Przy�apa� syna na poca�unku z ch�opakiem. "P�aka� i p�aka�. I przeprasza�"

- Kiedy Derek mia� czterna�cie lat, przy�apa�em go, jak ca�owa� si� w lesie za naszym domem. Nad strumieniem. Z ch�opakiem. Zdj��em pas i zbi�em go jak bur� suk�, jak z�odzieja. Zwyzywa�em go od zbocze�c�w. Spu�ci�em mu taki �omot, �e nogi mia� ca�e w pr�gach. A on p�aka� i p�aka�. I przeprasza�. Nie wiedzia�, dlaczego taki jest - czytamy w ksi��ce "Kolczaste �zy", kt�ra ukaza�a si� nak�adaem Wydawnictwa Agora. Publikujemy fragment powie�ci.

Położył rękę na czarnej trumnie ze złocistymi zdobieniami. Leżał w niej jego syn. W tym prostokątnym pudle leżał jego syn. Zakonserwowany i zapakowany jak kawał szynki. Podniósł się wiatr i frędzle zwisające z klap namiotu zatrzepotały niczym skrzydła konającego ptaka. Derek leżał w srebrzystej trumnie z czarnymi zdobieniami. Isiah miał być pochowany obok swojego męża. Razem umarli i razem będą spoczywali. 

Zobacz wideo Jak zmiany w TVP oceniają przypadkowi przechodnie?

Z krzesła wstał ojciec Dereka, specyficzny typ, szczupły i ogorzały, o gęstych, długich do ramion, szpakowatych włosach. Podszedł do trumien i stanął obok Ike’a. Grabarze oglądali łopaty, czekając, aż z namiotu wyjdą dwaj ostatni żałobnicy. Ojciec Dereka podrapał się po podbródku. Dolną połowę jego twarzy pokrywał cień siwego zarostu. Zakaszlał, odchrząknął i znowu zakaszlał. Kiedy mu przeszło, spojrzał na Ike'a i rzucił:  – Buddy Lee Jenkins. Ojciec Dereka. Chyba się jeszcze nie poznaliśmy, przynajmniej oficjalnie. – Wyciągnął do niego rękę. – Ike Randolph. – Ike uścisnął mu dłoń, dwa razy nią potrząsnął i puścił. Stali przed trumnami milczący jak grób. Buddy Lee znów zakaszlał. – Byłeś na weselu?  

Ike pokręcił głową. – Ja też nie.  

– Ale chyba widziałem cię na przyjęciu urodzinowym ich córki w zeszłym roku – powiedział Ike. 

– Tak, byłem tam, ale krótko. – Buddy Lee ściągnął usta i poprawił marynarkę. – Derek się mnie wstydził. Nic dziwnego.  

Ike nie wiedział, co powiedzieć, więc nie powiedział nic.  

– Chciałem tylko wam podziękować, tobie i twojej żonie, że wszystko załatwiliście. Nie stać by mnie było na taki ładny pogrzeb. A matka Dereka miała to gdzieś. 

– To nie my – odparł Ike. – Sami o to zadbali. Wykupili pakiet pogrzebowy czy coś. Musieliśmy tylko podpisać papiery.  

– Ja cię kręcę. Czy kiedy miałeś dwadzieścia siedem lat, zawracałeś sobie głowę własnym pogrzebem? Bo ja na pewno nie.  

Ike pogłaskał trumnę syna. Chciał zostać z nim sam na sam, a teraz wszystko szlag trafił. – To grawerka Czarnych Bogów, nie? – spytał Buddy Lee.  

'Kolczaste łzy''Kolczaste łzy' materiały prasowe

Ike spojrzał na ręce. Niewyraźny tatuaż lwa z dwiema szablami nad głową na wierzchu prawej dłoni i słowo FURIAT na wierzchu lewej były jego milczącymi towarzyszami od drugiego roku odsiadki w Coldwater. Schował ręce do kieszeni. – To stara historia.  

Buddy Lee znów ściągnął usta. – Gdzie garowałeś? Ja odpukałem pół pajdy w Red Onion. Sporo tam było ostrych typów. I kilku gangsterów z Czarnych Bogów.  

– Bez urazy, ale nie chcę o tym gadać – powiedział Ike.  

– Też bez urazy, ale jak nie chcesz o tym gadać, to czemu nie skitrasz tych wzorków? Z tego, co słyszałem, spece robią to w godzinę. 

"Płakał i płakał. I przepraszał"

Ike wyjął ręce z kieszeni. Spojrzał na czarnego lwa, który stał na tle koślawej mapy stanu.  – To, że nie mam ochoty o tym gadać, nie znaczy, że chcę o tym zapomnieć. Te tatuaże przypominają mi, dlaczego nie chcę tam nigdy wrócić. Dobra, zostawię cię z synem. – Odwrócił się, aby odejść. 

– Nie musisz – powiedział Buddy Lee. – Dla nas już za późno. Dla ciebie i twojego chłopaka też.  

Ike przystanął bokiem do niego.  – To znaczy?

Buddy Lee puścił to mimo uszu.  

– Kiedy Derek miał czternaście lat, przyłapałem go, jak całował się w lesie za naszym domem. Nad strumieniem. Z chłopakiem. Zdjąłem pas i zbiłem go jak burą sukę, jak złodzieja. Zwyzywałem go od zboczeńców. Spuściłem mu taki łomot, że nogi miał całe w pręgach. A on płakał i płakał. I przepraszał. Nie wiedział, dlaczego taki jest. Nigdy nie wrzuciłeś swojemu na garba? Ani razu? Nie wiem, może byłeś lepszym ojcem. 

Ike poruszał szczęką. – Właściwie, dlaczego o tym rozmawiamy? Buddy Lee wzruszył ramionami. – Gdybym mógł pogadać z Derekiem przez pięć minut, wiesz, co bym mu powiedział? „Nie obchodzi mnie, z kim się pieprzysz. Nic a nic". A co ty powiedziałbyś Isiahowi?  

Ike spojrzał na niego. Potem na wskroś niego. Zobaczył łzy w kącikach oczu, krople, które nie chciały spłynąć. Zacisnął zęby tak mocno, że omal nie pękły mu trzonowce. – Idę. – Ruszył w stronę samochodu. (…) 

"Nie jestem taki jak ty. Nie lubię krzywdzić ludzi"

Kiedy Ike wyszedł z więzienia, boksowanie było jedyną rzeczą, którą syn lubił z nim robić. Okładając zniszczoną skórę owiniętymi w coś pięściami, nie musieli przynajmniej rozmawiać. Ike chciał, żeby Isiah wystąpił w turnieju Golden Gloves albo zapisał się do jakiegoś klubu. Liczył na to, że boks ich do siebie zbliży. Ale syn nie chciał walczyć. Ike nalegał i napierał, lecz Isiah nie zamierzał ustąpić. Był uparty, jak każdy czternastolatek. W końcu Ike przycisnął go o raz za dużo i syn wyłuszczył mu sedno sprawy. – Nie jestem taki jak ty. Nie lubię krzywdzić ludzi.  

I to był koniec. Już nigdy nie zajrzeli razem do szopy. Wypuścił długą serię ciosów łokciem. Odskoczył do tyłu, wtulił podbródek w pierś i wystrzelił staccato prawych i lewych prostych. W szopie poniósł się echem stukot pięści uderzających z impetem w napiętą skórę worka. Zawsze naciskał na syna zbyt mocno, a syn odpowiadał mu tym samym. Mya mówiła, że są do siebie tak podobni, jakby to on go urodził. Ich ostatnia rozmowa była słowną przepychanką, którą zakończyło trzaśnięcie drzwiami. Isiah przyszedł powiedzieć, że wychodzi za mąż. Mya objęła go i przytuliła. On poszedł do kuchni i nalał sobie rumu. Syn zajrzał do niego po kilku pocałunkach od matki.  

– Nie pochwalasz tego? – spytał. Ike wypił rum i postawił szklankę na brzegu blatu. – Nie mnie cię oceniać. Już nie. Ale wiesz, że nie chodzi tylko o was. Macie teraz tę dziewczynkę...  

– Twoją wnuczkę. Ma na imię Arianna i jest twoją wnuczką. – Na zmarszczonym czole Isiaha zaczęła pulsować żyła. 

Ike skrzyżował ramiona. – Posłuchaj. Już dawno temu przestałem ci mówić, co masz robić, a czego nie. Ale ta mała będzie miała ciężko i bez tego. Jest na wpół czarna. Zapłaciliście jej matce, żeby ją urodziła, i ma dwóch ojców gejów. I co teraz? Będzie sypała kwiatki na waszym ślubie? Wynajmiecie hotel Jeffersona i zrobicie z tego wielki show? A za parę lat pójdziecie do jej przedszkola i dzieci spytają ją, który z was jest mamusią. Czy kiedykolwiek o tym pomyśleliście, ty albo Derek? 

– To pierwsza rzecz, która przychodzi ci do głowy, kiedy dowiadujesz się, że biorę ślub z miłością mojego życia? 30 Nie gratulacje? Ani nawet fałszywe „Bardzo się cieszę"? Myślisz tylko o tym, co ludzie powiedzą. Pozwól, że cię oświecę: mam z tym do czynienia, odkąd muszę tłumaczyć się przed ludźmi, że mój ojciec siedział w więzieniu. Wolałbyś pewnie, żebyśmy wzięli ślub w głębi lasu, najlepiej o północy. Nie wiem, czy wiesz, ale nie wszyscy myślą jak ty. Nie wszyscy patrzą z odrazą na swoje dzieci. A tacy jak ty? Tacy jak ty wkrótce wymrą. 

Ike nie pamiętał, że wziął szklankę z blatu. Nie pamiętał, że rzucił nią w ścianę. Pamiętał tylko, że Isiah odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami. Trzy miesiące później on i jego mąż już nie żyli. Ktoś wygarnął do nich kilka razy przed elegancką winiarnią w centrum Richmond. Kiedy upadli, zabójca czy zabójcy dwa razy strzelili obydwu w głowę. Jak zawodowcy. Zastanawiał się, czy ostatnim obrazem, który kojarzył się Isiahowi z ojcem, była szklanka roztrzaskująca się o szafkę.  

Zaczął krzyczeć. Ale nie, krzyk nie narastał powoli w piersi. Wydobył się z niej w pełni ukształtowany, jako długie dzikie wycie. Ciężki worek zaczął spazmatycznie podrygiwać i podskakiwać. Technika poszła w kąt i jej miejsce zajął zwierzęcy instynkt. Pękła skóra na kłykciach, a na worku wykwitły czerwonawe plamy. Krople potu spływały mu z czoła i wpadały do oczu. Od łez piekły policzki. Płakał po synu. Płakał nad żoną. Płakał nad małą dziewczynką, którą musieli wychować. Miał wrażenie, że każda łza rozdziera mu twarz jak ostry kolec. 

Wi�cej o: