"Jestem Suganya. Przeprowadzi�am si� do Polski 12 lat temu. Czuj�, �e tu jest lepiej ni� w Indiach"

Klaudia Kolasa
Suganya przeprowadzi�a si� do Polski 12 lat temu i czuje si� tu jak w domu. Pocz�tki jednak nie by�y �atwe. - Kiedy si� tu przeprowadzili�my, prze�y�am szok. Nie zna�am j�zyka. By�am po prostu zagubion� Hindusk� z m�em i dzieckiem, kt�ra nie wiedzia�a nawet, jak zrobi� zakupy. Wszystkie podstawowe czynno�ci by�y skomplikowane - opowiada. Teraz pomaga innym kobietom, kt�re pr�buj� odbudowa� tu swoje �ycie.

Klaudia Kolasa, kobieta.gazeta.pl: Dlaczego przeprowadziłaś się do Polski? 

Suganya: W 2009 roku wyszłam za mąż i przeprowadziłam się z mężem do Singapuru. W 2012 roku z Singapuru przenieśliśmy się do Wrocławia, bo mój mąż dostał tu pracę. Mieliśmy już wtedy dziecko, więc nie chcieliśmy się rozdzielać. Po przeprowadzce próbowałam znaleźć kontakt do osób z Indii, które mieszkają w Polsce, ale w tamtych czasach było o wiele trudniej. Dopiero w 2015 roku dużo rodzin przeprowadziło się do Wrocławia. Wówczas udało nam się zorganizować tam kilka świąt. Pracowałam wtedy jako nauczycielka. W 2019 roku przeprowadziłam się do Warszawy. 

Zobacz wideo Życie nie oszczędza Kuby. Zamieszkał w domu dla młodzieży. "Straciłem w poprzedniej pracy rękę"

Przed przeprowadzką wiedziałaś cokolwiek o Polsce? Czego się tutaj spodziewać? 

Nie wiedziałam nic poza tym, że Polska sąsiaduje z Niemcami. Pomyślałam, że to jednak Europa i Polska będzie dobrym miejscem wypadowym do innych krajów. Kiedy się tu przeprowadziliśmy, przeżyłam szok. Nie znałam języka. Byłam po prostu zagubioną Hinduską z mężem i dzieckiem, która nie wiedziała nawet, jak zrobić zakupy. Wszystkie podstawowe czynności były skomplikowane.  

Powoli zaczęłam uczyć się polskiego i z czasem zyskiwałam pewność siebie. Przez 6 miesięcy chodziłam na lekcje, żeby nauczyć się podstaw i jakoś przetrwać ten początek. Potem już byłam bardzo dumna, że mogę się komunikować - chociaż na podstawowym poziomie. Mogę powiedzieć, że od początku szczególnie starsze osoby były bardzo miłe i pomocne. Mój syn dostawał czekoladki, kiedy wychodziliśmy na spacery. Czułam, że tu jest lepiej niż w Indiach. Nawet relacje między ludźmi są inne. Polacy są dla nas naprawdę dobrzy. Dużo nam pomagają, uczą nas o historii i kulturze.  

Poza tym uważam, że dorastanie w Polsce będzie dla mojego syna naprawdę dobre. Szybko nawiązał kontakt z polskimi dziećmi i zasymilował się z kulturą. W dzisiejszych czasach w Indiach jest wysoka przestępczość, Polska jest bezpieczna. Jako kobiety czujemy, że możemy wracać do domu nawet o 1 w nocy, bo nie ma niebezpiecznych sytuacji w taksówkach. Nigdy też nie doświadczyłam rasizmu i wiem, że to zdarza się bardzo rzadko. Żyje się spokojnie, nie ma tyle stresu.  

Jak żyje się w Indiach? 

Kiedy dorastałam, w Indiach było bezpieczniej. Teraz populacja jest ogromna. Wszędzie są tłumy, zagrożenie może czyhać na każdym kroku. Jest ogromna rywalizacja. Oczywiście jest tam łatwiej osobom wierzącym. Ja jestem bardzo wierząca. Wszystkie produkty, które są potrzebne do modlitw w Indiach, można dostać bez problemu. W Polsce musieliśmy sobie jakoś radzić. W 2012 roku w całym kraju był tylko jeden sklep indyjski we Wrocławiu. Teraz jest o wiele lepiej. Mamy tu swoje sklepy, salony fryzjerskie i kosmetyczne. Domowe biznesy. Kobiety gotują i robią catering.  

Wspomniałaś o tym, że trudno było ci się odnaleźć na początku bez znajomości języka. Coś jeszcze było wyzwaniem? 

Znalezienie pracy. W Indiach często organizowałam eventy, tu na początku nie było to możliwe. Poza tym z wykształcenia jestem biotechnologiem. Myślałam, że będę pracowała w laboratorium lub szpitalu, ale szpitale od razu zaznaczyły, że bez biegłej znajomości języka to nie jest możliwe. Zaczęłam uczyć angielskiego w przedszkolu. Ciekawe było obserwowanie tego, jak zachowują się polskie dzieci, zauważałam różnice kulturowe. Polskie dzieci są bardzo wesołe, mądre i przyjaźnie nastawione w stosunku do nauczycieli - nawet pochodzących z Indii. Dzięki nim nauczyłam się dużo słów po polsku. Kiedy dostaliśmy kartę pobytu, zaczęłam uczyć w szkole. Robiłam taką samą pracę, ale na wyższym poziomie. Nauczyłam się też różnic w systemie nauczania. W Indiach nauczyciele są bardzo surowi. Trzeba naprawdę bardzo ciężko się uczyć, żeby dostawać dobre oceny. Tu jest większa swoboda.  

Zaskoczyło mnie też, że rodzice oddają sześciomiesięczne dzieci do żłobka. U nas nie ma takiej opcji. To był dla mnie szok, że sześciomiesięczne dziecko nie jest przy mamie, tylko zostawia się je z obcym nauczycielem. Ja poszłam do szkoły, kiedy miałam 5 lat. 

W Indiach macie całą rodzinę do pomocy przy wychowaniu dziecka, prawda? 

Mamy rodziców, mamy dziadków. Nawet kiedy mama chce iść do pracy, ma najbliższych do pomocy. Tu musi zostawiać malucha z obcymi ludźmi. To łamało mi serce, bo w takim wieku dzieci powinny być przy mamie. One jeszcze niczego nie potrafią, potrzebują bliskości. Rozumiem jednak, że kobiety muszą pracować i nie mają takiego wyboru.  

Kiedy przyleciałaś do Wrocławia, twój syn miał 18 miesięcy. Wyobrażam sobie, że trudno jest go uczyć o kulturze Indii, skoro wychowuje się w Polsce. 

Tak, teraz ma 14 lat, już mnie przerósł. Jest typowym nastolatkiem. Zna polski, uczy się hiszpańskiego. Kiedy jest jakieś święto, wszystko mu tłumaczymy. Opowiadamy o naszej tradycji, a on zawsze pyta: "Dlaczego modlimy się do niego?", "Dlaczego akurat ten bóg jest dla nas ważny". Chodzi z nami do świątyni i wypytuje. Próbujemy z mężem jakoś praktycznie mu to wszystko tłumaczyć. Przykładowo, jednym z naszych najważniejszych świąt jest Diwali. Dekorujemy wtedy domy, mamy konkretne godziny, o których musimy się modlić, mamy konkretne dary, które musimy złożyć bogu - niektóre z nich ciężko dostać w Polsce. Musimy zamawiać je z Indii. Kiedy moi przyjaciele latają do Indii, prosimy, żeby je nam przywieźli.  

Suganya od 12 lat mieszka w PolsceSuganya od 12 lat mieszka w Polsce woman_worldwide_forum_poland/Instagram

Kiedyś ciężko było dostać odpowiedniego kokosa, żeby złożyć go w ofierze Ganeśi czy Śiwie. W 2012 roku chodziliśmy do Carrefoura czy Auchan i wydawaliśmy dużo na te kokosy, które są importowane, ale kiedy je otwieraliśmy, okazywało się, że i tak się nie nadają. Teraz dzwonimy do sklepów i prosimy, żeby sprowadzali nam dobre jakościowo kokosy. To drogie, ale potrzebujemy ich dla naszych bogów.  

Mój syn zawsze się modli, ale musi się wszystkiego uczyć. Zdarza się, że nie wie, jak wypowiadać mantry w sanskrycie. Uczymy go: powtarzaj 10 czy 15 razy, aż w końcu się nauczysz. W dzisiejszych czasach dzieci nie chcą się tego uczyć, nie chcą rozmawiać o modlitwach, wolą grać na komputerze. Ja bardzo przestrzegam tego, żeby się modlił. Mówię: masz usiąść, odmówić modlitwę, zrobić puję, czyli złożyć ofiarę bogu z kwiatów czy owoców. Siada cicho, obserwuje wszystko, słucha piosenek, które puszczamy.

W Indiach na pewno byłoby o wiele łatwiej, bo dostosowałyby się do całej społeczności. 

Dokładnie. Widziałyby te tradycje dookoła. Miałyby dziadków, którzy by go uczyli. Tęsknię za rodziną, ale śmieję się, że mam w Polsce drugiego ojca. Takiego "ojca chrzestnego". Jest najważniejszym Hindusem w Polsce. Nazywa się JJ Singh i to dzięki niemu mogę pomagać przy organizacji świąt. Wsparł mnie też, kiedy zakładałam Women Worldwide Forum. On bardzo pomaga społeczności. Zawsze, kiedy czegoś potrzebuję, mogę na niego liczyć. Pamiętam, jak pierwszy raz go spotkałam. Byłam bardzo szczęśliwa, że mogę go poznać i przedstawić mu swoje pomysły. Czułam się, jakbym dostała Oscara. Zrobiliśmy razem Diwali w hotelu Mariott i bardzo mu się spodobało. Potem był moim przewodnikiem w dalszych działaniach. Rzadko kobiety mogą liczyć na takie wsparcie. Doradzał mi tak, jak ojciec doradza dziecku. Kiedy ludzie przychodzą na event, muszą być szczęśliwi i usatysfakcjonowani. Nawet Polacy, którzy pojawiają się na naszych imprezach, są szczęśliwi. Pytają mnie, jak gotować nasze curry, potem wysyłają mi zdjęcia. Interesują się naszą kulturą. To mnie cieszy.  

Wspaniale, że kultywujesz swoje tradycje. Mam wrażenie, że wiele osób na emigracji poddaje się wpływom innych kultur. 

Tak, to się zdarza. Ja myślę, że niezależnie od tego, gdzie mieszkamy, powinniśmy pamiętać o naszych korzeniach. O tym, że nasza rodzina pochodzi z innego kraju. Jestem Hinduską, która mieszka w Polsce. Nie jestem Polką. Nie zapominam o swoich rodzicach. Często rozmawiamy przez telefon, oglądamy filmy albo dokumenty o Indiach. Mój syn to uwielbia. Dzieci muszą znać nasze tradycje, żeby je przekazać kolejnym pokoleniom. Taki sam proces zaszedłby w Indiach, więc czemu tu miałoby być inaczej?  

Często wracacie do kraju? 

Raz na cztery lata. Lot dla trzech osób jest bardzo drogi. 

Jak twój syn zareagował, kiedy zabraliście go do Indii i był już na tyle duży, żeby rozumieć, co dzieje się dookoła? 

Trochę się bał, miał w sobie lekki niepokój. Ale też ciekawiło go, to co się dzieje. Obserwował ludzi. Pytał, dlaczego krowy chodzą po ulicach, dlaczego ludzie się tak ubierają, dlaczego jest tyle bezpańskich psów. Teraz jest już o wiele starszy, nie wiem, jak się będzie czuł, kiedy tam polecimy. Ale tęskni za dziadkami. Uwielbia mojego tatę, on mu opowiada, dlaczego konkretne mantry są ważne. Moi rodzice bardzo przeżywają to, że nie spędzamy z nimi świąt. Zawsze słyszę: "O nie, nagotujemy tego jedzenia, a was tu nie ma". Ale to nasze życie. Muszą pogodzić się z tą sytuacją.  

Jak poznałaś swojego męża? 

W południowych Indiach zwykle postępujemy zgodnie z tradycją. Nie umawiamy się na randki bez mówienia o tym rodzicom, zwykle to rodzice szukają osób, które mamy poślubić. Mamy aranżowane małżeństwa. Ja miałam aranżowane małżeństwo. 

Opowiesz, jak to wygląda?

Nie wiemy, kim będzie pan m�ody lub panna młoda. Rodzice poznają kogoś np. na innym weselu i wtedy ta osoba przychodzi z propozycją. "O wasza córka wygląda dobrze, my mamy syna" - mówią. I się zaczyna. Ja powiedziałam rodzicom, że muszę wcześniej porozmawiać ze swoim przyszłym mężem. Dowiedzieć się, jakie ma zainteresowania, jaki jest. Moi rodzice są bardzo wspierający, więc mi na to pozwolili. Powiedzieli, że jeśli się polubimy, wtedy zgodzą się na małżeństwo. Jeśli nie -  będą szukać dalej. Porozmawialiśmy przez telefon i przez telefon mi się oświadczył. On był w USA, ja byłam w Indiach. Przyleciał, żeby mnie poznać. Mamy taką tradycję, że rodzice pana młodego i rodzice panny młodej siadają w tym samym pomieszczeniu i ustalają szczegóły związane z weselem.  

Jak się z tym czułaś? 

Jestem szczęśliwa. Małżeństwo to małżeństwo, bez względu na to czy jest aranżowane czy nie. W południowych Indiach rozwód to nie jest łatwa sprawa. Nie rozwodzimy się, bo myślimy o naszych dzieciach, rodzicach, o społeczeństwie - co będą o nas mówić. Tradycja jest dla nas ważna. Nawet jeśli mężczyzna zdradza i ci się nie podoba, to trwaj w tym małżeństwie, żeby wspierać dzieci. Gdyby mój syn chciał poślubić Polkę i wróciłabym do Indii, wszyscy pytaliby, czemu na to pozwalam. Powiedziałabym, że to nie mój wybór, ale musiałabym się tłumaczyć, dlaczego się na to godzę.  

Jako matka, wolałabyś, żeby sam znalazł sobie dziewczynę, czy zorganizować mu aranżowane małżeństwo? 

Zależy od niego. Jesteśmy otwarci. Ja i mój mąż jesteśmy weganami, bo taka jest nasza kultura. Ale nasz syn wychował się tutaj i zaczął jeść kurczaka w szkole. Pozwalamy mu na to. Wiem, że gdybym mu tego zakazała, to nie byłoby dla niego dobre. Każę mu tylko udawać, że nie je mięsa, gdy wracamy do Indii. 

Suganya mieszka w Polsce 12 latSuganya mieszka w Polsce 12 lat woman_worldwide_forum_poland/Instagram

Zaczęłaś pomagać innym kobietom, które przeprowadzają się z Indii do Polski. Dlaczego? 

Kiedy ja tu trafiłam, nie miałam nikogo, kto powiedziałby mi, gdzie zrobić zakupy, co kupić, jak odbudować tu swoje życie. Czuję, że skoro jestem tu już 12 lat i mam taką wiedzę, powinnam wspierać kobiety, które tu dopiero przyjeżdżają. Założyłam na komunikatorze grupę dla kobiet, które przeprowadzają się do Polski. Mówię im tam, co mają ze sobą zabrać, czego tu nie kupią.  

Organizuję też hinduskie święta w Polsce. Razem z przyjaciółkami organizujemy np. Diwali, dzwonimy do kobiet, które mieszkają w Warszawie i siedzą w domach, zapraszamy, żeby do nas dołączyły. Zapraszam je czasem na kawę czy do kina, organizuję warsztaty. To są małe rzeczy, ale chcę, żeby poczuły się tu jak w domu. Żeby nie było im smutno, że wyjechały ze swoich rodzinnych miast. 

Na grupie, na której pomagam, jest już 700 osób. Codziennie dostaję wiadomości: Gdzie zrobić zakupy? Jak załatwić kartę pobytu? Jak załatwić wizę dla rodziny? Rozwiązuję te problemy. Rozmawiam z każdym, poznaję historię tych osób. Kim są, dlaczego się przeprowadzili, jak mogę im pomóc. Poza tym proszą mnie, żeby zorganizować imprezy, aktywność dla kobiet. Zajmuję się tym wszystkim. Zdarza się, że mężczyźni pytają, dlaczego tylko kobiety mogą przychodzić na nasze eventy. Proponuję, żeby zabierały swoje rodziny, jeśli chcą.  

Ty przeprowadziłaś się do Polski, bo twój mąż dostał tu pracę. A jakie są historie innych kobiet?  

Przeważnie Hindusi przeprowadzają się do Polski z powodów biznesowych. Kiedy mężczyźni przeprowadzają się do pracy, zabierają ze sobą żony i dzieci. Dużo kobiet przeprowadza się do Polski na studia, szczególnie na magisterkę i doktorat. Też dużo osób z branży IT przeprowadza się do Polski. 

Myślisz, że traktują Polskę jako swój nowy dom czy przystanek przed innym europejskim krajem? A  może myślą o powrocie do Indii? 

Wiem, że nie każdy odnajduje tu swój dom. Ludzie tęsknią za rodzinami lub chcą przeprowadzić się do innego kraju europejskiego. Często przez barierę językową. Jeśli nie nauczą się języka, to jest większe prawdopodobieństwo, że się wyprowadzą. Ale jest sporo osób, które mieszkają tu od 30 lat, znają polski, mają swoje biznesy. Mieszkają tu całe pokolenia i rodziny. Jeśli poznasz język, możesz przetrwać w Polsce do śmierci. 

A ty chcesz tu zostać? 

Tak. Od ponad 12 lat tu mieszkamy, nasz syn właściwie się tu wychował, oboje z mężem mamy pracę. Zadomowiliśmy się. 

Zmieniłaś się przez te lata? 

Oczywiście. Zdobyłam pewność siebie. Teraz czuję się silna. Nauczyłam się, że powinnam zrobić coś dla innych, szczególnie dla kobiet. Chciałabym zostawić tu coś dobrego po sobie. Mam misję wobec społeczeństwa i chcę ją realizować. Kiedy robisz dobre rzeczy, nie musisz się niczego obawiać. Trzeba być dumnym i kochać siebie. Tego się nauczyłam.  

Wi�cej o: