"Oszust z Tindera". Ujawni�a si� jego prawdopodobnie pierwsza ofiara: "My�la�am, �e p�jd� do wi�zienia"

Na jaw wychodz� nowe fakty w sprawie Simona Hayut'a, znanego jako "Oszust z Tindera". G�os zabra�a w�a�nie jego prawdopodobna pierwsza ofiara. - My�la�am, �e p�jd� do wi�zienia - opowiada�a kobieta, kt�ra zosta�a oszukana przez m�czyzn� ju� 12 lat temu.

Więcej podobnych tematów na stronie głównej Gazeta.pl

"Oszust z Tindera" od daty premiery bije rekordy popularności, czyniąc z Simona Hayut'a bohatera pierwszych stron gazet i międzynarodowych serwisów informacyjnych. Mężczyzna, podając się za Simona Levieva, bogatego potentata diamentów, wyłudzał od kobiet miliony dolarów, które przeznaczał na prowadzenie luksusowego życia. Teraz na jaw wychodzą kolejne zaskakujące fakty. Głos w sprawie zabrała prawdopodobnie pierwsza ofiara mężczyzny, którą oszukał już... 12 lat temu.

Zobacz wideo

"Oszust z Tindera". Głos zabrała jego pierwsza ofiara

Courtney Simmons Miller to dawna przyjaciółka Hayut'a, która była gościnią nowego odcinka podcastu "The making of a Swindler".  Hayut'a poznała 12 lat temu w pracy, gdzie szybko zapałali do siebie sympatią. - Pracował ze mną w "Dead Sea Store", na dziale przedłużania włosów. To było zabawne. Praca z nim była przyjemnością. Byliśmy dobrymi kumplami, spędzaliśmy dużo czasu razem. Zawsze miał dobre pomysły. Marzył o dużych rzeczach. Nikt nie brał go na poważnie, był gościem z głową w chmurach. Był bardzo sympatyczny. Pamiętam, jak mówił mi, że wcześniej nie spotkał nikogo takiego jak ja, że mnie uwielbia, że jestem jego najlepszą przyjaciółką. Prawdopodobnie byłam jego pierwszą ofiarą, pacjentem zero - wspominała Miller.

Wkrótce zwierzył się jej, że zamierza zostać pilotem i po półrocznym pobycie na Cyprze, wrócił do Izraela, skąd zadzwonił do niej z kuszącą propozycją. - Powiedział: "Courtney, jestem aktualnie na lotnisku w Izraelu. Mój ojciec jest właścicielem linii lotniczej". Odpowiedziałam: "Ok, to dziwne, dlaczego w takim razie pracowałeś ze mną w sklepie". On na to :"Ojciec chciał, żebym poznał wartość pieniądza". To miało sens. Powiedział, że chce wrócić na Cypr i otworzyć firmy. Zaproponował mi, żebym została jego prywatną asystentką, bo mi ufa jak nikomu innemu, że zapłaci mi, ile będę chciała, bo jestem jego przyjaciółką. Byłam podekscytowana i od razu zgodziłam się. Ufałam mu - opowiadała kobieta, która zdecydowała się przystać na ofertę "przyjaciela" i zrezygnowała z dotychczasowej pracy. Jednak już pierwsze zadanie, jakie dla niego wykonała, przyniosło jej poważne problemy.

- Powiedział, żebym pojechała i wynajęła luksusowe BMW, którym miałabym jeździć na spotkania biznesowe. Zapytałam, jak mam za to zapłacić, przecież jestem tu z niczym. Powiedział, że poda numery swojej karty. Zgodziłam się - relacjonuje kobieta, która wynajęła auto na swoje dane. Po kilku tygodniach skontaktował się z nią pracownik salonu, prosząc o przyjazd do salonu.

- Powiedział, że muszę wrócić do salonu, podpisać więcej dokumentów. Powiedziałam Simonowi, pojechał ze mną - wspomina kobieta. Jak się okazało na miejscu, wystąpiły problemy z płatnością i razem z Hayut'em, podającym się wtedy za Simona Levieva, musiała udać się na posterunek policji.

- Powiedział mi: "Nie martw się, to musi być jakiś wielki błąd, rozwiążemy to". Dojechaliśmy na posterunek, zapytał mnie, czy mogę potrzymać jego portfel". Kiedy weszliśmy do pokoju przesłuchań, zrozumiałam, że to się dzieje na serio. Policjant chciał, żebym powiedziała całą prawdę, że ta karta jest kradziona, skąd ją mam. Wypierałam się, mówiłam, że to nie może być prawda. Simon kompletnie się sprzeciwiał, mówił: "To ogromna pomyłka, skontaktujcie się z moim prawnikiem, nie martw się, to zostanie wyjaśnione" - relacjonowała Miller, która wraz z Hayut'em spędziła kolejne 3 tygodnie w policyjnym areszcie, po którego opuszczeniu musiała stawiać się na komendzie dwa razy w tygodniu.

- To trwało z 3 lata, myślałam, że to czas, w którym pójdę do więzienia. To był bardzo drogi proces, miałam dobrego prawnika. To było okropne. Po czasie Simon dalej mówił to samo, że wszystko się ułoży, że prześle mi pieni�dze na prawnika. Powiedziałam, żeby nigdy więcej nie dzwonił i tak też się stało - zakończyła opowieść "pacjentka zero", jak sama siebie nazywa Miller.

Wi�cej o: