Sezon Major League Soccer nie zwalnia tempa. Rozegrano już 10 kolejek, a Inter Miami zajmuje pierwsze miejsce w Konferencji Wschodniej. Trudno się temu dziwić. Zawodnicy z Florydy zgromadzili na swoim koncie 21 punktów. Duża w tym zasługa Lionela Messiego. Argentyńczyk był bohaterem wyjazdowego spotkania z New England Revolution.
Początek meczu nie zwiastował jednak niczego dobrego. Gospodarze już w pierwszej minucie objęli prowadzenie. Na listę strzelców wpisał się Tomas Chancalay. Wówczas sprawy w swoje ręce, a właściwie nogi wziął Lionel Messi.
Najpierw trafił w 32. minucie. Robert Taylor obsłużył go podaniem, a Argentyńczyk wpadł w pole karne i bez najmniejszych problemów pokonał dobrze znanego z polskich boisk Henricha Ravasa. To nie był koniec kłopotów byłego bramkarza Widzewa ��d�.
W drugiej połowie oglądający to spotkanie mogli się poczuć jak wsadzeni do kapsuły czasu. W 68. minucie znakomite, przeszywające podanie z głębi pola posłał Sergio Busquets. W szesnastce znów największym sprytem wykazał się Messi, który zdobył bramkę na 2:1.
To nie była jedyna "katalońska" akcja w tym spotkaniu. Tym razem w roli asystenta wystąpił Messi, a precyzyjnym, technicznym strzałem z linii pola karnego popisał się Luis Suarez. W międzyczasie do siatki trafił jeszcze Benjamin Cremaschi. 19-latek dobił strzał Messiego i zdobył swojego pierwszego gola w tym sezonie. Goście wygrali 4:1 i pozostali na pozycji lidera tabeli.
Po zakończonym spotkaniu statystycy wyliczyli, że genialny Argentyńczyk po raz kolejny zapisał się w historii futbolu. Został pierwszym piłkarzem w dziejach MLS, który w siedmiu ligowych starciach miał aż 16 udziałów w akcjach bramkowych.
Lionel Messi w Interze Miami występuje od 2023 roku. W 23 dotychczasowych spotkaniach zdobył 20 goli i zaliczył 10 asyst.