Tusk podratowa� prezesa. Siedem powyborczych trucizn [KOMENTARZ SROCZY�SKIEGO]

Grzegorz Sroczy�ski
Platformersi dopytywani o s�abe notowania rz�du zacz�li twierdzi� po eurowyborach, �e rz�d tak naprawd� robi wszystko dobrze, a przeszkadza mu jedynie "pisowski deep-state", ewentualnie "pisowskie z�ogi w administracji i urz�dach". Nie dzia�a szpital? "Pisowski deep-state, panie redaktorze". Platforma wi�c lewituje i to si� niestety jeszcze nasili - polityczny stan gry komentuje Grzegorz Sroczy�ski.

Wyniki eurowyborów mogą poprowadzić naszą klasę polityczną wprost na ścianę, bo są jak źle zrozumiana przepowiednia. Coś jak Pytia w Delfach zmiksowana z lasem birnamskim z "Makbeta", każda partia uważa, że doskonale zrozumiała wysłany przez wyborców "mesydż", a tymczasem usłyszała jedynie to, co bardzo chciała usłyszeć. "Makbecie, śpij spokojnie, musiałby las birnamski podejść drzewo po drzewie pod okna twojego zamku, żebyś królewską koronę stracił". "Aha, czyli jestem bezpieczny, bo przecież las nie chodzi, nigdy to nie nastąpi". Tusk i Kaczyński dowiedzieli się z eurowyborów tego, czego chcieli się dowiedzieć, a głównie że las birnamski nie chodzi, więc wszystko pod kontrolą. Skutki uboczne tych mijanek -najważniejsza to mijanka stanu świadomości polityków z rzeczywistością społeczną - zobaczymy już na jesieni. Oto siedem wniosków z eurowyborów, które mogą zatruwać politykę już po wakacjach

1. Platforma zakochała się sama w sobie i to z dziką wzajemnością

Tusk wygrał, a w dodatku na jedną noc wygrał aż czterema punktami procentowymi - w takim stanie świadomości przemawiał w trakcie wieczoru wyborczego - więc Platforma wpadła w euforię i samozachwyt. Tego już nie odkręcimy. Można im na jedynkach portali i pierwszych stronach gazet pisać, że wyniki ostateczne jednak się potężnie różnią od błędnego exit-poll'a, a oni swoje. Oczywiście na świadomym poziomie rozumowym politycy PO wiedzą, jakie są ostateczne wyniki, ale na poziomie emocji przeżywają to inaczej. W efekcie typowy polityk Platformy jest święcie przekonany, że właśnie uczestniczył w modelowej i niebywale sprytnej kampanii wyborczej, migające trupie główki w platformerskich spotach, "pisowscy agenci", "zdrajcy", "pachołki Rosji", rozpalenie polaryzacji i rozliczeń - to właśnie to, czego cały naród oczekiwał. "No widzi pan, panie redaktorze, trzeba więcej rozliczeń! Mówiłem!". Platformersi dopytywani o złe oceny rz�du (a tak zeznaje ponad połowa badanych) zaczęli twierdzić po eurowyborach, że rząd tak naprawdę robi wszystko dobrze, a przeszkadza mu jedynie "pisowski deep-state", ewentualnie "pisowskie złogi w administracji i urzędach", które blokują 'naszą naprawdę dobrą zmianę" (autentyk). "Trzeba przyspieszyć czyszczenie, panie redaktorze, ludzie tego chcą!". Platforma więc lewituje i to się niestety jeszcze nasili. Nie działa szpital? "Pisowski deep-state, panie redaktorze". Coś nawala w ZUS? "Pisowcy pewnie tam spiskują". Oto efekt kampanii, w której głównie dojeżdżano PiS, serwowano spiskowe brednie oraz trąbiono o hordach imigrantów, tym razem były to same hordy mężczyzn, bo kobiety z dziećmi jakoś wyparowały, ostatnią kobietę z dzieckiem widziano na granicy jakoś za PiS-u. 

2. PiS się utwierdziło, że jest cudne i nic nie musi zmieniać

Tak samo jest w PiS, a nawet może gorzej. Kaczyński drżał przed tymi wyborami, ponieważ kwasy w partii buzowały, na chwilę udało się je uciszyć po wyborach samorządowych, ale gdyby PiS mocno przegrało eurowybory, festiwal ruszyłby na nowo. Tymczasem podkręcona przez Tuska polaryzacja podratowała prezesa, bo podpompowała wynik obu głównych partii. W efekcie mamy niemal remis, a do tego wynik PiS - 36 procent - jest na tyle dobry, że wewnętrzni krytycy Kaczyńskiego nabrali wody w usta. Znów w PiS słychać melodię: żadnych zmian, panowie, linia partii jest słuszna, no, może trochę bardziej postawimy na młodych, ale generalnie jest dobrze, nawet afera Funduszu Sprawiedliwości po nas spłynęła. "Po nas wszystko spływa, panie redaktorze, no taka już nasza karma. Kurski i jego klęska wyborcza? Eee, wypadek przy pracy, przecież jednak dowieźliśmy 36 procent, jak dla mnie to jest super i cud-malina!". Taki stan umysłu u pisowców gwarantuje, że nic się w tej partii nie zmieni, a poziom toksyn w polskiej polityce nie spadnie, gdyż PiS jest ich głównym dostarczycielem. Wypowiedzi prezesa - które można streścić na przemian "wszyscy będziecie siedzieć" oraz "za zdradę stanu grozi dożywocie" - będą nadal nakręcać grozę mediów, w efekcie polaryzacja będzie sobie trwać w najlepsze.

3. Lewica i Trzecia Droga się zestrachały

Kolejny skutek uboczny tych wyborów będzie taki, że koalicja na jesieni prawdopodobnie zacznie się kłócić jak cholera. Wyniki bowiem wręcz zmasakrowały Lewicę i Trzecią Drogę, a takie dwa boi-dudki zaczną się intensywniej ze strachu dziobać. "Następuje teraz konsumpcja przystawek przez Tuska" - głosi obiegowy komentarz. Słuszny, ale jest jednak gorzej. Otóż mniejsze partie, zamiast uzgodnić strategię i postawić się wspólnie większemu - tak się robi na podwórku, jeśli się cokolwiek kuma - całą frustrację kierują na siebie nawzajem, nienawiść bryzga raz na Razem, raz na biedroniowców, innym razem na hołowniowców albo peeselowców, generalnie najwyższy poziom kwasowości w koalicji występuje między bytami sześcioprocentowymi, które się nawalają, podczas gdy duży kot ich zajada. Tuska te sześcioprocentowe byty nie tykają, za bardzo się go boją. Zresztą część już zerka na PO jak na tratwę ratunkową, jeśli poczytać, jakie rzeczy wypisują w mediach społecznościowych niektórzy politycy lewicy, to są to złote myśli "kierownika" wydestylowane nawet wcześniej, niż sam Tusk je pomyśli. "Musimy przyspieszyć rozliczenia PiS-u" - ogłasza wiceminister Wieczorek całkiem zgodnie z linią partii, tyle że nie swojej (na razie). Tak osłabieni koalicjanci będą w nieustannym popłochu i biegunce, bo choć polaryzacja dopchnięta tuskowym kolanem ich zatruła, to jednak nie zabiła, te partie żyją i nie żyją równocześnie, miotają się, panicznie boją się zlać z Tuskiem i zniknąć, a jednocześnie nie mają siły się mu postawić, innymi słowy: ani w tę, ani wew tę.

4. My tu mamy patent na populizm, uczcie się!

Tusk sprzedaje Europie wyniki naszych eurowyborów jak pokaz ogni magicznych: oto mam patent na populistów, patrzcie i się uczcie. Najpierw był w Polsce cud 15 października, teraz nastąpiła wreszcie mijanka, nie wiecie jak pokonać u siebie Le Pen i AfD? Potrzymajcie mi piwo!

Oczywiście my tu na miejscu dobrze wiemy, że żaden taki uniwersalny patent nie istnieje, a cała zmiana władzy w Polsce zaszła psim swędem, raczej PiS ludzi zmęczył, zbrzydził i wkurzył, niż tamci drudzy zachwycili. Jeśli był w tym jakiś cud, to polegał jedynie na tym, że powstały trzy listy, w końcówce opozycja przestała się zaganiać do wspólnego worka i na wspólne marsze, zrozumiała, że właśnie trzeba się różnić, i że to dobrze, bo KO ma być inna od Lewicy, a Lewica inna od TD. Do zwycięstwa nad PiS - osiągniętego ledwo-ledwo - potrzebna była więc zgoda w jednej sprawie, a mianowicie w takiej, że inni też mogą żyć, nikt nie musi być hegemonem, aby ktoś był podnóżkiem i przystawką. Tymczasem wyniki eurowyborów powodują, że ta lekcja została całkowicie zapomniana. Platforma wzmocniła swój wynik kosztem koalicjantów, co na nowo rozbudziło jej królewskie zapędy i marzenia o jednym słusznym froncie. Już poseł Halicki to dzielnie sufluje: "Powinna być jedna lista i jeden kandydat na prezydenta". Platformerska tromtadracja, że oto mamy światowy patent na populistów, Scholzu i Macronie, uczcie się od nas, za chwilę stanie się irytująca i śmieszna, co będzie oczywiste dla wszystkich poza Platformą.

5. Fałszywa magia liczb, czyli nic się nie zgadza

"Te wybory były ważne, bo liczby są ważne. Dzięki mijance PO z PiS ludzie wiedzą, że PiS słabnie" - pisze mi znajomy. Otóż PiS nie słabnie, tylko właśnie ma większą szansę na rządy. Policzył to dobrze Piotr Pacewicz w OKO.Press: "koalicja demokratyczna" (nie znoszę tego określenia, ale używa go Pacewicz, niech więc będzie) zjechała z ośmiu procent przewagi do jedynie dwóch procent. Gdyby wyniki eurowyborów przełożyć na Sejm, rządziłoby dziś PiS z Konfederacją, pewnie po trudnych negocjacjach, ale jednak mieliby wygodną większość 250 mandatów (bo wdeptana pod próg Trzecia Droga by nie weszła). Innymi słowy: platformiana gra na polaryzację przyniosła słaby sukcesik Platformie (0,9 procenta przewagi nad PiS), osłabienie całości układu i potencjalny wylew kwasów w koalicji. Mistrzostwo strategii. 

6. Pociągi się spóźniają? Kaczyński!

Wyniki eurowyborów generalnie zaciemniają obraz, a nie rozjaśniają, mylą tropy, a nie prostują, dają fałszywą pewność jednym politykom, a nadmierną porcję lęku innym. Wyborcy są niezadowoleni z jakości rządów i nie chodzi im o żaden festiwal rozliczeń, przyspieszone wsadzanie pisowców, ani nawet o "sto obietnic", które zrujnowałyby budżet i ludzie raczej rozumieją, że obniżki podatków dla zamożnych to ostatnia rzecz, której nam teraz trzeba. Z badań wyłania się obraz Polaków spragnionych spokoju, normalności, przebodźcowanych lękami covidowymi, inflacyjnymi i przede wszystkim wojennymi, chcących władzy, która po prostu rządzi i zajmuje się nudziarstwami typu służba zdrowia oraz żeby pociągi nie spóźniały się znów w czasie wakacji, a nie żeby premier obsesyjnie zajmował się Kaczyńskim. Oczywiście, można tym ludziom przez jakiś czas tłumaczyć, że nic się nie uda, póki nie wygramy wyborów prezydenckich, albo że pisowskie złogi w ministerstwach oraz "deep state" przeszkadzają nam w porządkach, ale to na obecnym etapie po ponad pół roku rządzenia kupują już tylko Silni-Razem oraz jeszcze może paru pogubionych dziennikarzy.

7. Raz tak, raz siak, nikt nic nie wie

Politykom Platformy przydałby się zimny prysznic. Mam coś takiego w wersji miniaturowej, spisałem pytanie od znajomego, który w wieku 40 lat próbuje kupić pierwsze mieszkanie. Cytuję słowo w słowo: "Do jasnej ciasnej, obiecali kredyt zero procent, mnie to się zresztą nie podobało, bo pewnie dodatkowo podbije ceny, no ale okej, zabukowałem coś u dewelopera pod ten kredyt, który miał już ruszyć w połowie roku. Ustawy nadal nie ma, oni teraz się wycofują, i nagle ględzą o ruskich agentach, wychodzi Tusk i coś bredzi o PiS, o Kaczyńskim w kółko gada, no ja pitolę, znam to, wiem to, też nie lubię PiS-u, ale co z tym kredytem? Nikt nie wie. Będzie, nie będzie? Ty nie możesz ich zapytać?".

Moja odpowiedź: "Otóż zapytałem! Za każdym razem jak widzę kogoś z rządu to pytam. I nie wiedzą. Jeszcze dwa miesiące temu na kredyt zero procent zgadzała się cała koalicja, bo miał być deal, że lewica dostaje od Domańskiego kasę na budowę tanich mieszkań na wynajem, w zamian głosuje za kredytem zero procent, cały ten deal tłumaczył mi osobiście wiceminister Kukucki w RMF. Problem jest taki, że wiceminister Kukucki w wyborach samorządowych kandydował na prezydenta Włocławka i nim został, a jego szef w ministerstwie Hetman też katapultował się do Brukseli, wszystkie ustalenia diabli wzięli i nikt nic nie wie".

I to jest, szanowna Platformo, Lewico, PSL-u i Hołownio, dla was zbiorowa zagwozdka - ta oraz setka podobnych codziennych spraw - zwłaszcza energetyka, na przykład ceny energii, w ogóle tego nie ogarniacie, bo jeśli ja - człowiek jak na polskie warunki zamożny - zaczynam się zastanawiać, ile zapłacę za gaz za miesiąc, to jest coś naprawdę źle. Wy sobie wesoło tłitujecie o Kaczyńskim, "dip-stejcie" i innych cudach, a tymczasem las birnamski się jednak rusza i podchodzi. Jak sobie w ten sposób ściągnięcie klęskę na łeb, to nie będzie wina PiS-u, ani nawet partii Razem.

Wi�cej o: