„Głosy. Co się zdarzyło na wyspie Jersey” to reporterska próba odpowiedzi na pytanie o genezę zbrodni, która wstrząsnęła niewielką wyspiarską społeczn„Głosy. Co się zdarzyło na wyspie Jersey” to reporterska próba odpowiedzi na pytanie o genezę zbrodni, która wstrząsnęła niewielką wyspiarską społecznością. Zbrodni dokonanej przez młodego Polaka, dobrego pracownika i kolegę na swojej żonie, teściu, dwojgu dzieciach, znajomej i jej córce. Zbrodni dla przeciętnego człowieka zupełnie niezrozumiałej. Ale to także opowieść o polskiej emigracji na tę wyspę i nie tylko. O ich problemach, rozterkach, dylematach, napięciach, trudnościach w adaptacji i konfliktach. A czasami, niestety znacznie rzadziej, o sukcesach. To również smutna historia ludzkiego zagubienia i braku pomocy, a może także nieumiejętności jej poszukiwania.
Autorzy odtwarzając przebieg wydarzeń opierają się przede wszystkim na dokumentach procesowych, zeznaniach świadków, ustaleniach Policji. Opisują życie ofiar i sprawcy, wydarzenia krytycznego dnia oraz dość szczegółowo odtwarzają proces zabójcy, skupiając się przede wszystkim na opiniach biegłych odnośnie jego poczytalności, co stanowiło kluczowe zagadnienie dla rozstrzygnięcia w sprawie. Nie ograniczają się jednak do suchej relacji, komentują z zaangażowaniem, nie ukrywając swojego punktu widzenia, sympatii i antypatii.
Zwykle brak reporterskiego obiektywizmu poczytuję książce za spory minus. Tym razem, jest inaczej. Nie mam wprawdzie możliwości zweryfikowania rzetelności i kompletności przedstawionych przez nich dowodów, jeśli jednak przytaczają je zgodnie z treścią, nie pomijając innych istotnych dla prawidłowej i całościowej oceny, rozumiem i podzielam ich punkt widzenia.
Zdaję sobie jednocześnie sprawę, że na wyspie Jersey obowiązuje zupełnie odmienny system prawny i polskie prawo rozstrzyga kwestie odpowiedzialności w takiej sytuacji w inny sposób. Warto zwrócić tu uwagę na przywołane przez autorów koncepcje polskich specjalistów odnośnie ewentualnych przyczyn tej tragedii.
Książka napisana jest ciekawie. Mimo przytaczania licznych opinii profesjonalistów, lekarzy psychiatrów i psychologów, jest prosta, zrozumiała i nie nudzi. Ale jednoznacznej odpowiedzi na przyczyny tego, co stało się na wyspie Jersey nie znajdziemy. Nie poznamy również motywów sprawcy. Na te pytania, w miarę możliwości, oceniając przestawiony materiał, każdy musi odpowiedzieć sobie sam....more
Obawiałam się sięgnąć po „Płuczki”, historię o poszukiwaczach żydowskiego złota, pieniędzy i kosztowności na terenach byłych obozów zagłady w Bełżcu iObawiałam się sięgnąć po „Płuczki”, historię o poszukiwaczach żydowskiego złota, pieniędzy i kosztowności na terenach byłych obozów zagłady w Bełżcu i Sobiborze. Odwiedziłam oba, Bełżec dwukrotnie – po raz pierwszy w czasach, kiedy nad niewielkim pomnikiem szumiał jeszcze las i nadziwić się nie mogłam, że na tak małej płachetce ziemi zginęło i spoczywa tyle tysięcy ludzi. Po raz drugi byłam w Bełżcu już po powstaniu muzeum i nowego pomnika, wstrząsającego swoją formą i wymową. I bałam się, bałam się tego, czego z tej książki dowiem się o człowieku.
A Paweł Reszka oddał głos w całości swoim bohaterom. Opowieść o ludziach z Bełżca, którzy poszukiwali cennych przedmiotów na terenie byłego obozu pozostawił im samym, jeszcze żyjącym świadkom i ich potomkom. To ich słowami, pozbawionymi odautorskiego komentarza, opowiedział wydarzenia, które rozpoczęły się tuż po likwidacji obozu i trwały przez wiele lat. Większość opowieści to historie głęboko wstrząsające, zaś wrażenie to pogłębia całkowity spokój i dystans towarzyszące większości opowiadających. Czy to ich sposób na poradzenie sobie ze wspomnieniami, wyrzutami sumienia? Czy może po dziś dzień nie czują się w żaden sposób winni? Co nimi kierowało? W końcu, choć ich czyny budzą nasz wewnętrzny sprzeciw i obrzydzenie, czy w dzisiejszych czasach, mamy prawo ich osądzać z perspektywy ciepłego fotela i spokojnego, dostatniego życia? Te pytania dokuczają, uwierają, prowokują.
W części dotyczącej Sobiboru narracja się zmienia, staje się bardziej opisowa, zaś zdarzenia dotyczą także czasów późniejszych, w tym okresu prowadzonych na terenie byłego obozu prac wykopaliskowych, ale historie opowiadane przez bohaterów są nie mniej wstrząsające niż te z Bełżca. Niezależnie od czasu i miejsca ludzi łączą te same pragnienia i pożądania. Czy to ludzka natura czy destrukcyjny wpływ wojny?
„Płuczki” to niezła reporterska robota. Oszczędna w formie, pozbawiona zbędnego komentarza, zwięzła, ograniczająca wstrząsającą wymowę do surowych faktów. Portrety bohaterów są pełne i niejednoznaczne. Czy to źli ludzie? Dobrzy ludzie, którzy robili złe rzeczy? Czy i jak można potem przeżyć życie? Być przyzwoitym człowiekiem? Autor nie udziela gotowych, łatwych odpowiedzi, pozostawia czytelnikowi miejsce na własne wnioski i refleksje. Polecam do przeczytania i przemyślenia....more
Rok 2019 zakończyłam lekturą reportażu Jona Krakauera "Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim". Niestety, lektura mnie rozczarowałaRok 2019 zakończyłam lekturą reportażu Jona Krakauera "Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim". Niestety, lektura mnie rozczarowała, spodziewałam się bowiem raczej rzetelnej analizy zjawiska zgwałceń w kampusie uniwersyteckim i poszukiwania jego przyczyn niż nieco emocjonalnego, chaotycznego i mocno subiektywnego opisu kilku zdarzeń i postępowań z nimi związanych bez pogłębienia tła społecznego czy obyczajowego.
Pierwszym i najpoważniejszym mankamentem książki jest jej jednostronność, przedstawienie faktów z jednego tylko punku widzenia, odpowiednio dobranych, naświetlonych i skomentowanych na potwierdzenie z góry przyjętej tezy. Autor tłumaczy i usprawiedliwia wszelkie rozbieżności w twierdzeniach ofiar, odnosząc się do nich zgoła bezkrytycznie oraz wyraźnie negatywnie eksponując zachowanie sprawców i tych, którzy ofiarom nie chcieli dać wiary. Dla mnie to w reportażu błąd w zasadzie niewybaczalny. Najbardziej cenię bowiem reportaże, w których autor jest "przezroczysty", emocjonalnie niezaangażowany, kiedy przedstawia fakty bez zbędnego komentarza własnego, nie pomija osób i zdarzeń, nie krytykuje punków widzenia i wypowiedzi, które sprzeczne są z jego poglądami, pozostawiając czytelnikowi przestrzeń na dokonanie własnej oceny. Niestety, w reportażach dotyczących spraw spornych, związanych z postępowaniami prokuratorskimi czy sądowymi autorzy bardzo często nie tylko wyraźnie opowiadają się po jednej ze stron, ale wręcz bawią się w sędziów, co nie tylko jest nierzetelne, ale wpływa na opinię publiczną, a skutki tego bywają nieprzewidywalne.
Po drugie, kwestia wszelakich zgwałceń to bardzo poważna i delikatna tematyka. I piszę to z punktu widzenia kilkunastu lat swojej praktyki i mając przed oczyma wiele ludzkich dramatów. Równie jednak poważna i delikatna tematyka to kwestia fałszywych oskarżeń o zgwałcenia. I choć autor przytacza sytuację zniszczonego życia i kariery człowieka za zgwałcenie niesłusznie skazanego, to, mam wrażenie, zjawisko to mocno bagatelizuje. Owszem, ideałem byłoby gdyby każdy winny został skazany, a niewinny uniewinniony, ale ludzkie prawo jest ułomne i myślę (chyba nie tylko ja), że w razie wątpliwości lepiej jednak uniewinnić winnego niż skazać niewinnego. Dlatego tak ważne jest bardzo rzetelne postępowanie dowodowe i ostrożna ocena dowodów. W tym zakresie, postulaty pewnych ograniczeń o których wspomina autor, moim zdaniem, są niedopuszczalne. Z tych samych względów zasady obowiązujące w polskim prawie każą niedające się usunąć wątpliwości rozstrzygać na korzyść oskarżonego. Pozostaje pytanie, czy zawsze i każdej ofierze można bezkrytycznie wierzyć? Moja praktyka wskazuje, niestety, że nie. Co więcej, nawet rzetelność opinii biegłych psychologów pozostawia wiele do życzenia. I nie ma tu miejsca na jakiekolwiek pochopne, emocjonalne decyzje. Stawka, którą jest ludzka wolność (a kary w Montanie do łagodnych nie należą), jest zbyt wysoka.
Po trzecie wreszcie, niedopuszczalne jest obciążanie ofiary współodpowiedzialnością za zgwałcenie. To jasne. Uważam, że wszelkie pytania, czy przyczyniła się do zdarzenia są nie na miejscu i pytań takich nie należy zadawać. Uważam też, że każda z nich wymaga uwagi, delikatności i szacunku, co powinno jednocześnie pozostawać bez żadnego wpływu na jakość i rzetelność postępowania. Konieczność odpowiedniego postępowania z ofiarą nie może również przesłaniać nadrzędnego celu procesu, jakim jest dotarcie do prawdy. Oczywiste jest również, że nikt nie ma prawa nikogo zgwałcić. I nie usprawiedliwia tego krótka spódniczka, flirt, alkohol, impreza itd. Ale choćbyśmy stworzyli najlepszy na świecie system wykrywania i karania sprawców, takie zdarzenia, niestety, wciąż będą miały miejsce. I w książce nie wybrzmiewa wystarczająco mocno, że owszem, mamy wiele praw, mamy prawo bawić się, imprezować, pić, szaleć, ale one nie zwalniają nas z bycia ostrożnymi. To trochę tak, jak w ruchu drogowym. Wszak cmentarze są pełne tych, którzy mieli pierwszeństwo. Tylko co im po tym? To nie znaczy, że sprawcy nie zawinili. To znaczy, że nasze prawo, najsłuszniejsze choćby, nie zawsze będzie przez innych respektowane, a my dla własnego dobra powinniśmy się z tym liczyć i po prostu być ostrożni. Oczywiście nie zawsze jest to możliwe, czasami nasze zaufanie zawodzi ktoś bardzo bliski (jedna z sytuacji opisanych w książce), jednak wydaje mi się, że przy niewielkiej dozie ostrożności niektórych zdarzeń można było uniknąć (co absolutnie nie zwalnia sprawcy z odpowiedzialności za to, co się stało). Zamykamy przecież mieszkania, choć nikt nie ma prawa ich okraść i nie chodzimy samotnie nocą po kiepskich dzielnicach, choć nikt nie ma prawa na nas napaść, prawda? Tej przestrogi wyraźnie mi w książce zabrakło. Przeniesienie całej odpowiedzialności za nasze bezpieczeństwo na organy ścigania to nie do końca właściwe, moim zdaniem, rozłożenie akcentów. Dążmy do maksymalnego bezpieczeństwa, zapewniajmy młodym kobietom wolność robienia tego, co się chce i jak się chce, ścigajmy sprawców i stosujmy wobec nich kary, ale zanim stworzymy ten raj na ziemi uczmy też ludzi odpowiedzialności za własne zdrowie i życie.
Przedstawione w książce sytuacje są zresztą zupełnie różne i różne są rozstrzygnięcia co do winy sprawców. Polskie prawo, osadzone na wzorcach kontynentalnych, działa zupełnie inaczej niż prawo amerykańskie, polski proces karny ma zupełnie odmienny charakter, książka natomiast umożliwia bliższe przyjrzenie się amerykańskiemu wymiarowi sprawiedliwości, mechanizmom rządzącym prawem karnym i postępowaniem karnym w USA (choć trzeba pamiętać o ewentualnych różnicach pomiędzy poszczególnymi stanami). W tym zakresie spełnia walor poznawczy i za to daję jej plusa.
Tym samym rok zakończyłam książką, która nie pozostawiła mnie obojętną, choć nie były to emocje pozytywne, lekturze towarzyszyła bowiem irytacja, a nie zachwyt. Być może górę nad czytelnikiem wziął tu mój zawód, który do większości pozycji związanych z zagadnieniami prawniczymi każde podchodzić co najmniej z dystansem. Niestety, literacko również zauroczenia nie było....more
Po "Ciszę białego miasta" sięgnęłam z sentymentu, jaki żywię do Kraju Basków i dobrych wspomnień z nim związanych, choć akurat Vitorii-Gasteiz, w którPo "Ciszę białego miasta" sięgnęłam z sentymentu, jaki żywię do Kraju Basków i dobrych wspomnień z nim związanych, choć akurat Vitorii-Gasteiz, w której osadzona jest akcja książki nigdy nie odwiedziłam.
Mamy zatem obszerny kryminał z, jak to zwykle w tego typu powieściach bywa, dość mocno poranionym przez życie głównym bohaterem – śledczym baskijskiej policji, nieuchwytnym, tajemniczym seryjnym mordercą i zawiłą intrygą, sięgająca wydarzeń sprzed wielu lat. I, choć żadna to nowość, po raz kolejny ten mocno ograny schemat po prostu się sprawdza.
W tej powieści nikt nie jest idealny, także prowadzący sprawę policjanci. Oni też mają problemy, nałogi, tajemnice, popełniają głupie błędy i bywają nieostrożni, ale właśnie dzięki temu są tak bardzo zwyczajni. Podobnie, jak dzięki temu, że otoczeni są mnóstwem bliskich ludzi. Mamy tu bowiem wielką pochwałę podstawowych wartości: rodziny i mocnego, bezwarunkowego wsparcia, które daje (Baskowie to ponoć bardzo rodzinny naród) oraz lojalności i przyjaźni, która jest drugim filarem życiowej równowagi. Dzięki temu bohaterowie to nie wyobcowane samotne wilki, tylko ludzie mocno zakotwiczeni w społeczeństwie. I to właśnie oparcie w innych pozwala im przerwać najtrudniejsze chwile.
Intryga od początku jest dość zagmatwana, mamy trochę mylnych tropów i ślepych zaułków. Dzięki pierwszoosobowej narracji prowadzonej z punktu widzenia głównego bohatera wiemy tylko tyle, ile wie on, oglądamy akcję jego oczami, podobnie jak on błądzimy i tak samo czujemy bezsilność nie mogąc zapobiec kolejnym zbrodniom szalonego, nieuchwytnego seryjnego mordercy. Dlatego lektura mocno mnie wciągnęła i pomimo znacznej objętości, przeczytałam ją błyskawicznie.
Słabym punktem książki jest natomiast jej język. Nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia, czy oryginału, ale w wypowiedziach wyczuwa się specyficzną "sztywność, brak naturalności i swobody. Niestety, nie udało się również uniknąć autorce dłużyzn i przegadania. Większe skondensowanie akcji i jej skrócenie wyszłoby książce na dobre.
Ciekawe są natomiast odwołania do kultury, historii i zwyczajów Kraju Basków, u nas wciąż mało znanego i mało popularnego regionu Hiszpanii. Fajnie osadza to książkę w kontekście geograficznym, społecznym i kulturowym.
Pomimo pewnych niedociągnięć "Cisza białego miasta" to dość sprawnie napisany i interesujący kryminał, który czyta się z prawdziwą przyjemnością....more
"Biegunów" zaczęłam czytać wiele miesięcy temu. Na długo przed nagrodą Nobla dla autorki, choć już na fali wzrastającego zainteresowania jej twórczośc"Biegunów" zaczęłam czytać wiele miesięcy temu. Na długo przed nagrodą Nobla dla autorki, choć już na fali wzrastającego zainteresowania jej twórczością. Sięgnęłam po nią, bo od zawsze interesował mnie literacki i filozoficzny motyw człowieka - podróżnika, człowieka - pielgrzyma. I okazało się, że jest to jedna z tych książek, które porzuciłam gdzieś w połowie, by powrócić do nich po długim czasie i odkryć je zupełnie na nowo.
Przyznaję, że pretekstem do powrotu do porzuconej lektury stało się to szczególne literackie wyróżnienie dla Olgi Tokarczuk. A przy okazji chęć uporządkowania rozgrzebanych, niedokończonych książek (całkiem sporo się ich znalazło). I przy ponownym czytaniu (a właściwie jego kontynuacji, bo nie wracałam do części przeczytanej wcześniej) nie rozumiałam zupełnie, co jakiś czas temu powstrzymało mnie przed dalszą lekturą. Być może na każdą książkę musi przyjść właściwy czas. Na "Biegunów" ten czas przyszedł w długie listopadowe wieczory.
Muszę przyznać, że za drugim podejściem uprzednio nieco nużący wykład filozofii podróżnej autorstwa Olgi Tokarczuk stał się dla mnie jasny i klarowny. W zupełnie nieoczywistej, nieliniowej fabule, stanowiącej raczej zbiór impresji, dygresji, pozornie niezwiązanych bądź bardzo luźno powiązanych historii, autorka analizuje szeroko pojęte zjawisko podróży, która staje się tu metaforą, pretekstem do opowiedzenia czegoś więcej o świecie i o człowieku. Podróż rozumiana jest tu nie tylko jako przemieszczenie się w przestrzeni (choć i taką perspektywę autorka uwzględnia), ale także jako podróż przez życie od narodzin do śmierci, podróż w głąb siebie, do wnętrza własnego ciała i własnej psychiki, a nawet podróż poza czas, poza śmierć samą. Perspektywy nakładają się i przenikają, tropy prowadzą od jednych historii do innych, łączą je i spajają. Powstaje misterna, wielowymiarowa konstrukcja. Wiele tu znaczeń, sensów, niuansów. Niektóre fragmenty, cytaty to prawdziwe perełki. Znać erudycję autorki, jej szerokie zainteresowania i zmysł obserwatorski. Całość ciekawa, nieszablonowa, inna. Niełatwa w odbiorze, wymaga skupienia i uwagi. Ale na tę uwagę jak najbardziej zasługuje....more
Przyszedł czas na doroczne spotkanie z Andrzejem Pilipukiem i jego niepoprawnym bohaterem Jakubem Wędrowyczem.
Po letnim cyklu lektur emocjonalnie trudPrzyszedł czas na doroczne spotkanie z Andrzejem Pilipukiem i jego niepoprawnym bohaterem Jakubem Wędrowyczem.
Po letnim cyklu lektur emocjonalnie trudnych, terapeutycznych, poruszających, dotykających bolesnych tematów, zapragnęłam ucieczki w świat maksymalnego absurdu, w świat, w którym momentami nie obowiązują prawa fizyki, w którym można wędrować w czasie w przeszłość i przyszłość, a ludowa magia miesza się z futurystycznymi nowinkami. Do zwykłych-niezwykłych bohaterów i ich zwariowanych przygód. Nie chciałam myśleć i analizować, chciałam zupełnie bezrefleksyjnie i szczerze się roześmiać.
Dlatego sięgnęłam po "Zagadkę Kuby Rozpruwacza". I rzeczywiście, cześć opowiadań, szczególnie z pierwszej połowy książki wzbudziła u mnie wybuchy śmiechu. Niestety, im bliżej końca tym bardziej głośny śmiech stawał się jedynie delikatnym półuśmiechem. Chwilami bywałam nawet lekko zażenowana albo zniesmaczona.
Pomimo to, nagromadzenie absurdów, mitów, legend, wątków, archetypów i stereotypów i stopień ich pomieszania, jak, nie przymierzając, we śnie wariata, nieodmiennie mnie zaskakuje. I choć sam Jakub Wędrowycz, mimo, że jak zawsze nieprzewidywalny, jest w zasadzie sobą, to już jego wierny druh Semen Korczaszko daje się poznać zupełnie z innej strony. A przygody przyjaciół? Cóż, trzeba mieć fantazję, żeby je wymyślić.
Cykl o Jakubie Wędrowyczu nie każdemu czytelnikowi przypadnie do gustu. To bardzo specyficzna literatura, którą trzeba traktować z mocnym przymrużeniem oka. Osobiście muszę dozować go oszczędnie, raz w roku. Myślę, że do czwartego tomu docierają przeważnie ci, którzy polubili specyficzny świat przedstawiony, narrację i pilipukowych bohaterów. I czują się dobrze w tej absurdalnej konwencji....more
Do książek o duchownych podchodzę z dużą ostrożnością. Niewiele jest w tym zakresie rzetelnych analiz, natomiast niektóre pozycje uciekają w tanią senDo książek o duchownych podchodzę z dużą ostrożnością. Niewiele jest w tym zakresie rzetelnych analiz, natomiast niektóre pozycje uciekają w tanią sensację i przyciągające czytelnika skandalizowanie. Na ich tle zbiór wywiadów "Duchowni o duchownych" wypada całkiem dobrze.
Artur Nowak rozmawiał bowiem zarówno z byłymi bądź niedoszłymi duchowymi, jak i z duchownymi sprawującymi obecnie czynną posługę. Przeważnie katolikami (co w naszym kraju nie powinno budzić zdziwienia), choć w zbiorze znalazła się również rozmowa z pastorem kalwińskim.
Rozmówcy wydają się być szczerzy. Poruszają tematy często niewygodne, wspominają o błędach związanych z kształceniem w seminariach, trudnościach w pracy w parafiach, niezdrowej hierarchii, nieprzejrzystości finansów kościelnych instytucji. Mówią o Bogu, wierze, ale też o samotności, zgorzknieniu, rozczarowaniach, frustracjach. Natomiast, w moim odczuciu, nawet byli księża, diakoni, klerycy, nie obwiniają Kościoła o wszelkie własne niepowodzenia, opowiadają po prostu o swoich odczuciach, rozterkach, błędach, doświadczeniach. O poszukiwaniu własnej drogi. Co zrozumiałe, narracja duchownych pełniących aktualnie posługę jest nieco inna, choć nie wydaje mi się, by przedstawiali oni przesadnie lukrowany obraz swojego życia i pracy. Zarówno wypowiedzi jednych, jak i drugich są raczej wyważone i dojrzałe. Paradoksalnie, choć zdawałoby się, że kościoły protestanckie są o wiele bardziej otwarte i mniej zhierarchizowane, również duchowny protestancki nie odnalazł się w polskiej wspólnocie swojego Kościoła. Może to zatem nie problem wiary jako takiej, a mentalności konkretnych ludzi i uwarunkowań miejsca?
Autorowi udało się uciec od łatwych ocen, osądzania, sensacji, czarno-białej wizji rzeczywistości. Oddał głos swoim rozmówcom, ich ustami opowiedział o współczesnym duchowieństwie. Można zarzucać mu oczywiście, że jest to obraz niepełny, że taki, a nie inny dobór bohaterów (byli duchowni, duchowni kojarzeni raczej liberalnie) determinuje przedstawioną wizję Kościoła i duchowieństwa. Nawet jeśli tak jest, nie stanowi to dla mnie mankamentu książki. Nie sądzę natomiast, by uzupełnienie tego obrazu o duchownych skrajnie konserwatywnych w ogóle było możliwe.
Muszę przyznać, że lektura wywiadów przeprowadzonych przez Artura Nowaka skłania do myślenia, także wierzących, a może szczególnie ich. Nie tylko o problemach duchowieństwa ale i całego współczesnego Kościoła, zwłaszcza polskiego, którego duchowni są przecież istotną częścią....more
"Zbrodnie prawie doskonałe. Policyjne Archiwum X" to sprawnie napisany zbiór reportaży o najciekawszych sprawach, którymi zajmowały się, bądź wciąż si"Zbrodnie prawie doskonałe. Policyjne Archiwum X" to sprawnie napisany zbiór reportaży o najciekawszych sprawach, którymi zajmowały się, bądź wciąż się zajmują, policyjne jednostki powołane do poszukiwania rozwiązań zagadkowych, dotąd niewyjaśnionych zbrodni. Wiele z nich to sprawy "medialne", głośne, znane mi z innych źródeł, jak prasowe artykuły czy podcasty. Pomimo to, książka Izy Michalewicz mnie nie znudziła, za to pozwoliła usystematyzować informacyjny chaos.
Poszczególne reportaże oparte są na rozmowach z policjantami – pracownikami komórek nazywanych właśnie "Archiwum X", które funkcjonują w różnych miastach Polski oraz, w miarę możliwości, analizie akt sprawy. Nie wszystkie zbrodnie zostały wyjaśnione, co więcej, niektóre rozwiązania budzą dziś wątpliwości, czego, na szczęście, autorka nie ukrywa. A jednocześnie pokazuje żmudną pracę pojedynczych funkcjonariuszy i całych zespołów, zmierzających do ustalenia i skazania sprawcy. Niestety, charakter podejmowanych przez nich czynności powoduje, że nie zawsze możliwe jest wprowadzenie zgromadzonych w ten sposób dowodów do procesu, a tym samym uzyskanie wyroku skazującego. W przypadku niektórych nierozwiązanych spraw o niepowodzeniu dotychczasowych czynności przesądziły błędy w zabezpieczaniu dowodów, w przypadku innych na znalezienie odpowiedzi na pytanie "kto to zrobił?" nie pozwala nieuchronny upływ czasu. Odnośnie niektórych spraw rozwiązanych pojawiają się natomiast zarzuty, że śledztwa prowadzone były zbyt pospieszne, a presja na osiągnięcie wyniku doprowadziła do niewłaściwych wniosków.
Trzeba przyznać, że lektura "Zbrodni prawie doskonałych", pomimo trudnej tematyki, wciąga. To zasługa niezłego pióra autorki i jej umiejętności rzeczowego ale ciekawego przedstawienia spraw. To również zasługa prostego, reporterskiego języka, jakim się posługuje i szeroko opisanego tła rodzinnego i społecznego, które powodują, że sucha, policyjna opowieść o zbrodni staje się plastyczna. Zachowuje przy tym szacunek do swoich bohaterów. Jest delikatna, pozbawiona charakterystycznej dla niektórych reporterów napastliwości, ale nie bezkrytyczna. Jednocześnie nie ucieka od trudnych tematów, pytań, na które nie ma odpowiedzi, bądź takich, na które musimy odpowiedzieć sobie sami.
"Zbrodnie prawie doskonałe. Policyjne Archiwum X" to ciekawa pozycja dla zainteresowanych tematem, miłośników powieści kryminalnej, fanów wszelkiego rodzaju opowieści o prawdziwych zbrodniach. Zdecydowanie warta uwagi....more
Całkiem przyzwoity kryminał rozpoczynający serię z komisarzem Montalbano. Czytam ten cykl, jak przystało, od początku, a nie gdzieś tam od środka, jakCałkiem przyzwoity kryminał rozpoczynający serię z komisarzem Montalbano. Czytam ten cykl, jak przystało, od początku, a nie gdzieś tam od środka, jak czasami mi się zdarzało.
Powieść krótka, czyta się szybko i lekko. Intryga niezbyt zagmatwana, w pewnym momencie można domyśleć się o co chodzi. Akcja niezbyt szybka, spokojna, niespieszna. Za to główny bohater bardzo ciekawy i sympatyczny. Zarysowany wyraziście, nieidealny, ale dość uporządkowany. Póki co bez problemu alkoholowego i zbyt popapranego życia osobistego. Czasami nagina przepisy ale zawsze w słusznej sprawie. Bystry i inteligentny, dociekliwy, jak na komisarza przystało. Da się lubić.
Za to tło obyczajowe i społeczno – polityczne ponure – korupcja, nepotyzm, ciemne interesy, wymuszona koegzystencja półświatka i organów ścigania. Wszechobecna degrengolada i poczucie beznadziei.
Upalna, barwna Sycylia mało widoczna, w zasadzie nieobecna, co można poczytać za niewielki minus. Podobnie, jak mało wyraziste postacie drugoplanowe. W zasadzie akcja mogłaby toczyć się wszędzie.
Pomimo to, zostanę na dłużej z cyklem o komisarzu Montalbano. Przyda mi się odskocznia od chłodnych, skandynawskich klimatów, trochę włoskiej radości życia i smaków. Ponoć kolejne tomy cyklu są lepsze....more
Spodziewałam się po tej pozycji czegoś zupełnie innego. Kiedy porównuję ją z wciąż nie doczytanym "Lękiem i fobią" Edmunda J. Bourna, który opracował Spodziewałam się po tej pozycji czegoś zupełnie innego. Kiedy porównuję ją z wciąż nie doczytanym "Lękiem i fobią" Edmunda J. Bourna, który opracował swoje metody leczenia i terapii na podstawie wieloletniego doświadczenia i nieźle udokumentowanych badań, ta krótka książka wypada po prostu słabo. Po pierwsze, niezwykle drażni mnie potężna megalomania autora. W zasadzie pierwsza połowa książki to pean na cześć własną i własnej metody bez wspominania na czym metoda ta polega.
Po drugie, choć autor przyznaje, że nie przeprowadzono oficjalnych, niezależnych badań jej skuteczności, jest tak nowatorska i doskonała, że pomaga tam, gdzie zawodzą wszystkie inne. Niestety, jakoś trudno mi uwierzyć, że jedno proste ćwiczenie może być skuteczniejsze od miesięcy systematycznej pracy czy nawet leków, także w najtrudniejszych przypadkach, wymagających hospitalizacji. No nie, to chyba tak nie działa. W tym wypadku bardziej przekonuje mnie mozolna praca, o której mowa w "Lęku i fobii".
Po trzecie, trudno mi ufać rzeczom niezbadanym. Owszem, postęp polega na wdrażaniu nowych rozwiązań i odchodzeniu od starych, także w psychoterapii, jednak bez dokładnych badań i potwierdzenia skuteczności (co wymaga nawet kilkunastu lat, o czym pisze autor), zaczyna to pachnieć zwykłą szarlatanerią.
Po czwarte, kiedy już w końcu przechodzimy do metody, okazuje się, że rzeczywiście jest ona prosta. A czy skuteczna? Myślę, że trzeba by pytać kogoś, kto stosował ją w atakach paniki bądź innych lękach. Być może u niektórych, w specyficznych stanach lękowych ma to sens. Nie sądzę jednak, by była uniwersalna, dla wszystkich i zawsze. Być może wielkiej krzywdy nie zrobi, ale szczególnie pod koniec opisu wygląda to wszystko na tani coaching, którego nie znoszę.
Nie negując jej wartości i ewentualnych korzyści, które może przynieść innym, muszę jednak stwierdzić, że dla mnie jest zupełnie nieodpowiednia. Przeczytać można, spróbować również, na własną odpowiedzialność. Dla człowieka zmęczonego lękiem może to jednak być ostatnia deska ratunku. Dlatego ostatecznie nie odradzam, ale sugeruję zachować dystans....more
"Matki, które nie potrafią kochać" autorstwa Susan Forward, to, moim zdaniem, pozycja zdecydowanie lepsza od "Toksycznych rodziców" tej samej autorki."Matki, które nie potrafią kochać" autorstwa Susan Forward, to, moim zdaniem, pozycja zdecydowanie lepsza od "Toksycznych rodziców" tej samej autorki. Tym razem skupia się ona na trudnych relacjach dorosłych dzieci, przede wszystkim córek, z matkami.
Poradnik, podobnie, jak poprzedni, oparty jest na autentycznych przypadkach pacjentów amerykańskiej terapeutki. Podobny jest również jego wewnętrzny układ – podział na część pierwszą, skupioną na przedstawieniu w kolejnych rozdziałach różnych typów "niekochających matek" i ich wpływu na życie dorosłych dzieci i część drugą, zawierającą ćwiczenia terapeutyczne.
W polskich realiach pozycja matki w rodzinie i jej rola w życiu każdego człowieka uznawana jest za szczególną, dlatego już sam pomysł książki o niekochających matkach wydaje się obrazoburczy. A przecież takie matki istnieją, nawet jeśli stanowi to społeczne tabu.
Autorka podkreśla, że tak, jak w przypadku każdej terapii, nie ma ona na celu zmiany postawy niekochających matek, a zmianę uczuć, myślenia i życia ich dzieci. Zaznacza przy tym, że w większości przypadków nieumiejętność kochania nie wynika ze złej woli matek, a jedynie ich własnych trudnych przeżyć, nieprzekazania im tych umiejętności przez poprzednie pokolenia, czasami choroby. Nie usprawiedliwia, ale i nie obwinia matek o wszystko, pokazuje jedynie pewne zjawiska, czasami nieuświadomione matczyne zachowania, które przez lata kładą się cieniem na życiu dzieci. Oddziela przy tym pojedyncze, "złe" sytuacje, które zdarzają się każdemu rodzicowi od wyrastania w niezdrowym, pozbawionym miłości klimacie.
Chyba nikt w dzisiejszych czasach nie neguje znaczenia dla przyszłości dziecka więzi, jaką tworzy z matką w pierwszych latach życia. Wielu też zdaje sobie sprawę z tego, jak matczyne słowa i zachowania zapadają w pamieć i potrafią determinować postawy człowieka na dalsze lata, nawet po jej śmierci. Trudne i bolesne jest porzucenie złudzeń co do tej jednej z najważniejszych, jeśli nie najważniejszej i najmocniejszej życiowej relacji, którymi żyją dzieci niekochających matek. Jest to jednak konieczne, żeby zdrowo dorosnąć. I temu służą zwarte w książce ćwiczenia. Uczą asertywności, stawiania granic, budowania poczucia własnej wartości. W przeciwieństwie do ćwiczeń z "Toksycznych rodziców" wydają się one łatwiejsze, trochę mniej wymagające (technicznie, nie emocjonalnie). Dla efektów wymagają czasu i skupienia.
Na końcu autorka zamieściła rozdział dotyczący relacji z matką starą, chorą, zależną, która wymaga odmiennego podejścia, także już po zakończonej sukcesem terapii dziecka. To dobre uzupełnienie rozbudowanego i szeroko potraktowanego tematu.
Myślę, że "Matki, które nie potrafią kochać" to ważna i potrzebna książka, dotykająca rzadko poruszanego i bardzo bolesnego tematu. Nie wiem, czy wystarczy żeby pomóc sobie samodzielnie, ale może być ciekawym uzupełnieniem terapii....more
"Toksyczni rodzice" to napisany przez terapeutkę, oparty na przykładach zaczerpniętych z jej własnej praktyki poradnik dla dzieci rodziców zbiorczo ok"Toksyczni rodzice" to napisany przez terapeutkę, oparty na przykładach zaczerpniętych z jej własnej praktyki poradnik dla dzieci rodziców zbiorczo określanych "toksycznymi". Pojęcie to dotyczy zarówno ojców, jak i matek i wiąże się z różnorakimi zachowaniami, począwszy od ignorowania dziecka, aż po przemoc fizyczną i kazirodztwo.
Kolejne rozdziały pierwszej części książki poświęcone są omówieniu różnych zachowań "toksycznych rodziców" z przywołaniem konkretnych przykładów z życia pacjentów autorki. Omówione są w nich również problemy w dorosłym życiu, z którymi borykają się pacjenci, a które mogą być skutkiem nieodpowiednich zachowań rodziców wobec nich w dzieciństwie.
Druga cześć poświęcona jest konkretnym metodom terapeutycznym, z wykorzystaniem których pacjenci mogą samodzielnie poradzić sobie z dziedzictwem "toksycznych rodziców". Autorka proponuje proste ćwiczenia, które pozwalają dostrzec nieprawidłowości w postawie rodziców, ukształtowane w ten sposób swoje niewłaściwe myślenie oraz sposoby na rozwiązanie tej niewątpliwie trudnej sytuacji. Co ważne, nie neguje znaczenia i wartości terapii indywidualnej bądź grupowej (w określonych przypadkach). Osobny rozdział poświęca terapii osób z doświadczeniami kazirodczymi, podkreślając konieczność pracy w tych sytuacjach pod kierunkiem terapeuty.
Poradnik zdecydowanie pomocny i przydatny dla osób mających trudne relacje z rodzicami, choć mocno osadzony w amerykańskich realiach, w których pozycja rodziny w życiu dorosłego człowieka jest inna niż w Polce, a terapia stanowi normalną część życia. W polskich warunkach społecznych wiele twierdzeń i ćwiczeń może wydawać się zbyt odważnych, obcych nam kulturowo. Pomimo to, przynajmniej częściowo można adaptować je do naszych warunków i własnej sytuacji. Zaznaczam przy tym, że piszę to jako laik, czytelnik, a nie fachowiec - psycholog czy terapeuta, bo nim nie jestem. Nie wiem też, czy warunkiem trwałej poprawy samopoczucia jest zastosowanie wszystkich technik, o których mowa w książce, czy wystarczą niektóre z nich.
Moim zdaniem, osoby, które zdają sobie sprawę, że coś w ich relacji z rodzicami jest nie w porządku, a przy tym mocno samoświadome mogą znaleźć w tym poradniku odpowiedzi na niektóre pytania i metody poradzenia sobie z problemami. Dla innych nie będzie to raczej pozycja przydatna....more
Ładna, trochę nostalgiczna opowieść o urodzie życia. Afirmacja jego codziennego, pozornie oczywistego i na ogół niedostrzeganego piękna. Zachwyt nad cŁadna, trochę nostalgiczna opowieść o urodzie życia. Afirmacja jego codziennego, pozornie oczywistego i na ogół niedostrzeganego piękna. Zachwyt nad cudem wschodzącego słońca, miłości i narodzin. Niepozbawiona nutki refleksji nad przemijaniem, trudami ludzkiego bytu, kolejami losu. Osadzona w wiejskich realiach świata, który dawno przeminął, zdaje się jednak zaskakująco uniwersalna i ponadczasowa. Może dlatego, że budzi tęsknotę do prostego życia, zgodnego z naturą, porami roku, w którym wszystko ma swoje miejsce i swój czas.
Autor nadał powieści formę wewnętrznego monologu starego, mądrego wiejskiego lekarza. Człowieka, który wiele widział i wiele przeżył. Który patrzy na świat i ludzi z miłością i zdaje sobie sprawę z nieuchronności odchodzenia. Ale na swoją śmierć czeka godnie i ze spokojem, jak spracowany robotnik na zasłużony odpoczynek. I choć bohater, jak każdy z nas, wciąż toczy wewnętrzne dysputy pomiędzy zachwytem a zgorzknieniem, entuzjazmem a znużeniem, jest dojrzałym, wewnętrznie poukładanym, spełnionym człowiekiem. Takim, jakim chciałoby się być w swojej starości.
"Pieśń koguta" czyta się powoli, smakując, zatrzymując się i ponownie do niej wracając, choć książka nie jest obszerna. Brak tu porywającej akcji, która nie pozwałaby oderwać się od lektury. Można wprawdzie przeczytać ją w jeden wieczór, ale chyba nie o to tu chodzi. Trzeba raczej tej niespieszności życia i czytania posmakować. Wywołuje dobre, ciepłe emocje, przypomina o rzeczach najważniejszych. Zdecydowanie warta polecenia!...more
Tak się jakoś złożyło, choć to zupełny przypadek, że lipiec tego roku upływa mi pod znakiem lektur z kategorii "o życiu". Nieco filozoficznych, reflekTak się jakoś złożyło, choć to zupełny przypadek, że lipiec tego roku upływa mi pod znakiem lektur z kategorii "o życiu". Nieco filozoficznych, refleksyjnych, o tym, co najważniejsze, o sensie, o ludzkim losie, ludzkich drogach i manowcach.
I tak sięgnęłam w końcu po odkładany od dawna "Żar" Sandora Marai. Zaczęłam czytać i się zachwyciłam. Zachwyciłam się nie tyle pięknem historii, która zdaje się na pierwszy rzut oka dość banalna, nie rozmachem akcji, bo to bardzo kameralna opowieść, nie skomplikowaniem i bogactwem świata przedstawionego. Po pierwszych zdaniach zachwyciłam się językiem utworu. Bo Sandor Marai pisze pięknie, plastycznie, wręcz poetycko. I ten język mnie zauroczył do tego stopnia, że wypisywałam co piękniejsze fragmenty. Ja, która nigdy żadnych cytatów z książek nie wypisuję. Delektowałam się samym brzmieniem opisów lata, burzy czy świtu. Że też można tak pięknie pisać... I aż trudno uwierzyć, że pozbawiona w zasadzie akcji książka, która w przeważającej części jest monologiem starego, zmęczonego człowieka, może wciągnąć tak, że żal choć na chwilę ją odłożyć.
Czy na maksymalnie ogranym i dość pospolitym schemacie można stworzyć opowieść o rzeczach najważniejszych? Jak widać można. Można opowiedzieć o przyjaźni i lojalności, o bólu i zemście, o ucieczce przed sobą samym i rozliczeniu. O zawiedzionym zaufaniu i zdradzie. O ambicjach, nadziejach i odpowiedzialności. A przede wszystkim o uczuciach, żarze namiętności. Można opisać emocje nienachalnie, bez dosłowności, delikatnie. A potem pozostawić czytelnika z pytaniami, na które nie ma odpowiedzi.
"Żar" to lektura, do której się wraca. Choćby po to, by zanurzyć się w pięknie języka. Ale i po to, by ponownie zadziwić się człowiekiem, by przyjrzeć się skupionym, jak w soczewce namiętnościom, by raz jeszcze zadać sobie pytania bez odpowiedzi....more
"Siddhartha" to ubrana w formę starożytnej, hinduskiej opowieści historia o poszukiwaniu własnej drogi w życiu. Zainspirowana filozofiami i religiami "Siddhartha" to ubrana w formę starożytnej, hinduskiej opowieści historia o poszukiwaniu własnej drogi w życiu. Zainspirowana filozofiami i religiami Wschodu, w szczególności buddyzmem, ostatecznie żadnej z nich nie uznaje za jedyną słuszną, podkreślając wagę osobistego doświadczenia i wyboru.
Jej bohater, jak wielu, również współczesnych, miota się od dziecięcej prawie gorliwości w zdobywaniu wiedzy i realizacji drogi zaplanowanej przez rodzinę poprzez żarliwą i kategoryczną młodzieńczą religijność, cierpliwe zdobywanie pozycji społecznej, używanie życia w wieku dojrzałym aż po utratę sensu i jego ponowne, mozolne odnajdywanie.
Ta niewielka objętościowo książka, to lektura bardzo uniwersalna, pełna znaczeń, mądrych zdań, ukrytych sensów. Trochę jak wschodnia baśń albo przypowieść.
Nie daje fałszywej pociechy, łatwych rozwiązań, prostych recept. Ale nie też nie przygnębia i nie odbiera nadziei. Pokazuje prawdę o człowieku z całą jego niedoskonałością, ale także całą siłą i mądrością, która bierze się przede wszystkim z życia i doświadczenia.
To książka bardzo pogodna, pełna spokoju i równowagi, tolerancji dla różnych sposobów życia i różnych spojrzeń na świat.
Wymaga niespiesznej, spokojnej lektury, zatrzymań i powrotów. Refleksyjna, filozoficzna. Warto, nie tylko jeśli szuka się sensu....more
"Shitshow!" to kolejna pozycja ukazująca nieznaną nam i zgoła nie cukierkową twarz Stanów Zjednoczonych.
To zbiór reportaży z głębokiej prowincji, umie"Shitshow!" to kolejna pozycja ukazująca nieznaną nam i zgoła nie cukierkową twarz Stanów Zjednoczonych.
To zbiór reportaży z głębokiej prowincji, umierających miast i zapadłych dziur. Obraz świata dalekiego od nowojorskiego blichtru i waszyngtońskiej wielkiej polityki. USA według Charliego LeDuffa to nie kraj mlekiem i miodem płynący, ale dla niektórych ostatni krąg piekielny. To kraj prostych rednecków, wykluczonych Czarnych, wykorzystywanych Latynosów, białej hołoty. Kraj biedy, bezrobocia, braku perspektyw, korupcji, klas uprzywilejowanych i tych skazanych na wegetację. To niewydolne państwo, niewydolne stany, miasta, sądownictwo. Bezkarna policja, rosnąca przestępczość i pozorne próby naprawy sytuacji. Skazane na porażkę protesty, stanowiące jedynie okazję dla przestępców i pożywkę dla mediów. To przygnębiający obraz rozpadu społeczeństwa, upadku tradycyjnych amerykańskich wartości i wszechobecnej hipokryzji. Smutna rzeczywistość, w której możliwa była wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich.
Trzeba zaznaczać, że autor nie pretenduje do całościowej, socjologicznej analizy przyczyn wyborczej przegranej demokratów i wygranej Trumpa. Opowiada jedynie o ludziach, niewidocznych dla mainstreamowych mediów, oddaje im należny głos. A jednocześnie kreśli obraz społeczny, który, w jego przekonaniu, miał wpływ na wynik wyborczy. Nie oszczędza przy tym nikogo, ani republikanów, ani demokratów, ani mediów, ani lokalnych polityków.
Nie musimy się z nim zgadzać. To jego opinie, może przerysowane, może zbyt ostre, może zbyt brutalne. Na pewno warte uwagi.
Osobną kwestią jest język, którym napisana jest książka. Potoczny, pełen wulgaryzmów, daleki od dopracowanego języka literackiego. Moim zdaniem, to celowy zabieg. Język LeDuffa doskonale pasuje do świata, który opisuje autor. Brudnego, prostackiego, brutalnego. W tym świecie nie ma miejsca na wysublimowane konstrukcje składniowe i wyszukane słownictwo. Jest za to miejsce na slang, wulgaryzmy, językowe niechlujstwo. Autor mówi tak, jak jego bohaterowie. To pogłębia i tak już mocną wymowę książki.
Pomimo, że niektóre opisywane przez autora zdarzenia i zjawiska są zupełnie obce i nieznane Polakom, jako zbyt lokalne, by przeniknąć do światowych, a tym bardziej polskich mediów, to książka nie jest trudna w odbiorze. Wręcz przeciwnie, jest ciekawa, wciąga, czyta się ją szybko, a niektóre fragmenty zdają się być dość uniwersalne i aktualne także w Polsce.
Pomimo przygnębiającej wymowy "Shitshow!" to inne, niepokojące i ciekawe spojrzenie na ten "raj na ziemi" i "ziemie obiecaną"....more
To ciekawe, że wielu zupełnie przeciętnych zjadaczy chleba fascynują mroczne meandry umysłu mordercy. A jeśli do czynienia mamy z zabójcą seryjnym, ciTo ciekawe, że wielu zupełnie przeciętnych zjadaczy chleba fascynują mroczne meandry umysłu mordercy. A jeśli do czynienia mamy z zabójcą seryjnym, ciekawość sięga zenitu. Widocznie jest coś niezwykle przyciągającego w tym, co złe, brudne, okrutne. Co przekracza nasze pojmowanie, wykracza poza społeczne normy. Książka "Profil mordercy" Paula Brittona uchyla rąbka tajemnicy. Wpuszcza czytelnika do świata policyjnego psychologa i brytyjskiego pioniera profilowania. A przy okazji pozwala zajrzeć, na ile to możliwe, w najciemniejsze zakamarki ludzkiej psychiki.
Wbrew moim oczekiwaniom, lektura okazała się niełatwa i zajęła mi ponad miesiąc. I nie chodzi tu ani o język, którym jest napisana, ani o jej materię. Bo autor nie nadużywa języka specjalistycznego ani nie nudzi. Pisze przystępnie i zrozumiale dla laika. Wspomina najciekawsze śledztwa, przy których pracował. Nie unika trudnych tematów, kontrowersji wokół profilowania, nie ukrywa własnych porażek. Owszem, przywołuje drastyczne zdarzenia, także opisy zwłok i wynaturzonych praktyk zbrodniarzy, ale nic ponad to, co spotkamy w różnej maści thrillerach i kryminałach. Ba, niektóre historie kończą się całkiem dobrze.
Książka jest dopracowana pod względem merytorycznym, rzeczowa i dość dokładnie przybliża czytelnikowi obcą polskim realiom śledczym dziedzinę, jaką jest profilowanie. A jednocześnie stanowi swobodną gawędę człowieka, a nie tylko fachowca. Jest opowieścią o jego życiu i niewątpliwym wpływie, jaki wywarła na niego praca w charakterze psychologa policyjnego i profilera.
Dlatego nie potrafię do końca zrozumieć przyczyn, dla których, pomimo braku konkretnych zarzutów, odkładałam tę opasłą, pisaną drobnym drukiem książkę po kilku-kilkunastu stronach lektury. Być może chodzi o to, że pomimo ciekawej tematyki, zwyczajnie mnie nie zaciekawiła, nie porwała, będąc jedynie poprawna?
Niezależnie od moich emocjonalnych czytelniczych odczuć "Profil mordercy" to kawał solidnej literatury dla zainteresowanych tematem i nie obawiających się dłużyzn oraz lekkiej nudy....more
O książce "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" niełatwo napisać tak, by nie zdradzić szczegółów fabuły. Bo to skomplikowana, pełna pułapek, zagadek i niO książce "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" niełatwo napisać tak, by nie zdradzić szczegółów fabuły. Bo to skomplikowana, pełna pułapek, zagadek i niedopowiedzeń fabuła jest najmocniejszą stroną powieści. I choć opisy wydawcy nieco ją przybliżają, to w żaden sposób nie oddają tego, z czym musi zmierzyć się czytelnik.
Od początku lektury wpadamy w historię tak zagmatwaną, jak to tylko możliwe. W historię, w której razem z bohaterem będziemy poruszać się po omacku, odkrywając mozolnie coraz więcej i rozjaśniając stopniowo skrywający tajemnicę mrok. W historię osadzoną w pewnym sensie poza czasem i przestrzenią. Będziemy wikłać się w czasowych pętlach, w jednocześnie współistniejących przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Staniemy się pionkami w przerażającej grze prowadzonej przez tajemniczego demiurga bez twarzy, jednocześnie nie wiedząc do końca, kim jesteśmy.
Uczucie zagubienia potęguje użycie narracji pierwszoosobowej, dzięki której oglądamy zdarzenia z punktu widzenia głównego bohatera, śledząc wyłącznie jego strumień świadomości. Wiemy tylko tyle, ile wie nasz bohater. Możemy czuć jego słabość, bezsilność, znużenie, determinację, doświadczyć jego wątpliwości. Ale jednocześnie z uwagi na przyjęty przez autora koncept, możemy obserwować akcję z wielu perspektyw, przefiltrowaną przez różne osobowości i różne doświadczenia. To doskonały zabieg literacki, powodujący, że książka nie nuży, a wręcz przeciwnie, raz po raz zaskakuje świeżością.
Powieść Stuarta Turtona nie jest, jak się spodziewałam, klasycznym kryminałem z nutką fantastyki. To inteligentna, gęsta, trudna opowieść, w której jedność czasu i miejsca nasuwa skojarzenia ze sztuką teatralną. Można w niej również znaleźć echo klasycznych powieści Agathy Christie.
Lektura jest niezłą łamigłówką, początkowo może sprawiać trudność i zniechęcać. Z czasem wciąga coraz bardziej, od ostatnich stron nie mogłam się oderwać. Na pewno nie czyta się jej łatwo, to nie relaksujące czytadło na plażę. Wymaga sporej dozy koncentracji i uwagi, ale w zamian daje sporo satysfakcji.
Jedyny minus tej bardzo udanej powieści to zakończenie. Może jestem cyniczna ale jego przesłanie nieco razi naiwnością. Chyba widziałabym tu trochę więcej mroku, tajemniczości, niedopowiedzenia. A może i smutnej prawdy o człowieku?
Pomimo to, "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" to bardzo ciekawe i nowatorskie połączenie kryminału, fantastyki i thrillera. Książka zdecydowanie warta uwagi i poświęconego czasu....more
Nigdy nie byłam pasjonatką chodzenia po górach. Nie potrafiłam i nadal nie potrafię znaleźć niczego fascynującego w wędrówkach po górskich szlakach. ZNigdy nie byłam pasjonatką chodzenia po górach. Nie potrafiłam i nadal nie potrafię znaleźć niczego fascynującego w wędrówkach po górskich szlakach. Zdecydowanie wolę oglądać góry wygrzewając się z książką na leżaku przed pensjonatem. Pomimo to kilka swoich wypraw w Bieszczady wspominam z dużym sentymentem. Na tyle dużym, żeby obserwować ciekawie prowadzony facebookowy profil Nadleśnictwa Baligród. I podglądać na zdjęciach i filmach życie bieszczadzkiego lasu.
Dlatego zarówno ludzcy, jak i zwierzęcy bohaterowie książki "Niedźwiedzica z Baligrodu i inne historie Kazimierza Nóżki" nie są mi obcy. Jej autor, dziennikarz Marcin Szumowski to pasjonat Bieszczad i dobry znajomy leśniczego Kazimierza Nóżki, który współprowadzi na Facebooku profil Nadleśnictwa Baligród, jest autorem wielu publikowanych tam zdjęć i filmów, a okoliczne lasy zna, jak własną kieszeń.
Dwadzieścia kolejnych rozdziałów książki to spisane przez autora krótkie historie, opowiadane przez Kazimierza Nóżkę w czasie wspólnych leśnych wypraw. Czasami zabawne do łez, czasami smutne i poruszające, czasami niewiarygodne, czasami pozornie zwyczajne. Zawsze przybliżające niesamowity świat dzikiej przyrody. Są tu oczywiście opowieści o uwielbianej przez internautów niedźwiedziej rodzince, o wilkach, rysiach, wydrach i wielu, wielu innych.
Leśniczy z Polanek swobodnie i ze swadą snuje gawędę, a Marcin Szumowski umiejętnie i z dużą wrażliwością przybliża czytelnikowi jego miłość do lasu i jego mieszkańców, w szczególności niedźwiedzi, jego pasję, a jednocześnie ogromny szacunek do bezwzględnej i brutalnej czasami przyrody. Dodatkowo ilustruje opowieść czarno-białymi i kolorowymi zdjęciami, także znanymi z facebookowego profilu nadleśnictwa.
"Niedźwiedzica z Baligrodu i inne historie Kazimierza Nóżki" to zbiór lekko napisanych opowieści, choć nie zawsze lekka jest ich tematyka. Czyta się szybko i przyjemnie. Trochę bawi, trochę uczy, czasami skłania do zadumy. Absolutnie nie można traktować jej jako profesjonalnego źródła wiedzy czy choćby popularnonaukowego opracowania, bo to zupełnie inna kategoria. To po prostu pełna ciepła gawęda o bieszczadzkim lesie i o człowieku, który kocha las.
I choć zwykle nie zwracam uwagi na okładkę, to tym razem ujęło mnie umieszczone na niej przepiękne zdjęcie niedźwiedzicy Agi i jej niedźwiadków Grzesia i Lesia. Skąd takie imiona? Odpowiedź można znaleźć w książce....more