Wysłuchałam audiobooka z zapartym tchem. Zajęło mi to tylko kilka godzin, ponieważ maksymalne przyśpieszenie to coś, co po prostu uwielbiam w tym 4,75
Wysłuchałam audiobooka z zapartym tchem. Zajęło mi to tylko kilka godzin, ponieważ maksymalne przyśpieszenie to coś, co po prostu uwielbiam w tym rodzaju czytania. Zamknęłam oczy i odpłynęłam...
Dałam się porwać Magdalenie Boczarskiej, która zabrała mnie na moczary Karoliny Północnej, do muszli leżących na plaży i ptaków latających nad moją głową. Wraz z główną bohaterką pływałam łódką, moczyłam nogi po kolana w wodzie i siedziałam na ganku przed rozlatującym się domem patrząc przed siebie. Od zawsze uważam, że jestem typem samotnika, ale czy dałabym radę mieszkać sama w takiej chatce na końcu świata? Nie chodzić do szkoły, spotykać się zaledwie z garstką ludzi? Czy dałabym radę tak żyć jako siedmioletnia, dziesięcioletnia czy dziewiętnastoletnia dziewczyna?
Jasne, to nie była idealna książka, ale mówiąc szczerze, ja nie potrafię wyjaśnić tego, co mi w niej nie odpowiadało. Zachwyciłam się nią bowiem tak bardzo, że na pewno będę ją teraz polecać wszystkim znajomym. Poza tym znajdzie się ona w moich ulubionych książkach tego roku.
Ta duszna atmosfera, ta dziwna rodzina z której wszyscy odchodzą jak przypływy i odpływy, to pragnienie miłości i obecności drugiego człowieka, te próby życia, na które los wystawił tę dziewczynę. To wszystko wpłynęło na to, że ja naprawdę bardzo polubiłam tę powieść. Byłam święcie przekonana, że napisała ją jakaś młoda autorka, więc bardzo się zdziwiłam, gdy okazało się, że to starsza pani zabrała mnie w tak niesamowitą podróż. Te melancholijne wiersze, ta zbrodnia przeplatająca się z opisami zachowania ptaków podczas godów, to zakończenie, które mnie osobiście emocjonalnie zmiażdżyło. W ogóle się tego nie spodziewałam! Wcale się na to nie nastawiłam. Ostatni rozdział sprawił, że chciałam raz jeszcze chwycić za tę książkę i przeczytać ją ponownie.
Mam słabość do książek, w których jest dużo wody i takiej ciężkiej atmosfery. Nie wiem dlaczego, ale "Gdzie śpiewają raki" skojarzyło mi się z pozycją pt.: "Strażnicy światła". Tam również grupa bohaterów była stała, dość zamknięta a w miejscu akcji panowała specyficzna atmosfera. ...more
Po lekturze tej książki mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony doceniam wewnętrzną siłę autorki i pomysł, aby spisać swoją historię. Z drugiej sPo lekturze tej książki mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony doceniam wewnętrzną siłę autorki i pomysł, aby spisać swoją historię. Z drugiej strony mnie ta pozycja po prostu nie porwała. Zabrakło mi w niej tego czegoś, co sprawiłoby, że "Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów" trafiłoby na półkę z moimi ulubionymi pozycjami.
Ta historia początkowo zupełnie mnie nie wciągnęła. Jak dla mnie dzieciństwo Feldman było opisane w niej zbyt szczegółowo. Dopiero przełomowy moment zaręczyn, wszystkie opisy związane z ceremonią i życiem nowożeńców zaciekawiły mnie na tyle, że z ciekawością przerzucałam kolejne strony. Chciałam więcej i w tej kwestii moje oczekiwania zostały jak najbardziej spełnione. Potem jednak akcja potoczyła się tak szybko a autorka zostawiła mnie z kilkoma niedopowiedzeniami, że znów poczułam się znużona i nieco zawiedziona.
Rozumiem, że wartości płynące z tej historii są niezwykle ważne dla całego społeczeństwa a ta pozycja to hołd odwadze i opis drogi do niezależności, ale jednak nie podbiła ona mojego serducha. Sama nie wiem, czy to wina stylu pisania autorki, samej treści czy jeszcze czegoś innego. Myślę jednak, że nie sięgnęłabym po kolejną książkę tej pisarki. Czy warto było przeczytać tę pozycję? Tak, bo jakby nie było pokazała mi ona świat o którym wiedziałam do tej pory niewiele i który miałam okazję poznać nieco lepiej....more
Znacie to uczucie, które towarzyszy Wam podczas czytania pozycji określanej mianem "fenomenu"? To taka niepewność, czy spodoba się nam ona tak bardzo Znacie to uczucie, które towarzyszy Wam podczas czytania pozycji określanej mianem "fenomenu"? To taka niepewność, czy spodoba się nam ona tak bardzo jak innym, czy jednak nie pojmiemy jej wyjątkowości.
W przypadku debiutanckiej książki Joanny Gierak-Onoszko należę do tej drugiej grupy czytelników. Rozumiem, że był to reportaż bardzo potrzebny w naszym katolickim kraju. Doceniam, że autorce udało się odnaleźć tych niektórych ludzi, porozmawiać z nimi i jeszcze zrobić z tego jakikolwiek materiał. Szanuję za to, że wyszła z tego bez większej rysy na swojej psychice. Trzeba mieć bowiem nie lada głowę, aby to wszystko udźwignąć. Ten cały ból, pretensje, żal, ale i nadzieję na wciąż nienadchodzące lepsze jutro.
Coś mi jednak w tej pozycji nie zagrało. Czegoś mi zabrakło. A może czegoś było za dużo? Sama nie wiem. Na pewno jestem nieco rozczarowana tym, że wyjaśnienie tytułu nastąpiło tak nagle i szybko już na pierwszych stronach reportażu a potem autorka do tego nie wracała. Owszem, pojawiało się imię Toby'ego, ale to byłoby na tyle. Moim zdaniem, tytuł "Nieutuleni" byłyby tu jednak o niebo lepszy i o wiele bardziej pasujący do treści. Szkoda, że zdecydowano się na jego zmianę.
Przeszkadzała mi również chaotyczność. Zamierzona czy nie, mnie ona po prostu nie odpowiadała. Skakanie z wątku na wątek było okej, ale powtarzanie co jakiś czas tych samych treści prezentowanych z różnych perspektyw było niepotrzebne. Wprowadzało to chaos i mnie osobiście nudziło.
Druga część książki jest dość mocno osadzona na opinii samej autorki. O ile w niektórych reportażach mnie to zupełnie nie przeszkadza, tak tutaj zabrakło mi odcięcia się od tego, co uważa Joanna Gierak-Onoszko. Według mnie przy takim temacie powinna się pojawić wypowiedź drugiej ze stron. Widzimy jedynie poszkodowanych, ich straszne życie naznaczone bliznami. Miejscami mamy do czynienia ze zdaniem polityków czy sędziów, ale jednak zabrakło mi wysłuchania na przykład lekarzy czy psychologów. Jest o tym wspominane dość powierzchownie. Szkoda, że autorka wspomina sporo o różnych zdjęciach, ale nie zdecydowała się na umieszczenie ich w książce.
Podsumowując: temat z potencjałem, ale autorka nie do końca go udźwignęła.
Nie żałuję jednak, że sięgnęłam po tę książkę. Zobaczyłam w niej obraz Kanady, państwa nie do końca szczęśliwego dla jej mieszkańców. Czy sama tematyka bardzo mnie zaskoczyła? Niekoniecznie.
Oglądałam codzienne vlogi z tej wyprawy, dlatego zawartość książki nie była dla mnie sporym zaskoczeniem. Uważam jednak, że i tak warto było ją przeczOglądałam codzienne vlogi z tej wyprawy, dlatego zawartość książki nie była dla mnie sporym zaskoczeniem. Uważam jednak, że i tak warto było ją przeczytać, ponieważ o części historii nie miałam wcześniej zielonego pojęcia a rozjaśniły one niektóre sytuacje, które miały miejsce w filmach.
Ola i Karol Lewandowscy zrobili mega dobrą rzecz w Polsce. Zachęcili mnóstwo osób do podróży, do wyjścia z domu, do rozpoczęcia swojej przygody. Stali się wzorem i inspiracją dla wielu młodych ludzi. Tylko w tej wyprawie przebyli ponad 20 000 kilometrów i przeżyli około 70 dni w podróży.
Zdjęcia rozbudzają wyobraźnię i stanowią piękne wypełnienie książki. Celowo nie używam słowa "dopełnienie", ponieważ one nie są czymś, czym zapycha się wolne miejsce. Widać bowiem, że ich wybór był zamierzony.
Na uwagę zasługują również nowoczesne kody QR. To dzięki nim oglądamy dodatkowe materiały, które pozwolą nam poczuć się tak, jakbyśmy razem z autorami przemierzali Alaskę i Kanadę.
Jeśli chodzi o styl pisania - to podobnie jak w poprzednich pozycjach tego autora - nie zachwycił mnie on. Jasne, Karol Lewandowski ma lekkie pióro, ale czasem jednak mi w tym brakuje takiej spójności. Tak czy siak, same historie są niezwykle ciekawe, więc wynagradza pewne słabe strony książki.
Jeśli lubisz przygody, Stany Zjednoczone lub Kanadę, ciekawych ludzi albo podróże to sięgnij po tę książkę. ...more
Prawda jest taka, że choć Słowik wywołał we mnie szybsze bicie serca, to najnowsza książka Kristin Hannah od początku mnie do siebie nie przyciąg3,75
Prawda jest taka, że choć Słowik wywołał we mnie szybsze bicie serca, to najnowsza książka Kristin Hannah od początku mnie do siebie nie przyciągała. Niby ucieszyłam się, że autorka wydaje kolejną powieść, ale nie czekałam na nią z niecierpliwością ani nie liczyłam na palcach dni do premiery. Szczerze mówiąc, początkowo nawet nie miałam jej w swoich czytelniczych planach.
Po książkę jednak sięgnęłam, choć sama nie wiem dlaczego. Okładka nie budziła we mnie przecież żadnych emocji a opisu przed rozpoczęciem lektury w ogóle nie przeczytałam. Coś mnie podkusiło, no i... chyba nie żałuję. Chyba.
Styl pisania autorki ponownie mnie zauroczył, ale tak naprawdę to Alaska zrobiła mi dobrze. Jejku, jakie to było pod tym kątem wyśmienite! W sensie ta część Stanów Zjednoczonych, te zapierające krew w żyłach opisy. Dzika przyroda, jeszcze bardziej dzikie zwierzęta i najbardziej dzicy ludzie. Taka Alaska mnie pociąga, kusi, wabi. Chciałabym spróbować życia w tym miejscu. Chciałabym obawiać się zimowej ciemności i oczekiwać nadchodzącego lata. Chciałabym żyć w takiej niewielkiej społeczności, w której wszyscy się znają. W ogóle drugoplanowi bohaterowie to dla mnie kolejny bardzo duży plus tej książki. Każdy z nich jest inny, ma swoje ciemne i jasne strony.
Wielka samotność to dramat nawet nie jednej a dwóch rodzin. Ta książka budzi przerażenie, zniesmaczenie, smutek, złość. To nie jest łatwa pozycja. Wielokrotnie miałam ochotę wziąć matkę głównej bohaterki, porządnie nią potrząsnąć i czekać na jej reakcję. Dla mnie ta postać była tak irytująca, że odbierała mi całą przyjemność z czytania. Nigdy nie zrozumiem kobiet, które są w takiej sytuacji i nie potrafią, nie chcą się sprzeciwić. Nawet późniejsze wydarzenia to dla mnie marne pocieszenie.
Denerwowało mnie także powtarzanie drobnych szczegółów, których na pierwszy rzut oka czytelnik nie byłby w stanie wyłapać, ale ja po prostu uwielbiam tego typu rzeczy i zwracam na nie uwagę. Poza tym zakończenie również okazało się niestety dość przewidywalne.
1,5 Pewnego dnia Llewelyn Moss niespodziewanie znajduje i zabiera walizkę pełną pieniędzy. Ta jedna decyzja doprowadza do tego, że rusza za nim nieust1,5 Pewnego dnia Llewelyn Moss niespodziewanie znajduje i zabiera walizkę pełną pieniędzy. Ta jedna decyzja doprowadza do tego, że rusza za nim nieustraszony i bezwzględny pościg. Komu naraził się Moss? Jak zakończy się jego historia?
Strasznie mi o tym mówić, ale moje pierwsze spotkanie z Cormackiem nie było udane Jestem ogromnie zawiedziona tą pozycją! Opis z okładki sugerował, że będzie wciągająco a ja ledwo przebrnęłam przez tę książkę. To smutne, bo teoretycznie ta historia powinna mi się spodobać. Handlarze narkotyków, brutalne zabójstwa, trup na trupie – przecież to wszystko, co ja w książkach lubię. Okazało się jednak, że styl pisania tego autora mnie pokonał. Sprawił, że ciągle byłam gdzieś obok, że akcja mnie nie porwała ani, że nie przywiązałam się do bohaterów, których zresztą było tak wielu, że gubiłam się w tym, kto jest kim.
Na pewno spróbuję jeszcze „Drogi” Cormaca, aby móc z czystym sumieniem obejrzeć film nakręcony na jej podstawie. Jeśli książka mnie do siebie nie przekona, może okazać się, że będzie to moje ostatnie spotkanie z twórczością tego znanego i lubianego autora. ...more
„Pamiętam, że tata powiedział kiedyś, iż człowiek może niekiedy stać się częścią cudzego życia, będąc po prostu świadkiem zupełnie nieistotnych dla„Pamiętam, że tata powiedział kiedyś, iż człowiek może niekiedy stać się częścią cudzego życia, będąc po prostu świadkiem zupełnie nieistotnych dla niego wydarzeń.”
Podobno nie należy oceniać książki po okładce. W przypadku tej pozycji było to dla mnie jednak niezwykle ciężkie. Jak miałam się opanować, widząc nocne niebo i oświetloną, samotnie stojącą drewnianą chatę? Jak patrząc na tę konkretną okładkę, miałam nie wyobrażać sobie powieści ciepłej niczym powiew letniego wiatru a zarazem chłodnej od skrywanych w niej tajemnic? To było po prostu silniejsze ode mnie.
Mój wzrok automatycznie spoglądał na ten idealny układ graficzny a mój szósty zmysł próbował wyobrazić sobie fabułę. Kiedy dorzucałam do tego wszystkiego intrygujący tytuł, powstawała mieszanka wybuchowa. Mieszanka, która wzbudzała w mojej głowie mętlik myśli.
Najpierw próbowałam przypomnieć sobie zapachy kojarzące mi się z poszczególnymi domami, w jakich miałam okazję do tej pory przebywać. To oczywiste, że każdy z nich pachniał inaczej. W moim rodzinnym domu, w powietrzu unosił się zapach smażonych naleśników i fioletowego bzu. W łódzkim mieszkaniu dominował zapach czekoladowego żelu pod prysznic i pieczonego jabłka. Były również takie budynki, w których nie pachniało niczym szczególnym. To pewnie przez to ich nie zapamiętałam.
„W miarę dorastania uświadamiam sobie, że domy rodzin z mamami pachną z reguły bardziej przyjemnie.”
Domyśliłam się, że ten prosty tytuł to jedynie jedna strona medalu. Za takim tytułem po prostu musiała kryć się dobrej jakości historia o ludziach. Historia opowiedziana w dość nietuzinkowy sposób. Co tu dużo mówić. „Zapach domów innych ludzi” to dla mnie książka jedyna w swoim rodzaju. Powinieneś o tym wiedzieć już od samego początku, aby jakoś znieść moje dalsze słowa uwielbienia dla tej pozycji.
Ta książka poruszyła najgłębsze struny w moim sercu. To pewnie dlatego chciałam sięgnąć po nią ponownie, gdy tylko ją przeczytałam. Miałam ochotę po raz kolejny zatracić się w przestrzeni dzikiej Alaski. Pragnęłam znów przeglądać stare mapy, obserwować taniec Alyce i bujać się spokojnie na huśtawce. To tak autentyczna historia, że sama w nią uwierzyłam. Wiem, że to wszystko mogłoby wydarzyć się naprawdę. To ciepła historia rodzinna pełna skrajnych emocji.
„O tym, czy ktoś jest rodziną, decyduje nie tylko krew.”
To dojrzałe losy młodych wiekiem bohaterów. To nie wiek świadczy jednak o naszym doświadczeniu. To życie o nim świadczy. Wszystkie te niespodziewane zawirowania, chwile radości i smutku, złamane serca, prawdziwe przyjaźnie i szczęśliwe wspólne chwile. Ogromnie cieszę się, że każda z przedstawionych postaci pojawiła się w tej książce, w jakimś (mniejszym bądź większym) celu. Jedni pokazali się tylko na chwilę, inni wnosili do historii coś głębszego. Każdy z tych bohaterów zasługuje na Twoją uwagę. Podobnie jak cała ta książka. Sięgnij po nią a odnajdziesz w niej to, czego tak naprawdę pragniesz. Dzięki niej staniesz się częścią czyjegoś życia.
„On zawsze potrafi dostrzec cienkie jak pajęczyna, niewidzialne nitki, jakie niekiedy łączą ludzi. Są tak delikatne, że prawie nikt ich nie zauważa - dlatego większość po prostu odchodzi, rusza swoją drogą i nieświadomie je zrywa.” ...more
Do szpitala psychiatrycznego niespodziewanie trafia pewny siebie McMurphy, który zupełnie nie pasuje do otoczenia. Ze względu na okoliczności losu posDo szpitala psychiatrycznego niespodziewanie trafia pewny siebie McMurphy, który zupełnie nie pasuje do otoczenia. Ze względu na okoliczności losu postanawia on udawać wariata i spędzić trochę czasu na oddziale. Dowiaduje się jednak, że aby mógł wyjść na wolność, potrzebuje zdobyć zaświadczenie o pełni władz umysłowych. Na drodze do szczęścia stoi mu Wielka Oddziałowa – kobieta rakieta, która ma swoje wyobrażenia o tym, jak powinna wyglądać cała ta placówka. Jak potoczą się losy bohatera? Czy osoby spotkane w szpitalu pomogą mu w tym przedsięwzięciu, czy wręcz przeciwnie, będą kopać pod nim dołki?
Muszę zaznaczyć, że choć „Lot nad kukułczym gniazdem” to debiut literacki, wcale tego po nim tego aż tak bardzo nie widać. Uważam, że to jedna z tych książek, które warto przeczytać, choć na pewno nie porwała mnie ona na tyle, aby ją ubóstwiać, wracać do niej czy polecać ją na prawo i lewo w pierwszej kolejności.
Historia ta opowiada o buncie oraz o tym, ile jest w stanie udźwignąć nasz bohater. Autor pokazuje, jak bardzo człowiek może zmienić się pod wpływem drugiego człowieka.
Jak dla mnie pozycja ta była niestety niezbyt równo napisana. Początkowo bardzo mnie wciągnęła, wchodziłam w ten świat, w tę szpitalną rzeczywistość, poznawałam bohaterów i realia tamtego świata. Potem emocje opadły, akcja się jakoś rozjechała, pojawiło się sporo opisów nieistotnych elementów a ja się wynudziłam jak mops. Następnie historia nabrała rozpędu, aby zaskoczyć mnie zakończeniem, którego wcale się nie spodziewałam. I co mam myśleć? Jak mam ocenić tę książkę? ...more
4,5 „Kolor purpury” to książka, której warto poświęcić swój cenny czas. Uważam, że była, jest i pewnie nadal będzie wartościową pozycją dla wielu ludzi4,5 „Kolor purpury” to książka, której warto poświęcić swój cenny czas. Uważam, że była, jest i pewnie nadal będzie wartościową pozycją dla wielu ludzi. Nic dziwnego, że Alice Walker otrzymała za nią nagrodę Pulitzera.
To historia kobiety, z którą los nie obszedł się zbyt łaskawie. Była wychowywana na pracowitą, spokojną, uległą wręcz dziewczynkę, która nie ma prawa wypowiedzieć swojego zdania. Dorastała po to, aby słyszeć, że jest brzydka, że nie powinna nosić spodni i że nie może sprzeciwiać się mężczyznom ze swojego otoczenia. Była gwałcona, bita i męczona psychicznie.
Swój smutek, żal, ból i strach postanawia przelać na papier i decyduje się pisać listy do Boga. Niesamowite, jak aktualna współcześnie jest ta historia. Niektóre rozważania głównej bohaterki bez problemu znajdą odniesienie w dzisiejszych czasach. To pozycja o życiu i uczuciach z nim związanych, o tolerancji i przyznawaniu się do błędów, o miłości i nieumiejętności jej wyznawania. Polecam! ...more
"Świat, który - jak sądziłam - uczyni mnie zarówno kobietą, jaką wiedziałam, że mogę się stać, jak i dziewczyną, jaką kiedyś byłam."
Moja opinia: Z"Świat, który - jak sądziłam - uczyni mnie zarówno kobietą, jaką wiedziałam, że mogę się stać, jak i dziewczyną, jaką kiedyś byłam."
Moja opinia: Zrozumiałam sens tej książki aż za dobrze. Cheryl stała się dla mnie kimś bliskim. Taką dobrą koleżanką od serca, bohaterką, moim wewnętrznym ja. Czułam się z nią w pewien sposób związana, ponieważ niektóre historie łączą ludzi. Ona wędrowała szlakiem w Ameryce Północnej, ja wędrowałam szlakiem w Europie. Zupełnie inne, ale mające przynieść podobny skutek. Jasne, w tej książce możesz oceniać zachowanie bohaterki, chociaż nie o to tutaj chodzi. Czy naprawdę interesuje Cię jej życie erotyczne czy jej trudne stosunki z matką? Czy naprawdę możesz to w jakikolwiek sposób ocenić? Wątpię. Ta pozycja to życie w najtrudniejszej jego formie. To walka z własnymi słabościami, z nieznajomością drogi, z nieprzygotowaniem ciała do tak ciężkiej wędrówki. To walka z samą sobą. To podróż w głąb siebie. "Dzika droga" to pozycja, którą czytałam ponad pół roku, ponieważ była ona dla mnie zbyt osobista. Myślę, że czytałam tę książkę tak długo, ponieważ po części opowiada ona o mnie. Rozumiem niektóre przemyślenia bohaterki, gdyż PCT to Droga. Taka jak Camino del Norte, które miałam okazję przejść.
4,5 Po czasie doceniam tę książkę bardziej niż w trakcie jej słuchania czy zaraz po skończeniu audiobooka.
Myślę, że było warto ją przeczytać, bo to mą4,5 Po czasie doceniam tę książkę bardziej niż w trakcie jej słuchania czy zaraz po skończeniu audiobooka.
Myślę, że było warto ją przeczytać, bo to mądra, trudna pozycja o rasizmie, rodzicielstwie, poświęceniu. Zakończenie wywołało we mnie łzy w oczach, było wstrząsające.
Książka nie stanie się ulubieńcem, ale i tak cieszę się, że w końcu poznałam tę historię. ...more