Stanisław Bareja zapisał się na kartach kinematografii jako jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów. Jego debiutem był film "Mąż swojej żony" z 1961 roku, za sprawą którego zdobył uznanie widzów i krytyków i którym otworzył sobie drzwi do kariery. W kolejnych latach stworzył jeszcze takie produkcje jak "Małżeństwo z rozsądku", "Nie ma róży bez ognia", "Miś", "Brunet wieczorową porą", "Zmiennicy", "Poszukiwany, poszukiwana" czy "Alternatywy 4" (dostępny na vod.tvp.pl). Z powodzeniem spełniał się też po drugiej stronie kamery, m.in. w ostatnim z wymienionych tytułów zagrał dzielnicowego. To właśnie fenomen tych dzieł sprawił, że okrzyknięto go mistrzem polskiej komedii. I choć swoją pracę kochał nad życie, to nie była jego jedyną pasją.
Mało kto wie, że poza kinem reżyser miał wiele różnych zainteresowań. Uchodził za rewelacyjnego kucharza i chętnie przyrządzał rozmaite dania na spotkania z najbliższymi. Zajęciem, któremu poświęcał najwięcej czasu, było jednak... pędzenie bimbru. Nie przyznawał się do tego publicznie, w tamtym czasie było to bowiem zakazane, a na pewno na taką skalę.
Co prawda twierdził, że nie przepada za alkoholem, w zasadzie w ogóle go nie pił, lecz cała procedura była dla niego odskocznią od rzeczywistości i chętnie angażował w cały proces również swoją rodzinę. – Mieszkaliśmy na Mokotowie, chodziliśmy na tory, czyli na koniec ulicy Woronicza, gdzie rosły jarzębiny. Wspinałam się na drzewo, a tata czekał na dole z workiem, do którego zrzucałam kiście jagód, żeby mógł zrobić jarzębiak – opowiadała po latach jego córka Katarzyna.
Bareja słynął z tego, że w swoich filmach lustrował ówczesną rzeczywistość i mimo obowiązującej cenzury starał się obnażać hipokryzję nie tylko władz, lecz także obywateli. Z tego powodu jego bohaterzy często mieli słabość do alkoholu, co nie zawsze podobało się widzom. Po premierze "Bruneta wieczorową porą" wybuchła afera, bo niektóre środowiska wyszły z założenia, że bezmyślnie promuje pijaństwo na ekranie. To jednak nie był koniec.
Głośnym echem odbiła się też realizacja kultowego "Misia", gdy do jednej ze scen bezskutecznie usiłował znaleźć kiełbasę i baleron. W wywiadach żartował nawet, że łatwiejszym rozwiązaniem byłoby zdobycie bilet�w lotniczych do Wielkiej Brytanii dla całej ekipy, aniżeli próba zdobycia mięsnych rekwizytów. Ostatecznie na nagraniu znalazła się szynka, którą zakupiono na jego prośbę w Londynie. Jak można się domyślić, zanim film trafił do dystrybucji, reżyser musiał stoczyć walkę z cenzorami, którzy uznali, że wyrób jest "zbyt soczysty", by pojawić się na ekranie. Jeśli masz ochotę, to zagłosuj w naszej sondzie, która znajduje się poniżej.