"Nie ma na �wiecie innego kraju zarz�dzaj�cego epidemi� w taki sam spos�b"

Agata Pora�ka
Gdy ton�� Titanic, pasa�erowie wci�� zamawiali jedzenie i siedzieli w swoich kabinach. Dzisiaj, gdy ca�y �wiat pogr��a si� w chaosie, Wielka Brytania zachowuje si� tak, jakby pandemi� ogl�da�a na ekranie telewizora.

"Wiele rodzin straci swoich bliskich" - to zdanie wypowiedziane przez Borisa Johnsona 12 marca podczas konferencji prasowej w kilka godzin obiegło cały świat. 

 

Powiedział to premier kraju, w którym otwarte są szkoły, działają kluby, odbywają się koncerty. 15 marca w Liverpoolu i Bath, w półmaratonach, wzięło udział po sześć tysięcy sportowców.

16 marca dyrektor generalny WHO, Tedros Adhanom Ghebreyesus, po raz kolejny zaapelował do rządów państw: "Najskuteczniejszym sposobem, by zapobiegać infekcjom i ratować ludzkie istnienia, jest zerwanie łańcuchów transmisji COVID-19. Aby to zrobić, musicie wykonywać badania i izolować się. Nie możecie walczyć z ogniem z zasłoniętymi oczami. I nie możemy powstrzymać tej pandemii, jeśli nie wiemy, kto jest zakażony".

Wcześniej przyznał, że, "pomysł, że kraje powinny przejść od powstrzymywania do łagodzenia [pandemii], jest błędny i niebezpieczny".

- Ludzie się martwią, ale nadal nic nie robią - opowiada Olivia, która na co dzień mieszka i studiuje w Plymouth. - Z jednej strony używają środków do dezynfekcji rąk, z drugiej nadal chodzą na imprezy i normalnie żyją. Są ostrożni, ale nie tak, aby wpłynęło to na ich życie. Mówi się, że Boris chce zarazić cały kraj wirusem, abyśmy mogli zbudować odporność, żeby pandemia była jak standardowa grypa. O ile NHS [brytyjska służba zdrowia - przyp. red.] sobie z tym poradzi, bo sytuacja w szpitalach jest podobno napięta .

A będzie jeszcze bardziej.

Plan Borisa Johnsona polega na wykorzystaniu tzw. odporności stada. Czym ona jest? Według Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego to "ochrona osób nieuodpornionych na skutek zaszczepienia wysokiego odsetka danej populacji (...) Próg odporności zbiorowiskowej jest definiowany jako odsetek osób uodpornionych w populacji, po osiągnięciu którego liczba nowych zakażonych zaczyna się zmniejszać, zwykle wymaga 90-95 procent populacji odpornej".

Plan Borisa Johnsona polega na wykorzystaniu tzw. odporności stada (fot. Shutterstock)Plan Borisa Johnsona polega na wykorzystaniu tzw. odporności stada (fot. Shutterstock) Plan Borisa Johnsona polega na wykorzystaniu tzw. odporności stada (fot. Shutterstock) Plan Borisa Johnsona polega na wykorzystaniu tzw. odporności stada (fot. Shutterstock)

Na koronawirusa nie ma szczepionek, ale odporni stają się ci, którzy przejdą chorobę. Dzięki temu można zbudować odporność społeczeństwa na kolejną falę choroby, która z dużym prawdopodobieństwem może się pojawić w przyszłym roku.

- Jest to wirus oddechowy, a one z oczywistych powodów zawsze przysparzają nam kłopotów w chłodne dni. Wszyscy jesteśmy w środku, okna są zamknięte itp . - mówił 5 marca na konferencji Pentagonu Nelson Michael, dyrektor ds. badań chorób zakaźnych w Walter Reed Army Institute of Research . Dodał, że wysiłki na rzecz opracowania szczepionek i skutecznego planu leczenia mogą nie być wystarczająco szybkie, aby usunąć wirusa przed "drugą falą".

Johnson chce, żeby gospodarka Wielkiej Brytanii, oparta na usługach, funkcjonowała "normalnie" tak długo, jak to możliwe. I gdy nie będzie już innej możliwości i zachorowania osiągną punkt kulminacyjny - rząd wkroczy z interwencją. Jak na razie Wyspy jako jedyne na świecie obrały taką drogę.

Co prawda we wtorek 17 marca, pod wpływem informacji o kolejnych przypadkach zakażeń i kolejnych zgonach, rząd postanowił zareagować - nadal to tylko sugestie. Publiczne miejsca - w tym szkoły i kawiarnie - pozostają otwarte.

"Wszyscy londyńczycy powinni natychmiast zaprzestać wszelkich kontaktów społecznych, które nie są konieczne. Oznacza to pracę z domu, o ile to możliwe, i zaprzestanie wszelkich wizyt w pubach, klubach, teatrach lub innych miejscach" - ogłosił we wtorek na Twitterze burmistrz Londynu Sadiq Khan.

Kto go posłucha?

"Nie ma na świecie innego kraju zarządzającego epidemią w taki sam sposób"

Sami Brytyjczycy mają różne opinie na temat tego, co dzieje się w ich kraju. Niektórzy wolą zachowywać się tak, jakby nic się nie działo, bo kto wie, może system zadziała. Inni wpadają w panikę, bo czują się zamknięci w płonącym domu, który jest gaszony ropą naftową.

"W społeczności immunologicznej mamy istotne wątpliwości dotyczące tej strategii" - piszą członkowie Brytyjskiego Towarzystwa Immunologicznego, krytykując plan Johnsona. To zdanie wyjęte z jednego z trzech otwartych listów wysłanych do premiera, a podpisanych przez kilkuset naukowców i ekspertów z różnych dziedzin. Wzywają oni rząd Wielkiej Brytanii do rozpoczęcia walki z koronawirusem, zanim zakazi on miliony osób na Wyspach.

Z kolei " The Guardian" opisuje treść dokumentu rządowej agencji Public Health England , z którego wynika, że koronawirusem może zakazić się do 80 procent mieszkańców Wielkiej Brytanii, z czego nawet 15 procent będzie wymagało hospitalizacji. To prawie osiem milionów osób. Przy optymistycznym założeniu, że śmiertelność wyniesie jeden procent, umrze ponad pół miliona Brytyjczyków. 

- Przysięgam na boga, jeśli Boris Johnson nic nie zrobi, wybuchną zamieszki i panika - mówi Dave mieszkający w Scunthorpe. - Będziemy cierpieć z powodu głupoty rządzących. Ten idiota [Johnson - przyp. red.] zabije setki tysięcy osób, które umrą we własnych domach.

Pod internetową petycją do rządu domagającą się zamknięcia wszystkich szkół w Wielkiej Brytanii do tej pory podpisało się ponad 640 tysięcy osób. Liczba ta stale rośnie. 

Z kolei Simon Wren-Lewis, emerytowany profesor ekonomii w Oksfordzie , ostrzega ministrów, że zamknięcie szkół może obniżyć o kolejne trzy procent PKB kraju i kosztować gospodarkę miliardy funtów.

Panika? Nie widziałem, wszyscy chodzą do pubów

Choć Wielka Brytania spotkała się z krytyką za swoje podejście do tej nierównej walki, nie wszyscy naukowcy ją potępili.

"Nie ma na świecie innego kraju zarządzającego epidemią w taki sam sposób" - powiedział Francois Balloux, epidemiolog chorób zakaźnych z University College London , o podejściu Wielkiej Brytanii w rozmowie z "New York Times". "To nie jest szalona decyzja. I może się opłacić (...) Chodzi raczej o to, aby zminimalizować liczbę ofiar w perspektywie długoterminowej, i to jest całkowicie wyjątkowe. Wszystkie pozostałe kraje walczą z pożarem w krótkim okresie".

Choć Wielka Brytania spotkała się z krytyką za swoje podejście do tej nierównej walki, nie wszyscy ją potępili (fot. Shutterstock)Choć Wielka Brytania spotkała się z krytyką za swoje podejście do tej nierównej walki, nie wszyscy ją potępili (fot. Shutterstock) Choć Wielka Brytania spotkała się z krytyką za swoje podejście do tej nierównej walki, nie wszyscy ją potępili (fot. Shutterstock) Choć Wielka Brytania spotkała się z krytyką za swoje podejście do tej nierównej walki, nie wszyscy ją potępili (fot. Shutterstock)

"Zamiast zamykać kraj, przeprowadzając masowe kwarantanny i izolację społeczną, Wielka Brytania próbuje epidemią zarządzić" - pisze Ian Donald, emerytowany profesor psychologii z University of Liverpool w "Politico". "Badania, które przeprowadziliśmy z kolegami, dotyczące zachowania ludzi podczas wydarzeń zagrażających życiu, takich jak pożary, pokazują, że działają oni w trzech etapach. Najpierw oceniają, co się dzieje, zbierając i interpretując informacje. Następnie decydują, co będą robić. Potem działają. Brytyjska publiczność przechodzi z etapu pierwszego do drugiego". 

Są też mieszkańcy Wysp, którzy popierają działania premiera. Wierzą, że dzięki temu ich gospodarka tak bardzo nie ucierpi, a koronawirus i tak rozprzestrzeni się bez względu na podejście rządu.

- Wielka Brytania zachowuje się tak, jak zachowywała się miesiąc, dwa temu - opowiada Jacek Rozalski, Polak mieszkający na co dzień w Edynburgu. - Wszystko jest otwarte. Puby, restauracje, bary są nadal pełne ludzi. Sam wszedłem do jednego napić się piwa. Jest to oczywiście też trochę kwestia mentalności brytyjskiej - tego chłodnego, spokojnego podejścia do spraw. Różne narody różnie reagują, a na Wyspach tej paniki jest bardzo mało - jak już, to występuje w dużych miastach, ale też w ograniczonym zakresie.

Dodaje, że największa panuje w Londynie, bo tam też jest największe skupisko ludzi. I właśnie stamtąd dochodzą do niego informacje od znajomych, że towar jest wykupywany ze sklepów. Z półek w Edynburgu znikały środki dezynfekujące, potem papier toaletowy, makaron, ryż i puszki z pomidorami. Nie ma jednak żadnych dłuższych braków żywności.

- Jest plan, żeby za tydzień, dwa zrobić kwarantannę dla osób powyżej 70. roku życia - dodaje Jacek. - I to będzie dramat w Wielkiej Brytanii. Wiele starszych osób jest tutaj samotnych - w przeciwieństwie do Polski nie ma typowej instytucji babci czy dziadka, z którymi regularnie kontaktuje się rodzina. Zmuszenie tych ludzi do zamknięcia się w domach na trzy, cztery miesiące na czas kwarantanny będzie naprawdę trudne.

Izolacja w europejskich stolicach

O ile liczba mieszkańców na ulicach dużych brytyjskich miast zaczęła maleć jeszcze w zeszłym tygodniu  - potwierdzają to dane londyńskiego metra, które odnotowało znaczący spadek liczby pasażerów w godzinach szczytu - to daleko im do społecznej izolacji, która ma miejsce w innych europejskich stolicach.

"Jesteśmy w stanie wojny z niewidzialnym, groźnym przeciwnikiem" - stwierdził w orędziu do narodu 16 marca Emmanuel Macron. Przez co najmniej 15 dni spotkania rodzinne, w gronie przyjaciół, wspólne wyjścia do parku czy nawet spotkania na ulicy nie będą we Francji dozwolone. Można wyjść na zakupy, do lekarza i do pracy. Dopuszczalny jest także wysiłek fizyczny na świeżym powietrzu, pod warunkiem że nie będzie grupowy.

W Hiszpanii od niedzieli 15 marca wszystkie sklepy zostały zamknięte, oprócz tych sprzedających jedzenie i środki pierwszej potrzeby oraz aptek. Wychodzić można, podobnie jak we Francji, jedynie do pracy czy po zakupy. Premier Hiszpanii Pedro Sánchez przyznał, że zastosowane środki bezpieczeństwa będą miały duży wpływ na kwestie gospodarcze.

Kanclerz Niemiec Angela Merkel na konferencji prasowej w Berlinie zapowiedziała podjęcie "radykalnych kroków": zakaz wszelkich podróży zarówno w kraju, jak i za granicę, z wyjątkiem pilnych podróży służbowych. Bary, teatry, muzea, kina i sklepy, które nie są niezbędne do codziennego funkcjonowania, będą zamknięte.

"Są to środki, które nigdy wcześniej nie były stosowane w naszym kraju" - powiedziała Merkel, dodając później: "Przez 70 lat istnienia Republiki Federalnej Niemiec nie mieliśmy do czynienia z podobną sytuacją".

Władze Moskwy rozważają plan ogłoszenia kwarantanny dla całego miasta - podaje Informacyjna Agencja Radiowa, powołując się na radio Echo Moskwy. Do tej pory w całej Rosji odnotowano 93 przypadki koronawirusa.

We wtorek 17 marca przedstawiciele UE mają rozmawiać o czasowym zamknięciu granic Wspólnoty na 30 dni z możliwością przedłużenia. Aby decyzja zapadła, muszą się na nią zgodzić wszystkie kraje członkowskie.

"Uważamy, że takie podróże powinny być ograniczone, aby nie rozprzestrzeniać wirusa w UE, ale też poza UE" - poinformowała w poniedziałek szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.

Dlaczego pozostanie w domach jest tak ważne? Wytłumaczył to "Washington Post", który przygotował zestaw symulacji pokazujący, jak maleje rozprzestrzenianie się wirusa przy zastosowaniu izolacji społecznej.

- Niektórzy się obawiają, że Wielka Brytania idzie drogą Włoch, które też bardzo długo bagatelizowały sprawę - mówi Jacek. - Tylko Polonia w Wielkiej Brytanii zachowuje się całkiem inaczej. Tak jak Polacy w kraju.

Szacuje się, że Wielka Brytania znajduje się obecnie około czterech tygodni za Włochami, jeśli chodzi o rozwój epidemii. Farmakolog Silvio Garattini przewiduje, że liczba osób dotkniętych wirusem SARS-CoV-2 we Włoszech wzrośnie nawet do 40 tysięcy w najbliższych dniach. Dzisiaj jest ich 27 tysięcy.

Jak to się skończy? Raport zespołu z Imperial College London ujawnił, że w obecnej chwili, bez względu na to, jakie działania podejmie rząd, nie będzie w stanie powstrzymać fali chorych, która zaleje NHS. Na Wyspach potwierdzono co najmniej 1543 przypadki - chociaż rzeczywista liczba może być wyższa niż 25 tysięcy - i  55 zgonów z powodu COVID-19.

Jeśli jednak Wielka Brytania zdecyduje się kontynuować ten eksperyment społeczno-ekonomiczny, już za kilka miesięcy będziemy mogli się przekonać, czy Boris Johnson miał rację.

W momencie publikacji tego artykułu na całym świecie notuje się 183 198 przypadków zakażenia, a liczba ofiar śmiertelnych wynosi 7158 (najwięcej: 3111 w Chinach i 2158 we Włoszech). W wyniku powikłań zmarło ponad siedem tysięcy osób.

Agata Porażka. Dziennikarka weekendowego magazynu Gazeta.pl, wcześniej pisała dla Wirtualnej Polski.

Polub Weekend Gazeta.pl na Facebooku

Wi�cej o: