Norweska telewizja zakpi�a z polskiego mistrza. "Mened�er powiedzia� im, �e s� �winiami"

Je�li Dawid Kubacki marzy jeszcze o Kryszta�owej Kuli, to po wygraniu kwalifikacji musi zaatakowa� Halvora Egnera Graneruda w Oslo. W 2007 roku w�a�nie tam swoje szanse, a zw�aszcza swoje zdrowie w walce z innym Norwegiem uratowa� inny Polak.

Do końca sezonu 2022/2023 zostało dziewięć indywidualnych konkursów. Liderem i zdecydowanym faworytem do wygrania Pucharu Świata jest Halvor Egner Granerud. Norweg ma 1652 punkty, aż o 293 więcej niż zajmujący drugie miejsce Dawid Kubacki.

Zobacz wideo Niedosyt na koniec MŚ w Planicy. Skoki utrzymały Polskę w światowej czołówce

Numer trzy - Anze Lanisek - w tej walce już nie uczestniczy. On traci do Graneruda aż 556 punktów. W wyścigu o Kryształową Kulę są już tylko Norweg i Polak. A tak naprawdę my chcielibyśmy, żeby ten wyścig jeszcze potrwał, żeby nabrał rumieńców, żeby było jak kilkanaście lat temu.

To był pościg, w który nie wierzyli nawet bukmacherzy

W sezonie 2006/2007 rewelacją był Anders Jacobsen. Do mistrzostw świata w Sapporo Norweg z 16 konkursów Pucharu Świata aż 10 skończył na podium (cztery wygrał), ani razu nie wypadł z top 10, był najlepszy w Turnieju Czterech Skoczni. I chociaż mistrzostwa mu nie wyszły (był 14. na skoczni dużej i siódmy na normalnej), to pozostawał zdecydowanym faworytem do zdobycia Kryształowej Kuli.

Adam Małysz, który na MŚ w Sapporo był czwarty na skoczni dużej, a na normalnej zdobył złoty medal, przed ostatnią częścią PŚ tracił do Norwega aż 234 punkty. Czyli w każdym z siedmiu konkursów, jakie wówczas zostały, Małysz musiał odrobić do Jacobsena średnio 34 pkt, żeby go wyprzedzić. Bukmacherzy w to nie wierzyli - za ostateczny triumf Norwega proponowali 30-35 groszy zysku od każdej postawionej złotówki. Na Małysza oferowali aż czterokrotne przebicie.

Dziś Kubacki - za którym dobre MŚ w Planicy z piątym miejscem na skoczni dużej i z brązowym medalem na normalnej - musiałby odrabiać do Graneruda (za którym świetny sezon, ale też bardzo rozczarowujące MŚ - na skoczni dużej był 11., a na normalnej siódmy) średnio 33 punkty w każdym z dziewięciu konkursów, jakie zostały do końca.

Oczywiście trudno oczekiwać, że powtórzy się historia niesamowitej pogoni Polaka za Norwegiem. Takie rzeczy zdarzają się bardzo rzadko, dlatego są wyjątkowe. Ale na pewno Oslo - jako pierwsze miejsce na ewentualne odrabianie strat - to arcyciekawy etap ostatecznej rozgrywki.

W 2007 roku to tam Jacobsen oddał Małyszowi plastron lidera i to tam Małysz dzień później zwrócił go Jacobsenowi. Na szczęście zrobił to osobiście, choć bardzo niewiele brakowało, by prosto ze skoczni pojechał do szpitala.

"Miota nim niemiłosiernie!". "Ty popatrz na siebie"

- O mało nie dostałem zawału w powietrzu - mówił Małysz po awaryjnym lądowaniu na 89. metrze.

Nasz mistrz był wtedy świeżo po trzech pucharowych zwycięstwach z rzędu - w Lahti, Kuopio i w Oslo w sobotę. A że Jacobsen zajmował w tych konkursach miejsca kolejno: 31., 10. i 14., to z 234 punktów przewagi nagle zrobiła mu się strata 22 punktów do nowego lidera.

Po wspaniałych zwycięstwach Małysza i po tym jak dostał czerwoną kamizelkę lidera PŚ już na cztery konkursy przed końcem sezonu, w Polsce chyba wszyscy byli pewni, że wygra on cały cykl po raz czwarty w karierze. Ale dzień później w Oslo - przed tłumem polskich kibic�w - ta pewność została mocno podkopana.

W bardzo wietrznym, trudnym konkursie z udziałem wszystkich 59 zgłoszonych zawodników Małysz spadł na 89. metr. Spadł, na szczęście, na nogi, na narty. A toczył o to dramatyczną walkę w powietrzu.

 

"Miota nim niemiłosiernie" - komentował w TVP Włodzimierz Szaranowicz. "Ojojojojoj! Ojojoj!" - krzyczał w Eurosporcie Marek Rudziński.

- Takich chwil grozy jak tam nie przeżyłem chyba na skokach nigdy. Pamiętam, że na gorąco powiedziałem: "Jezu, Adam, ty jesteś blady jak ściana". A on na to: "Ty popatrz na siebie" (śmiech). Wtedy tylko rutyna pozwoliła Małyszowi uniknąć potwornego upadku i bardzo groźnej kontuzji - mówił nam kiedyś Rafał Kot, wówczas fizjoterapeuta kadry, który jako pierwszy ruszył do Małysza po tym skoku.

Norwegowie oceniali uczciwie. "Skandal". Jacobsen się nie cieszył

"Tylko akrobatyczne umiejętności Adama Małysza i jego wielka rutyna sprawiły, że nie zobaczyliśmy wstrząsającej sceny. Na Holmenkollen doszło do skandalu" - pisał "Nettavisen". "Anders Jacobsen znów liderem Pucharu Świata, ale nie czuje smaku sukcesu. Prowadzenie odzyskał po skandalicznym konkursie, w którym Adama Małysza porwał wiatr" - relacjonował "Verdens Gang". "Narodowy bohater Polaków znów pokazał klasę, tym razem ratując się po dramatycznej walce z wiatrem" - podsumowywał "Dagbladet".

Natomiast Jacobsen i norweskim, i polskim mediom mówił tak: - Adam właśnie oddał mi czerwony plastron lidera, który ja jemu oddałem wczoraj. Ale nie czuję radości, bo nie zasłużyłem na to, konkurs nie był fair, Małysz miał bardzo złe warunki.

Kojonkoski miał ochotę na "wielki tort"

Po Oslo Jacobsen był w PŚ pierwszy, a Małysz tracił do niego 14 punktów. Została Planica z trzema konkursami. Mika Kojonkoski, który prowadził wtedy Norwegów, już nie mówił o kontuzji kolana Jacobsena, już nie zastanawiał się czy nie zrezygnować z Planicy. Fin odzyskiwał wiarę w Kryształową Kulę dla swojego skoczka.

Tuż po MŚ w Sapporo ta jego wiara była naprawdę duża. - To Anders zdobędzie Puchar Świata, to on zabierze do domu ten wielki tort, wygra rywalizację o najwyższą stawkę - mówił w odpowiedzi na spokojną zapowiedź swojego starszego rodaka Hannu Lepistoe, że teraz celem Małysza będzie Kryształowa Kula.

- Na nasze nieszczęście w Sapporo odnalazł się prawdziwy Małysz. Styl, w jakim wygrał zawody na średnim obiekcie był porażający i jestem pewien, że nie było skoczka, który wracałby do Europy z większym optymizmem. Wszyscy znamy Adama od lat, to fenomen. Jeśli czegoś mu ostatnio brakowało, to wiary w siebie. Był nerwowy, spięty. Teraz ma ostatni element układanki - tak Kojonkoski mówił w "Przegl�dzie Sportowym", gdy Małysz błyskawicznie zmniejszał straty do Jacobsena. Ale po tym dramatycznym skoku Małysza w Oslo znów nabrał wiary, że w Planicy jego zawodnik odbierze Kryształową Kulę. A temu zawodnikowi niektórzy próbowali pomóc w bardzo brzydki sposób.

"Po prostu zapytali się mnie, czy jutro powtórzę to, co zrobiłem tydzień temu w Oslo"

Trzeba podkreślić, że Małysz, który w Oslo przeżył chwile grozy, nikogo o to nie winił. Mówił, że tak bywa, że taki jest sport i zapowiadał, że w Planicy będzie po prostu dalej próbował robić swoje.

Łatwo mu nie było. Najadł się strachu, to wszystko siedziało w jego głowie. I przywołać to wszystko postanowili dziennikarze jednej z norweskich stacji telewizyjnych. Przed ostatnimi zawodami sezonu Małysz był liderem. Wygrał w Planicy oba wcześniejsze konkursy. Jacobsena, który był szósty i drugi, wyprzedzał o 66 punktów. I wtedy Polak dostał okrutne pytanie.

- Jacobsen jest bardzo sympatycznym człowiekiem, w przeciwieństwie do norweskiej telewizji, która zachowuje się nie fair. Naprawdę szkoda o tym mówić. Po prostu zapytali się mnie, czy jutro powtórzę, to co zrobiłem tydzień temu w Oslo - mówił Małysz. - Nic im nawet nie odpowiedziałem, po prostu odszedłem. Tylko mój menedżer powiedział im, że są świniami - dodawał.

Małysz ostatni konkurs w Planicy też wygrał. A Jacobsen był ósmy. Swoją czwartą w karierze Kryształową Kulę (tyle zdobył jeszcze tylko Matti Nykaenen) wywalczył, wyprzedzając Norwega o 134 punkty. Czyli w tych siedmiu konkursach PŚ był od niego lepszy aż o 368 pkt. Małysz wywalczył wówczas aż 600 pkt na 700 możliwych. A gdyby nie pech (lub pochopna decyzja jury o puszczeniu go w fatalnych warunkach) w Oslo, to pewnie wygrałby wszystko. I do dziś byłby jedynym skoczkiem w historii, który wygrał siedem konkursów PŚ z rzędu.

Wi�cej o: