Ponad 350 redakcji i organizacji zrzeszających dziennikarzy protestuje w sprawie nowelizacji ustawy o prawie autorskim. Hasło „Politycy! Nie zabijajcie polskich mediów” pojawiło się dziś na wielu stronach głównych i jedynkach gazet.

Nowelizacja Ustawy o Prawie Autorskim

Skąd takie poruszenie? Parlament pracuje właśnie nad nowelizacją ustawy prawo autorskie. Reguluje ona między innymi, jak platformy cyfrowe mają rozliczać się z wydawcami za to, że korzystają z wytworzonych przez nie treści. Przyjęcie tej ustawy to dla Polski konieczność – jesteśmy ostatnim krajem w UE, który nie wdrożył jeszcze unijnej dyrektywy o prawie autorskim. Jej implementacja to jeden z celów przyjęcia ustawy.

Reklama

Unijna regulacja wprowadza dla wydawców prasy prawo do wyłącznej eksploatacji online jego publikacji przez platformy internetowe. Chodzi między innymi o Google, który z pracy wydawców korzysta wdrażając np. usługę Discover. Prawo to daje podstawę, by wydawca upomniał się o opłatę za wykorzystane w ten sposób artykuły swoich dziennikarzy. Część pieniędzy ma trafić wprost do autora publikacji.

Trudne negocjacje z Google

Z gigantami cyfrowymi nie jest jednak łatwo negocjować, bo korzystają oni z pozycji monopolistów. Dlatego w polskim prawie miał obowiązywać mechanizm, który wprowadza arbitraż między platformą a wydawcą, jeśli sami nie dojdą do porozumienia. Poprawka, która wprowadzała ten mechanizm przepadła jednak w Sejmie.

Jak pisała na łamach DGP dziennikarka i ekspertka w dziedzinie rynku cyfrowego Elżbieta Rutkowska: „W formie uchwalonej przez izbę niższą nowelizacja prawa autorskiego da wydawcom i dziennikarzom dokładnie tyle, ile Google uzna za stosowne zapłacić za naszą pracę. Czyli niewiele. Doświadczenia innych krajów na całym świecie pokazują dobitnie, że bez odpowiednio silnej presji – np. specjalnego mechanizmu arbitrażowego – media nie mogą liczyć na godziwą zapłatę za swoje treści wykorzystywane przez globalne platformy internetowe”.

- Jeżeli uzgodnienie wynagrodzeń za wykorzystanie treści przez platformy i big techy nie nastąpi, to kolejna interwencja ustawodawcy europejskiego pewnie będzie możliwa najwcześniej za 3-4 lata. Pojawia się więc pytanie, ile podmiotów nie przetrwa próby czasu – ostrzegał w wywiadzie dla money.pl prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta Tomasz Chróstny.

Potrzebna poprawka w Senacie

Co stanie się, jeśli politycy w Senacie nie wprowadzą postulowanej poprawki? Paweł Nowacki niezależny konsultant rynku mediów i e-commerce tłumaczył podkaście „Wittenberg rozmawia o technologiach”. – Trzeba się zastanowić, czy kiedykolwiek na konferencji prasowej pojawi się jakiś dziennikarz, który będzie trzymał mikrofon z logo Google czy Facebooka. Myślę, że się nie pojawi – ironizował.

Tymczasem wielkie platformy mogą wprowadzić tzw. prywatną cenzurę – na podstawie arbitralnie przyjętych „standardów społeczności” decydować przy pomocy algorytmów, czy jakaś treść może być dyskutowana publicznie, czy nie.

Facebook ocenzurował dziennikarzy

Rzeczywistość dała dziennikarzom zaskakujący argument w dyskusji. Andrzej Andrysiak, prezes Stowarzyszenia Mediów Lokalnych opublikował na X wpis, w którym pokazuje jak Facebook… usuwał informacje, jakie lokalne gazety próbowały w nim umieścić o proteście mediów.

Więcej o tym jak działa finansowanie mediów, jak pojawienie się big techów zmieniło media i co się stanie, jeśli ich zabraknie w podkaście „Wittenberg rozmawia o technologiach”.