Komedia na dwie r�ce

Od dzi� w kinach czeska komedia "Jedna r�ka nie klaszcze". Intelektualne pretensje re�ysera Davida Ondricka, autora s�ynnych "Samotnych", s� raczej chybione. Ale to niew�tpliwie �mieszny film

Film za bohatera ma Standę (Jiri Machacek), poczciwca jakby rodem z oświeceniowych opowiastek filozoficznych. Ten wpada z kumplem na granicy, przemycając orły udające kurczaki (to robota zlecona), ale tylko on ląduje w więzieniu. Gdy z niego wychodzi, chce odebrać forsę od zleceniodawcy - Zdenka (Ivan Trojan) - obiecaną mu za to, że go nie wydał. Wtedy jednak w sprawę miesza się poznany przypadkiem Ondrej (Marek Taclik), ochroniarz z supermarketu, równie zadufany w sobie, co nieudolny...

Na pytanie, o czym właściwie jest "Jedna ręka nie klaszcze", trudno jasno odpowiedzieć. Owszem, cytuje się w filmie słowa Francisa Bacona (filozofa, nie malarza) - o tym, że ludzie są zbyt leniwi, by dokopać się prawdy o sobie i świecie, że poprzestają na pozorach, nie rozumieją paradoksów rzeczywistości, tyle że ta konstatacja dość mętnie "przekłada się" na fabułę.

Tropicielem "prawdy o ludziach" jest w niej autor programu telewizyjnego "Tu cię mam!" (Vladimir Dlouhy), który ukrytą kamerą filmuje cudzą intymność - w tej materii nie oszczędza nawet własnej córki Martiny (Isabela Bencova) - albo robi makabryczne kawały, by wykazać, że ktoś podający się za obdarzonego poczuciem humoru łatwo i szybko je straci. Ten showman niby obdziera swe ofiary z pozorów. O sobie mówi, że nie ma nic do ukrycia, i... obnaża się podczas wywiadu.

No dobrze, ale czy ów motyw to coś więcej niż satyra na media, o których od dawna wiemy, że termin "dochodzenie do prawdy" rozumieją opacznie i raczej niegustownie? Nie sądzę.

W "Jedna ręka nie klaszcze" przedmiotem satyry jest coś jeszcze - wyobrażenie, że życie da się zaprogramować, że szczęście osiąga się, postępując w zgodzie z aktualnie propagowaną (m.in. przez naukę) modą. Właśnie tak "idealnie" - zamożnie, wegetariańsko, bez telewizji, komputera i raczej samotnie - wychowuje dwójkę swych dzieci Sandra (Klara Trojanova-Pollertova), żona Zdenka, kobieta pryncypialna i zdyscyplinowana.

Po obrazkach z rodziną Zdenka wiemy od razu, że najlepszą receptę na życie ma tu kto inny - naiwny Standa. Ale gdyby spróbować wyartykułować, z czego wynika to przeświadczenie, skończyłoby się pewnie na paru banałach.

Cóż, może więc lepiej nie poddawać "Jedna ręka nie klaszcze" mózgowym analizom? Co wtedy nam pozostaje? Cieszyć się z filmowego drygu Ondricka (ur. 1969), uwielbianego u nas po "Samotnych" (2000).

"Jedna ręka nie klaszcze" nakręcił jako komedię ekscentryczną - działa ona na zasadzie spirali nonsensu: jeden wariacki postępek prowadzi do drugiego, jeszcze bardziej wariackiego (oczywiście wbrew intencjom osób, które sprowokowały pierwszy); jedna idiotyczna kwestia dialogowa wywołuje równie kretyńską replikę. Rzecz jest chwilami surrealistyczna (ktoś ucieka, choć go nie gonią), chwilami dosadna (erotycznie!), upchnięto tu sporo zabawnych pomysłów (np. halucynogenną herbatę z muchomorów), ale zdarzają się też chwile "martwe", niepotrzebnie napuszone.

Mimo tych zastrzeżeń Ondricka chce się oglądać. Dlatego ucieszyłem się na wieść, że w 2006 r. popełnił on film "Grandhotel". Mam nadzieję, że rychło trafi do polskich kin.

"Jedna ręka nie klaszcze", reż. David Ondricek, Czechy 2003