Upadek komunizmu: Nowa era polskiej demografii

Upadek komunizmu w Polsce jest przełomowym momentem w naszej historii. Nie tylko dlatego, że zmianie uległ cały system polityczny i gospodarczy, ale zaczęła się wtedy również nowa era polskiej demografii. Dzietność w Polsce spadła poniżej poziomu zastępowalności pokoleń, a następne lata przyniosły jedynie pogorszenie tej sytuacji.

Szalone lata 90. przyniosły wielkie zmiany. Były czasem dynamicznego wzrostu gospodarczego, ale także licznych problemów społecznych. Inflacja wystrzeliła, a bezrobotnych przybywało każdego dnia. Zmiany te odbiły się na liczbie narodzin w Polsce. O ile jeszcze w 1991 roku wynosiła ona 2,07, to w 1995 było to już jedynie 1,62.

Reklama

Najgorzej było jednak na początku XXI wieku. To właśnie wtedy bezrobocie w Polsce biło rekordy i wynosiło 20 proc. W 2003 roku współczynnik dzietności Polek wyniósł 1,22. Sytuacja zaczęła się co prawda poprawiać, ale poprawa nie była duża. W 2010 roku na Polskę przypadało już 1,41 dziecka, ale problemy wywołane skutkami Kryzysu Finansowego zahamowały wzrost. W latach 2011-2016 dzietność wynosiła ok. 1,3-1,4.

Rodzina 500+ a dzietność i ubóstwo

W 2015 roku do władzy doszedł PiS. Na partyjnych sztandarach znalazła się obietnica świadczenia pieniężnego na każde drugie i kolejne dziecko w rodzinie. Program Rodzina 500+ miał na celu zwalczenie ubóstwa oraz poprawę dzietności. Jego przeciwnicy ostrzegali jednak, że olbrzymie koszty doprowadzą do bankructwa kraju.

Tym, czego jesteśmy dziś pewni, jest fakt, że program mocno ograniczył ubóstwo — szczególnie wśród dzieci. Jest to zaleta, z którą trudno dziś dyskutować. Znacznie trudniejsza jest ocena wpływu na dzietność oraz finanse państwa. Na pierwszy rzut oka można bowiem stwierdzić, że finanse państwa w ogóle nie odczuły tej zmiany (a deficyt nawet spadł), a dzietność wzrosła jedynie po pierwszym roku od wprowadzenia, aby następnie zacząć ponownie spadać.

Warto jednak pamiętać, że rzeczywistość bywa bardziej skomplikowana. Jeśli chodzi o same finanse państwa, to należy zauważyć, że prognozowany kolaps budżetu państwa nie nastąpił. Kontekst może być jednak bardzo cenny. W tym czasie w całej Europie nastąpiła poprawa koniunktury, wzrosły dochody z podatków oraz spadła luka VAT. Jeśli do rosnących wpływów dodamy m.in. malejące (względem PKB) wydatki na edukację, to zauważymy, że sam program odbił się na kondycji finansów (choć nie w takim stopniu, jak niektórzy sugerowali).

Najtrudniejsze jest określenie wpływu na dzietność. W latach 2015-2017 wzrosła z 1,32 do 1,48. Program jednak dalej funkcjonował, a tymczasem współczynnik dzietności w kraju zaczął spadać, aby osiągnąć zaledwie 1,16 w 2023 roku. W tym roku pierwsze odczyty liczby urodzeń wskazują na kolejny spadek — w okolice 1,10. Eksperci sugerują, że 500+ mogło nie zwiększyć trwale dzietności, a jedynie wywołać mały baby boom, wynikający z przesunięcia w czasie decyzji o posiadaniu dziecka.

Czy taka jest prawda? Trudno powiedzieć, ponieważ w tym czasie miało miejsce wiele procesów — zmieniały się ceny mieszkań, pensje, inflacja czy stopy procentowe, o wojnie i pandemii już nie mówiąc. Postępują także zmiany kulturowe. Tym, co możemy stwierdzić, jest fakt, że 500+ nie wpłynęło znacząco na nasz krajobraz demograficzny.

Wysokie wydatki na zasiłki rodzinne

Polska na tle innych narodów wydaje na zasiłki rodzinne naprawdę duże pieniądze. Niestety, najnowsze dane Eurostatu pochodzą z 2021 roku. Według tych danych Polska w 2021 roku na wsparcie rodzin wydała aż 3,4 proc. PKB. To więcej niż Dania i Luksemburg (po 3,2 proc.), czy Finlandia (3,0 proc.) oraz Szwecja (2,8 proc.). Pod tym względem wyprzedzają nas jedynie Niemcy (3,6 proc.). Już samo otoczenie powinno nam wskazywać, że nasz wynik jest w pewien sposób wyjątkowy. Rok wcześniej to właśnie Polska miała najwyższe wsparcie w Europie (3,8 proc.).

Duża w tym zasługa programu Rodzina 500+. Jeszcze w 2015 roku wydaliśmy zaledwie 1,5 proc. PKB, co było jednym z najniższych wyników w UE (mniej miało 9 państw). W 2016 było to już 2,6 proc., czyli 7. wynik w UE. Drugi wyraźny skok miał miejsce w latach 2019-2020. Wtedy, z uwagi na rozszerzenie programu Rodzina 500+ na wszystkie dzieci (od połowy 2019 roku), wartość zasiłków rodzinnych wzrosła z 2,5 proc. PKB w 2018 roku do 3 proc. w 2019 i 3,8 proc. w 2020 roku. Brak waloryzacji, wysoka inflacja oraz względnie wysoki wzrost PKB sprawiły, że w 2021 roku spadliśmy na drugą pozycję.

Wartość z pewnością spadła w latach 2022-23, ale waloryzacja świadczenia do 800 zł sprawi, że znów będziemy w ścisłej unijnej czołówce. Tym samym nasuwa się ważne pytanie — czy środki wydajemy w odpowiedni sposób. W 2015 roku, gdy wydawaliśmy 1,5 proc. PKB, dzietność wyniosła 1,32. W 2019 roku pomimo wydania dwukrotnie większej części PKB, Polki rodziły średnio 1,44 dziecka, a w następnych latach nastąpił spadek do 1,16 w 2023 roku.

Pieniądze to nie wszystko

Warto jednak pamiętać, że o ile zasiłki mogą być bardzo potrzebne, to powinny stanowić jedynie element większego systemu wspierania dzietności w Polsce. Gdybyśmy patrzyli jedynie na nie, to moglibyśmy odnieść wrażenie, że prowadzimy bardzo dobrą politykę demograficzną. Tak jednak nie jest. Jak jednak zauważa w rozmowie z Forsalem Mateusz Łakomy, demograf, autor książki „Demografia jest przyszłością”, gotówka jest jednym z gwarantów stabilności finansowej.

– Z perspektywy decyzji o posiadaniu dziecka są trzy obszary, gdzie wsparcie dochodów rodziny jest krytyczne. Pierwszym są pierwsze 3 lata od urodzenia dziecka, gdzie naturalnie matka przez część lub całość tego okresu koncentruje się na pracy wychowawczej, a nie zarobkowej. Drugim jest przypadek rodzin chcących mieć troje lub większą liczbę dzieci, których utrzymanie kosztuje, a w Polsce mamy wysoki odsetek osób chcących mieć liczniejszą rodzinę. Trzecim wreszcie jest zapewnienie stabilności dochodów w przypadku utraty pracy i posiadania na utrzymaniu małego dziecka. Tu ponownie pamiętajmy, że w Polsce jest bardzo wysoki odsetek młodych dorosłych zatrudnionych na umowy na czas określony, a niestabilność dochodów nie sprzyja decyzjom prokreacyjnym — komentuje ekspert.

Polityka prodemograficzna stanowi jednak jedną z wielu zębatek w mechanizmach maszyny demograficznej naszego kraju. Jeśli chcemy zwiększyć dzietność, to powinniśmy także zadbać o inne obszary. Łakomy wymienia ich kilka.

– Chcąc zwiększyć dzietność, powinniśmy zwracać też uwagę na zmniejszenie luki edukacyjnej między kobietami a mężczyznami, stabilność i elastyczność zatrudnienia dla młodych dorosłych, dostępność mieszkań, zdrowie, w tym zdrowie psychiczne, czy ochronę dzieci i młodzieży przed nadmiernym korzystaniem ze smartfonów - dodaje.

Opinia ta pokazuje, że o ile same wydatki stanowią ważny element, to zaniedbanie pozostałych może sprawić, że nasze działania będą skazane na niepowodzenia. Właśnie dlatego dojrzała polityka prodemograficzna powinna być przede wszystkim wielowymiarowa i dbać o wiele obszarów istotnych z punktu widzenia planów prokreacyjnych młodych Polek i Polaków.