Z rozbudowywanymi przez dodatki grami-usługami jest kwestia taka, że jeden dodatek wyjdzie twórcom lepiej — i wtedy gracze będą mieli świetną zabawę przez najbliższe kilkanaście miesięcy — albo gorzej, a wtedy sporo osób odejdzie zawiedzionych i twórcy będą musieli przekonać ich do powrotu. World of Warcraft miał swoje słabe Shadowlands i następujący po nim świetny Dragonflight, Destiny 2 zaś miało kiepskie Lightfall ("Upadek Światła") i recenzowany tu, fantastyczny Final Shape ("Ostateczny Kształt").

Dodatek ten po prostu dobrze działa od warstwy koncepcyjnej. Wszystko tu się zgadza — fabuła wreszcie interesuje i powinna spodobać się nawet osobom, które nie śledziły wydarzeń z ostatnich kilku lat — a wszystko z genialnie wyprodukowanymi cutscenkami, najładniejszymi w całej branży (to spokojnie poziom filmików otwierających Blizzarda). Nowa lokacja wypełniona jest po brzegi powtarzalnymi aktywnościami, niekiedy bardzo oryginalnymi. Nowa podklasa Pryzmatyczna pozytywnie "psuje" grę — jest przemocna i wreszcie nasz Strażnik może poczuć się jak prawdziwy kozak. Wreszcie, znajdziemy tu szereg pomniejszych usprawnień, jak nowy system progresu, modyfikacje świata, nowe bronie egzotyczne i sekrety do odkrycia. Dawno nie bawiłem się w Destiny 2 tak dobrze.

Czy Światło ostatecznie pokona Ciemność?

Destiny 2: Ostateczny Kształt - screenshot z wersji PC Foto: Rafał Rudnicki/Komputer Świat
Destiny 2: Ostateczny Kształt - screenshot z wersji PC

Największych problemów Lightfall już tu nie ma. Tam fabuła była idiotyczna i wydawała się niepotrzebna, a postaci niezależne irytowały na tyle, że w miarę możliwości pomijałem dialogi. Tutaj śledziłem historię z zapartym tchem. Wędrowiec, który dał ludzkości Światło i zrewolucjonizował jej życie, teraz sam potrzebuje naszej pomocy. Jasne, to klasyczna walka "dobra ze złem" z "wielkim złolem do ubicia na samym końcu", ale to, co pomiędzy zostało napisane świetnie, interesująco i z wielkim przytupem. Wracają dawni przyjaciele, przyjaciół też pożegnamy. Na własnej skórze przekonamy się o prawdziwej roli Ducha (czyli naszego "robocika" latającego nam nad głową przez całą grę), poznamy też prawdziwą moc Świadka, czyli głównego złego. Zwykle uznawałem fabułę Destiny 2 za sci-fi z dolnej półki, napisane w przekombinowany i zbyt zawiły sposób, ale tym razem wszystko uproszczono i postawiono na sprawdzone rozwiązania. Całość śledzi się po prostu fenomenalnie.

Destiny 2: Ostateczny Kształt - screenshot z wersji PC Foto: Rafał Rudnicki/Komputer Świat
Destiny 2: Ostateczny Kształt - screenshot z wersji PC

Fabuła rozgrywana jest na nowej lokacji na Wędrowcu — w Bladym Sercu, która jest niejako wizją Światła i Ciemności, przez co w dalszych regionach mapy widzimy tę nietypową tranzycję z kwitnącej zieleni do spalonej i zniszczonej tundry. Co ciekawe, tym razem cała lokacja jest instancją prywatną — nie spotkamy tu ani jednego gracza, pomijając aktywności z matchmakingiem. Klasyczne wydarzenia publiczne są tutaj częścią tzw. Obalenia — ma ono trzy rundy, po których zakończeniu pojawia się boss z końcową nagrodą. Jedna runda wymaga zgarnięcia 1000 punktów, przy czym ukończenie takiego pomniejszego wydarzenia publicznego daje ok. 400, a więc robimy dwa, pozostałe 100 zgarniamy po prostu za zabijanie przeciwników i przechodzimy do rundy kolejnej.

Obalenia wciągają, szczególnie że są rozgrywane w trzech regionach, a liczba i rodzaje tych wydarzeń są na tyle różnorodne, by rzecz nam się za szybko nie znudziła. Poza tym mamy tutaj też nowy system progresu, Poszukiwacz, z powtarzalnymi nagrodami – wykonujemy proste, powtarzalne cele, a na końcu otrzymujemy przedmiot, nieco doświadczenia, a nawet jasny pył, za który kupujemy przedmioty kosmetyczne w sklepie gry.

Destiny 2: Ostateczny Kształt - screenshot z wersji PC Foto: Rafał Rudnicki/Komputer Świat
Destiny 2: Ostateczny Kształt - screenshot z wersji PC

Nie będę opisywał całej zawartości Ostatecznego Kształtu, bo nie od tego jest recenzja, ale wiedzcie, że tu naprawdę jest co robić. I wszystko, co robicie, ma jakiś pomysł na siebie. Dodając do tego już obecne w grze systemy, jak stosunkowo niedawno dodaną wyszukiwarkę drużyn, zawartość sezonową po kampanii, Battle Pass, Triumfy, wyzwania... to może się okazać, że najbliższe kilka miesięcy zlecą wam przed komputerem lub konsolą w trymiga.

Bungie popsuło grę... i dobrze!

Destiny 2: Ostateczny Kształt - screenshot z wersji PC Foto: Rafał Rudnicki/Komputer Świat
Destiny 2: Ostateczny Kształt - screenshot z wersji PC

Nowy dodatek to też kolejna podklasa – Pryzmatyczna. Nowa-stara można by rzec, bo właściwie to łączy po prostu umiejętności i aspekty wszystkich pozostałych. Możecie więc rzucać granatem słonecznym, zaś uderzając "piąchą" przenosić pioruny. A do tego wszystkiego jeszcze zamrażać Stazą po włączeniu umiejętności ultymatywnej. A, i nie wspomniałem jeszcze o "Transcedencji", czyli takiej drugiej "superumiejętności", która zmienia rodzaj granatu i przyspiesza odnawianie umiejętności.

Podklasa pryzmatyczna jest bardzo mocna, ale nie czuję, by popsuła grę. Wciąż w końcu szeroko pojęte buildy gry są definiowane przez egzotyczny element pancerza, a nie wszystkie elementy dotychczasowych klas są tu obecne. Niemniej jednak od momentu premiery dodatku nie miałem potrzeby zmiany, więc chyba jest dobrze. Muszę jednak zaznaczyć, że nie gram za dużo w tryby PVP.

Ostateczny Kształt "Destynki"

Destiny 2: Ostateczny Kształt - screenshot z wersji PC Foto: Rafał Rudnicki/Komputer Świat
Destiny 2: Ostateczny Kształt - screenshot z wersji PC

Jeśli mógłbym się do czegoś przyczepić, to po prostu do błędów — kilka razy zdarzyło się tak, że jakiś skrypt się nie załączył i nie pojawił się boss, nie otworzyły się drzwi itd. Zwykle wystarczyło jednak wrócić do poprzedniego checkpointu i wszystko wróciło do normy. Poza tym — bawiłem się fantastycznie. I mimo że to już ostatni dodatek do Destiny 2, to wróżę tej grze, nomen omen, świetlaną przyszłość. Już trwa zawartość sezonowa po zakończeniu fabuły dodatku, a w planach są kolejne. To zdecydowanie dobry moment, by zainteresować się "Destynką".

Na koniec jeszcze krótka opinia od Tomka, drugiego fana Destiny 2 naszej redakcji.