Pe�na mrocznych sekret�w opowie�� ze �wiata wierze� pradawnych S�owian
W burzow� noc na �wiat przychodzi niewidoma dziewczynka, kt�rej matka umiera przy porodzie. Dziecko wychowuje rodze�stwo dorastaj�ce pod ci�k� r�k� ci�gle pijanego ojca. Kiedy ten sprzedaje najstarsz� c�rk� Wszebor� �ercy na s�u�b� bogini Mokosz, drogi braci i si�str rozchodz� si�. Przeznaczenie jednak sprawi, �e rodze�stwo zn�w po��czy si�y, by ocali� Wszebor�, cho� ka�demu z nich po pi�tach depcze �miercicha.
Leszygr�d. Kusz�ce pi�knym �piewem topielice, dziewicze kap�anki Matki Mokosz, opas�y �erca licz�cy tylko srebrne monety, plemi� dzielnych wojowniczek z Szepcz�cego Lasu oraz rudow�osa skazana na stos za czary – tak wiele barwnych postaci, ale nie wiadomo, komu z nich mo�na ufa�, a kogo trzeba si� wystrzega�.
Fragment ksi��ki
Niebo rozdar� g�o�ny grzmot, a za chwil� blask pioruna o�wietli� g�sty las i jasne �wiat�o wdar�o si� w korony powykr�canych brz�z. Wiatr, zanurzaj�c si� w listowiu, �apczywie chwyta� za konary i szarpa� nimi raz na prawo, raz na lewo, jakby chcia� wyrwa� drzewa z korzeniami. Jasno�� sp�ywa�a w d�, wnika�a w szorstk� kor� i dr��y�a g��bokie tunele, aby zajrze� w d�ugie korytarze kornik�w. Silny podmuch potrz�sa� zaciekle ga��ziami, zrywa� pojedyncze li�cie i podrywa� je w powietrze, a nast�pnie zabiera� w dalek� drog� i gna� wzd�u� wzburzonej rzeki. Ci�kie, o�owiane chmury leniwie sun�y i mrucz�c g�o�no, ociera�y si� o siebie, przez co wprawia�y ziemi� w dr�enie. Natomiast strugi deszczu sp�ywa�y i tworzy�y g��bokie ka�u�e, wype�nione lepkim b�otem.
Po�yskliwe smugi pioruna rozszarpywa�y czer� nocy i malowa�y tajemnicz� map�, na kt�rej tle majaczy�o domostwo. Liczne krople wdziera�y si� do �rodka starej chatki przez podgni�� strzech�, a krzyk nasycony b�lem przenika� na zewn�trz, aby pogna� samotnie w mrok. B��dz�c po omacku, wi� si� mi�dzy wystaj�cymi korzeniami, g�aska� nas�czony wod� mech i owija� si� wok� smuk�ych topoli. Rozochocony zabaw� muska� szar� kor� i tr�ca� wysokie �d�b�a trawy, kt�re wprawione w ruch dr�a�y. W ko�cu dotar� do dw�ch sylwetek, kt�re majaczy�y w strugach deszczu. Otulone pow��czystymi p�aszczami, wysun�y si� z g��bi lasu i skulone brodzi�y w ka�u�ach, aby przemkn�� przez nieos�oni�te podw�rze. Powstrzymywane silnymi podmuchami, walczy�y o ka�dy kolejny krok, zmuszone do wyrywania st�p z b�otnistej mazi. Wreszcie dotar�y pod dach i z ulg� str�ci�y wod� z ubra�.
Drzwi rozwar�y si� raptownie z g�o�nym skrzypni�ciem i silny powiew wiatru wdar� si� do �rodka. Na obficie zmoczonym progu rozla�y si� du�e ka�u�e wody i sp�yn�y po sosnowych deskach pod�ogi. Na widok przyby�ych ludzi zza pieca buchaj�cego ciep�em od p�on�cego drewna wychyli�y si� nie�mia�o przel�knione dwie dziewczynki. Otar�y zap�akane twarzyczki i wtuli�y si� w przemoczone ubranie wysokiego m�odzie�ca. Bolemir pochyli� si� nad nimi, a zimne krople sp�yn�y z jasnych w�os�w wprost na g��wki si�str. Nast�pnie pop�yn�y po szczup�ych policzkach i zmiesza�y si� ze s�onymi �zami. M�odzieniec, czule g�aszcz�c, szepta� zapewnienia, �e wraz z ko�cem burzy o �wicie wzejdzie s�o�ce i osuszy mokr� ziemi�. Dziewczynki, uspokojone jego opanowanym g�osem, dojrza�y z ty�u pogarbion� kobiecin�, kt�ra zdj�a przemoczon� peleryn� i ukaza�a twarz, wcze�niej skryt� w cieniu kaptura. Zimny dreszcz przeszed� po plecach dziewczynek na widok pomarszczonego i suchego oblicza okolonego d�ugimi pasmami siwych w�os�w.
Starucha, wsparta na s�katym kosturze, w d�oni �ciska�a ma�y tobo�ek wype�niony zio�ami i r�nymi specyfikami. Bacznym spojrzeniem omiot�a kuchni� i niecierpliwie zacz�a dopytywa� o rodz�c� kobiet�. W odpowiedzi pos�ysza�a rozdzieraj�cy krzyk. Nie zwa�aj�c na s�owa m�odzie�c�w, odepchn�a ich na bok i przedar�a si� do obskurnej izdebki, skrytej za zas�onk� z poplamionego materia�u. W p�mroku dojrza�a wychudzon� kobiet�. Rodz�ca wi�a si� na pos�aniu umoszczonym �wie�� s�om�, kt�ra wystawa�a spod lnianego prze�cierad�a. Jej poci�g�a, blada niczym p��tno twarz pokryta by�a b�yszcz�c� warstw� potu. Czarne w�osy opada�y w nie�adzie na ramiona i przykleja�y si� do wilgotnego karku. Niegdy� bia�a koszula teraz by�a postrz�piona na brzegach i lekko po��k�a, a w wielu miejscach nosi�a �lady starannego cerowania.Tomi�a, bo tak by�o jej na imi�, le�a�a skulona pod we�nianym kocem w krat� i ci�ko oddychaj�c, wyczekiwa�a z l�kiem na kolejny bolesny skurcz. Du�e, podkr��one, wr�cz sine od wysi�ku oczy b�agalnie wpatrywa�y si� w staruszk�. Nim zdo�a�a wydusi� ledwie s�yszalne s�owa przez spierzchni�te wargi, silny b�l przeszy� jej �ono. Rozdar� je na kawa�eczki. Ciep�a krew sp�yn�a i oblepi�a uda, a w odpowiedzi na g�o�ny j�k da�o si� s�ysze� cichy szloch przera�onych dziewczynek.
Starucha nakaza�a zagotowa� wody, a sama przyst�pi�a do rodz�cej. Pomaca�a brzuch przez cienk� koszul� ko�cistymi, wykr�conymi od reumatyzmu palcami i wyczu�a g��wk� dziecka tu� pod �ebrami. Zrobi�a kwa�n� min� i zacz�a mamrota� pod nosem, gdy stwierdzi�a, �e niemowl� jest �le u�o�one, a czasu zbyt ma�o, �eby zdo�a�a obr�ci� p��d. Wsadzi�a d�o� mi�dzy nogi kobiety i pokr�ci�a g�ow� z niezadowoleniem. By�o pe�ne rozwarcie i dobrze wiedzia�a, �e kobieta zaraz zacznie prze�.
– Dziecko pcha si� na �wiat – doda�a, a strach zajrza� w bursztynowe oczy Tomi�y. – Czemu tak p�no po mnie pos�ali�cie? – zwr�ci�a si� do najstarszego m�odzie�ca, chwyci�a go mocno za rami� i odci�gn�a na bok, aby rodz�ca nie s�ysza�a ich g�os�w. Bolemir dobrze pami�ta�, jak matka przed trzema laty omal nie podzieli�a losu nowo narodzonego syna i nie zmar�a. Starucha ju� wtedy ostrzega�a przed kolejnym porodem.
– G�upiec z twego ojca – sycza�a zielarka – skoro nie potrafi zapanowa� nad sob�. Ostrzega�am, �e si�dme dziecko j� zabije. – S�owa zawirowa�y w powietrzu i niczym lodowate ostrze przeszy�y serce m�odzie�ca.
Przera�ony ch�opak mimowolnie zerkn�� na siostrzyczki, kt�re tuli�y si� do siebie w k�cie. „Przecie� to jeszcze dzieci – pomy�la�. – Wszebora niedawno sko�czy�a dziesi�t� wiosn�, m�odsza o trzy lata Nawoja nieraz jeszcze wzywa mam� przez sen, a za dnia nie odst�puje jej na krok. Jak sobie poradz�? A my? – pomy�la� o sobie i m�odszym bracie. – Nosa nie wystawiali�my poza Leszygr�d, a Zaginiony �wiat jest tak du�y”. Zl�k� si� w�asnych my�li. Prze�kn�� ci�ko gul�, kt�ra utkwi�a w gardle.
– B�agam! – Z�apa� d�o� kobieciny i poczu� pod palcami pomarszczon� oraz cienk� jak pergamin sk�r�. – Zr�b wszystko, co w twej mocy, aby matk� wyrwa� z obj�� �miercichy, a obiecuj�, �e otrzymasz nale�n� zap�at�.
– Tak jak ostatnio? – �achn�a si�, gdy przywo�a�a we wspomnieniach noc sprzed trzech wiosen. Sp�dzi�a wtedy wiele godzin przy rodz�cej, �eby uratowa� jej �ycie, i nawet miedziaka nie otrzyma�a w podzi�ce. Pijany Wyszomir, gdy wr�ci� do domu, nie przej�� si� losem ostatniego dziecka, kt�remu bogowie posk�pili �aski �ycia, a rodzanice uwi�y tak kr�tk� ni�, �e nawet nie starczy�a do wschodu s�o�ca. Stwierdzi�, �e skoro syn zmar�, nie ma potrzeby p�aci�, gdy� ona nie zna si� na swoim fachu.
– Teraz tak nie b�dzie – obiecywa� gor�czkowo ch�opak, lecz kobiecina zmarszczy�a nos, machn�a tylko r�k� i podesz�a do le��cej na pos�aniu Tomi�y.