S� doro�li, a �yj� jak dzieci. Wracaj� do rodzic�w i mieszkaj� w swoich starych pokojach

- Niech�� do wykonania kolejnego kroku rozwojowego mo�e by� spowodowana zar�wno r�nego rodzaju l�kami, jak i agresj�, a cz�sto jednymi i drug�. Odmowa stawienia czo�a wymaganiom �ycia lub pora�ka w starciu z nimi i zmuszanie rodzic�w do codziennego konfrontowania si� z jej skutkami jest swego rodzaju zemst� wymierzan� rodzicom przez doros�e dziecko za wszystkie wcze�niejsze zaniedbania - czytamy w ksi��ce Sandry Konrad "Co powie mama? Jak si� uniezale�ni� i uzdrowi� relacje z rodzicami". Dzi�ki uprzejmo�ci Wydawnictwa Znak publikujemy fragment z podrozdzia�u "O jednym takim, co si� nie wyprowadzi�".

W dniu 1 czerwca 2018 roku, jednym z najbardziej upalnych w roku, Michael Rotondo wyprowadza się z domu swoich rodziców w Syracuse w stanie Nowy Jork. Wielka mi rzecz, pomyśli niejeden: codziennie na całym świecie dzieci wyprowadzają się od swoich rodziców. Wreszcie dorosłość i uniezależnienie się – myśli wielu, pakując ubrania i książki do kartonowych pudeł, i cieszy się na perspektywę posiadania własnego gniazdka. Ale nie Michael Rotondo.

Zobacz wideo Psychologowie nie chcą pracować w państwowych szkołach

Apele rodziców postrzegał jako "mściwe ataki"

Trzydziestolatek opuszcza swój dom rodzinny tylko dlatego, że nakazał mu to sąd. Odkąd osiem lat wcześniej Michael "tymczasowo" ponownie zamieszkał w domu rodzinnym, nie czując się w obowiązku ponoszenia jakichkolwiek opłat, Christina i Mark Rotondowie nieustannie zachęcali syna do wyprowadzki. Nalegali, aby znalazł pracę i mieszkanie, podarowali mu nawet trochę pieniędzy na nowy start, ale Michael był głuchy na ich prośby. Apele rodziców postrzegał jako "mściwe ataki", a siebie jako ofiarę. Bądź co bądź całkiem niedawno utracił prawo do widywania swojego ośmioletniego syna, a walka o jego odzyskanie była niczym praca w pełnym wymiarze godzin. Żądanie wyprowadzki i finansowego usamodzielnienia się przyszły naprawdę nie w porę. Związku między odebraniem mu prawa do odwiedzania dziecka i jego nieszczególnie odpowiedzialnym stylem życia Michael zdawał się nie dostrzegać. 

Wycofują się do swoich dziecięcych pokojów

Failure-to-launch-Syndrome – w wolnym tłumaczeniu: syndrom gniazdownika – tak publicyści zwykli określać skłonność do odwlekania bądź nawet odmowę wyprowadzenia się z domu rodzinnego przez przedstawicieli pokolenia milenialsów. Według szacunków w samej Japonii żyje ponad milion wyobcowanych społecznie osób, głównie mężczyzn, tak zwanych hikikomori, którzy wycofują się do swoich dziecięcych pokojów przed wyzwaniami tego świata. 

Są dorośli, a żyją jak dzieci. Wracają do rodziców i mieszkają w swoich starych pokojachSą dorośli, a żyją jak dzieci. Wracają do rodziców i mieszkają w swoich starych pokojach Wydawnictwo Znak/Materiały prasowe

Temu zahamowaniu rozwojowemu oraz wynikającej z niego postępującej izolacji sprzyja wiele czynników: trudne warunki społeczno-ekonomiczne w postaci drogich mieszkań i niedostępności dobrze płatnych miejsc pracy mogą przestraszyć nawet zmotywowane jednostki i na jakiś czas odebrać im chęć do działania. Osobom dręczonym przez fobie społeczne, lęk przed przyszłością i porażką lub depresję z trudem przychodzi wyjście w coraz mniej przewidywalne otoczenie i w nim wytrwanie. 

Hikikomori spotyka się nie tylko w Japonii, ale na całym świecie. Nie powinniśmy ignorować czynników społecznych czy rodzinnych, będących elementami tego zjawiska. Dorosłe dzieci, którym w domu rodzinnym było ciepło i przytulnie, istniały przecież od zawsze we wszystkich warstwach społecznych, niezależnie od społecznych uwarunkowań. 

Za tym problemem mogą kryć się również ukryte zobowiązania narzucane przez rodziców: są rodzice, którzy z czysto egoistycznych pobudek wiążą dzieci ze sobą i nie wspierają w oddzieleniu się od nich stosownie do ich wieku. Szereg taktyk mających uniemożliwić dziecku oddzielenie się od rodziców jest przez tych ostatnich stosowane nieświadomie i są one często nie do zauważenia przez niewprawnego obserwatora. Rodzice mogą na przykład wysyłać dzieciom niewypowiedziane komunikaty w rodzaju: „Proszę, nie zostawiaj mnie!", „Kiedy nas opuścisz, zachoruję!", „Gdy nas opuścisz, nasze małżeństwo/ nasza rodzina się rozpadnie!". Trudności w oddzieleniu się, jakie mogą z tego wyniknąć, są oczywiste. Któż bowiem z lekkim sercem zdecydowałby się opuścić rodziców, jeśli odłączenie się miałoby być sprzęgnięte z winą? 

Z czego wynika niechęć do wykonania kolejnego kroku rozwojowego?

Obok zobowiązań nakładanych przez rodziców powstawaniu trudności z oddzieleniem się sprzyjają również nieuświadomione emocjonalne motywy dzieci. Ktoś, kto najwyraźniej nie zamierza dorosnąć i wzbrania się przed usamodzielnieniem, oznajmia nie tylko rodzicom, lecz i całemu światu: „Coś tutaj poszło nie tak! Moi rodzice wcale nie są tacy fajni, jak myślą inni. Gdyby było inaczej, nie byłbym przecież takim niedorajdą". 

Niechęć do wykonania kolejnego kroku rozwojowego może być spowodowana zarówno różnego rodzaju lękami, jak i agresją, a często jednymi i drugą. Odmowa stawienia czoła wymaganiom życia lub porażka w starciu z nimi i zmuszanie rodziców do codziennego konfrontowania się z jej skutkami jest swego rodzaju zemstą wymierzaną rodzicom przez dorosłe dziecko za wszystkie wcześniejsze zaniedbania. Mało tego: mieszkanie w domu rodzinnym w wieku dorosłym lub utrzymująca się zależność finansowa od rodziców nakładają na nich ciągłą odpowiedzialność. Patrząc na rodziny takie jak Rotondów, można odnieść wrażenie, że starych rachunków nigdy nie da się wyrównać, jak gdyby rodzice już na zawsze mieli wobec dzieci dług do spłacenia. 

Pytanie, które zadałabym w tej sytuacji jako terapeutka, brzmi: co ma na celu odmawiające opuszczenia domu rodzinnego dorosłe dziecko? Michael Rotondo ma trzydzieści lat, ukończył college, od wielu lat jest jednak bezrobotny i właśnie utracił prawo do spotkań ze swoim synem. Przypuszczalnie czuje się bezsilny, jak sparaliżowany, rzucony na pastwę losu. Możemy spekulować, że odmowa wyprowadzenia się z domu rodzinnego jest jedyną formą demonstracji siły, na którą mógł sobie pozwolić. Jak wielu niedojrzałych ludzi żywi uczucie, że rodzice (względnie partner/partnerka czy cały świat) są mu coś winni. 

Za pasywno-agresywną manifestacją siły Rotonda kryje się przypuszczalnie duża agresja, uzewnętrzniana jego niedojrzałym, pasożytniczym zachowaniem. Zapytałabym go więc, co takiego ma do zarzucenia rodzicom, a ściślej: co jest przyczyną jego gniewu. Ile miał lat, gdy po raz pierwszy poczuł się „wyrzucony za drzwi" przez rodziców i błagał o jeszcze trochę czasu, gdyż czuł się naprawdę przytłoczony? Jaki dług zaciągnęli u niego rodzice, gdy był w wieku, kiedy rzeczywiście nie był w stanie sam o siebie zadbać? 

Ustalenie, gdzie znajduje się źródło gniewu i rozczarowań, stanowi pierwszy krok do zdrowego oddzielenia się. W ten sposób bowiem może zaistnieć łącznik między pierwotnym zranieniem a konfliktem, który dziś – dekady później – wciąż jest skrywany albo przenosi się na inne pole. 

Jesteśmy w stanie postawić kilka hipotez: być może w odczuciu Michaela jego młodsza siostra otrzymała od rodziców więcej uwagi i miłości niż on? A może rodzice przechodzili trudny okres w małżeństwie, przez co mieli mniej czasu, aby okazać synowi troskę, której potrzebował? Być może przez całe jego życie poświęcali się dla niego, co sprawiło, że nie umieli postawić mu zdrowych granic i nie przekazali mu przekonującej motywacji do zrobienia kroku w dorosłość? Z perspektywy Michaela Rotonda prawdopodobnych jest wiele powodów do ukarania swoich rodziców, stania się dla nich ciężarem niezależnie od opinii innych. Ktoś taki jak Michael Rotondo, w dorosłym wieku otwarcie odmawiający podjęcia działań w celu oddzielenia się od rodziców, spotyka się często z niezrozumieniem i pogardą ze strony swojego otoczenia. „Dorośnij w końcu i weź sprawy w swoje ręce" – zawołałby ktoś, kto dostrzegłby w sytuacji Michaela tylko zastój i opór przed postępowaniem w sposób dojrzały oraz wynikającą z tego życiową porażkę. Tymczasem za takim i podobnymi zachowaniami kryją się często zranienia z dzieciństwa oraz istotne wyzwania rozwojowe, którym nie udało się sprostać. 

Przyjmijmy, że w wieku trzech lat Michael Rotondo nie otrzymał od rodziców wystarczającego wsparcia, aby przezwyciężyć dziecięcą fazę buntu, gdyż w tym czasie przyszła na świat jego siostra i rodzice byli przeciążeni opieką nad obojgiem. W Michaelu istnieje więc wciąż ta trzyletnia, niezaopiekowana cząstka, która odczuwa bezsilność i poczucie opuszczenia, a dzieje się to w czasie, kiedy powinien on coraz bardziej poszerzać swoją autonomię, doświadczając jednocześnie bezpieczeństwa przy boku rodziców. Ten opuszczony trzyletni Michael odgrywa do dziś istotną rolę – niczym żywioł wdziera się w dorosłego już Michaela, gdy tylko zadziała czynnik wyzwalający, gdy tylko „tu i teraz" coś mu przypomni ówczesną sytuację. Wystarczy, że Michael poczuje bezsilność (bo, na przykład, stracił pracę, odeszła od niego przyjaciółka albo nie wolno mu spotykać się z synem), drzemiący w dorosłym trzylatek budzi się i przejmuje stery. I wtedy ten trzylatek – w ciele dorosłego mężczyzny – opowiada rodzicom i światu, że wszystko jest niesprawiedliwe, że to on jest ofiarą, że po prostu potrzebuje więcej czasu i troski rodziców. 

Znów stajemy się dziećmi i najczęściej nie jesteśmy tego świadomi

Dorosły, który zachowuje się jak trzylatek, sprawia na ogół nieszczególnie sympatyczne wrażenie. Kiedy jednak uzmysłowimy sobie, że ów dorosły, nie zdając sobie z tego sprawy, jest opanowany właśnie przez trzylatka, być może będziemy potrafili zdobyć się na współczucie – zarówno wobec tej trzyletniej cząstki, która wciąż na nowo usiłuje przedrzeć się na pierwszy plan, by w końcu zaznać troski, jak i wobec dorosłego, wystawionego na pastwę swojej dziecięcej cząstki, a także bezradnego w obliczu doświadczanej blokady rozwojowej. 

Przypadek Michaela Rotonda może wydawać się skrajny, ale czasem każdy z nas staje się zakładnikiem swojej dziecięcej cząstki, zwłaszcza w sytuacji konfliktu z innymi osobami, który wyzwala w nas intensywne wewnętrzne cierpienie. Mogą to być rodzice, a także partner/partnerka i nawet dzieci. Konflikt z przyjaci�mi czy znajomymi również może wywołać w nas emocjonalny stan wyjątkowy, kiedy nasza dojrzała, dorosła cząstka w mgnieniu oka zostaje wyparta przez tę dziecięcą. 

Gdy tracimy właściwy kontakt ze swoimi dojrzałymi zasobami, a zamiast tego wracamy do młodszych wersji siebie i z ich perspektywy odczuwamy i działamy, mówimy o regresie. Znów stajemy się dziećmi i najczęściej nie jesteśmy tego świadomi. 

Wi�cej o: