Na wokandzie stanęła sprawa lekarza, który został ukarany dyscyplinarnie za wystawienie zaświadczenia, które spowodowało olbrzymie reperkusje nie tylko dla niego, lecz także dla innych osób. A sprawa miała źródło w konflikcie rodzinnym. Pokrzywdzona w sprawie była w trakcie procedury rozwodowej, która przebiegała bardzo burzliwie. W dodatku jej kilkuletnia córka była poważnie chora – zdiagnozowano u niej białaczkę. Konflikt rodzinny doprowadził jednak do sytuacji, w której zdrowie dziewczynki zostało poważnie zagrożone. Doktor wystawił bowiem zaświadczenie lekarskie, w którym stwierdził podejrzenie wystąpienia u matki tzw. przeniesionego zespołu Münchhausena, który charakteryzuje się próbami wynajdywania, a w przypadkach ekstremalnych wręcz wywoływania przez opiekunów u podopiecznych (np. przez rodzica u dziecka) rozmaitych schorzeń. Lekarz doręczył to zaświadczenie do sądu. W efekcie przez pewien czas pokrzywdzonej ograniczono opiekę nad córką, którą przejął jej mąż, a ten próbował potwierdzić diagnozę u psychologów i psychiatrów. Gdy choroba poczyniła niebezpieczne postępy, cofnięto ograniczenia opieki i podjęto właściwe leczenie dziewczynki. Jej matka skierowała po tym wniosek do rzecznika odpowiedzialności zawodowej lekarzy o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego przeciwko doktorowi.

Już w I instancji okręgowy sąd lekarski ukarał obwinionego medyka upomnieniem. Od tego orzeczenia złożył odwołanie rzecznik odpowiedzialności zawodowej i Naczelny Sąd Lekarski (NSL) je uwzględnił. Kara wymierzona przez NSL była jednak wyjątkowo surowa – obwinionemu lekarzowi zawieszono prawo do wykonywania zawodu na rok. Dlaczego jednak zapadło takie orzeczenie? Otóż, jak ustalono w procesie, doktor faktycznie wystawił zaświadczenie stawiające w bardzo niekorzystnym świetle pokrzywdzoną. Jak zresztą tłumaczył przed sądami, zrobił to ze względu na dobro dziecka. Tyle że przed wystawieniem zaświadczenia nie zapoznał się z dokumentacją medyczną, a co gorsza, nie przeprowadził żadnych badań matki ani nawet ich nie zlecił. Zaświadczenie wystawił, bazując tylko na badaniu dziewczynki i informacjach od jej ojca. Jak się zresztą później okazało, diagnoza przedstawiona w zaświadczeniu była całkowicie błędna.

Mimo to kasację od wyroku NSL złożyła obrona. Tę jednak oddalił Sąd Najwyższy jako oczywiście bezzasadną, oceniwszy czyn lekarza zdecydowanie negatywnie.