I nie tylko działkę, ale i dom czy pole na mocy jednej decyzji ministra obrony narodowej będzie można odebrać właścicielowi w imię obronności kraju. Propozycja podzieliła posłów, choć na stole (a bardziej na bunkrach) leżą spore pieniądze. Wywłaszczony miałby bowiem otrzymać równowartość 200 proc. wartości rynkowej odebranej nieruchomości.
![Bunkier na prywatnej działce. Państwo planuje "pokojowe" wywłaszczenia](https://cdn.statically.io/img/galeria.bankier.pl/p/8/0/b9903b3b2bf4f1-948-568-37-29-2962-1777.jpg)
![Bunkier na prywatnej działce. Państwo planuje "pokojowe" wywłaszczenia](https://cdn.statically.io/img/galeria.bankier.pl/p/8/0/b9903b3b2bf4f1-948-568-37-29-2962-1777.jpg)
Fundacja Dobre Państwo złożyła projekt ustawy, której głównym celem byłoby m.in. zapewnienie terenów pod budowę umocnień na granicy i rowów przeciwczołgowych czy bunkrów wewnątrz kraju. W opinii jej prezesa Witolda Sokolskiego, "w czasie pokoju zajęcie prywatnych terenów na cele obronne może stanowić prawny problem, a zwykła, cywilna ścieżka trwać może długie miesiące, jeśli nie lata" - mówi w "Gazecie Prawnej". Stąd też pomysł, by ją usprawnić.
W ocenie fundacji znaczące uproszenie procedury mogłoby wyglądać następująco: nieruchomość na mocy szefa MON byłaby zajmowana na" cele niezbędne dla obronności kraju". W tym więc przypadku potrzebna byłaby zaledwie decyzja administracyjna, by przenieść własność nieruchomości z osoby prywatnej na Skarb Państwa.
Aby zapobiec konfliktom, z budżetu państwa popłynęłaby rekompensata w wysokości 200 proc. ceny rynkowej zajętej nieruchomości. Jednak jak wynika z wyliczeń fundacji, to i tak byłby niewielki odsetek kosztów, które państwo musiałoby ponieść, gdyby chciało zarekwirować ziemię, korzystając ze ścieżki cywilnej.
Posłowie i senatorowie są zgodni, że konieczne jest wzmocnienie szczególnie wschodniej granicy kraju, jednak z drugiej strony nie są pewni, czy budżet udźwignie takie koszty.
opr. aw