Nasze rozumienie samych siebie wpływa m.in. na to, jak pojmujemy ład społeczny, instytucje, władzę. Jeśli wierzymy we własną racjonalność, to oczekujemy racjonalności od innych, w tym od rządzących. Jeśli za Księgą Rodzaju wierzymy, że w gruncie rzeczy jesteśmy dobrzy, to nie pozwolimy się przekonać, że nasz świat – szczególnie nasze bezpośrednie środowisko: rodzina, instytucje, kultura, język – jest nieuleczalnie zepsuty.

Ten swoisty autoportret nie jest jednak dany raz na zawsze. Postęp wiedzy i rozwój technologiczny już kilka razy zmuszały człowieka do przemyślenia własnej natury. Święty Augustyn, Kopernik, Galileusz z Kartezjuszem, potem Darwin to tylko niektórzy wyzwalacze takiej zmiany w epoce po Chrystusie. Nie inaczej jest dziś.

W tekście „Republika rozszerzonych umysłów” (DGP nr 54 z 15 marca 2024 r.) zwróciłem uwagę, że odziedziczony po przodkach, nieco już spatynowany autoportret, w którym jednak wciąż chcemy rozpoznawać siebie, to obraz „wnętrza” człowieka. To tam – w umyśle czy w duszy – dokonuje się względne odseparowanie od bieżących spraw materialnego świata, aby – niczym w sanktuarium – rozpoznać głos sumienia i kryteria racjonalności. Moralność i racjonalność to bowiem, jak mniemamy, dziedziny uniwersalne, a w każdym razie wykraczające poza indywidualne uwarunkowania i zachcianki. Jest więc bardzo ważne, jak i „gdzie” człowiek może w tej uniwersalnej dziedzinie uczestniczyć; jak ma się z nią „połączyć” i rozpoznać stosowne treści.

CAŁY TEKST W PAPIEROWYM WYDANIU DGP ORAZ W RAMACH SUBSKRYPCJI CYFROWEJ

Reklama