
Małgorzata Kidawa-Błońska, marszałek Senatu, i premier Donald Tusk mogą zdecydować o przyszłości mediów w Polsce | Foto: Jacek Dominski/REPORTER / East News

Kilka lat temu Bruksela uznała, że takie firmy jak Google, Meta czy Facebook, udostępniając artykuły, zwiększają sobie przychody, ale nie dzielą się nimi z wydawcami, którzy zapłacili za ich napisanie i opublikowanie. Dlatego Unia uchwaliła w 2019 r. tzw. dyrektywę DSM, w której nakazała krajom członkowskim przygotować przepisy dające prawo wydawcom do wynagrodzenia od big techów. Polski Sejm dopiero tydzień temu uchwalił ustawę wdrażającą unijne przepisy. Zrobił to jednak tak, że nowe prawo będzie martwe. Dlatego w czwartek ruszył ogólnopolski protest mediów: wydawców, redakcji, dziennikarzy.

Czytaj też: Sejm zdecydował o przyszłości mediów w Polsce. To gwóźdź do ich trumny

— Po pięciu latach oczekiwania, pogłębiających nasze straty, zła implementacja przepychana obecnie pośpiesznie przez parlament pozbawi nowe prawo efektywności i pogłębi trudności ekonomiczne wydawców i dziennikarzy. Skutki mogą być dla nas znacznie poważniejsze niż skutki poprzednich pomysłów władzy — mówi Marek Frąckowiak, prezes Izby Wydawców Prasy (IWP).

IWP, Stowarzyszenie Dziennikarzy i Wydawców Repropol (organizacja zbiorowego zarządzania), Związek Pracodawców Wydawców Cyfrowych, Stowarzyszenie Gazet Lokalnych oraz Stowarzyszenie Mediów Lokalnych apelują do Senatu o poparcie trzech kluczowych poprawek dla przyszłości polskich mediów.

Senacka Komisja Kultury i Środków Przekazu rozpatrzy ustawę we wtorek 9 lipca, a Senat zajmie się nią na posiedzeniu 10-11 lipca br. Wcześniej apelowali do premiera Donalda Tuska i marszałka Sejmu Szymona Hołowni, ale bezskutecznie.

Czytaj też: Uśmiechnięta Polska zaśmiała się mediom w twarz. Dlaczego władza woli big techy [KOMENTARZ]

Trzy poprawki, które mogą uratować polskie media

Nowelizacja prawa autorskiego wprowadza nową kategorię prawa wyłącznego – prawo wydawcy prasowego do wyłącznej eksploatacji online jego publikacji prasowych przez platformy internetowe, a co za tym idzie – prawo do wynagrodzenia od Google, Mety czy Microsoftu. Rzecz w tym, że to strony, czyli wydawcy i światowe korporacje, mają same między sobą ustalić reguły i wysokość wynagrodzenia, bezpośrednio lub za pośrednictwem organizacji zbiorowego zarządzania (OZZ). Andrzej Wyrobiec, wiceminister kultury, tłumaczył w Sejmie, że to sprawa między przedsiębiorcami i w tym momencie nie widzi potrzeby tworzenia dodatkowych, nowych rozwiązań tylko dla wydawców prasy.

Jak jednak pokazało doświadczenie z innych krajów, negocjacje wydawców z big techami monopolistami bez ingerencji państwa to trudny i długi proces. O ochronę konkurencji, a więc równowagę na rynku, jak sama nazwa wskazuje, dba Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Dlatego Lewica w imieniu wydawców zgłosiła w Sejmie trzy poprawki.

Najważniejsza przewiduje pośrednictwo UOKiK w rozmowach. Zgodnie z nią UOKiK będzie mógł mediować, jeżeli w ciągu trzech miesięcy od rozpoczęcia negocjacji nie zostanie osiągnięte porozumienie. Jeżeli mimo to nie dojdzie do porozumienia w ciągu trzech miesięcy, to prezes UOKiK mógłby ustalić w drodze decyzji warunki wynagrodzenia.

Druga poprawka nakazuje big techom udostępniać wydawcom dane niezbędne do określenia wysokości wynagrodzenia.

Trzecia precyzuje, kiedy wydawcy mają prawo do wynagrodzenia od big techów. Ta poprawka jest najtrudniejsza do wytłumaczenia, ale chodzi o to, by platformy typu Facebook, Instagram, YouTube płaciły wydawcom za to, że ich użytkownicy publikują materiały prasy bez zgody wydawcy. Mimo że dyrektywa nakazuje wprowadzenie takiego prawa, polska ustawa go nie przewiduje. Sejm głosami Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050, PSL i Konfederacji odrzucił poprawki Lewicy. Jak zauważa Dorota Olko, posłanka Lewicy Razem, wiceprzewodnicząca klubu, to trzeba poprawić w Senacie, bo giganci cyfrowi zagrażają wolnym mediom.

Senatorka Lewicy Anna Górska zadeklarowała na portalu X, że powalczy o wolne media. Inaczej grożą im długie negocjacje z big techami.

Gra idzie o setki milionów złotych

Google zapewnia, że płaci już za licencjonowanie treści w ramach programu ENP (Extended News Previews) wydawcom ponad 4 tys. tytułów prasowych w 19 krajach europejskich.

— Jesteśmy przygotowani, żeby rozszerzyć ten program licencyjny dla polskich wydawców każdej wielkości, stosując tę samą spójną metodologię, której używamy wobec wydawców w całej Europie. Spójność polskiego prawa z zapisami dyrektywy pozwoli nam program licencyjny uruchomić niezwłocznie, gdy tylko zakończy się proces legislacyjny — przekonuje Marta Jóźwiak, dyrektor komunikacji Google na Europę Środkowo-Wschodnią.

Czy 4 tys. tytułów to dużo jak na 19 krajów? Z oceny skutków regulacji ustawy wynika, że w samej Polsce jest od 3300 do 4700 tytułów.

Jest jednak jeszcze problem, na który zwraca uwagę Jacek Wojtaś, prawnik, koordynator ds. europejskich Izby Wydawców Prasy. — Wydaje się, że kwota, o jaką walczymy, odnosząc się do przychodów platform, to kilkaset milionów złotych. Podejrzewam zaś, że w programie licencyjnym Google zaoferuje kilka milionów złotych, podobnie jak w innych krajach. — W wyniku negocjacji wspieranych przez organy państwa w Kanadzie wydawcy wywalczyli z tytułu praw autorskich od Google 100 mln dolarów kanadyjskich, czyli ok. 67 mln euro, a we Francji ok. 100 mln euro. W Niemczech Google zaproponował 3,6 mln euro wydawcom reprezentowanym przez Corint Media, niemiecki odpowiednik polskiego Repropolu. Corint Media oszacowało, że należy mu się blisko 126 mln euro więcej. To są więc różnice, o których mówimy. Nie ma jeszcze ostatecznego wyroku sądu arbitrażowego, ma zapaść w tym roku. Te 3,6 mln euro zasądzone jako zabezpieczenie dla wydawców pokazuje, że ich roszczenie jest zasadne — mówi Wojtaś.

Corint Media reprezentuje ok. 30 proc. wydawców z Niemiec. Organizacja oszacowała, że gdyby uwzględnić wszystkie tytuły, to w Niemczech gra idzie o 400 mln euro. Przyjmując metodologię Corint Media, w Polsce byłaby to kwota bliższa miliarda złotych.

Tu nie ma znaczenia fakt, na który uwagę zwróciła w środę wieczorem na portalu X Marta Poślad, dyrektorka w Google ds. polityki publicznej. Podkreśliła, że Google w ostatnich trzech latach wypłacił miliard złotych pięciu największym wydawcom, którzy są partnerami jego sieci reklamowej w Polsce.

Jak zauważa Sylwia Czubkowska, dziennikarka specjalizująca się w nowych technologiach, autorka podcastu "Techstorie" w Radiu TOK FM, "wypłaciliśmy" to nie łaska, tylko opłaty za reklamy publikowane w mediach. Ważne jest nie to, ile Google wypłacił, ale ile zarobił dzięki wykorzystaniu publikacji, za które zapłacili polscy wydawcy, bo to jest przedmiotem obecnego sporu.

Michał Romanowski, profesor prawa Uniwersytetu Warszawskiego, adwokat w kancelarii Romanowski i Wspólnicy, nie ma wątpliwości, że w demokracji kluczowe są media, czyli dziennikarze. Dlatego jego zdaniem większość parlamentarna koalicji 15 października ma moralny i konstytucyjny obowiązek wesprzeć media w negocjacjach z big techami. Zgodnie bowiem z art. 14 Konstytucji Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu. — Mam nadzieję, że Senat RP to zrozumie — podkreśla prof. Michał Romanowski. — Nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby dojść do wniosku, że strategią negocjacyjną big techów będzie przeczekanie. Wszak to big techy mają płacić tantiemy, a więc z ich punktu widzenia im później, tym lepiej, im mniej, tym korzystniej. Argumentem negocjacyjnym big techów w negocjacjach z mediami w Polsce jest czas. Big techy mają czas. To są negocjacje Dawida z Goliatem, ale Dawid, w przypadku mediów w Polsce, nie ma procy i kamienia — kwituje prof. Romanowski.