Przegląd Sportowy OnetPiłka nożnaEuro 2024Reprezentacja AngliiPogromcy Polaków odarci z wyjątkowości. Prawda wyszła na jaw

Pogromcy Polaków odarci z wyjątkowości. Prawda wyszła na jaw

10 lipca 2024, 23:43
Dariusz DobekDziennikarz PS Onet

Nie tylko Anglicy mogą śpiewać po końcowym gwizdku, że "football's coming home". Choć pierwotne znaczenie tego tekstu jest inne, po drugim półfinale Euro 2024 można powiedzieć, że piłka wróciła do swoich korzeni. Może nie było to widowisko na miarę najlepszego meczu turnieju, ale przynajmniej nie dostaliśmy kolejnej niestrawnej papki zaserwowanej przez Synów Albionu, zakończonej jak zwykle ich zwycięstwem. Podopieczni Garetha Southgate'a zasłużenie odprawili z kwitkiem Holendrów (2:1). Pogromcy Polaków i tak mogą być zadowoleni z miejsca w najlepszej czwórce Euro. Choć czy tak naprawdę na nie zasłużyli? Jedno jest pewne: medali za swój występ nie dostaną, choć to akurat kuriozalna decyzja UEFA.

Z Polską bez Roberta Lewandowskiego — zwycięstwo. Z Francją bez Kyliana Mbappe — remis. Z grającą bez ubytków Austrią — porażka. W 1/8 finału — wygrana 3:0 z Rumunią, choć przy stanie 1:0 brzemienny w skutkach błąd sędziego. W ćwierćfinale — zwycięstwo 2:1 po golu samobójczym z Turcją, która miała więcej okazji do zdobycia bramki.

Może jednak ta Holandia nie jest aż tak dobra, jak wskazywałoby na to jej ostateczne miejsce na Euro 2024? Może to Polacy chcieli widzieć reprezentację Oranje potężną, skoro husaria Probierza była o krok od "zwycięskiego" remisu na otwarcie turnieju?

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Papierkiem lakmusowym miał być mecz z Anglią. Choć czy aby na pewno? Bo gdybyśmy znów zobaczyli Synów Albionu z poprzednich występów, to nawet pokonanie jej nie byłoby niebywałym wydarzeniem. Przecież o krok od tego była nawet Słowacja.

A jednak podopieczni Garetha Southgate'a poprzednie rywalizacje kończyli zwycięsko. Męczyli i siebie, i kibiców, ale cel ostatecznie realizowali. Pewnie więc niejednemu widzowi w trakcie środowego półfinału przeszła przez głowę myśl, że skoro Anglicy w końcu grają na miarę możliwości, to musi skończyć się ich porażką. Wszak dzień wcześniej Francja w końcu strzeliła gola z gry i odpadła.

Ta prawidłowość jednak się nie spełniła, podobnie jak ta dotycząca udziału Anglików w meczach o złoto. Do tej pory w finale zagrali tylko wtedy, gdy był rozgrywany przed ich publicznością (MŚ 1966, Euro 2020).

Nie oznacza to zarazem, że Wyspiarze grali do końca w każdym wielkim turnieju na własnej ziemi. Wyjątkiem było Euro 1996. To, przed którym skomponowana została piosenka "Three Lions", z wpadającym w ucho refrenem: "It's coming home, it's coming home, it's coming, football's coming home".

"Three Lions" - tę piosenkę zna każdy szanujący się piłkarski kibic:

Piosenka, która zwiastowała przecież fiasko reprezentacji Anglii. W odróżnieniu od większości hymnów piłkarskich ten kawałek mówi o tym, jak wielkim zawodem jest każdy kolejny turniej. Słowa "30 lat bólu" nawiązują do jedynego złota Synów Albionu na mistrzowskiej imprezie.

Euro 1996 było dobrą okazją, by ta wzmianka została wymazana. Wystarczyłoby, żeby w półfinale decydującego karnego wykorzystał nie kto inny jak Gareth Southgate. Piłkarz Aston Villi przegrał jednak pojedynek z niemieckim bramkarzem i na lata stał się synonimem angielskiej nieudolności.

Harry Kane wyrównuje w meczu z Holandią:

Mało kto więc spodziewał się, że gdy dwie dekady później zasiadł za sterami najważniejszej drużyny w kraju, to poprowadzi ją do serii sukcesów, jakich angielska ziemia jeszcze nie widziała. Dość powiedzieć, że mecz z Holandią był już trzecim półfinałem pod jego wodzą, a przez wszystkie wcześniejsze lata Synowie Albionu w strefie medalowej znaleźli się tylko cztery razy.

W środowy wieczór Southgate przeszedł samego siebie. Po raz drugi z rzędu wprowadził drużynę narodową do finału Euro. I to po występie, który w końcu dało się oglądać. Może nie był to koncert na miarę Eda Sheerana, który nie posiadał się z radości po końcowym gwizdku na stadionie w Dortmundzie. Był to jednak mecz, który zmazał plamę z wszystkich poprzednich niemrawych występów Anglików.

Będą oczywiście utyskiwania o ściągnięcie nogi z gazu w drugiej połowie. O to, że Anglikom rzekomo dopomógł sędzia, dyktując rzut karny na Harrym Kanie. Ale dużo bardziej istotne jest to, że w decydującym momencie Southgate nie bał się ściągnąć kapitana Kane'a czy Phila Fodena, który w końcu zagrał na miarę potencjału. Awans w doliczonym czasie gry zapewnili właśnie ci, którzy za nich weszli. Podanie Cole'a Palmera na bramkę zamienił Ollie Watkins.

Ollie Watkins strzela gola na wagę awansu do finału:

Anglików ominie zatem czarna polewka w postaci zakończenia udziału w Euro na etapie półfinału. Aż dziw bierze, że węsząca wszędzie zarobek UEFA nie decyduje się monetyzować takiego wydarzenia, jak mecz między trzecią i czwartą reprezentacją kontynentu. I to od 40 lat.

Ostatni mecz o brąz mistrzostw Europy miał miejsce w 1980 r. Pełniący honory gospodarza Włosi okazali się gorsi od Czechosłowaków w rzutach karnych. Z trybun śledziła to tylko garstka widzów. Stadio San Paolo w Neapolu (obecnie Stadio Diego Armando Maradona) mógł przyjąć wtedy nawet 90 tys. kibiców, a pojawiło się niespełna 25 tys.

Dokładając do tego słabą oglądalność telewizyjną, UEFA zarzuciła pomysł o rozgrywaniu meczów o trzecie miejsce Euro. Takowego po raz pierwszy zabrakło w 1984 r. Tyle że przez cztery dekady zyski z dnia meczowego na wszystkich polach tak wystrzeliły w kosmos, że rozważania, czy warto rozgrywać takie spotkanie, są bezzasadne. Najwidoczniej panowie działacze są innego zdania.

Jest to o tyle kuriozalne, że wobec braku meczu o trzecie miejsce wypadałoby wręczyć medale obu przegranym półfinalistom. Tymczasem miało to miejsce jedynie na Euro 2008 i 2012. Od turnieju sprzed ośmiu lat drużyny, które otarły się o finał mistrzostw Starego Kontynentu, zostają z niczym.

To jednak nie problem Anglików, którzy mają co najmniej srebro. Po półfinale z Holandią ich kibice znów odśpiewali przebój "Three Lions". Jest w nim przecież też mowa o tym, że nigdy nie przestają marzyć.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Źródło:Przegląd Sportowy Onet
Data utworzenia: 10 lipca 2024 23:43
Dziennikarz PS Onet
Dziennikarz PS Onet