Kevin Costner trzy razy "oszuka� system". "Wi�cej ju� nie wy�o�� swoich cholernych pieni�dzy"

Kevin Costner na sw�j najnowszy film wy�o�y� 38 mln dolar�w ze sprzeda�y domu i 36 lat planowania. Ba, rzuci� dla niego rol� w popularnym serialu "Yellowstone" i do tego obsadzi� w nim swojego nastoletniego syna, kt�ry otrzyma� imi� na cze�� g��wnego bohatera ju� lata temu. Efekt? C�, daleki od oczekiwa�.

W Cannes "Horizon: Rozdział 1" dostał trwające 11 minut owacje na stojąco, a jego twórca popłakał się ze wzruszenia. Teraz raczej może płakać ze zgryzoty, bo po globalnej premierze 28 czerwca okazało się, że trwający trzy godziny z okładem western zarobił w pierwszych dniach ledwie 11 mln dolarów, co jest niepokojące przy produkcji, której budżet wynosił 100 mln. Tym bardziej że za sześć tygodni na ekrany wchodzi druga część, a w kolejce są jeszcze dwie następne. 

Zobacz wideo Kevin Costner napisał, nakręcił i sam wystąpił w swoim najnowszym filmie. Oto "Horyzont. Rozdział 1" [ZWIASTUN]

Wymarzony film Kevina Costnera. Chciał go zrobić jeszcze przed "Tańczącym z wilkami" 

Kevin Costner "Horizon" chciał zrobić już w 1988 roku. Wtedy to miał być konwencjonalny, prosty i jednoczęściowy western. Choć jego pomysłodawca był wówczas w zasadzie jedną z najjaśniejszych gwiazd w branży, nikt w Hollywood nie skusił się, żeby ten jego wymarzony film wyprodukować. W wywiadzie z Anną Tatarską aktor nawet ostatnio się śmiał, że zawsze miał ze swoimi projektami pod górkę i nie wie w sumie, dlaczego tak jest.

Costner o pomyśle na "Horizon" nie zapomniał i trzymał go w szufladzie na lepsze czasy. Kiedy w 2003 roku western "Bezprawie" miał całkiem niezłe wyniki w kinach, poczuł, że ma szansę. Już prawie udało mu się przekonać Disneya do zrealizowania produkcji. Ale kwestią sporną okazał się budżet - zdaniem wytwórni był o pięć milionów dolarów za wysoki. Aktor jest jednak uparty, co sam też otwarcie podkreśla. Po kolejnych ośmiu latach zaczął intensywnie myśleć nad scenariuszem i zaprosił do współpracy nad tekstem partnera, Jona Bairda. W efekcie wyszły im aż cztery części tej opowieści. Każdy z filmów trwa około trzech godzin. - Moim zdaniem były bardzo dobre, ale ciągle nikt nie chciał tego nakręcić - opowiadał Costner we wspólnej rozmowie z Francisem Fordem Coppolą w maju 2023 roku. 

Zafiksował się, chodził, pytał i w końcu znalazł inwestorów. A to, czego brakowało, wyłożył z własnej kieszeni, zastawiając m.in. posiadłość w Santa Barbara. Szacuje się, że każda z części kosztuje około 100 mln dolarów, a aktor wyznał, że zainwestował w projekt 38 mln dolarów "albo sporo ponad 50". Dwa pierwsze rozdziały "Horizon" już powstały, na trzecią część Costner ciągle zbiera fundusze, ale już zaczął ją kręcić. Ostatnia ma powstać raczej szybciej niż później - donosi "The Hollywood Reporter". Costner twierdzi, że druga część jest "tak samo dobra, jak pierwsza, jeśli nie lepsza". Podkreśla też, że jest w związku z tym "bardzo szczęśliwy". 

Tymczasem opis pierwszej części faktycznie brzmi jak preludium do właściwej opowieści: "Tysiące marzycieli, poszukiwaczy lepszego jutra, przemierzają bezkresne terytoria Stanów Zjednoczonych z nadzieją na znalezienie swojego miejsca na Ziemi. Narażeni na ataki rdzennych mieszkańców, broniących swojej ziemi i napaści bandytów szukających łatwego łupu, mierzą się z własnymi słabościami i gniewem natury w drodze ku wymarzonemu celowi. W kraju rozdartym krwawą wojną secesyjną krzyżują się losy szlachetnych i podłych, silnych i słabych, odważnych i tchórzy. Tylko nieliczni z nich dotrą do szczęśliwego kresu tej wielkiej wędrówki" - czytamy w streszczeniu polskiego dystrybutora. Pytanie, czy Costnerowi uda się projekt dociągnąć do końca, jeśli wyniki finansowe ze sprzedaży biletów na dwa pierwsze filmy nie będą zadowalające. Spodziewać się można, że skoro wytwórnia Warner Bros. zajęła się dystrybucją, to "Horizon" trafi na platformę Max, gdzie być może coś jeszcze uciuła do skarbonki. 

'Tańczący z wilkami' (reż. Kevin Costner)"Tańczący z wilkami" (reż. Kevin Costner) Fot. Agencja Wyborcza.pl Agencja Wyborcza.pl

Costner po raz czwarty łamie "złotą zasadę Hollywood"

Dlaczego tak bardzo Costner na ten kinowy serial się uparł? - Jestem przede wszystkim bajarzem, narratorem. Włożyłem w to własne pieniądze. Nie jestem bardzo dobrym biznesmenem. Nie wiem dlaczego, ale musiałem zrobić ten film. W ciągu kariery już trzy razy położyłem wszystko na szali bez mrugnięcia okiem. To będzie mój czwarty raz - opowiadał w wywiadzie dla "Deadline". 

- Wkładając w ten projekt własne pieniądze, sprawiłem, że będę go ścigał z partnerami do końca naszych dni. Nie mogę czegoś finansować i pozwolić, żeby ktoś inny o tym decydował, bo dla mnie pieniądze nie są tak ważne, jak istotny jest dla mnie film - stwierdził Coster.  

Nie ukrywa też, że nie jest fanem rynkowych schematów, w których odpowiednio mocny weekend premierowy decyduje o tym, czy ktoś w branży zachowa fotel prezesa czy nie albo określa, czy dany film jest klapą. - Filmy mogą żyć zdecydowanie dłużej niż tylko w premierowe dni. Bardziej wierzę w życie filmu niż w otwierający weekend, więc każda decyzja, którą podejmuję, jest tym motywowana - tłumaczy.  

- Mam doświadczenia w polowaniu i łowieniu ryb. Siedziałem przy różnych ogniskach z moim ojcem i patrzyłem, jak starsi mężczyźni rozmawiają. Nauczyłem się wtedy, że czas się nie liczy, jeśli twoja opowieść jest interesująca - opisuje swoje podejście Costner. Kiedy robi film, musi czuć, że chce się daną historią podzielić ze światem. Twierdzi, że "Horizon" to opowieść, którą sam chciałby oglądać w kinie, ale z drugiej strony zapewnia, że nie nakręcił tego filmu dla własnej przyjemności. 

Premiera filmu 'Horizon' - Kevin CostnerPremiera filmu 'Horizon' - Kevin Costner Fot. REUTERS/Aude Guerrucci

- Robię te filmy dla ludzi, nie dla siebie. Tworzę w nich każdy moment tak, jakbym chronił jakości doświadczenia, bronię czasu, który poświęcili, przychodząc do kina. Tak to widzę. Ale coś wam powiem: Nigdy więcej tego nie zrobię. Po tych czterech filmach już nigdy nie wyłożę własnych cholernych pieniędzy w żaden kolejny - stwierdził w rozmowie z Mike'm Flemingiem Jr. 

Recenzje pierwszej części "Horizon" są mieszane. Zarzuca się filmowi dłużyzny i niezrozumiałe wybory montażowe. Wiele osób twierdzi, że film po prostu bardziej przypomina właśnie serial niż produkcję kinową, co stanowi jej minus w takim systemie dystrybucji. Uważają, że Costner grając va banque, przegrał. Specjaliści od branży filmowej przewidują jednak, że straty zminimalizują tak zwane przychody dodatkowe, ale i tak nie będzie zbyt różowo. 

Raz na koniu, raz pod wozem  

Costner jest prawdziwym uparciuchem i nie raz, nie dwa udowodnił, że potrafi cierpliwie czekać, a porażki go nie zniechęcają. Aktorstwem zajął się tak naprawdę późno w życiu, choć czuł do niego pociąg już jako młody człowiek. Jako syn elektryka podchodził do życia trzeźwo - skoro skończył studia na wydziale biznesu i marketingu, to pracy szukał najpierw w zawodzie. Ale tak się złożyło, że kiedy wracał w 1978 roku z podróży ślubnej, spotkał na pokładzie tego samego samolotu legendarnego aktora Richarda Burtona (przypomnijmy, że to właśnie on dwukrotnie żenił się i rozwodził z Elizabeth Taylor). Niepewny, czy sam powinien zająć się graniem, postanowił zadać kilka pytań hollywoodzkiemu gwiazdorowi. Ten dostrzegł w młodym Costnerze potencjał i poradził mu, by nie porzucał marzeń o aktorstwie. Costner zapewnia, że gdyby nie ta rozmowa, nie zostałby aktorem. 

A była to długa droga, zważywszy na to, że pierwsza głośna rola przyszła dopiero w 1987 roku razem z filmem "Nietykalni". Przyszły zdobywca dwóch Oscar�w, trzech Złotych Globów i nagrody Primetime Emmy, zaczynał od wieczorowych lekcji aktorstwa i imania się dodatkowych zajęć, by opłacić zajęcia i mieć na życie. Pracował na kutrach rybackich, był kierowcą ciężarówki i oprowadzał wycieczki szlakiem domów hollywoodzkich gwiazd. 

Kiedy zaczynał pracę w Raleigh Studios, nikomu nie mówił, że chce zostać aktorem, bo nikt nie chciał z takimi aspirującymi do kariery ludźmi rozmawiać. - Jestem ślamazarą, nie debiutowałem mocno na ekranach jako 19-latek [...] Ale miałem oczy szeroko otwarte. Wszystko przychodziło do mnie późno. Pierwszą wypłatę za rolę dostałem w wieku bodaj 28 lat. Członkiem gildii aktorskiej zostałem dopiero sześć lat później. Zrobiłem cztery czy pięć filmów i chciałem wyreżyserować scenariusz, który napisał mój przyjaciel. To był "Tańczący z wilkami". Nikt nie chciał go zrobić, a obszedłem wszystkie wytwórnie dwa razy - opowiadał w wywiadzie z Deadline. 

Kevin Costner na premierze 'Horizon' w Los AngelesKevin Costner na premierze 'Horizon' w Los Angeles Fot. REUTERS/Aude Guerrucci

Nim jednak sam zdecydował się wyreżyserować obsypanego potem 12 nominacjami do Oscara i siedmioma statuetkami "Tańczącego z wilkami", zaproponował to trzem innym, popularnym i bardzo dobrym filmowcom. Każdy z nich jednak chciał coś ze scenariusza wyciąć, a na to Costner pozwolić nie chciał, więc poniekąd z konieczności, sam zasiadł w fotelu reżysera. Mało kto wtedy wiedział, że włożył w projekt wszystkie swoje pieniądze. Dołożył trzy miliony do wynoszącego 19 milionów budżetu. Ryzyko się opłaciło, bo produkcja zarobiła 184 mln na całym świecie, z których ponoć aż 50 trafiło do kieszeni aktora. Tak po raz pierwszy Costner złamał złotą zasadę Hollywood, mówiącą o tym, że nie należy nigdy wykładać własnych pieniędzy na filmy. 

Podejmował to samo ryzyko potem wielokrotnie. W 1995 roku postanowił wyprodukować i zagrać w filmie "Wodny świat". Budżet miał wynosić początkowo 100 mln, ale oczywiście niebotycznie spuchł - choćby dlatego, że plan uległ kompletnemu zniszczeniu, kiedy przez Hawaje przeszedł huragan. Ponoć Costner sam zapłacił 22 miliony, żeby scenografię odbudować. Dopóki nie powstał "Titanic" Jamesa Camerona, to był najdroższa produkcja Hollywood; zrobienie tego filmu kosztowało 175 mln dolarów, a jeśli liczyć koszty marketingu i promocji, mowa już o 235 mln. 

Tymczasem "Wodny świat" w kinach zarobił tylko 88 mln dolarów. Niemniej Costner od lat utrzymuje, że dzięki dodatkowym przychodom film zwrócił się kilkukrotnie. Czy odzyskał zainwestowane przez siebie pieniądze, tego na pewno nie wie nikt. Prasa ochrzciła projekt mianem "Kevin Gate", "Fishtar" czy też "Waterloo Costnera". Ta porażka go jednak nie zniechęciła i później wyreżyserował oraz wyprodukował kolejny niezbyt udany projekt. By zrobić "Wysłannika przyszłości" zrezygnował z głównej roli w "Air Force One" - sam ją ponoć podsunął Harrisonowi Fordowi. I wyszedł na tym jak Zabłocki na mydle, bo "Wysłannik" przyniósł mu Złote Maliny dla najgorszego filmu, za najgorszą reżyserię i rolę główną. Costner nie odkuł się szczególnie występem w filmie "List w butelce", który zebrał mieszane recenzje i nie zachwycił szczególnie sprzedażą biletów. Jego kariera ożyła dopiero przy okazji produkcji "Trzynaście dni", gdzie też zagrał doradcę prezydenta Kennedy'ego. Trzy lata później Costner wszystkich pozytywnie jednak zaskoczył wyreżyserowanym przez siebie westernem "Bezprawie", który dostał i doskonałe recenzje i okazał się finansowym sukcesem. Później jednak kolejne projekty jakoś szczególnie publiczności nie zapadły w pamięć. 

Jak seriale uratowały karierę Costnera 

Po 10 latach od premiery "Bezprawia" Costner przypomniał o sobie widzom doskonałą rolą w dobrze przyjętym serialu "Hatfields & McCoys: Wojna klanów", co przyniosło mu deszcz branżowych nagród w tym Emmy i Złote Globy. Z ciekawostek, rok później Costner został filmowym ojcem Henry'ego Cavilla, gdy ten grał Supermana. To znaczy przybranym filmowym ojcem, bo wcielał się w Jonathana Kenta (tym prawdziwym był Russell Crowe). Kino jednak nie przynosiło mu już takich triumfów, jak wcześniej.

Kevin Costner w serialu 'Yellowstone'Kevin Costner w serialu 'Yellowstone' Fot. SkyShowtime

Konie i westerny to bodaj ulubiona karta Costnera. Nawet jeśli się na niej sparzył, to i tak lubi do tej tematyki wracać. Prawdopodobnie nie przewidział nawet, jak dobrze odebrany zostanie produkowany przez niego serial "Yellowstone", w którym też oczywiście zagrał główną rolę. Miał tam pograć tylko przez chwilę, został na pięć sezonów. Ba, wielu twierdzi, że rola Johna Duttona to największe dokonanie w karierze Costnera. Jednak przyszedł moment, że ten związek zaczął mu ciążyć. Na sam koniec Costner już czuł się obrażony tym, że jest jakby więźniem produkcji - tak go ciągnęło do robienia "Horyzontu". Z ekipą przebojowego serialu rozstał się w nie najlepszych stosunkach i raczej nie zapowiada się na to, by swój nadszarpnięty budżet mógł podreperować, grając w nowej serii "Yellowstone". Ten projekt został zamknięty, a Paramount skupia się na robieniu spin-offów. Bez Costnera, za to z innymi gwiazdami. W "1883" sukcesy święcił Sam Elliot, a w "1923" z ekranu czarowali Harrison Ford i Helen Mirren. Planowane są już następne dwa - "1944" i "2024", z czego w tym ostatnim ma ponoć zagrać Matthew McConaughey.

Widzowie niepocieszeni zakończeniem "Yellowstone" z Kevinem Costnerem mogą teraz spędzić z nim trzy godziny w kinie na pierwszej części "Horizon". A potem następne trzy za sześć tygodni. Ewentualnie wszyscy będą musieli poczekać, aż film faktycznie zostanie podzielony na odcinki i wypuszczony na platformie streamingowej. Bo jednak inaczej przedstawia się perspektywa 12 godzin spędzonych w kinie, a inaczej to rozkłada się w przypadku serialu. Czy to nie ironiczne, że Costner tak bardzo uciekał od serialu na plan epickiego filmu, a zrobił właśnie kinowy serial?

Wi�cej o: