Zostali wyrzuceni przez rodzic�w z domu. S� odci�ci od pieni�dzy. Id� do s�du i s� kompletnie sami

- Gdy rozmawiam o tym z kolegami i kole�ankami z s�du, to m�wi�, �e to, jakiej p�ci jest dana osoba, musi potwierdzi� opinia bieg�ego. Ale czy na pewno? Czy faktycznie potrzebujemy takiego potwierdzenia, zamiast zapyta� i wys�ucha� odpowiedzi? Czy musimy mie� na to szereg papier�w? - m�wi s�dzia Dorota w rozmowie z Piotrem Jaconiem w jego najnowszej ksi��ce "Wiktoria. Transp�ciowo�� to nie wszystko". Dzi�ki uprzejmo�ci Wydawnictwa W.A.B. publikujemy jej fragment.

Piotr Jacoń: Sam – jako rodzic – mogę powiedzieć, że na każdym etapie procedury prawnej miałem poczucie bardzo patologicznej relacji z państwem. Nie pamiętam twarzy sędzi, która się zajmowała naszą sprawą, ale to nie ta twarz miała znaczenie. Kluczowe było, że oto przemawia do mnie państwo.

Sędzia Dorota: Tyle że twoje dziecko miało olbrzymie szczęście, bo ma wspierających rodziców. A pomyślmy o wszystkich młodych ludziach, którzy przez swoich rodziców zostali wyrzuceni z domu. Są często odcięci od pieniędzy. I potem idą do sądu i muszą spotykać się z tymi rodzicami. Nie patrzą na nich, nie patrzą na sąd, są kompletnie sami.

Zobacz wideo Posłanka o nowym pomyśle Hołowni:

I na dodatek ich pozycja względem państwa jest o tyle słaba, że nie mają dokumentów, które potwierdzają ich tożsamość. Siedzi więc w sądzie obywatelka, która dla państwa nie jest obywatelką. Ciągle można w majestacie prawa kwestionować to, że ona jako taka w ogóle istnieje.

Dlaczego jest tak, że to, jak ja się czuję i kim jestem, musi być ustalane, definiowane i potwierdzane sądownie, a także muszą się na to zgodzić rodzice? Gdy rozmawiam o tym z kolegami i koleżankami z sądu, to mówią, że to, jakiej płci jest dana osoba, musi potwierdzić opinia biegłego. Ale czy na pewno? Czy faktycznie potrzebujemy takiego potwierdzenia, zamiast zapytać i wysłuchać odpowiedzi? Czy musimy mieć na to szereg papierów? Czy w momencie, kiedy decydujemy się na dziecko, ktoś nas pyta, czy jesteśmy do tego przygotowani? Zobacz, ile jest w Polsce rodziców, którzy nigdy nie powinni mieć dzieci. Tutaj państwo nie zagląda, a przecież to niezwykle istotna kwestia, bo potem z tymi dziećmi dzieje wiele dramatów: są porzucane na wczesnym etapie, zapominane, a nawet zabijane. Nikt nie sprawdza nowożeńców, czy oni się naprawdę kochają, czy są gotowi na wsp�lne życie. Wystarczy oświadczenie, deklaracja. A w tym przypadku mamy cały szereg dokumentów, opinii – nie mylić z diagnozą, bo diagnoza dotyczy chorób, a transpłciowość nią nie jest.

Wiktoria. Transpłciowość to nie wszystkoWiktoria. Transpłciowość to nie wszystko Materiały prasowe

Wyobraźmy sobie, że w dowodzie osobistym z jakichś powodów obok rubryki "płeć" znalazłoby się miejsce na określenie orientacji seksualnej. To oczywiście upiorna wizja, ale jak inaczej mielibyśmy weryfikować tę informację, jeśli nie zadając pytanie i przyjmując do wiadomości odpowiedź? Czy w tej sprawie państwo wysłałoby nas do specjalisty?

Wszystko to, co się dzieje w poukładanej przestrzeni publicznej, najlepiej, aby było standardowe i przewidywalne, bo to daje poczucie bezpieczeństwa: wiemy, panujemy, rozumiemy. Ale gdy tylko coś się wymyka sztywnym definicjom, jeden klocek nie pasuje do reszty klocków, to pojawia się niewiedza, a z jej powodu strach. W sądzie mamy niestety możliwość zatuszowania niewiedzy władzą. Mówię to z przykrością, bo kocham sąd, to moje miejsce pracy, ale popatrz, jak to wygląda: Temida jest piękną kobietą w opasce. W jednej ręce trzyma miecz, czyli gotowość do zakończenia sporu, a w drugiej wagę, czyli argumenty stron. Polski proces jest kontradyktoryjny, więc już sama nazwa wskazuje, że przychodzimy do sądu, żeby walczyć, a ta waga Temidy się waha. Potem jest miecz, którym sąd albo kończy sprawę, albo – jeśli mamy do czynienia z zamachem na prawo – może go użyć. Ten sąd nie siedzi na równi z nami, jest na podwyższeniu. W ten sposób pokazuje władzę.

Jest Wysokim Sądem.  

Do tego ma togę, łańcuch, co potęguje urzędowy charakter. I gdy do sądu wchodzi osoba, która jest stroną w procesie, to sam ten widok może być przytłaczający i przerażający. Raz w życiu byłam po tej drugiej stronie i nawet mnie – sędzię – to paraliżowało. Oczekujesz zrozumienia, empatii, a po drugiej stronie masz na przykład niechętnych rodziców, więc stajesz się mały, kulisz się w sobie. I czujesz, że w tym sądzie z łańcuchem i godłem nie ma miejsca na zrozumienie i czułość. Masz poczucie, że ktoś przemielił twoje życie. Jeśli trafisz na sędziego lub sędzię, którzy pochylą się nad tobą, to cudownie. Mam kolegów i koleżanki, którzy mówią, że jest im przykro, że musieli przychodzić na taką sprawę, ale skoro już muszą, to chcą to zrobić jak najłagodniej. Ale nie wszyscy tacy są...  

Często w relacjach osób, które przeszły już taki proces, pojawiają się komentarze w stylu: "Sędzia była w porządku, bo przeprosiła, że mówi niewłaściwymi zaimkami, ale inaczej nie może". Jest mi smutno, gdy to słyszę. To pokazuje, jak bardzo osoby transpłciowe i ich wspierający rodzice są zdesperowani. Są w stanie przyjąć każde upokorzenie, a nawet być wdzięczni za to, że ktoś upokorzył ich tylko trochę, a nie całkowicie.

Wiem, to brzmi strasznie... Znam historię transpłciowej osoby, której sąd przydzielił biegłego – w powszechnej opinii najlepszego w mieście. Zdaniem sądu był to najwyższy autorytet, ponieważ biegły posługiwał się wieloma tytułami naukowymi, był w różnych towarzystwach naukowych. Rozmowa osoby z biegłym odbyła się w bardzo nieprzyjemny sposób. Do tego stopnia, że osoba, chcąc chronić własną godność, zdecydowała się nie odpowiadać na szczegółowe pytania dotyczące swojej seksualności. Oczywiście, miała w głowie kalkulację, że jeśli odpowie, to dostanie opinię, ale była na tyle silna, że postawiła granicę.

Co się wtedy stało? Nie dostała opinii. Do sądu wróciła informacja, że z uwagi na brak odpowiedzi na niektóre pytania i niechęć do współpracy biegły odmawia sporządzenia opinii. My wiemy i rozumiemy, dlaczego ta osoba odmówiła, ale sąd bardziej ufa autorytetowi z tytułami. Dopuszcza więc kolejnych biegłych. Ale ci kolejni dowiadują się, że uznany biegły odmówił, a są w pewnym stosunku podległości wobec niego, więc też odmawiają. Szuka się więc innych specjalistów, a czas biegnie, upokorzenie trwa. Teoretycznie z punktu widzenia prawa wszystko jest okej, ale z punktu widzenia człowieka, którego losy w ten sposób się ważą, wcale nie jest. Dodam, że rodzice tej osoby są wspierający i uznali powództwo. Zebrano bardzo szeroką dokumentację przed procesem. Ale to nie wystarczyło.  

Wi�cej o: