Pozostając wciąż w świątecznych klimatach, choć święta już za nami, sięgnęłam po zbiór opowiadań, osadzonych w bożonarodzeniowej atmosferze. Chcąc uniPozostając wciąż w świątecznych klimatach, choć święta już za nami, sięgnęłam po zbiór opowiadań, osadzonych w bożonarodzeniowej atmosferze. Chcąc uniknąć przesłodzonych, ckliwych obyczajówek z happy endem zdecydowałam się na lekturę krótkich form z wątkiem kryminalnym. Wśród autorów mamy zarówno bardziej, jak i mniej znane nazwiska polskich twórców szeroko pojętej literatury kryminalnej. Muszę przyznać, że z kilkoma z nich nie spotkałam się nigdy wcześniej, ale też przekonałam się, kogo skwapliwie unikać w przyszłości.
Poziom opowiadań jest różny, jest wśród nich kilka słabszych, jedno bardzo kiepskie, są i nieco lepsze. Żadne z nich mnie nie zachwyciło, co potwierdza jedynie, że krótkie formy nastręczają autorom wielu trudności. Fabuły przeważnie niedopracowane, potraktowane skrótowo, pospieszne zakończenia. Również klimat bożonarodzeniowy albo w zasadzie nieobecny, albo wrzucony z przymusu jako konieczne do bożonarodzeniowego zbioru tło zdarzeń. Momentami trochę za dużo erotyki, zdarza się też romansowa naiwność, co przypisuję specyfice twórczości konkretnych autorek.
Na tym tle nieźle wypadają opowiadania Alka Rogozińskiego, Adriana Bednarka i Magdy Stachuli. O ile jednak dwa pierwsze, choć fajnie skomponowane i z ciekawą fabułą, mogłyby toczyć się w jakimkolwiek innym nieświątecznym czasie, o tyle u ostatniej autorki świąteczny klimat stanowi niezbędny element opowieści i nie został potraktowany po macoszemu. Prawdziwie bożonarodzeniowy klimat znajdziemy też w opowiadaniu Artura Urbanowicza, ciekawym choć zakończonym niejasno i zbyt pospiesznie. Zgoła nieświąteczne, za to podszyte słowiańską fantastyką jest opowiadanie nieznanego mi zupełnie Grzegorza Kapli. Trzeba przyznać, że jego odmienność zwraca uwagę i zapada w pamięć. Joanna Jodełka i Małgorzata Rogala wypadły tu dość przeciętnie. Za to opowiadania Pauliny Świst i K.N. Haner słabe, zupełnie niezwiązane ze świętami za to przesycone kiepskim romansem i niepotrzebną erotyką. Natomiast historia napisana przez Jacka Ostrowskiego to najgorsze, co w zbiorze mogło się zdarzyć. Zbyt krwawa, brutalna, bez większego sensu, a jednocześnie oparta na bardzo prostym, ogranym pomyśle. Zdecydowanie najsłabsza.
Książka lekka, czyta się szybko i równie szybko się o niej zapomina. Niezbyt skomplikowane, relaksujące czytadło na zimowe wieczory dla zapalonych fanów kryminałów....more
Dla niektórych nie ma świąt Bożego Narodzenia bez "Kevina samego w domu", dla mnie ich nieodłącznym elementem od lat jest "Opowieść wigilijna", czy toDla niektórych nie ma świąt Bożego Narodzenia bez "Kevina samego w domu", dla mnie ich nieodłącznym elementem od lat jest "Opowieść wigilijna", czy to w wersji literackiej, czy też którejś z jej licznych filmowych adaptacji. Nie inaczej było w roku 2020, choć przeczytałam ją nieco później niż zwykle.
Nie jest to zatem moje pierwsze spotkanie z klasycznym dziełem Charlesa Dickensa, a jego treść jest mi znana prawie na pamięć. A jednak, co nieczęsto się zdarza, ponowna lektura nigdy mnie nie nudzi i co roku wracam do niej z niekłamaną przyjemnością. A ponieważ z zasady nie czytam niczego po raz drugi (są tylko trzy wyjątki), świadczy to o tym, że "Opowieść wigilijna" zrobiła na mnie niemałe wrażenie. I chyba nie chodzi tu o pewne oczywistości, o których uporczywie przypomina, choć w każdych czasach przypominać o nich warto, o to lekko dydaktyczne: "Miłość jest ważniejsza od pieniędzy, a pieniądze szczęścia nie dają", ale o uroczy, ponadczasowy bożonarodzeniowy klimat, wykreowany za pomocą przepięknego języka i całkiem wciągającą, sprawie poprowadzoną akcję. Bo trzeba przyznać, że pomimo upływu czasu "Opowieść wigilijna" się nie dezaktualizuje zarówno pod względem treści, jak i formy, potwierdzając tym samym, że stała się częścią kanonu literatury pięknej.
Każdorazowo i nieodmiennie ujmuje mnie element fantastycznej podróży z duchami w czasie i przestrzeni i z wielką przyjemnością do niego wracam. I choć trudno mi się do tego przyznać, to metamorfoza głównego bohatera jakoś zawsze mnie wzrusza, przywracając świąteczną wiarę w proste dobro. Bo w święta chyba najbardziej tego potrzebujemy....more
"27 śmierci Toby'ego Obeda" to książka niezwykle bolesna. Jedna z tych, o których nie zapomina się do końca życia. Reportaż Joanny Gierak-Onoszko dotyk"27 śmierci Toby'ego Obeda" to książka niezwykle bolesna. Jedna z tych, o których nie zapomina się do końca życia. Reportaż Joanny Gierak-Onoszko dotyka bowiem jednej z najtrudniejszych kart w historii Kanady – wieloletniego, systemowego wynaradawiania dzieci rdzennych mieszkańców tego kraju, obecnie nazywanych Pierwszymi Narodami. Już sama koncepcja pozbawiania rdzennych dzieci oparcia w swojej rodzinie, kulturze oraz religii i umieszczania w szkołach z internatem, prowadzonych według europejskich wzorców głównie przez zakony i inne instytucje kościelne, zdaje się nam dziś przerażająca. A przecież zabieranie kilkuletnich dzieci od rodzin i środowiska, w którym wyrastały, na wiele miesięcy i lat do szkół zlokalizowanych czasami setki kilometrów od domów, to tylko cześć ich dramatu. Druga, jeszcze boleśniejsza odbywała się już w szkołach i internatach, gdzie stosowano wobec nich przemoc fizyczną, psychiczną i często seksualną. Gdzie dzieci były zmuszane do pracy, głodowały, chorowały i umierały pozbawione niezbędnej opieki medycznej.
Bohaterowie reportażu to „Ocaleńcy”, ci którzy dzięki samym sobie, sile własnego charakteru i własnej odporności, przetrwali szkolne piekło, ale też dziedziczący traumę ich potomkowie. To ludzie, którzy nigdy nie odzyskali utraconego życia, którym bezpowrotnie zabrano dzieciństwo, którzy po opuszczeniu szkół nie potrafili normalnie funkcjonować w społeczeństwie, popadli w nałogi, utracili rodziny, korzenie, kulturę, z której się wywodzili. To ludzie pozbawieni tożsamości, zawieszeni pomiędzy swoim rodzimym światem, który im zabrano, a obcą kulturowo rzeczywistością narzuconą przez Europejczyków, której częścią nigdy się nie stali. To także ci, którzy dziś walczą o ocalenie rdzennej kultury, ale i o finansowe odszkodowania za utracone dzieciństwo i zdrowie.
Obok opowieści o trudnej przeszłości swoich bohaterów, autorka relacjonuje batalię prawną, jaką ocaleńcy musieli i czasami wciąż muszą toczyć o uznanie swojej krzywdy i swoich praw. Pokazuje również ewolucję w podejściu kanadyjskiego państwa do ich tragedii na przestrzeni lat. To państwo i jego najwyższe władze podejmują dziś liczne działania zmierzające do wynagrodzenia krzywd wyrządzonych rdzennym mieszkańcom przez aparat państwowy lub przy jego milczącej akceptacji.
"27 śmierci Toby'ego Obeda" to lektura ze wszech miar wstrząsająca, przygnębiająca, momentami ilość dziecięcej krzywdy może przytłaczać. Czy można było ją napisać inaczej? Czy były inne szkoły z internatem, inni, dobrzy ludzie? Trudno powiedzieć, być może tak, w reportażu ich nie widzimy. Niewątpliwie jednak skala wyrządzonego zła i jego skutków wskazuje, że zawinił system, a zatem coś więcej niż jednostki, niż pojedynczy źli ludzie. I reportaż Joanny Gierak-Onoszko jest oskarżeniem tego systemu. Systemu, w którym to zło było zasadą, a dobro wyjątkiem.
Gdzieś po połowie lektury zaczęły mi nieco "zgrzytać" nieustanie powtarzane opisy doznawanych przez bohaterów krzywd, rozumiem jednak, że taki zabieg mógł być konieczny dla pełnego, wyczerpującego i sprawiedliwego ich opisania. To oddanie pokrzywdzonym głosu, do którego przez lata nie mieli prawa. Irytujące było natomiast wyraźnie wyczuwalne pod koniec książki poczucie winy i swoisty kompleks autorki wobec bohaterów. Nie ujmując niczego ich tragicznym historiom, nie ponosimy za nie odpowiedzialności przez sam fakt bycia białymi Europejczykami. Europa nie jest i nigdy nie była jednolitym konglomeratem krzywdzącym rdzenne narody. Nie mieliśmy żadnego, choćby pośredniego, wpływu to co działo się w czasie kolonizacji Kanady. Mamy za to własne dramaty, traumy, winy i ciemne, nierozliczone karty historii. Nie łatwiejsze niż opisane w książce, tylko głębiej ukryte.
Pomimo to,"27 śmierci Toby'ego Obeda" to bardzo interesujący i dość sprawnie napisany reportaż, który zasługuje na uwagę czytelników....more
Powtórzę się pewnie, ale rzecz to zasługująca na uznanie: Jakub Małecki pisać potrafi. I to jak pisać! A "Saturnin" to jego kolejna powieść, która z pPowtórzę się pewnie, ale rzecz to zasługująca na uznanie: Jakub Małecki pisać potrafi. I to jak pisać! A "Saturnin" to jego kolejna powieść, która z prostej, zwyczajnej, rodzinnej historii, jakie nieraz słyszeliśmy, robi prawdziwą perełkę.
Mamy tu obecny już w jego wcześniejszych książkach, powszechnie znany, zdawałoby się ograny schemat – tajemnica z wojennej przeszłości, wpływająca na teraźniejszość, potrzaskane życia, nierozerwalnie splecione losy, poranieni, pogubieni ludzie. Ale to wszystko opowiedziane z dużą czułością i wrażliwością, bez krzty zadęcia i patosu. Niby kolejny raz to samo, a jednak jest w tej historii jakaś świeżość, która sprawia, że chce się ją czytać.
Autor wypracował charakterystyczny dla siebie, niepodrabialny styl. Snuje opowieść z pogranicza jawy i snu, lekko oniryczną, pełną metafor i symboli, a jednocześnie bardzo uniwersalną. Zamyka ją w filmowych wręcz obrazach, prostych, a jednocześnie pełnych wyrazu i znaczeń kadrach. Posługuje się przepięknym, nieco lirycznym językiem. Nie pada tu ani jedno zbędne słowo, a te niezbędne są pieczołowicie wycyzelowane.
Tak, jak w poprzednich utworach, Jakub Małecki umiejętnie buduje klimat powieści, przypominający tym razem mistrzowski i wciąż niedościgniony "Dygot". Kreśli wyrazistych, realnych, wielowymiarowych bohaterów, ożywia w nich prawdziwe emocje i takie same uczucia potrafi wzbudzić u czytelnika. Nie unika trudnych zagadnień, przypominając mimochodem, że świat nie jest zerojedynkowy, czarno-biały, a pełen ułamków i odcieni szarości. Jest doskonałym obserwatorem rodzaju ludzkiego i jego niezrównanym portrecistą.
Narracja, umiejscowiona na różnych planach czasowych, w teraźniejszości, niedawnej przeszłości i w czasach XX wojny światowej, prowadzona z perspektywy różnych osób, w większości klarowna i spójna, w pewnym momencie nieco rwie się i gmatwa. Wynagradza to jednak posłowie, które zamyka i dopełnia całość opowieści, nadając jej właściwą perspektywę i ukazując kunszt autora.
Wśród nielicznych zarzutów, jakie mogę postawić tej doskonałej powieści, tak jak poprzednio, pojawia się poczucie pewnego niedosytu, spowodowane jej niewielką objętością. Ale być może właśnie w ten sposób unika się jej przegadania. Bo w końcu o rzeczach ważnych lecz prostych najlepiej opowiadać w sposób zwięzły, skondensowany, pozbawiony zbędnych ozdobników i niepotrzebnej rozwlekłości.
Po raz kolejny - czytelnicza uczta i obcowanie z literaturą najwyższej próby....more
Trzeba powiedzieć sobie jasno – autorowi "Wiecznego strapienia" z Kościołem katolickim wyraźnie nie po drodze. I to nie tylko tym tradycyjnym i konserTrzeba powiedzieć sobie jasno – autorowi "Wiecznego strapienia" z Kościołem katolickim wyraźnie nie po drodze. I to nie tylko tym tradycyjnym i konserwatywnym, dominującym w polskiej przestrzeni wyznaniowej, ale także z instytucją jako taką, stanowiącą emanację katolickiej wiary i religijności. Dlatego trudno oceniać tę pozycję pod względem treści, poglądy autora determinują bowiem jego punkt widzenia, dobór faktów czy ich interpretację. Książka, czego autor zresztą nie ukrywa, jest jego subiektywną, bardzo osobistą listą zarzutów do Kościoła katolickiego. Przy czym to zarzuty dotyczące raczej błędów w samej organizacji i działalności hierarchii kościelnej niż katolickich, czy szerzej, chrześcijańskich dogmatów. Stąd zapewne książka spodoba się tym, którzy punkt widzenia autora podzielają, a wzbudzi kontrowersje wśród tych, którzy mają poglądy odmienne.
Nie można tu zatem oczekiwać chłodnego dystansu, który osobiście bardziej u autorów cenię, ale rozumiem koncepcję twórcy. Bo nie mamy tu do czynienia z reportażem czy opracowaniem naukowym, a z literaturą zaangażowaną. To właściwie szeroko rozbudowany esej albo wykład człowieka, który tłumaczy co i kto mu w kościele nie odpowiada, a jest tych zarzutów sporo. Myślę zresztą, że nie sposób napisać w reporterskim, pozbawionym ocen stylu książki będącej swoistym manifestem, szczegółową prezentacją własnego światopoglądu. Można oczywiście diagnozy Jacka Leociaka podzielić, można odnieść się do nich krytycznie, pozostaje to kwestią osobistego odbioru czytelnika.
"Wieczne strapienie" to pozycja niezła językowo, napisana jasno, klarownie i przystępnie. Na końcu zawiera obszerną bibliografię. Choć rzadko zwracam na to uwagę, plus za ładną okładkę.
Nie do końca przekonuje mnie natomiast forma wypowiedzi. Mamy bowiem do czynienia z dość luźnym zlepkiem różnotematycznych refleksji, zahaczających o współczesną polską politykę, historię, kulturę, Holokaust. Nieco to wszystko niespójne, nieusystematyzowane, pozbawione wewnętrznego planu. Nie do końca wiem również czemu służył ostatni rozdział. Narracja urywa się nagle, budząc zdziwienie nieoczekiwanym końcem.
Ze względu na trudną i dyskusyjną tematykę pozycja nie każdemu przypadnie do gustu. Dla jednych będzie spójnym, usystematyzowanym podsumowaniem bolączek Kościoła katolickiego, dla innych atakiem na bliskie im wartości. A dla niektórych może stać się szansą spojrzenia na Kościół oczyma jego przeciwników i przyczynkiem do dyskusji na temat jego roli we współczesnym świecie....more
"Zima" Andrzeja Stasiuka to zbiorek kilku króciutkich opowiadań, które z zimą (oprócz ostatniego, tytułowego) niekoniecznie mają coś wspólnego. Każde "Zima" Andrzeja Stasiuka to zbiorek kilku króciutkich opowiadań, które z zimą (oprócz ostatniego, tytułowego) niekoniecznie mają coś wspólnego. Każde z nich stanowi osobną historię, maleńki wycinek życia jednego z wielu zwyczajnych ludzi - mieszkańców zagubionych beskidzkich wiosek. Ich prostej, niespiesznej egzystencji, choć to egzystencja skrajnie nieatrakcyjna, wręcz nudna, żmudna i zdawałoby się bezcelowa. Wrażenie to potęguje umieszczenie akcji w czasach społeczno - ekonomicznych przemian z początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Ale to przecież życie właściwe wielu ludziom w naszym kraju, zarówno wtedy, jak i teraz, zarówno tam, jak i w innych miejscach zapomnianych przez Boga i ludzi.
Trzeba przyznać, że autor o tej najbanalniejszej codzienności opowiada umiejętnie, bo sztuką jest opisać najzwyczajniejsze rzeczy na świecie tak, że chce się o nich czytać. Pochylić się nad nimi z uwagą bystrego obserwatora ale i niezmierną, pozbawioną ocen czułością. Za pomocą nieco lirycznego, podszytego poezją języka nadać im nieoczywistą formę.
Przyznaję, lubię Stasiukowe pisanie, swoisty kontrast prostego świata, o którym pisze z zupełnie nie prostym językiem, którym go opisuje. A jednocześnie fascynuje mnie, jak sprawnie udaje mu się uniknąć zarówno ckliwości, jak i patosu nie pozbawiając jednocześnie swojej prozy nuty ciepłej refleksji.
Zmylił mnie może nieco tytuł zbioru, oczekiwałam bowiem większej dozy zimowej scenerii, ale ostatnie, mocno zimowe już opowiadanie, jak i jakość pozostałych, a także ładnie wkomponowane zimowe ilustracje autorstwa Kamila Targosza, zawód ten wynagradzają. Większy zawód sprawia natomiast niewielka objętość książki, bo jednak chciałoby się, by tych perełek było nieco więcej, a tu lektura błyskawicznie się kończy i pozostaje niedosyt.
Tym niemniej, to warta uwagi i niezwykle interesująca pozycja, nie tylko dla fanów Andrzeja Stasiuka....more
"Władca much" to jedna z książek, które "od zawsze" czekały w kolejce do przeczytania. Które stale były obecne gdzieś wokół, o których wiele się mówi,"Władca much" to jedna z książek, które "od zawsze" czekały w kolejce do przeczytania. Które stale były obecne gdzieś wokół, o których wiele się mówi, do których często się nawiązuje. A jakoś, mimo wszystko, trudno było mi się do mniej zabrać. W końcu trafiłam na jej elektroniczne wydanie i skończyły się wymówki.
W niedługiej i pozornie nieskomplikowanej opowieści o grupie chłopców, którzy przypadkowo znaleźli się na bezludnej, tropikalnej wyspie autor zawarł uniwersalne pytania o człowieczeństwo, ludzką naturę, istotę zła, rolę społecznych regulacji, nakazów i zakazów.
Oto bowiem z katastrofy samolotu gdzieś nad oceanem bez szwanku wychodzi jedynie grupa dzieci w różnym wieku, wyłącznie chłopców. W całym tym nieszczęściu spotyka ich jednak coś pozytywnego – trafiają na niezamieszkaną przez ludzi, rajską wręcz wyspę. Nie muszą od początku walczyć o przetrwanie. Wyspa jest ciepła, zielona, obfituje w owoce i słodką wodę. Jednak życie w grupie wymaga współpracy i regulujących ją zasad. Chłopcy są w różnym wieku, mają różne charaktery i osobowości, różnie zapatrują się na kwestie ewentualnego ratunku czy dalszego wspólnego funkcjonowania. Pogodzenie odmiennych punktów widzenia z czasem staje się coraz trudniejsze, wręcz niemożliwe. I choć początkowo skupiają się wokół racjonalnych planów, stopniowo górę biorą nieokiełznane ambicje, proste instynkty, podświadome lęki. Pozbawione zewnętrznej kontroli dzieci próbują stworzyć namiastkę społeczeństwa według własnych reguł. I choć są wśród nich chłopcy odpowiedzialni, racjonalnie i długofalowo myślący, którzy starają się zadbać o wszystko, co zwiększa szansę na ratunek, w miarę upływu czasu i narastającego znużenia wymaganiami ich głos zostaje zagłuszony przez chłopców oferujących doraźne, łatwe do osiągnięcia przyjemności, żerujących na prymitywnych instynktach, a wreszcie wykorzystujących manipulację i zarządzanie strachem. Pojawiają się coraz silniejsze napięcia i animozje, a raz rozkręcona spirala przemocy stopniowo się nasila. To, co kruche i piękne, to co wspólne i jednoczące, symbolizowane przez konchę, ulega stopniowej zagładzie, a rajska wyspa staje się płonącym, diabolicznym, zdegradowanym więzieniem.
Nietrudno w tym obrazie dopatrzeć się alegorii społeczeństw w makroskali, które nudząc się wyrzeczeniami, wymaganiami, racjonalną dyskusją i długofalowym działaniem na rzecz dobra wspólnego z łatwością ulegają charyzmatycznym demagogom, oferującym szybkie i łatwe korzyści, drogę na skróty, egoistyczne zaspokajanie własnych zachcianek i przemoc jako sposób rozwiazywania konfliktów, znieczulając się stopniowo na ewidentne przejawy zła, cudzą krzywdę i zatracając wrażliwość. Smutna to diagnoza ludzkiej natury i aktualna w każdych chyba czasach, także, niestety dziś. To nie świat, warunki czynią człowieka złym. To zło jest w nas wszyte, stąd ograniczenia, bez których zamienimy nasz świat w pogorzelisko.
Uniwersalny, ponadczasowy wymiar powieści podkreśla osadzenie jej akcji lekko poza czasem i w dość nieokreślonej przestrzeni, z niewielką liczbą konkretyzujących szczegółów. Wszak katastrofa samolotu mogła zdarzyć się zarówno w latach 50-tych XX wieku, jak i w latach 20-tych XXI wieku, a gdzieś na oceanach świata, z daleka od morskich szlaków były i wciąż są niezamieszkałe, tropikalne wysepki. Również przeszłość bohaterów czy identyfikujące ich szczegóły ograniczone są do minimum. Poznajemy ich wyłącznie przez pryzmat zachowania na wyspie. Nie znamy ich doświadczeń, przeszłości, pochodzenia i nie możemy przez ten pryzmat interpretować ich działań ani motywów.
Książka napisana jest klasycznie pięknym językiem, pełna plastycznych rozbudowanych opisów. W miarę lektury sielankowa atmosfera stopniowo się zagęszcza, a chłopcy zdają nam się już nie zagubionymi, nieporadnymi, wystraszonymi dziećmi, ale wyrachowanymi, cynicznymi, zdemoralizowanymi zabójcami, pozbawionymi wszelkich zahamowań. Stopniowo wraz z nimi zagłębiamy się w przerażającej, ponurej, destrukcyjnej rzeczywistości, zmierzając do zaskakującego i przewrotnego zakończenia.
Pomimo, że książka jest krótka, czytałam ja przez kilka dni, dozując powoli i pozostawiając sobie czas na refleksję. Bo nie jest to dla mnie lektura do "połknięcia" w jeden wieczór. Doskonała i zdecydowanie warta uwagi....more
„Od nowa” to chwilowy, relaksujący przerywnik pośród bardziej wymagających lektur, pod znakiem których upływa końcówka mojego 2020 roku. Sięgnęłam po „Od nowa” to chwilowy, relaksujący przerywnik pośród bardziej wymagających lektur, pod znakiem których upływa końcówka mojego 2020 roku. Sięgnęłam po nią pod wpływem recenzji serialu pod tym samym tytułem oraz jego pierwszych odcinków.
Powieść Jean Hanff Korelitz to lekka proza obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Nie jest to jednak wątek pierwszoplanowy, choć początkowo stanowi oś, wokół której skupiają się wydarzenia. Z czasem staje się wyłącznie tłem, na którym nakreślony zostaje psychologiczny portret kobiety w obliczu utraty całego dotychczasowego życia.
Akcja osadzona jest przede wszystkim w przyjemnych realiach Nowego Jorku, wśród jego zamożnych mieszkańców, robiących kariery i posyłających dzieci do prywatnych szkół. Z czasem przenosi się do sennego, prowincjonalnego miasteczku gdzieś na wschodnim wybrzeżu. Ale jak zwykle w takich opowieściach, pod płaszczykiem wielkomiejskiego blichtru kryje się drugie, bardziej ponure dno.
Zaczyna się oczywiście od zabójstwa. Później czyjegoś tajemniczego zniknięcia. A jeszcze później poukładane życie bohaterki w ciągu jednego dnia rozpada się w proch. Wszystko, w co wierzyła, co wiedziała, co znała, okazuje się ułudą. Powieść dobrze oddaje targające nią emocje - zagubienie, dezorientację, niepewność i ich ewolucję w czasie, mozolne budowanie od podstaw swojej tożsamości i układanie sobie życia od początku.
"Od nowa" to także opowieść o powierzchownych, płytkich relacjach, niezrozumieniu, braku zaufania i w końcu o tym, jak mało nieraz wiemy o najbliższych nam ludziach. Ale także o sile kobiet, umiejętności radzenia sobie (choć przy wydatnej pomocy innych i z porządnym zapleczem finansowym, co znacznie to radzenie sobie ułatwia).
Rozwiązanie zagadki kryminalnej pojawia się dość szybko, nie ma to jednak wielkiego znaczenia dla rozwoju akcji i ogólnej wymowy książki, która nie pretenduje chyba do miana kryminału.
Nie do końca podobał mi się natomiast styl i język powieści, zdarzają się też drobne błędy językowe (trudno powiedzieć, czy to wina oryginału czy tłumaczenia). Bywa to drażniące, ale nie dyskwalifikuje lektury, tym bardziej, że wartka akcja wciąga i czyta się ją szybko. Zdecydowanie nie jest to jednak wielka literatura, raczej miłe, wciągające, kobiece czytadło na zimowe popołudnia....more
„41 utonięć” Agnieszki Wolny – Hamkało to proza specyficzna, lekko nawet eksperymentalna. Na pierwszy rzut oka to zwyczajna historia, wycinek kilku up„41 utonięć” Agnieszki Wolny – Hamkało to proza specyficzna, lekko nawet eksperymentalna. Na pierwszy rzut oka to zwyczajna historia, wycinek kilku upalnych, letnich dni z życia kobiety, wrocławskiej rozwiedzionej malarki w średnim wieku, która znajduje zatrudnienie jako scenograf w teatrze. Nie jest to jednak typowa opowieść o różnorakich perypetiach sympatycznej bohaterki. Zamiast tego mamy do czynienia z literackim zapisem jej wrażeń, częściowo strumienia świadomości, jej odbioru rzeczywistości przefiltrowanej przez artystyczną wrażliwość i niestandardowy sposób postrzegania świata.
Klimat powieści jest dziwny, nieco oniryczny, pasuje mi tu określenie „bizarny”. Dziwaczni są również bohaterowie – zarówno główna bohaterka Ada, jak i członkowie ekipy teatru, w którym pracuje, jej przyjaciele i znajomi, a nawet tajemniczy kochanek. To środowisko związane z nowoczesnym, alternatywnym teatrem i szeroko rozumianą kulturą, przedstawione w nieco krzywym zwierciadle i z pewną dozą uszczypliwości.
Autorce doskonale udało się uchwycić poczucie dusznego obezwładniającego gorąca, palącego słońca zacierającego kontury i rozmywającego kolory, dyszącego od upału wielkiego miasta.
Jednocześnie, pomimo niewielkiej objętości jest to książka niełatwa w odbiorze. Osadzona w hermetycznym, obcym przeciętnemu czytelnikowi środowisku alternatywnego teatru współczesnego z jego artystycznymi dylematami, z dość szczątkową fabułą i bohaterami, z którymi trudno się utożsamiać.
I choć nie sposób jednoznacznie powiedzieć o czym jest ta powieść, już od pierwszych stron zachwycił mnie jej język – plastyczny, niebanalny pełen zaskakujących metafor. To on stanowi jej największy atut.
Pozycja inna, nieszablonowa, interesująca. Warta uwagi, choć nie wszystkim się spodoba....more
Kolejne sympatyczne spotkanie z komisarzem Montalbano i urokami Sycylii. Obok „klasycznego” wątku kryminalnego czy też sensacyjno-mafijnego mamy tu spKolejne sympatyczne spotkanie z komisarzem Montalbano i urokami Sycylii. Obok „klasycznego” wątku kryminalnego czy też sensacyjno-mafijnego mamy tu sporo nawiązań do historii, tradycji i oryginalnej kultury wyspy, co nie każdemu czytelnikowi będzie odpowiadać. Mnie taki pomysł zupełnie nie przeszkadzał, bo sięgając po tę książkę, szukałam raczej mniej brutalnej opowieści, dobrej na wakacyjne, spokojniejsze dni. A że na Sycylii nie byłam, zaś ten rok z wiadomych względów jest u mnie podróżniczo stracony, pozostało mi szukać urlopowych klimatów w lekturze.
Nie zawiódł mnie zatem ani wątek kryminalny, a właściwie dwa wątki, ani tło historyczno-kulturowe ani sam główny bohater. Bo Montalbano to dla mnie jakość sama w sobie. Postać wyrazista, ciekawa, lekko nieszablonowa, nieco inna niż na ogół depresyjni i życiowo pogubieni bohaterowie kryminałów skandynawskich. Znać tu w charakterze i sposobie działania południowego, włoskiego ducha.
No i oczywiście wątek kulinarny, niezwykle przyjemny dodatek dla mnie, miłośniczki włoskiej kuchni, win i śródziemnomorskiego stylu życia.
Dlatego „Psa z terakoty” przeczytałam z niekłamaną przyjemnością i zamierzam sięgnąć po kolejne tomy z tego cyklu....more
„Pokuta” to kolejna powieść Anny Kańtoch, osadzona w realiach schyłku lat osiemdziesiątych XX wieku. I po raz kolejny jest to zabieg bardzo udany. Bo „Pokuta” to kolejna powieść Anny Kańtoch, osadzona w realiach schyłku lat osiemdziesiątych XX wieku. I po raz kolejny jest to zabieg bardzo udany. Bo autorka doskonale oddaje szarość i pewną zgrzebność tych czasów (jakoś nie potrafię tego zapomnieć) oraz umiejętnie wplata w nie mroczny wątek kryminalny. Bardzo sprawnie również buduje przygnębiający, ponury klimat, osadzając akcję w najbrzydszej chyba porze roku, ciemnej, pełnej wilgoci, deszczu i przenikliwego wiatru. W czasie lektury odnosiłam wrażenie, że to obraz wypłukany ze wszystkich kolorów, jak czarno-biały film, albo pejzaż namalowany wyłącznie w ciemnych barwach.
Śledztwo toczy się tu niejako dwutorowo, bo oprócz milicji badającej sprawę tajemniczego zabójstwa młodej dziewczyny, prywatne dochodzenie, trochę z nudów i braku lepszego zajęcia, prowadzi dwójka młodych ludzi. I tu pojawia się kolejny atut książki – dobrze nakreśleni bohaterowie. To nie są papierowe ideały, zachwycające urodą, błyskotliwością czy inteligencją. To bardzo zwyczajna dziewczyna bez wielkich planów czy ambicji, za to z problemami z matką i dziwny chłopak – outsider. To ludzie do bólu prawdziwi, nawet prowadzący sprawę uparty milicjant Krzysztof Igielski takim ideałem nie jest, zdarza mu się pominąć coś ważnego, a czasami po prostu pomaga mu przypadek.
Mocną stroną powieści jest również jej cała warstwa obyczajowa - relacje międzyludzkie, stosunki służbowe, małomiasteczkowa mentalność, plotki i tajemnice.
Intryga jest dość zagmatwana, pełna pułapek, mylnych tropów, ślepych uliczek. Akcja niezbyt dynamiczna, ale zagadka wciąga i czyta się to dość dobrze. Niestety, moim zdaniem, jej rozwiązanie okazało się lekko przekombinowane.
Pomimo to, „Pokuta” to doskonały kryminał, klimatyczny, bez nadmiernej brutalności, z interesującą zagadką, fajną warstwą obyczajową i wyrazistymi bohaterami. Polecam!...more
Poszukując „lżejszej”, ale wciągającej lektury na lato sięgnęłam po „Psy z Rygi”, drugą powieść Henninga Mankella z cyklu o Kurcie Wallanderze.
Tym razPoszukując „lżejszej”, ale wciągającej lektury na lato sięgnęłam po „Psy z Rygi”, drugą powieść Henninga Mankella z cyklu o Kurcie Wallanderze.
Tym razem, choć sprawa prowadzona przez komisarza pozornie zdaje się prosta, okazuje się wierzchołkiem góry lodowej, zaś sam Wallander trafia na Łotwę, która zaczyna właśnie budować swoją państwowość po niedawnym uzyskaniu niepodległości.
„Psy z Rygi” to nie kameralny kryminał ze skomplikowaną zagadką, które najbardziej lubię. Tym razem dostajemy raczej thriller polityczny albo powieść sensacyjną, pełną strzelanin, szpiegów, tajemniczych organizacji, przemytów. Akcja jest bardzo dynamiczna, to nie mozolne śledztwo, tylko realna walka na śmierć i życie. Wallander działa w zupełnie nieznanym sobie środowisku, nie wiedząc komu może ufać (a w zasadzie nie mogąc ufać nikomu). Kierują nim emocje, ryzykuje, popełnia fatalne błędy, próbuje je naprawić, Trochę wbrew sobie zostaje wciągnięty w wir wydarzeń, których zupełnie nie rozumie.
Autor nieźle oddał realia byłej republiki radzieckiej, wciąż jeszcze czującej na karku oddech Moskwy i totalne zagubienie w tych warunkach człowieka z Zachodu. Udanie zbudował mroczny, ponury klimat lodowatej, zimowej Łotwy - już nie sowieckiej, jeszcze nie demokratycznej. Pokazał problemy, przede wszystkim mentalne, obecne w tej młodej, budowanej od podstaw demokracji.
Trochę tego wszystkiego za dużo: za dużo pościgów, mylenia tropów, spisków, śledzenia, kryjówek. Momentami to wszystko mało realne, trochę jak z filmów typu „zabili go i uciekł”, ale można tę konwencję „kupić”, bo "Psy z Rygi" to książka napisana sprawnie, wciągająca, czyta się ją szybko i dobrze....more
Zmęczyła mnie ta książka niepomiernie, a to nieczęsto się zdarza. I nie chodzi tu ani o objętość, bo nie jest zbyt obszerna, ani o tematykę, która na Zmęczyła mnie ta książka niepomiernie, a to nieczęsto się zdarza. I nie chodzi tu ani o objętość, bo nie jest zbyt obszerna, ani o tematykę, która na pierwszy rzut oka zdaje się interesująca. Nie, tu chodzi o sposób jej napisania. Już od wstępu miałam bowiem wrażenie, że głównym bohaterem książki jest ego autora. Bo tak naprawdę od samego początku autor pisze głównie o sobie.
Owszem, zdaję sobie sprawę, że Christopher Berry-Dee nie jest psychiatrą czy psychologiem. Jest jednak kryminologiem śledczym i redaktorem branżowego czasopisma, te dziedziny nie są mu zatem obce. Koncepcja rozmów z psychopatami dawała autorowi szansę przedstawienia laikom skomplikowanych ale fascynujących zagadnień w jasny, przystępny i ciekawy sposób. Niestety, zamiast na swoich bohaterach, autor skupia się przede wszystkim na sobie i własnych osiągnięciach, nieustannie podkreśla swój spryt, przebiegłość, udział w rozwiązywaniu najtrudniejszych spraw (czego nie neguję, ale nie o tym miała być książka, wszak to nie autobiografia). Odnoszę wrażenie, że zjawisko psychopatii i sami psychopaci stają się jedynie pretekstem do swobodnych rozważań na różne luźno ze sobą powiązane tematy. Wprawdzie autor rozmawia ze swoimi bohaterami, nakłania ich do zwierzeń (nie są to wywiady w ścisłym znaczeniu, ani wierny zapis rozmów, raczej ich streszczenia), ale z rozmów tych nie wyłania się żaden konkretny obraz, nie dowiadujemy się też niczego odkrywczego o samej psychopatii. I choć liczyłam, że po pierwszych rozdziałach, bardziej teoretycznych i skupionych na sylwetce autora, w kolejnych, poświęconych poszczególnym zbrodniarzom, narracja ulegnie zmianie, lektura do samego końca stanowi raczej opis relacji łączących autora i bohaterów, wzbogacony o luźne uwagi i rozważania, nie zaś kompleksowy psychologiczny portret „bestii”.
Nie mogę pominąć kwestii dziwnego, dość sztucznego języka, jakim napisana jest książka (nie wiem, być może to wina tłumaczenia, choć wątpię) z wyjątkowo drażniącą manierą podawania dnia tygodnia przy każdej dacie, nawet jeśli nie ma to żadnego znaczenia. Przypomina to raczej szkic, zarys, chaotyczny konglomerat swobodnych uwag.
Lektura reportażu z jednej strony nie wnosi niczego nowego – nie poszerza wiedzy z zakresu psychologii czy psychiatrii, z drugiej zaś strony w żaden sposób nie wciąga, jak się spodziewałam, fascynującą opowieścią o chorych umysłach. Przypomina raczej rozmowę przy świątecznym stole z przechwalającym się wszechwiedzącym wujkiem, którą chce się jak najszybciej zakończyć.
Psychopatia to groźne i jednocześnie fascynujące zjawisko, doskonały materiał na reportaż, niestety, w „Rozmowach z psychopatami” mocno rozmyte i niekonkretne. To zresztą przypadłość wielu reportaży opisujących patologiczne zjawiska psychiczne, choroby i zaburzenia psychiczne, nałogi. Duże rozczarowanie. Nie polecam....more
Tym razem, w ramach urozmaicenia nieco bardziej „kobieca” (choć nie lubię tego określenia) lektura, nabyta pod wpływem wywiadu z autorką, przeczytanegTym razem, w ramach urozmaicenia nieco bardziej „kobieca” (choć nie lubię tego określenia) lektura, nabyta pod wpływem wywiadu z autorką, przeczytanego w jednym z czasopism.
Reportaż Lisy Taddeo to, jak wskazuje tytuł, opowieść o trzech kobietach. Ale opowieść specyficzna, bo osią każdej historii ma być seksualność bohaterki, ściślej, przeżywanie przez nią pożądania. Maggie, Lina i Sloane są zupełnie sobie obce, nie znają się, mieszkają w różnych częściach Stanów Zjednoczonych. Zdecydowały się jednak wprowadzić autorkę w najbardziej intymne aspekty swojego życia, ta zaś opisała je dość otwarcie i wyczerpująco.
Świadomość, że książka nie jest fikcją, sprawia, że czyta się ją dość dziwnie. Oto mamy bowiem bardzo szczegółowy zapis intymności, nie tylko fizycznej (choć owszem, takich opisów, nieraz bardzo dosłownych, jest sporo), ale przede wszystkim emocjonalnej. Nie seks jest bowiem rdzeniem opowieści, ale to co dzieje się w umysłach i emocjach bohaterek, to co do niego prowadzi i co po nim pozostaje. Autorka umieszcza seksualność bohaterek w szerszym kontekście. Wraca do ich dzieciństwa, lat szkolnych, dotyka relacji z rodzicami i przyjaciółmi, pierwszych miłości, doświadczeń seksualnych, pracy, karier, dzieci, rozczarowań. Nie odrywa seksualności od całokształtu doświadczeń i zachowań osoby, od innych aspektów jej życia, związków i relacji.
I choć zdawałoby się, że reportaż o pożądaniu może być fajną opowieścią o odkrywaniu siebie, dojrzewaniu, sile i mądrości kobiecości, po lekturze "Trzech kobiet" jestem raczej przygnębiona. Nie oceniam wyborów czy postępowania żadnej z bohaterek, to zbyt osobiste, intymne sprawy. Odnoszę jednak przemożne wrażenie, że żadna z nich jest szczęśliwa. Żadnej również nie określiłabym jako silną czy niezależną, wręcz przeciwnie, zdaje mi się, że im bardziej przed tym uciekają, tym bardziej to mężczyźni żądza ich życiem. W tej opowieści to oni bez żadnych skrupułów i wyrzutów sumienia sięgają po to, czego chcą. I chyba właśnie to jest w "Trzech kobietach" najsmutniejsze.
Oczywiście realia amerykańskiego społeczeństwa są zupełnie inne niż nasze, stąd otwartość i bezpruderyjność opowieści może być dla nas momentami zaskakująca, a nawet szokująca. Podobnie, jak priorytet samorealizacji, ale też dążenia do własnej przyjemności czy satysfakcji, raczej obce naszemu społeczeństwu, szczególnie starszym pokoleniom.
Jednym z minusów reportażu jest dla mnie zbyt „powieściowy” język, pełen wydumanych metafor, dość nietypowy, jak na tę formę literacką. Być może autorka chciała w ten sposób nadać swojej historii bardziej fabularny charakter, zbliżając ją do powieści, bardziej lubianej przez czytelników i łatwiejszej w odbiorze.
I choć "Trzy kobiety" to w założeniu reportaż o pożądaniu, samo pożądanie ukryło się gdzieś pomiędzy wierszami. Być może trudno je w ogóle uchwycić, być może trudno rzetelnie opisać, być może łatwo spłycić temat i popaść w banał. To chyba najpoważniejszy minus tej lektury.
Pomimo to, książkę uważam za godną uwagi. Czyta się dobrze i szybko. Można sprowadzić ją do banalnej, sensacyjnej obyczajówki dla dorosłych albo kiepskiego romansu (nie jest to wprawdzie "50 twarzy Greya" non-fiction, ale scen seksu trochę jest), można uznać ją za płytką i bulwersującą, można próbować zrozumieć bohaterki, odkryć ich motywy, można wreszcie czytać ją jak feministyczny manifest. Albo znaleźć jeszcze inny, własny klucz....more
Choć zwykle nie sięgam po tasiemcowe serie, do przeczytania "Koloru magii" zachęciła mnie z jednej strony rekomendacja koleżanki, która na swoim facebChoć zwykle nie sięgam po tasiemcowe serie, do przeczytania "Koloru magii" zachęciła mnie z jednej strony rekomendacja koleżanki, która na swoim facebookowym profilu często umieszcza trafne cytaty z tego cyklu, z drugiej przeczytany kilka lat temu artykuł o fenomenie Terry'ego Pratchetta i jego „Świata dysku”. Chciałam też spróbować czegoś z gatunku zupełnie odmiennego od zwykle wybieranych lektur.
I rzeczywiście, pierwsza część wieloksięgu to coś zgoła innego. Niby fantastyka, ale z dużą dozą humoru i ironii, podszytych drobną nutką złośliwości. Krzywe zwierciadło, w którym odbija się nasz niedoskonały świat. Bo niby magia, niby potwory, bogowie, olbrzymy etc., ale w ich zachowaniach i problemach mamy żywe echo współczesności, naszych przywar, bolączek i pełnej bzdur rzeczywistości. Wiele tu nawiązań, odniesień, zapożyczeń, fajnie się to wyłapuje w czasie lektury. Znać erudycje i talent autora.
Akcja powieści żywa, dynamiczna, trochę szarpana, trochę poplątana, nieco chaotyczna, za to bohaterowie i ci pierwszoplanowi i ci w tle – doskonali. A wszystko zanurzone w specyficznym humorze, który nie każdemu chyba przypadnie do gustu.
Wiele opinii wskazuje, że „Kolor magii” jest najsłabszą częścią z cyklu i po lekturze można zniechęcić się do kolejnych. Fakt, książka mnie nie porwała. Przeczytałam, uśmiechnęłam się kilka razy, zadziwiła mnie wyobraźnia i erudycja autora i tyle. Ale skoro następne mają być lepsze, spróbuję sięgnąć przynajmniej po kolejny tom....more
Po „Gniew” sięgnęłam poszukując odpowiedzi na nurtujące mnie w ostatnim czasie pytania o genezę niektórych zjawisk społecznych w naszym kraju. I w jakPo „Gniew” sięgnęłam poszukując odpowiedzi na nurtujące mnie w ostatnim czasie pytania o genezę niektórych zjawisk społecznych w naszym kraju. I w jakimś zakresie odpowiedzi te znalazłam.
Już od pierwszych stron książka zaskoczyłam mnie lekkością narracji. Bo pomimo, że dotyka zagadnień z pogranicza socjologii, psychologii i polityki, nie jest to nudna "cegła" naszpikowana niezrozumiałymi pojęciami, ale zwięzła i przystępnie napisana analiza znaczenia emocji, w szczególności gniewu, w życiu społecznym i politycznym. A jest to znaczenie niebagatelne. To opowieść o uczuciach, które napędzają zarówno Polaków, jak i mieszkańców innych krajów, w szczególności USA, kraju, na którym nieraz bezkrytycznie się wzorujemy. To zarówno historia emocji, które targały walecznymi sufrażystkami, jak i historia rozczarowań wielu Polaków. To zarówno opowieść o gniewie „twórczym”, "pozytywnym", który prowadzi do zmiany na lepsze, jak i o gniewie destrukcyjnym, skutkującym negatywnymi zjawiskami społecznymi.
Trzeba przyznać, że w wielu aspektach analizy autora zdają się trafne, a jego uwagi celne, choć nie ze wszystkimi się zgadzam. I choć autor nie stara się ukrywać własnych poglądów, nie było to dla mnie w żaden sposób drażniące....more
„Obcy we własnym kraju. Gniew i żal amerykańskiej prawicy” to niezwykle obszerna i złożona analiza socjologiczna amerykańskiego społeczeństwa, w szcze„Obcy we własnym kraju. Gniew i żal amerykańskiej prawicy” to niezwykle obszerna i złożona analiza socjologiczna amerykańskiego społeczeństwa, w szczególności mieszkańców małych miejscowości głębokiego Południa, ale także przyczyn sukcesu wyborczego amerykańskiej prawicy i samego Donalda Trumpa.
Punktem wyjścia i przyczynkiem do tych rozważań były kwestie ochrony środowiska w jednym z najbardziej zdewastowanych przyrodniczo, a jednocześnie jednym z najbiedniejszych stanów USA – Luizjanie. Na podstawie prowadzonych przez kilka lat rozmów z mieszkańcami tego stanu, kobietami i mężczyznami, w różnym wieku, wykonujących różne zawody, o różnym materialnym statusie, religii i odmiennych poglądach autorka stworzyła portret, a raczej portrety, prawicowego wyborcy. Szukając wśród rozmówców punktów wspólnych ukuła pojęcie pojęcie Wielkiego Paradoksu. Zjawiska, które w rezultacie dało prezydenturę Donaldowi Trumpowi.
„Obcy we własnym kraju” to książka bardzo w swojej wymowie „amerykańska”. Arlie Russel Hochschild, skutecznie zresztą, stara się nie oceniać swoich rozmówców, choć ma poglądy skrajnie od nich odmienne. Korzysta z ich gościnności, odnosi się do nich delikatnie, bez napastliwości, darzy ich szacunkiem i z szacunkiem ich opisuje, ba, wielu z nich uważa za swoich nowych przyjaciół. A jednocześnie pokazuje zupełnie jej obcy sposób myślenia, który stara się sama zrozumieć i przybliżyć swoim czytelnikom. W dużej mierze jej się to udaje. Znajduje bowiem zarówno punkty dla swoich bohaterów wspólne, jak i wyraźne różnice między nimi. Jednocześnie podkreśla, że pomimo odmienności można odnosić się do siebie z otwartością i szacunkiem, można kulturalnie dyskutować i powściągnąć niepotrzebne emocje. Dla mnie, osoby funkcjonującej w realiach brutalnych, sporów, głębokich różnic, silnej polaryzacji społecznej i dyskusji dalekich od szacunku i kultury to postawa wciąż niebywała.
Książka Arlie Russel Hochschild to pozycja niezwykle rzeczowa, bardzo dobrze udokumentowana, a jednocześnie przystępnie napisana. Autorka uniknęła uproszczeń i łatwych osądów. Wychodząc od wycinka rzeczywistości przeprowadziła wieloaspektową i rzetelną analiza zjawisk polityczno-społecznych charakterystycznych przede wszystkim dla amerykańskiego Południa. Lektura nasuwa jednak liczne skojarzenia (oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji i uwzględnieniem różnic kulturowych i historycznych) z polską rzeczywistością społeczno-polityczną. Jej wymowa jest zatem o wiele bardziej uniwersalna, niż sugerowałby to tytuł.
Ze względu na uniwersalną wymowę i fakt, że jest to pozycja ciekawie napisana i zrozumiała nawet dla laika, zdecydowanie zasługuje na uwagę, choć zainteresuje zapewne przede wszystkim osoby pasjonujące się Stanami Zjednoczonymi....more
O tragedii na Przełęczy Diatłowa po raz pierwszy usłyszałam wiele lat temu od swojego taty. Ta nierozwiązana do dziś zagadka stała się z czasem niezwyO tragedii na Przełęczy Diatłowa po raz pierwszy usłyszałam wiele lat temu od swojego taty. Ta nierozwiązana do dziś zagadka stała się z czasem niezwykle popularna w środowisku różnego autoramentu blogerów, youtuberów, podcasterów, poszukiwaczy sensacji czy wreszcie badaczy zjawisk niewyjaśnionych. Nie zawsze są to materiały rzetelne, czasami ocierają się o tanią sensację, czasami przedstawione teorie budzą kontrowersje, czasami to zwyczajnie wyssane z palca bzdury. Dlatego zastanawiałam się czy książka Alice Lugen "Tragedia na przełęczy Diatłowa. Historia bez końca" może wnieść coś nowego do tak obszernie opracowanego tematu, bądź choć trochę go uporządkować, na ile jest rzetelna i wyczerpująca.
Niewątpliwą nowością było dla mnie bliższe przedstawienie postaci członków zimowej wyprawy na górę Otorten w północnym Uralu, kierowanej przez Igora Diatłowa. Dotąd znałam jedynie ich imiona i nazwiska, wiek, orientowałam się, że w większości studiowali, bądź niedawno ukończyli studia. W materiałach, z którymi się zetknęłam autorzy skupiali się raczej na odtworzeniu przebiegu zdarzeń i poszukiwaniu ich przyczyny, z pominięciem szczegółów dotyczących osób. Alice Lugen pokazała ludzi. Nie grupę socjalistycznej młodzieży na zimowej wycieczce, tylko dziewięć, a właściwie dziesięć osób – mężczyzn i kobiety, z różnych domów, różnych rodzin, różnych miejsc kraju, o różnych charakterach. Studentów i osoby pracujące. Zamożnych i ubogich. Pokazała ich rodziców, rodzeństwo, krewnych, domowe relacje, plany i ambicje. Przyjaźnie i zainteresowania. Także ich fotografie, portretowe i wspólne z wyprawy. Dziesięć żyć. Już nie jakichś ofiar jakiejś niewyjaśnionej tragedii, tylko ludzi z krwi i kości. Przywróciła ofiarom twarz. To niewątpliwy walor tej książki, bo już od początku jej bohaterowie stają się w jakiś sposób nam bliscy.
Następnie autorka opowiada o przygotowaniach do wyprawy i jej przebiegu przed tragicznymi wydarzeniami na przełęczy do momentu, do którego możliwe jest ich odtworzenie. Wskazuje błędy organizacyjne i odpowiedzialnych za to ludzi. Opisuje poszukiwania zaginionych, odkrycie zwłok i sposób prowadzenia śledztwa zarówno w 1959 roku oraz współcześnie, po jego wznowieniu. W rozdziałach dotyczących poszukiwań i śledztwa szczegółów jest znacznie mniej niż w przypadku opowieści o życiu prywatnym ofiar. Wynika to prawdopodobnie z braku dokumentów, ich częściowego zniszczenia, ewentualnego utajnienia oraz licznych rozbieżności, które znajdują się w zachowanym materiale dowodowym. Autorka podkreśla znaczne trudności w badaniu sprawy, wynikające zarówno z upływu czasu, trudności administracyjnych, jak i ze specyficznego podejścia do tematu ze strony władz radzieckich, które sprawę badały w roku 1959 i, niestety, obecnych władz rosyjskich. Kwestionuje niektóre ustalenia i sposoby postępowania. Nie podważa przy tym rzetelności wszystkich pracujących przy wyjaśnieniu sprawy. Wskazuje na zaangażowanie ekip poszukiwawczych (ale także momentami ich niefrasobliwość i bezmyślność), prokuratorów, którzy zapłacili wysoką cenę za dążenie do prawdy, lekarzy sądowych, którzy przeprowadzili rzetelne sekcje zwłok. Podkreśla również przemożny wpływ wielkiej polityki na rozwiązanie, a właściwie brak przekonującego wyjaśnienia sprawy. Pisze raczej o ludziach i emocjach niż o teoriach i koncepcjach przebiegu wydarzeń. O zaangażowanych w śledztwo, o rodzinach i przyjaciołach ofiar. O szukaniu przez rodziny sprawiedliwości pomimo upływu lat. I o tym, że prawdopodobnie nie uda się jej znaleźć, że tak naprawdę to historia bez końca. I choć nie omawia szczegółowo możliwych wyjaśnień przyczyn tragedii (znam bardziej obszerne, dobrze udokumentowane i dość przekonujące opracowania), wyraźnie skłania się ku jednej z nich. Nie przyczynia się zatem do uporządkowania wiedzy na temat zdarzenia czy przekrojowego przedstawienia różnych koncepcji jego przebiegu i przyczyn, ale myślę, że nie było to celem autorki. Jest to raczej opowieść o ludziach, aby ocalić ich od zapomnienia i o ustroju, w którym funkcjonowali. I w którym doszło do bezsensownej śmierci dziewięciorga młodych ludzi.
Reportaż jest dość krótki, napisany prostym językiem, czyta się łatwo, szybko. To dość wciągająca, interesująca lektura, ale raczej dla osób, które z tematyką spotykają się po raz pierwszy. Tym, którzy zgłębiają ją bardziej szczegółowo może zdawać się zbyt powierzchowna i wtórna....more
"Motyw ukryty. Z archiwum profilera". Katarzyny Bondy i Bogdana Lacha to obszerny zbiór najciekawszych historii z praktyki emerytowanego już profilera"Motyw ukryty. Z archiwum profilera". Katarzyny Bondy i Bogdana Lacha to obszerny zbiór najciekawszych historii z praktyki emerytowanego już profilera policyjnego, pioniera tej dziedziny wiedzy w Polsce, wzbogaconych o profesjonalne komentarze z dziedziny profilowania, odnoszące się poszczególnych spraw. Różne to historie, dłuższe i krótsze, bardziej i mniej brutalne, wyjaśnione i nierozstrzygnięte. W większości sfabularyzowane, przypominające niezbyt obszerne opowiadania kryminalne. Opisane sprawy są dość ciekawe, niestety, czasami potraktowane zbyt skrótowo, czasami nadmiernie rozbudowane. Mniej interesujące były za to fragmenty z zakresu profilowania czy to sprawców, czy też ofiar przestępstw. Kompozycja przypominała mi trochę niedawno przeczytaną książkę Magdaleny Omilianowicz "Mistrzynie kamuflażu. Jak piją Polki" i podobnie, jak w tamtym przypadku, opowieści „z życia” były ciekawe i wciągające, zaś fachowe komentarze trochę mnie nudziły.
Powinnam pewnie napisać, że z lektury wyłania się przygnębiający obraz człowieka i społeczeństwa. I tak jest. I zapewne niektóre historie wstrząsną czytelnikami. I tak też ma być. Bo temu, po części, takie lektury służą. Niestety, w moim przypadku, lata obcowania z ciemną stroną człowieka spowodowały, że nie znalazłam tam niczego, czego nie mogłabym się spodziewać i czego bym nie znała. Więc dla mnie, to lektura mało odkrywcza.
Książkę czyta się łatwo, choć język fabularyzowanych opowieści bywa niekiedy trochę koślawy. Tematykę profilowania przedstawiono za to prosto i przystępnie dla osób zainteresowanych tematem, a nie związanych zawodowo z psychologią, kryminologią czy kryminalistyką. W pewnym zakresie lektura może pełnić funkcję edukacyjną, wskazując na czynniki predysponujące do stania się ofiarą przestępstwa.
Pomimo dość ciekawej tematyki i łatwego języka, książka wymagała poświęcenia na lekturę o wiele więcej czasu niż początkowo mi się zdawało.
Można przeczytać, choć to pozycja raczej dla zainteresowanych profilowaniem kryminalnym/psychologicznym i tematyką true crime....more