Więcej wiadomości przeczytasz na Gazeta.pl.
Droga redakcjo, od kilku dni spędzam wakacje w Jastarni i już mam ochotę wrócić do domu. Od lat nad Bałtykiem nic się nie zmienia. Niby ludzie przyjeżdżają tam wypocząć, ale nie potrafią zająć się swoimi sprawami. Zamiast tego rozglądają się i patrzą, komu dogryźć.
Mam dość obleśnych dziadersów, którzy cmokają i komentują mój wygląd na plaży. Zajmijcie się swoimi piwnymi brzuchami! Żeby nie było - nie jestem wyjątkowa - po prostu stoją, prężą się i pomiędzy browarami komentują każdą napotkaną kobietę. "Ta to ma czym oddychać", "Ta z przodu deska, z tyłu deska", "Wieloryb", "Chuchro". Obok siedzą ich żony i dzieci, nikt nie zwraca im uwagi, a festiwal poniżania plażowiczek trwa.
Nie czuję się jakoś super komfortowo ze swoim ciałem. Naprawdę. Wyjście w kostiumie na plaże budzi we mnie ogromny stres, bo wiem, że w Polsce non stop jesteśmy oceniane. Najpierw miesiącami wybieram model, który zakryje, co trzeba, a potem rozkładam ręcznik nad Bałtykiem i spotykam oblecha, który albo się ślini, albo rzuca rubasznym żartem. Od razu wszystkiego się odechciewa.
Zazdroszczę kobietom w Hiszpanii czy Francji. Niezależnie od figury chodzą swobodnie w krótkich sukienkach czy w kostiumach o przeróżnym kroju. Nikt nie zwraca na to uwagi, a każda z nich na swój sposób wygląda pięknie. U nas mężczyźni nie szanują kobiet. A może się ich boją? Naśmiewają się, bo chcą się dowartościować. Lepiej sami poszliby pobiegać, zamiast otwierać kolejną puszkę z piwem. Zwykle ci, co najgłośniej krytykują, mają sporo do zrobienia w kwestii formy. Ale najciemniej pod latarnią.
Ola.
***
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.