Sędzia Dorota: Tyle że twoje dziecko miało olbrzymie szczęście, bo ma wspierających rodziców. A pomyślmy o wszystkich młodych ludziach, którzy przez swoich rodziców zostali wyrzuceni z domu. Są często odcięci od pieniędzy. I potem idą do sądu i muszą spotykać się z tymi rodzicami. Nie patrzą na nich, nie patrzą na sąd, są kompletnie sami.
Dlaczego jest tak, że to, jak ja się czuję i kim jestem, musi być ustalane, definiowane i potwierdzane sądownie, a także muszą się na to zgodzić rodzice? Gdy rozmawiam o tym z kolegami i koleżankami z sądu, to mówią, że to, jakiej płci jest dana osoba, musi potwierdzić opinia biegłego. Ale czy na pewno? Czy faktycznie potrzebujemy takiego potwierdzenia, zamiast zapytać i wysłuchać odpowiedzi? Czy musimy mieć na to szereg papierów? Czy w momencie, kiedy decydujemy się na dziecko, ktoś nas pyta, czy jesteśmy do tego przygotowani? Zobacz, ile jest w Polsce rodziców, którzy nigdy nie powinni mieć dzieci. Tutaj państwo nie zagląda, a przecież to niezwykle istotna kwestia, bo potem z tymi dziećmi dzieje wiele dramatów: są porzucane na wczesnym etapie, zapominane, a nawet zabijane. Nikt nie sprawdza nowożeńców, czy oni się naprawdę kochają, czy są gotowi na wsp�lne życie. Wystarczy oświadczenie, deklaracja. A w tym przypadku mamy cały szereg dokumentów, opinii – nie mylić z diagnozą, bo diagnoza dotyczy chorób, a transpłciowość nią nie jest.
Wiktoria. Transpłciowość to nie wszystko Materiały prasowe
Wszystko to, co się dzieje w poukładanej przestrzeni publicznej, najlepiej, aby było standardowe i przewidywalne, bo to daje poczucie bezpieczeństwa: wiemy, panujemy, rozumiemy. Ale gdy tylko coś się wymyka sztywnym definicjom, jeden klocek nie pasuje do reszty klocków, to pojawia się niewiedza, a z jej powodu strach. W sądzie mamy niestety możliwość zatuszowania niewiedzy władzą. Mówię to z przykrością, bo kocham sąd, to moje miejsce pracy, ale popatrz, jak to wygląda: Temida jest piękną kobietą w opasce. W jednej ręce trzyma miecz, czyli gotowość do zakończenia sporu, a w drugiej wagę, czyli argumenty stron. Polski proces jest kontradyktoryjny, więc już sama nazwa wskazuje, że przychodzimy do sądu, żeby walczyć, a ta waga Temidy się waha. Potem jest miecz, którym sąd albo kończy sprawę, albo – jeśli mamy do czynienia z zamachem na prawo – może go użyć. Ten sąd nie siedzi na równi z nami, jest na podwyższeniu. W ten sposób pokazuje władzę.
Do tego ma togę, łańcuch, co potęguje urzędowy charakter. I gdy do sądu wchodzi osoba, która jest stroną w procesie, to sam ten widok może być przytłaczający i przerażający. Raz w życiu byłam po tej drugiej stronie i nawet mnie – sędzię – to paraliżowało. Oczekujesz zrozumienia, empatii, a po drugiej stronie masz na przykład niechętnych rodziców, więc stajesz się mały, kulisz się w sobie. I czujesz, że w tym sądzie z łańcuchem i godłem nie ma miejsca na zrozumienie i czułość. Masz poczucie, że ktoś przemielił twoje życie. Jeśli trafisz na sędziego lub sędzię, którzy pochylą się nad tobą, to cudownie. Mam kolegów i koleżanki, którzy mówią, że jest im przykro, że musieli przychodzić na taką sprawę, ale skoro już muszą, to chcą to zrobić jak najłagodniej. Ale nie wszyscy tacy są...
Wiem, to brzmi strasznie... Znam historię transpłciowej osoby, której sąd przydzielił biegłego – w powszechnej opinii najlepszego w mieście. Zdaniem sądu był to najwyższy autorytet, ponieważ biegły posługiwał się wieloma tytułami naukowymi, był w różnych towarzystwach naukowych. Rozmowa osoby z biegłym odbyła się w bardzo nieprzyjemny sposób. Do tego stopnia, że osoba, chcąc chronić własną godność, zdecydowała się nie odpowiadać na szczegółowe pytania dotyczące swojej seksualności. Oczywiście, miała w głowie kalkulację, że jeśli odpowie, to dostanie opinię, ale była na tyle silna, że postawiła granicę.
Co się wtedy stało? Nie dostała opinii. Do sądu wróciła informacja, że z uwagi na brak odpowiedzi na niektóre pytania i niechęć do współpracy biegły odmawia sporządzenia opinii. My wiemy i rozumiemy, dlaczego ta osoba odmówiła, ale sąd bardziej ufa autorytetowi z tytułami. Dopuszcza więc kolejnych biegłych. Ale ci kolejni dowiadują się, że uznany biegły odmówił, a są w pewnym stosunku podległości wobec niego, więc też odmawiają. Szuka się więc innych specjalistów, a czas biegnie, upokorzenie trwa. Teoretycznie z punktu widzenia prawa wszystko jest okej, ale z punktu widzenia człowieka, którego losy w ten sposób się ważą, wcale nie jest. Dodam, że rodzice tej osoby są wspierający i uznali powództwo. Zebrano bardzo szeroką dokumentację przed procesem. Ale to nie wystarczyło.