Przyjaciel "Solidarno�ci" ofiar� terroryst�w

W�r�d ofiar londy�skich zamach�w terrorystycznych jest najpewniej Brytyjczyk Giles Hart, przyjaciel wielu Polak�w, kt�ry przez lata pomaga� "Solidarno�ci"

Niebawem miał przyjechać do Polski na obchody 25-lecia "Solidarno�ci". - Był wśród oficjalnie zaproszonych gości - mówi jego londyński znajomy z czasów "Solidarności" Ludek Lasocki. Przyjaciele chcą, by polskie władze uhonorowały go odznaczeniem państwowym. - Dwa miesiące temu złożyłem wniosek, żeby jemu i jeszcze czterem osobom przyznać odznaczenie. Wszyscy wiedzieli o jego działalności, lecz nigdy nie została ona oficjalnie uznana - mówi inny znajomy Wiktor Moszczyński. Pan Hart nie miał pojęcia, że przyjaciele chcą go uhonorować.

Zginął w autobusie przy Tavistock Square. Policja znalazła na miejscu jego portfel. Pozostawił żonę - Polkę od lat mieszkającą w Wielkiej Brytanii, która prowadzi jedną z sobotnich szkół języka i historii Polski - i dwoje dzieci.

Pan Hart, 55-letni inżynier pracujący w British Telecom, był jednym z przywódców Polish Solidarity Campaign (PSC) - organizacji działającej w Wielkiej Brytanii, która walczyła o wolne związki zawodowe i swobody demokratyczne w Polsce i w całej Europie Środkowej. Zaangażowanych w jej działalność było wielu członków brytyjskiej Polonii, a także wielu brytyjskich lewicowych działaczy praw człowieka. PSC organizowała demonstracje, naciskała na brytyjskie związki zawodowe i Partię Pracy, by uznawały i popierały polskie niezależne związki. Pan Hart pracował jako skarbnik, organizator, później prezes organizacji. Wielki sukces osiągnęła m.in. jego kampania sprzedaży koszulek z napisem "Solidarność". - Prowadził nasze kiermasze, sprzedawał koszulki. Dzięki temu szybko mieliśmy dochód przewyższający 10 tys. funtów, co pozwalało nam organizować różne imprezy. Był motorem, który w wielu wypadkach prowadził praktyczną stronę organizacji, robił wszystko za kulisami. Był bardzo prawy, solidny, sumienny. Był też głosem rozsądku w naszej organizacji - opowiada Wiktor Moszczyński.

Sam pan Hart wspominał swoją działalność w wywiadzie w książce "Za wolność waszą i naszą". Do działalności na rzecz "Solidarności" zachęciło go w 1980 r. ogłoszenie w londyńskim piśmie "Time Out". Wtedy miał już polskich przyjaciół, lecz nie był jeszcze mężem Polki. "Najbardziej zachęcające do pracy były kłamliwe ataki polskiej prasy na PSC, szczególnie gdy jako źródło informacji podawano BBC" - żartował. Ze śmiechem wspominał, jak pierwsze koszulki z napisem "Solidarność" zostały zrobione w Rumunii. "Niektórzy uznali to za politycznie znaczące, nie zdając sobie sprawy, że napis "Solidarność" dodano w Wielkiej Brytanii" - mówił.

Później pan Hart nie krył rozczarowania, że "Solidarność" się podzieliła, że w Polsce w demokratycznych wyborach ponownie wybrani zostali byli komuniści. Miał jeszcze plany związane z "Solidarnością". - Dzień przed zamachami w Londynie spotkaliśmy się, by omówić pomysł zorganizowania konferencji o wpływie "Solidarności" na Wielką Brytanię. Pożegnałem się z nim wieczorem. Dopiero trzy dni później dowiedziałem się, że jest wśród zaginionych - mówi Wiktor Moszczyński.