Astronomican
Advertisement
LEWY cudzysłów
Zaakceptowałem swój obowiązek wobec Commorragh gdyż moje działania doprowadziły do Dysjunkcji. Skoryguję je. Jeśli Commorragh pogrąży się w entropii, Inkubi zostaną zniszczeni a nauki Arhry zostaną zapomniane.
PRAWY cudzysłów

— Morr

Morr Incubus

Morr

Morr - Inkub związany z Rodem Kraillach, lojalny uczeń nauk Arhry. Przez tysiąclecia służył jako ochroniarz Archonta Kabały Wymiaru Wiecznego (ang. Realm Eternal). Był najprawdopodobniej jednym z najlepszych wojowników jakich wyszkoliły Sanktuaria.

Historia[]

Geneza[]

Morr, wbrew wszelkim pozorom, nie urodził się w Commorragh a na Świecie Uciekinierów, Ushant.

W czasie dzieciństwa Morra, planeta była dewastowana przez totalną wojnę dwóch klanów - Odległego Światła (ang. Far Light) i Wielu Wysp (ang. Many Islands).

Brutalne walki rozgrywały się przez długi czas. Całe Klany były całkowicie eksterminowane, mężczyźni, kobiety i dzieci pokrywały swoją krwią białe piaski planety. A mimo to, żadna ze stron nie była w stanie osiągnąć przewagi nad drugą. Wszystko co Uciekinierzy byli w stanie osiągnąć, to wykańczanie się nawzajem.

Na pewnym etapie konfliktu na Ushant przyleciał jeden ze Światostatków. Nie było w tym nic dziwnego - wielu Asuryani uważało ochronę życia na Dziewiczych Światach za swój święty obowiązek. Wielu uważało je za przyszłość eldarskiej rasy a Uciekinierów za wartościowych braci w walce o przetrwanie, którzy zasługują na ochronę. Byli też i tacy którzy nie dbali szczególnie o te planety, a Uciekinierów uważali za prymitywne pasożyty. Jednak bez względu na podejście, żaden Światostatek nie ignorował swoich świętych zadań. Podejście do Uciekinierów często wpływało jednak na podejście do ich problemów.

Nie wiadomo dokładnie który z Światostatków przybył na planetę. Wiadomo jednak że jego delegacje przybywały na świat wielokrotnie, by uczyć Uciekinierów jak powinni żyć. Często rozpaczali nad losem rozdartej wojnami planety, jednak nie zrobili nic by realnie jej pomóc.

Do czasu.

W końcu po wielu hektolitrach przelanej krwi, liderzy Światostatku postanowili rozwiązać konflikt i stanąć po stronie niedobitków z Klanu Odległego Światła.

Oczywiście wsparcie Aeldari zamiast zakończyć konflikt, tylko go wzmocniło. Jeszcze tego samego wieczora Wiele Wysp i ich sojusznicy zakradli się i wymordowali wielu członków zarówno Odległego Światła jak i Światostatku. Ci ostatni, najwidoczniej zaskoczeni, że Uciekinierzy mogliby podnieść na nich rękę, nie zdołali się obronić.

Oczywiście wymordowanie wysłanników Światostatku nie było w stanie zwolnić machiny wojennej. I jak zawsze w tego typu wojnach, nawet dzieci nie były bezpieczne.

Jedno z nich, urodzone tysiąc czterysta lat po tym jak Ushant zaczęło przechodzić przez swoją klimatyczną transformację, przeżyło pewnej nocy prawdziwą katorgę.

Wyjście z niej nie było łatwe i półnagi, obsmarowany krwią chłopiec z wieloma ranami na ciele szybko znalazł się po środku jednej z wielu białych pustyń planety. Z daleka nawet od niszczących się nawzajem Klanów. W miejscu, w którym jeśli nie zabiłyby go rany, zrobiłby to klimat.

Arhra - Father of Scorpions

Arhra

To właśnie po środku tej pustki naprzeciw chłopakowi miał wyjść Lord Feniks, Założyciel Aspektu Bojowych Skorpionów i Ojciec Inkubów, Arhra.

Arhra, bez użycia słów, uznał wytrzymałość chłopca i zaproponował mu nowe życie. Młody Uciekinier, również nie wydając z siebie słowa, przystał na propozycję i udał się za Lordem Feniksem.

Będąc już w Commorragh Morr przeszedł przeszkolenie pod okiem samego Arhry, stając się pełnoprawnym Inkubem.

Przysięga[]

Na pewnym etapie swojego życia Morr złożył Przysięgę Milczącego Bractwa głowie Rodu Kraillach, będącej wtedy jedną z trzech najważniejszych Rodzin Szlacheckich kontrolujących Commorragh.

Morr brał te przysięgę bardzo poważnie. Przez całe tysiąclecia, w obliczu nieprzeliczonych zdrad i spisków jakie przeszły przez Mroczne Miasto, Morr był jedną osobą na której Ród ten mógł polegać.

Inkub służył lojalnie przynajmniej dwóm pokoleniom Kraillachów, nim nastąpił Przewrót Vecta. Nawet niezaprzeczalny talent Morra nie mógł tutaj pomóc - jego Lord zginął po zmasakrowaniu oddziału Kosmicznych Marines, zdradziecko postrzelony z Mrocznej Lancy.

Wymiar Wieczny[]

Morr przez następne 6 tysięcy lat lojalnie służył jednemu władcy - Archontowi Luquixowi Borrowi Kraillachowi, który przemianował resztki swojej rodzinnej fortuny w Kabałę Wymiaru Wiecznego. Inkub wiernie czuwał przy swoim początkowo młodym władcy (Luquix Borr był zaledwie dzieckiem gdy działania Vecta doprowadziły do masakry na jego rodzinie) nie tylko jako jego ochroniarz, ale też jako administrator.

Morr szybko został Egzekutorem Kabały - trenował wojowników, tworzył siatkę szpiegowską wewnątrz Kabały i bez szemrania zabijał każdego, za kim jego Archont niespecjalnie przepadał. Wojownik zaczął też ściągać Inkubów z różnych Sanktuariów, gdyż ostatecznie uczeń Arhry może polegać tylko na innym uczniu Arhry.

Z czasem gdy jego Pan robił się coraz starzy, a jego Głód zaczął go wyżerać coraz bardziej, Morr przyjmował więcej ról. Inkub stawał całe noce nad łóżkiem swojego Archonta, pilnując go gdy ten spał. Robił to każdej sekundy, każdej nocy, przez wiele tysiącleci. Dla niewtajemniczonych wyglądał niczym posąg, nie ruszając się nawet o milimetr, chyba, że jego Pan się obudził bądź sam Inkub zauważył nadchodzące niebezpieczeństwo.

Ilekroć Kraillach budził się, zbyt słaby by wstać, Morr natychmiast wieszał nad jego łożem nowego niewolnika, torturując go tak długo aż natłok emocji nie zasilił ciała jego Pana.

Gdy Luquix był ranny bądź niedysponowany, Morr i jego Inkubi przejmowali kontrolę nad Kabałą, powstrzymując jakiekolwiek walki wewnętrzne jakie mogłyby zaistnieć przy słabości Archonta.

Przez te wszystkie stulecia, Morr trwał przy Archontcie Kraillachu. Jako jedyna osoba, na której Archont mógł polegać.

Sojusz[]

Dark eldar kabal of the white flame by beckjann d55zt4p-fullview

Kabalici z Kabały Białego Płomienia

Gdy z inicjatywy Nyosa Yllitha, Archonta Kabały Białego Płomienia, powstał tajemny sojusz pomiędzy jego organizacją, Wymiarem Wiecznym i Ostrzami Pożądania, Morr szybko stał się znanym gościem na salonach. Znanym i niezwykle znienawidzonym.

Morr zawsze stał przy swym starym Archontcie, nie tylko chroniąc go przeciw zabójcom ale przede wszystkim, fałszywym przyjaciołom. Yllithan i Xelian nieraz chcieli wykorzystać słabość Kraillacha przeciwko niemu. Nie ośmielili się właśnie przez obecność Morra.

Xelian, będąc niezwykle wybuchową Archontką, często miała problemy z powstrzymywaniem swojej chęci zaatakowania słabego starca. Niemniej każdy, nawet najbardziej subtelny ruch agresji w stronę Luquixa Borra spotykał się z natychmiastową reakcją Inkuba.

Morr towarzyszył swojemu Archontowi w czasie spotkania na Arenie Xeliany i był świadkiem nadejścia Pałacu Asdrubaela Vecta. Stał twardo przy swoim liderze, podczas gdy Arena pogrążyła się w szaleństwie.

Niespodziewany Atak[]

Gdy do siedziby Wymiaru Wiecznego dotarli wysłannicy, twierdzący, że przybyli z polecenia Archontki Xelian, Morr był pierwszym, który został poinformowany o ich przybyciu. Wysłannicy twierdzili, że mają prezent dla Archonta Kabały i że zgodnie z rozkazami mogą go przekazać jedynie jemu.

Dla Morra była to oczywista pułapka.

Inkub nakazał przenieść paczkę i grupę, która ją przeniosła prosto do hali. Sam prezent został poddany analizie z zewnątrz, która nie wykazała aby w środku było coś niebezpiecznego. Morr jednak nie czuł się przekonany. Kraillach zresztą też - dlatego nakazał odesłać paczkę i przekazać Xelian, że nie mógł przyjąć daru.

I wtedy wejście do siedziby Kabały eksplodowało. Wojownicy noszący insygnia Ostrzy Pożądania wlali się do środka, strzelając do każdego kogo tylko napotkali na swej drodze.

Morr doradził swojemu Archontowi by ten udał się w bezpieczne miejsce. Kraillach chciał posłuchać ten porady, jednak za bardzo obawiał się, że straci twarz, jeśli teraz stchórzy. Nakazał przynieść sobie zbroję i broń a następnie wyruszył wraz ze swoim ochroniarzem by przegonić napastników.

Bitwa rozegrała się na głównym korytarzu siedziby. Początkowo kontrofensywa prowadzona przez samego Archonta przyniosła spodziewany skutek, zatrzymując pochód napastników. Wkrótce jednak walka zamieniła się w losową strzelaninę Kabalitów, przerywaną od czasu do czasu pojedynkami Wychów.

Klaives Incubi Incub Inkub

Klaives

Dopiero natarcie Morra i pary towarzyszących mu Inkubów zdołała przełamać impas, przebijając się do stanowisk wroga i rozcinając przeciwników swoimi gigantycznymi Klaivesami.

Wkrótce było po wszystkim. Natarcie Morra zakończyło walkę. Napastnicy zostali rozgromieni dosyć łatwo.

Zbyt łatwo.

Morr wiedział, że Xelian nie jest tak głupia, by przeprowadzać tak żałosny atak na siedzibę innej Kabały.

I wtedy rozegrał się drugi akt tej tragedii. Wojownicy Wymiaru Wiecznego, jedni z drugim, zaczęli padać na kolana w przerażeniu. Ich twarze oraz wnętrza zaczęły się zmieniać, krystalizować. Przeciwnik użył Szklanej Plagi. Morr był odpowiednio zabezpieczony - jego Archont już nie.

Kraillach uciekł do swojej komnaty, ledwie uchodząc z życiem. Jego Inkub zajął się całą resztą.

Krótka Wojna[]

Mało kto sądził, że atak naprawdę został przeprowadzony przez Ostrza Pożądania, jednak ostatecznie nie miało to wielkiego znaczenia. Wojownicy ze znakiem Archontki Xelian zaatakowali Kraillacha. Straciłby twarz, gdyby im nie odpowiedział.

Morr przeprowadził kilka ataków na posterunki Ostrzy Pożądania, nim na scenę wkroczył Archont Yllithian, który zaproponował szybki sposób na zakończenie konfliktu - pojedynek czempionów. Morr poprosił swojego Archonta, by ten pozwolił mu wystąpić, jednak ostatecznie jego życzenie nie mogło zostać spełnione. Po drugiej stronie stała sama Xelian, wysłanie zabójcy przeciwko innemu Archontowi narażało Luquixa Borra na śmieszność.

Morr musiał więc patrzeć, jak Archontka masakruje jego Pana, rozcinając jego brzuch i powalając go na kolana. Gdy pojedynek się skończył, to właśnie Inkub zaniósł ciało Kraillacha do specjalnej tuby, które miała wyleczyć jego rany.

Podczas gdy jego Pan zdrowiał, Morr przejął jego obowiązki jako lider Kabały, pilnując by ta nie zniszczyła się od środka.

Najazd na Lileathanir[]

Gdy Kraillach był jeszcze cały, sprzeciwiał się planom Nyosa, które polegały na przywróceniu do życia starego rywala Lorda Vecta, El'uriaqa. Po pojedynku jednak nie miał dość sił, by dalej polemizować z tym planem. Morr, chociaż również sceptycznie do tego nastawiony, musiał pilnować by projekt wskrzeszenia Imperatora Shaa-dom został doprowadzony do końca.

By mogło się to stać, potrzebnych było kilka rzeczy. Pierwszą była czysta dusza Piewcy Światów, potężnego kapłana Uciekinierów. By ją uzyskać, Nyos stworzył intrygę, która doprowadziła do najazdu na Dziewiczy Świat, Lileathanir. Morr brał w nim udział, jako członek grupy mającej pojmać Piewcę Światów. Nyos bardzo nie chciał go w tej drużynie. Inkuba to nie obchodziło.

I tak Morr przejął kontrolę nad grupą, która poza nim składała się z: Homunkulusa Kharbyra, Zatraconego Xagora, Wychy Aez’ashyy i dwójki Kabalitek z Białego Płomienia, Vyril i Xyriadh.

Starcie z Łowcami[]

Grupa mająca za zadanie pojmać Piewcę Światów wkrótce dotarła do "kamienia spotkań", gdzie mieli napotkać szpiega Nyosa. Przebywanie wewnątrz dżungli kipiącej naturalnym życiem było dla wielu z nich nie do zniesienia. Mimo to musieli czekać na swój kontakt.

To właśnie nieoficjalnie dowodzący całą misją Morr pierwszy zauważył niezwykłość tego wyrastającego z głębi buszu kamienia, przy którym stali. Inkub odkrył na nim inskrypcje spisane przez samych Przedwiecznych miliony lat temu. Ten pozornie nic nieznaczący głaz przy którym teraz stali był Kamieniem Kluczem (ang. Key Stone), miejscem, przez które przelatywały mistyczne energie całego Lileathaniru.

Pozbawieni doznań Drukhari, czujący na sobie dotyk Tej Która Pragnie, zaczęli się znacząco niecierpliwić. Morr, bazując na swojej wiedzy dotyczącej Kamienia Klucza, doszedł do wniosku, że zamiast marnować czas, sami powinni spróbować znaleźć Dusze Świata.

Eldar Rangers Łowcy

Łowcy czyhający w buszu

I wtedy pędzący z niesamowitą prędkością pocisk trafił idealnie w jego wizjer. Ciało Morra upadło z hukiem na ziemię. Zaraz potem kolejny strzał przeleciał wprost przez głowę Vyril, zabijając ją na miejscu.

Morr jednak, w przeciwieństwie do swojej towarzyszki, nie zginął. Co więcej szybko wstał na nogi i dołączył do walki.

To właśnie Khrarbyr jako pierwszy ujrzał Inkuba, który sunął w jego stronę z zawrotną prędkością, wybijając się zza osłony Homunkulusa wysoko w powietrze, dwoma ruchami Klaivesa przecinając jedno z drzew.

Drzewo ułamało się w połowie i uderzyło z trzaskiem w miejsce z którego dochodziły strzały. Wtedy Inkub i Homunkulus ujrzeli dwie odskakujące sylwetki.

Przez gwałtowny ruch kamuflaż Łowców zaczął tracić swoją moc, co tym bardziej pomogło obrońcom w namierzeniu napastników. Kharbyr wyciągnął nóż i oślizgłym ruchem ruszył na przeciwników. Nacierający na nich Morr wyglądał w oczach Łowców niczym jednooki Bóg Wojny.

Jeden z Łowców wystrzelił w stronę Morra. Inkub był w stanie uniknąć trafienia a następnie jednym ruchem powalić swojego przeciwnika. Drugi z Łowców próbował ratować towarzysza, jednak wtedy Kharbyr naskoczył na niego, wbijając mu nóż w plecy.

Morr gotował się żeby dobić ostatniego Łowcę, ten jednak wyciągnął przed siebie ręce w geście bezradności:

"Służę Ylliathianowi! Jestem Sindiel! Jestem jego agentem!" - zakrzyknął Łowca.

Sindiel wytłumaczył, że jego byli kompani podążyli za nim gdy tylko zorientowali się, że się od nich odciął. To oni otworzyli ogień do Morra i reszty, zapewne sądząc, że ratują swojego przyjaciela przed atakiem ze strony swoich mrocznych pobratymców.

W tej sytuacji Inkub nakazał mu zaprowadzić ich do Dusz Światów. Sindiel natychmiast wskazał na Kamień Klucz.

Wedle słów Sindiela, Dziewiczy Świat był, na konkretnym metafizycznym planie, swoim własnym wszechświatem. Napływ mistycznych i elementarnych sił dawał Lileathanirowi swój własny odpowiednik Pajęczego Traktu. Znając działanie tego systemu, można było otworzyć portal w dowolnym miejscu na planecie - nawet w Kaplicy.

Sindiel wykorzystał Kamień Klucz właśnie w tym celu, otwierając przejście do miejsca, w którym przebywała Laryina. Towarzysze Morra zasugerowali mu, by pozbył się renegata, który już zużył swoją użyteczność. Sindiel od razu zaczął się kłócić, że ze swoją wiedzą jeszcze im się przyda, zwłaszcza, że żadne z nich nie było nigdy w Duszach Świata. Inkub ostatecznie nie zabił Eldara i wszyscy razem wkroczyli do portalu.

Pojmanie Piewcy[]

Dusze Światów na Lileathanirze zwały się Lil’esh Eldan Ay’Mora, czyli "Święta Góra Stojąca w Pierwszym Lśnieniu Światła Zmierzchu". Przebywające w nich duchy przodków burzyły się i rzucały, czując konflikt jaki Mroczni Eldarzy przynieśli na ich ojczysty świat. Młoda Laryin Sil Cadaiyth przebywała w Kaplicy, starając się uspokoić niespokojne duchy. Prowadziła też dusze swoich pobratymców, którzy padli w walce ze Złodziejami Dusz z elohowych korzeni prosto do ich osobistych, kryształowych słońc.

Większa część gwardzistów, którzy mieli chronić to miejsce, teleportowała się z Kaplicy by wspomóc wysiłek wojenny na powierzchni planety. Ci nieliczni, którzy pozostali spędzali większość czasu żałując, że ignorowali ostrzeżenia Bractwa Opiekunów i martwiąc się o swój los. Teoretycznie nie powinni, w końcu szanse na to, że Drukhari zdołają przebić się do Dusz Światów praktycznie nie istniały.

Niemniej wkrótce tysiące duchów zakrzyknęło w gniewie i przerażeniu. One to wyczuły. "Dzieci Khaine'a przebiły się do Sanktuarium Ishy!" - zakrzyknął psioniczny krzyk tysięcy dusz.

Oddział Mrocznych Eldarów szybko pozbył się gwardzistów. Laryin była zbyt przerażona by uspokajać duchy. Wkrótce tysiące dusz zaczęło agresywnie łączyć się ze sobą w samoobronie, manifestując się w postaci gigantycznego, psionicznego smoka.

Aez’ashya dotarła do Piewcy najszybciej, powalając ją na ziemię ciosem w brzuch. Dziewczyna próbowała się zabić, nie chcąc dać napastnikom tego co po przyszli, jednak Mroczni Eldarzy pozbawili ją przytomności, nim była w stanie to zrobić.

I wtem Smok wyrwał się ze swoich okowów. Zamanifestowany gniew nieprzeliczonych dusz ryknął wściekle, a cała Kaplica zaczęła bujać się niczym okręt w czasie sztormu. Wszyscy obecni poczuli potęgę tej psionicznej istoty. Wiedzieli, że nie mają z nią szans.

Wtedy Sindiel wykorzystał swoją wiedzę dotyczącą Dziewiczych Światów. Użył mistycznej energii jaka skumulowała się w tym miejscu i wykorzystał tą samą technikę, dzięki której był się w stanie tutaj teleportować w celu przebicia się do Pajęczego Traktu. Połączenie było wysoce niestabilne, jednak nikt nie miał lepszego pomysłu.

Xagor szybko złapał Laryinę i wszyscy wskoczyli do portalu. Ostatni z nich, Morr, spojrzał bestii w oczy:

"Arhra Pamięta" - rzekł Inkub, nim wskoczył do portalu.

Motley Samotnik

Motley

Poznanie Motleya[]

"- Chciałbym z tobą zatańczyć, Morr, naprawdę, ale nie mamy czasu.

- Zidentyfikuj tego...osobnika, Sindiel.

- Ejże, sam umiem się przedstawić."

- dialog pomiędzy Motleyem i Morrem


Wkrótce po uciecze z Lileathaniru, Morr wraz z towarzyszami znaleźli się w odległym zakamarku Pajęczego Traktu. Daleko od piekła jakim stał się Świat Uciekinierów, ale potencjalnie również daleko od Commorragh.

Na szybkie zapoznanie się z tym miejscem nie było zbyt wielkich szans. Rzeczywistość tuż przy wysłannikach Nyosa rozerwała się raz jeszcze i z portalu wyszedł Samotnik - najstraszliwszy rodzaj Arlekina.


Morr jako pierwszy zauważył jego przybycie i najagresywniej próbował się go pozbyć. Samotnik jednak poczuł się rozbawiony wrogością Mrocznych Eldarów, zapewniając, że nie zamierza przeszkadzać im w podróży. Przy okazji wyszło, że to właśnie ten Samotnik, którego imię brzmiało Motley, nauczył Sindiela "sztuczki", która pomogła im uciec z Lileathaniru i że to on doradził Renegatowi by spróbował swojej kariery jako Łowca.


Motley nie przybył jednak by wspominać stare czasy a po dwa Kamienie Dusz, które zostały odebrane Łowcom zabitym na Świecie Uciekinierów. Samotnik obiecał, że jeśli je odzyska, pomoże wysłannikom Nyosa przedostać się do Commorragh. Drużyna oddała Arlekinowi Kamienie Dusz, jednak ten nie zamierzał ich nigdzie prowadzić. Zamiast tego ujawnił im, że sami są już na ścieżce do Mrocznego Miasta.


Gdy tylko Motley zniknął, okolica stała się znacznie jaśniejsza. Patrząc na okolicę, Morr jako pierwszy zdał sobie sprawę gdzie się znajdują.

W Żelaznym Cierniu.

Podróż przez Żelazny Cierń[]

Żelazny Cierń był jednym z wielu Wymiarów Mrocznych Eldarów, podbitych w czasie Przebicia - gigantycznej kampanii mającej na celu rozszerzyć władzę Najwyższego Władcy Mrocznego Miasta, Asdrubaela Vecta, na wymiary należące niegdyś do Imperium Aeldari. Podobnie jak większość tych dominiów, Żelazny Cierń został po Upadku kompletnie odseparowany od Pajęczego Traktu, pozostawiając mieszkających tam Eldarów w całkowitym odosobnieniu.

Nie wiadomo na ile to co przydarzyło się później było wypadkiem, a na ile sposobem na uniknięcie śmierci. W każdym razie w wyniku działań Eldarów, rozwijana w wymiarze nano-technologia weszła na najwyższe możliwe obroty. Nie minęło wiele czasu, nim wszyscy Xenosi zostali poddani całkowitej transformacji. Wszelkie organiczne części zostały przemienione, w miejscu mięsa i skóry pojawił się metal. Eldarzy uwięzieni w tym wymiarze stali się nieśmiertelni, chociaż zapłacili za to własną naturą.

Nanoboty tymczasem rozwijały się dalej. Wkrótce drzewa i wszelka bardziej zauważalna flora została pokryta metalem, przypominając w ten sposób żelazne ciernie. Skażeniu zostały poddane również niebo, ziemia i powietrze - wszystko zostało pokryte nowym metalem i rdzą.

W tej sytuacji Lord Vect nominalnie przyłączył Żelazny Cierń do Commorragh, nakazując swoim Archontom wycofać się z wymiaru i zająć się podbijaniem bardziej okazałych ziem. Pozostawieni sami sobie robotyczni mieszkańcy powrócili do swojego normalnego trybu życia.

Jako, że Kabała Czarnego Serca przeprowadzała okazjonalne patrole, wiadomym było, że w Żelaznym Cierniu znajdować się musi Brama Osnowy prowadząca do Rdzenia. To właśnie ona stała się celem grupy.

Oczywiście mieszkańcy wymiaru nie mieli zamiaru ułatwić im tego zadania. Zgrzyt ich zardzewiałych, robotycznych odnóży dało się usłyszeć z daleka. Morr nie był zaskoczony gdy pojawiły się pierwsze maszyny. Ani gdy dołączyły do nich dziesiątki innych. Sama obecność życia zmuszała mieszkańców tego wymiaru do akcji, ich nienawiść wobec biologicznych form życia sprawiała, że zachowywały się one niczym białe krwinki walczące z wirusem.

Początkowo wysłannicy Nyosa próbowali wyprzedzić mieszkańców Żelaznego Ciernia, jednak gdy zdali sobie sprawę, że są okrążeni i że ich przeciwnicy wysyłają sygnały dźwiękowe zaburzające procesy kognitywne żywych istot, ich jedyną opcją stała się walka.

Morr zgromadził resztę towarzyszy na wystającym z ziemi, metalowym kolcu i ruszył ku walce. Jego Klaives starł się z pustymi, żelaznymi ciałami, które za wszelką cenę próbowały odebrać Mrocznym Eldarom życie. Mieszkańcy Żelaznego Ciernia nacierali całymi setkami, zmuszając by każdy z wysłanników Nyosa dał z siebie wszystko. I chociaż zarówno Sindiel, Xyriadh, Kharbry jak i Xagor walczyli z całych sił, to dzika furia Morra i Aez’ashyy pozwoliła nie tylko przetrwać atak maszyn ale i rozpocząć własny kontratak.

To właśnie w czasie kontrataku Morr został zaatakowany przez jedną z dziwniejszych maszyn w tym wymiarze - nadludzko szybką chimerę dzikiego kota oraz pojazdu, która wykorzystała swoją zwinność i prędkość by wybić Klaivesa z rąk Inkuba. Maszyna była na tyle niebezpieczna, że udało jej się powalić Morra na ziemię - jednak szybkie użycie Tormentora było w stanie spalić obwody przeciwnika, ratując mu życie.

Ostatecznie, pomimo najróżniejszych trudności, Morr i jego towarzysze zdołali wybić się z okrążenia maszyn, ruszając z całych sił ku Bramie Osnowy.

Powrót do domu[]

Black Heart Kabal

Wojownik Kabały Czarnego Serca

Po dotarciu na miejsce okazało się, że Brama jest otwarta. I że pilnuje jej oddział Kabały Czarnego Serca. Żelazny Cierń być może był nic nie wart, ale nadal była to własność Tyrana. Musiała być chroniona.

Misja wysłanników Nyosa była jednak tajna. Gdyby ludzie Vecta dowiedzieli się kim są i że posiadają w rękach Piewcę, cały spisek trafiłby szlag. Dlatego Morr nakazał ruszyć ku Wojownikom Kabały i spróbować z nimi negocjować. Sindiel miał zostać z tyłu i wykorzystać swoje talenty Łowcy, na wypadek gdyby wojownicy Vecta zaczęli strzelać nim Inkub i reszta dotrą do nich na odległość ostrza.

Próba negocjacji nie zdążyła się nawet skończyć, gdy Sindiel przedwcześnie wystrzelił, nie trafiając nawet żadnego Kabality. Później nie strzelał już wcale.

Wywołało to walkę, w której Morr i jego towarzysze zdołali zabić część sług Vecta. Ci, którzy przeżyli wskoczyli jednak do jednego z dwóch Raiderów i uciekli przez Bramę.

Gdy Sindiel dobiegł do swoich towarzyszy, Ci widocznie rozważali zamordowanie go i pozostawienie ciała w tym wymiarze. Ostatecznie jednak Łowca zdołał się obronić, twierdząc, że został on złapany przez jednego z mieszkańców Żelaznego Ciernia i musiał walczyć o życie. Morr przytaknął jego wyjaśnieniu i wysłannicy Nyosa wskoczyli do drugiego Raidera, ruszając przez portal.

Brama Osnowy wyrzuciła ich w Pawanie Eidolonsa (ang. Eidolons' Paval), gdzie Morr z towarzyszami byli zmuszeni wziąć udział w szaleńczej walce powietrznej z latającymi wokół nich Sępami oraz Wojownikami Kabały, którzy przeżyli walkę w Żelaznym Cierniu. Pomimo kilkukrotnego otarcia się o śmierć, zadanie to się powiodło.

Wysłannicy Nyosa przeżyli i po ciężkiej podróży dotarli do siedziby Białego Płomienia.

Nowa Wyprawa[]

Po powrocie okazało się jednak, że praca Morra jest daleka od końca. Nyos miał teraz Piewcę Światów, a wraz z nią, czystą duszę wymaganą do Procedury Rezurekcji. By jednak El'uriaq mógł zostać wskrzeszony, potrzebny był fragment jego ciała, który można było odnaleźć jedynie w przeklętym wymiarze Shaa-dom. Była to praktycznie misja samobójcza, jednak Morr nie miał zbyt dużego wyboru.

Jego Archont, Luquix Borrow Kraillach, był jeszcze bardziej schorowany niż zwykle. Wydawało się, że jedynym sposobem na ocalenie go była esencja czystej duszy Piewcy Światów - jednak Nyos nie mógł sobie pozwolić by ją "zmarnować". W takim wypadku Morr postanowił przynieść fragment ciała El'uriaqa, by przeprowadzono Procedurę Rezurekcji i przy okazji użyto jej by wyleczyć rany Kraillacha.

W wyprawie do Shaa-dom, z różnych powodów, Morrowi towarzyszyć mieli ci sami wojownicy co na Świecie Uciekinierów.

Przed wyruszeniem w drogę Nyos przekazał wszystkim amulety z Kamieni Dusz, które miały chronić ich przed uchwytem Tej Która Pragnie.

A przynajmniej w teorii.

Ekspedycja na Shaa-dom[]

Tak jak ich Pan przed nimi, grupa Mrocznych Eldarów dotarła do Shaa-dom przez tajny portal, umieszczony w podziemiach posiadłości Ysclytha.

Po przejściu do przeklętego wymiaru amulety ochronne zaczęły się trząść. Obecność bytów Osnowy była tam bardzo silna. Niemal wszyscy zaczęli żałować, że tutaj przybyli. Tylko Morr twardo szedł przed siebie, nie przejmując się problemami.

Sindiel, będąc najbardziej psionicznie wyczulonym, czuł jak mroczna atmosfera tego miejsca powala go na kolana. Jedynym powodem, dla którego nie skulił się w sobie w przerażeniu był zupełnie inny strach - strach, że jego towarzysze pozostawią go samego.

W czasie podróży grupa natrafiła na kilku Zwiędłych, którzy głównie maszerowali bezmyślnie w oddali. Były wśród nich grupy jakie robiły też coś innego...

Gdy grupa dotarła do ruin jednego z miast, ujrzeli Zwiędłych, którzy próbowali w żałosny sposób odnowić swoje akcje sprzed katastrofy. Prowadzili rozmowy z przyjaciółmi, których nie było, chodzili ścieżkami, które już dawno przysypał gruz i odwiedzali całkowicie zrujnowane bazary.

Wtedy wiatry osnowy zaczęły uderzać na grupę Drukhari. Na kilka sekund okolica całkowicie się zmieniła - teraz Mroczni Eldarzy byli w centrum czystych, białych ulic, otoczonych wielo-kolorowymi minaretami i bawiącymi się dziećmi. Wizja szybko znikła, tylko po to by powrócić w setkach różnych wariacji.

Grupie udało się bez problemu przejść przez to morze szaleństwa dzięki żelaznemu dowództwu Morra, jednak na pewnym etapie nawet on się zatrzymał.

Niebo rozbiło się, a fragmenty zniszczonych kamieni zaczęły spadać na ziemię. Cieniste istoty zamieszkujące rozbitą atmosferę budowały wspaniałe pałace kpiąc z ruin na powierzchni księżyca. Czarne kamienie wiecznie rozbijały się i łączyły, tworząc najróżniejsze formy. To jednak nie to zaniepokoiło Inkuba.

Na horyzoncie zgromadziła się cała horda Zwiędłych, każdy z nich jakby wyskakiwał z cienistych punktów w wymiarze. Pół-martwe oddziały wiły się oraz padały na kolana i twarz przed złotą postacią krążącą po planecie.

Morr rozpoznał ją jako jedną ze Służek Dyreddy. Jej wygląd był perfekcyjne uformowany, była najpiękniejszą Drukhari jaką ktokolwiek kiedykolwiek widział. Jednak jej oczy płonęły blaskiem jakiego nie mogła stworzyć żadna śmiertelna istota.

Służka krążyła pomiędzy Zwiędłymi, wystrzeliwując ze swych palców promienie światła, które pogrążały ciała tych pustych, cierpiących skorup w absolutnej ekstazie.

Grupa natychmiast schowała się wśród ruin. Służka kilkukrotnie spojrzała w ich kierunku z rozbawieniem. Plan walki z nią był prosty - nie walczyć, chyba że nie będzie innego wyboru. Ani z nią, ani z jej towarzyszkami.

W końcu Służka odeszła a armia jej bezdusznych sług ruszyła za nią.

Grupa ruszyła dalej, inną ścieżką niż tą po której stąpała wyniesiona istota Osnowy.

Po wejściu do jednej z alejek rzeczywistość znowu uległa przemianie. Agenci Nyosa znaleźli się nagle pod wypełnionymi kwiatami balkonami. Bogaci Lordowie i piękne Mroczne Eldarki próbowali nawiązać z nimi konwersację, oferując zabawę i towarzystwo. Wizja rozpadła się jednak po przejściu przez alejkę.

Wtedy jednak grupa dotarła do szerokiej rozpadliny, długiej na 3 metry w swoim najwęższym punkcie. Z jej wnętrza wylatywały niebieskie i fioletowe opary, które zwijały się w kształt w-połowie-uformowanych twarzy i rąk, które goniły się nawzajem aż nie zostawały zniszczone przez energie bijące z atmosfery.

Sindiel, któremu dym dziwnie przypominał pogrzebowy ogień, zaoferował wybranie innej drogi.

Morr nic nie powiedział - zaszarżował i przeskoczył rozpadlinę, bez większych problemów lądując po drugiej stronie. Aez’ashya była tuż za nim.

Kharbyr musiał się rozbiec nim udało mu się wykonać wystarczająco dobry skok. Xagor wybił się od ziemi za wcześnie, lądując na samej krawędzi rozpadliny. Jego masywne ciało zaczęło wahać się w stronę nieprzeniknionej głębi, jednak żaden z towarzyszy nie zamierzał mu pomóc. Kharbyr zlitował się dopiero w ostatniej chwili, łapiąc Zatraconego za ramię i przyciągając go na stabilny grunt.

Sindiel również wykonał skok, jednak jemu poszło nawet gorzej niż Xagorowi. Eldarskiemu renegatowi ledwie udało się złapać za krawędź rozpadliny. Dwukolorowy dym zaczął gromadzić się wokół jego bezradnego ciała. Sindiel wzywał pomocy dosyć długo nim zrozumiał, że żaden z jego "towarzyszy" nie ma zamiaru kiwnąć palcem. Motywowany gniewem i strachem Eldar zebrał się w sobie i wspiął się ku bezpiecznej ziemi. To była dla niego ważna lekcja dotycząca stylu życia w Mrocznym Mieście.

W końcu grupie udało się dotrzeć do okolic swego celu. Ujrzeli jak wspaniały pałac wykopuje się spod ziemi, ze swoimi stopionymi wieżami z obsydianu i alabastru. Dziwna muzyka zaczęła dochodzić z budynku. Jej dźwięk zwoływał synod wrzeszczącego śmiechu i skrajnej niedoli.

Nad samym pałacem ujawniła się czarna chmura, przecięta przez natłok wielu-kolorowego ognia. Oślepiające światła zaczęły walać się nad głowami agentów Archonta Kabały Białego Płomienia.

Gdy grupa zbliżyła się do pałacu, ich amulety zaczęły migotać i rzucać się na wszystkie strony. Kharbyr doszedł do wniosku, że Kamienie Dusz buntują się i zawodzą. W rzeczywistości natłok mrocznych energii był w tym miejscu tak krytyczny, że amulety robią wszystko co w swej mocy by zwalczyć wpływy Osnowy.

Przed Mrocznymi Eldarami cały Pałac zaczynał rozpadać się na tysiąc różnorakich obrazów. Wieże zaczęły ryczeć i upadać, ściany rozpadały się a potem samodzielnie naprawiały, drzwi otwierały się ukazując, że w rzeczywistości prowadzą donikąd, a schody zaczęły zwijać się w niemożliwych do zrozumienia kształtach.

W końcu grupa dotarła do gigantycznej bramy wejściowej Pałacu, przy której wyglądali niczym insekty. Morr bez cienia wątpliwości otworzył wejście i wszyscy weszli do środka.

W pierwszej hali Mroczni Eldarzy natrafili na Opiekunki Pałacu (ang. Seneschals) - zmutowane, humanoidalne kobiety o czarnych oczach, ostrych zębach i smukłych ramionach zakończonych krabimi szczypcami. Każda z sześciu Opiekunek ujeżdżała jedną z dwunożnych bestii o pustych oczach i długich, różowych językach.

Demonetki

Opiekunki Pałacu niezwykle przypominały Demonetki Slaanesha

Opiekunki przemówiły do swoich gości starożytnym, eldarskim dialektem, obiecując miłość i chwałę. Morr stwierdził, że przybył tutaj po El'uriaqa, nie po demoniczne obietnice i nakazał kobietom zejść na bok. Jedna z Opiekunek, rozrzucając swój czar, przekazała swoim gościom warunek - jedno z nich zostanie z nimi i reszta będzie mogła pójść dalej.

Większość oczarowanych Drukhari nie sprzeciwiała się, Kharbyr gotował się by zgłosić się na ochotnika. Morr jednak zatrzymał go ruchem ręki:

- Nie będę się z Tobą targował, demonie. - powiedział Inkub, a dźwięk jego twardego głosu wybudził towarzyszy z transu.

Opiekunka nawet nie zauważyła gdy Morr obciął jej zwierzakowi głowę. Demonica upadła z zaskoczeniem na podłogę, szybko znikając gdy Inkub się na nią rzucił.

I tak rozpoczęła się bitwa.

Xagor natychmiast wystrzelił chmarę nieszkodliwie wyglądających odłamków, które rozerwały na strzępy Opiekunkę i jej bestię.

Sindiel wystrzelił ze swojego specjalnego blastera, który po trafieniu sprawił, że kolejna z demonic stanęła w ogniu.

Jedna z bestii zdołała wystrzelić swym językiem i owinąć go wokół nogi Kharbyra, otwierając jego starą ranę. Niemniej wpływ tego stwora sprawił, że Homunkulus zamiast czuć ból doznał natłoku nieskrępowanej przyjemności, która sprawiła, że zaczął wić się po podłodze jak zwierzę. Aez’ashya szybko przybiegła mu na pomoc, przecinając swym ostrzem język stwora i uwalniając Kharbyra z jego nadnaturalnego ucisku. Jedna z demonic gotowa była zaatakować wciąż leżącego Homunkulusa, jednak Wycha wciąż stała przy jego boku, formując ze swoich ostrzy iskrzącą sieć obronną.

Morr zaszarżował raz jeszcze, jednym cięciem przepoławiając zmutowanego stwora jak i jego jeźdźca. W tym samym czasie Aez’ashya rozcięła twarz kolejnej nacierającej bestii - ból był tak straszliwy, że Opiekunka miała problem z opanowaniem swojego pupila. Xyriadh zabiła demonicę nim ta zdołała to zrobić, a Morr szybko dobił jej zwierzaka.

Kharbyr, czując jak jego ego cierpi z powodu ostatnich wydarzeń, zastrzelił ostatnią Opiekunkę.

Grupa szybko ruszyła głębiej w Pałac.

- Nie myślałeś nawet przez chwilę żeby przyjąć ich ofertę? - zapytał Sindiel, starając się nadążyć za Inkubem.

- Demony zawsze kłamią. - odpowiedział beznamiętnie Morr.

Walka w Sali Tronowej[]

Agenci Nyosa nie oszczędzali czasu. W czasie gdy biegli do sali tronowej, kolumny podtrzymujące korytarz zaczęły się rozpadać. Ze ścian zaczęły wyskakiwać cieniste odpowiedniki sług, strażników i opiekunów tego miejsca, próbujące złapać intruzów.

Grupie udało się w końcu dotrzeć do sali tronowej. Mroczni Eldarzy stanęli przed tronem, na którym leżała czaszka Imperatora Shaa-dom. Przed samym centrum mrocznej aktywności, która utrzymywała to miejsce w całości.

Mówienie, a nawet myślenie przy tronie wydawało się niewykonalne. Po opuszczeniu słów usta zamieniały się w pół-uformowane, żywe istoty. Idee przemieniały się w abstrakcyjne konstrukty.

A mimo to, tuż przy tronie, uformowały się trzy czerwonookie byty, okryte czarnymi zbrojami Inkubów.

Nie przeszkodzisz naszemu Archontowi. - wydawało się, że przemawiał jeden z cienistych Inkubów - Długo strzegliśmy go w tym miejscu, z naszymi duszami, po wieczność związanymi z nim. Nie dostaniecie go, ani teraz, ani nigdy.

Dwie zjawy natychmiast natarły na Morra, każde z nich uderzając w Inkuba swoimi Klaivesami, tak identycznymi do tego, którego wojownik używał teraz do samoobrony. Morr zawarczał w odpowiedzi na niewysłowione wyzwanie. Wtem głowa jednej ze zjaw doznała przemiany - w miejscu hełmu pojawiła się czerwonooka, smocza głowa, która cisnęła w Inkuba strumieniem ognia.

Morr uniknął trafienia i zaszarżował na przeciwników. Pomieszczenie zaczęło iskrzyć od ścierających się Klaivesów. Każdy z wojowników uderzał nie tylko z niesamowitą szybkością ale i z siłą, która mogła druzgotać góry i rozszczepiać rzeki.

Reszta Mrocznych Eldarów zmuszona została się wycofać, nie będąc w stanie stanąć na przeciw tsunami potęgi jaką prezentował trzeci, nacierający na nich Inkub. Kharbyr wyciągnął swój nóż, chcąc zaatakować, jednak zjawa cisnęła w niego własnym ostrzem, które kompletnie wypaliło broń Homunkulusa. Zielone, anty-demoniczne płomienie jakie wylatywały z blastera Sindiela rozbijały się o pancerz przeciwnika, nie robiąc mu żadnej krzywdy.

Uderzenia Xyriadhy okazały się równie nieskuteczne - jej ataki przelatywały przez ciało zjawy jakby ta stworzona była z dymu. Odłamki Xagora również nie wyrządziły cienistemu Inkubowi żadnej krzywdy.

Wtedy do walki przyłączyła się Aez’ashya, która natarła wprost na Zjawę. Wycha dosłownie o włos uniknęła trafienia Klaivesem, sunąc po podłodze i przebijając swymi nożami część pancerza przeciwnika gdy ten jeszcze się zamachiwał. Zjawa zakrzyknęła z bólu, śliniąc się wielokolorową energią Osnowy. Duch Inkuba uderzył ponownie, Aez’ashya jednak była w stanie odskoczyć i raz jeszcze powtórzyć ten numer.

Morr w tym czasie nadal walczył z dwoma gwardzistami - każde zderzenie ich broni tworzyło falę uderzeniową, która trzęsła gigantyczną salą tronową.

Trzecia zjawa, rozumiejąc w końcu naturę ruchów Wychy, gotowała się żeby rozciąć Aez’ashyę. Wtedy jednak zaszarżował Xagor, który złapał przeciwnika za ramię i próbował powalić go na ziemię. Równie dobrze mógł jednak próbować przesunąć żelazny filar, istota nie przesunęła się nawet o centymetr. Cienisty Inkub musiał z kolei jedynie szybko się zamachnąć, by posłać Zatraconego na podłogę.

Interwencja Xagora dała jednak Aez’ashyy szansę. Kobieta skoczyła na roztargnionego przeciwnika i wbiła mu w szyję swoja dwa ostrza. Pioruny wystrzeliły ze śmiertelnych ran, a figura wojownika osunęła się na podłogę i zniknęła.

Xyriadha zaszarżowała na jedną ze zjaw, chcąc powtórzyć ten sam manewr. Niestety, stwór był przygotowany - szybko odskoczył od Morra i zamachnął się swoją bronią. Nim Kabalitka zorientowała się co się stało, była już przecięta od ramienia do biodra. Być może byłaby w stanie przetrwać tą ranę, żeby zostać wyleczona w Commorragh, jednak atak ten przy okazji rozerwał jej amulet. Jej dusza, pozbawiona ochrony i niezwiązana z El'uriaqem, odleciała w objęcia Tej Która Pragnie.

Sindiel, który biegł tuż za Xyriadhą, odpuścił sobie szarżowanie.

Kharbyr, Aez’ashya i Xagor natychmiast pobiegli w kierunku tronu by odzyskać czaszkę. Okazało się to być znacznie lepszym odwróceniem uwagi niż niefortunna śmierć Kabalitki.

Jedna ze zjaw walcząca z Morrem natychmiast odłączyła się od pojedynku, chcąc powstrzymać intruzów bezczeszczących ciało jego Pana. Kreatura albo przeceniła swojego towarzysza albo nie doceniła Morra. Tak czy siak, zjawa nie zdołała przejść metra, nim została zniszczona przez żywego Inkuba.

Ostatni z cienistych obrońców tronu wciąż był w stanie jakąś utrzymywać desperacką obronę, jednak Morr był furią przed którą nie było obrony. Wkrótce i tą zjawę spotkał straszliwy los.

Xagor jako pierwszy dotarł do tronu, łapiąc w rękę czaszkę El'uriaqa. Umysł Zatraconego wypełniły najróżniejsze obrazy - parady i pałace, oszustwa i tajne pakty, tysiące spisków i planów Starego Imperatora. Przerażony Xagor szybko schował czaszkę do swojej torby.

Pałac zatrząsnął się w posadach. Agenci Nyosa uciekali ile sił w nogach, podczas gdy mordercze światło zaczęło gonić ich na korytarzach rozpadającej się budowli. Tłumy duchów ruszały z ofensywą, unosząc swoje niematerialne pięści i krzycząc w bezgłosie.

Czaszka El'uriaqa była wszystkim co utrzymywało to miejsce w całości. Bez niej niemartwe królestwo w Shaa-dom przestałoby istnieć.

Ucieczka[]

Grupie udało się wydostać z Pałacu, jednak nie oznaczało to końca niebezpieczeństwa. Dziesiątki Zwiędłych nacierało w ich stronę z fanatycznymi okrzykami. Ruiny wiły się i atakowały niczym macki Krakena.

To wszystko było jednak do przeżycia. Drużynie udało się pokonać te i inne przeszkody i wyjść z nich cało.

Jednak pod koniec, na ich drodze stanęła Służka Dyreddy.

Jej delikatne stopy chodziły po powietrzu nad Mrocznymi Eldarami, jej skąpane światłem oczy emanowały niepowstrzymaną energią. Wiatr zaczął kumulować się nad polem bitwy. Kobieta była morderczym światłem pośród nieprzeniknionej ciemności.

A jednak pomimo tego wszystkiego, kobieta zamiast atakować, weszła z przeciwnikami w dialog.

Morr wyszedł jej naprzeciw, twierdząc, że przybyli tutaj ożywić jej starego Pana. Pozwolić mu, by sam pomścił swoją śmierć.

Służka przyjęła jego słowa obiecując, że pozwoli im odejść, jeśli pokażą jej czaszkę Imperatora Shaa-dom.

Morr spełnił jej prośbę. Widok resztek jej starego Pana głęboko ją poruszył.

- Długi czas minął, mój Panie, odkąd tańczyliśmy i i śpiewaliśmy dla twojej przyjemności. - rzekła Służka. - Pamiętasz to? Nieskończone noce w ogrodach, otoczeni zapachem złotogłów i neufarów. Jak kochaliśmy Ciebie i twoją lady. Byliście naszym Słońcem i Księżycem! Smucę się, widząc, że nie pozostało w Tobie nic z tej radości.

Tak jak Służka obiecała, droga do wyjścia z wymiaru była dla Mrocznych Eldarów wolna. Nim jednak odeszli, istota przemówiła do nich po raz ostatni.

- Oszczędzę was w Jego imię. Korzystajcie ze swoich żyć, póki je macie, uznajcie to za moje podziękowanie za to, że przywracacie Go do życia. Pamiętajcie, jeśli będziecie w stanie, że kiedyś był wspanialszy niż sobie wyobrażacie. Pamiętajcie też, że sami wybraliście tą ścieżkę, nieważne gdzie was ona zaprowadzi.

Powrót do obowiązków[]

Misja Morra zakończyła się sukcesem a dzięki odzyskanej czaszce udało się doprowadzić do Procedury Rezurekcji El'uriaqa oraz wykorzystać energię Laryin by wyleczyć rany Archonta Kraillacha.

Coś jednak poszło nie tak. Obydwie procedury, chociaż miały potrwać tygodnie albo miesiące, zakończyły się w zaledwie kilka minut. Pomimo tego dziwnie skróconego czasu, Morr zabrał swojego Archonta do siedziby Kabały Wymiaru Wiecznego, gdzie bez problemów kontynuował swoje obowiązki.

Przynajmniej przez jakiś czas.

Oczyszczenie Wymiaru Wiecznego[]

Początkowo nikt nie był w stanie wyczuć zmiany jaka zaszła w Archontcie - nawet sam Kraillach w dużej mierze pozostawał nieświadomy, że stał się demonem. Gdy Mroczny Eldar powrócił do siedziby swej Kabały, jego umysł był żywszy niż kiedykolwiek i wypełniony ideami dotyczącymi działań El'uriaqa i nadchodzącej Dysjunkcji.

Kraillach jednak następnego dnia odkrył, że coś było nie tak. Gdy wstał, przed jego sarkofagiem nie stał Morr. Archont przypomniał sobie wszystkie poranki i nie mógł sobie przypomnieć ani jednego, w którym przy jego boku nie stał wierny Inkub.

Gdy Kraillach opuścił swoją komnatę, odkrył ślady krwi. Nie minęło wiele czasu nim znalazł też ciała.

Wszyscy członkowie Kabały Wymiaru Wiecznego, co do członka, leżeli martwi w Głównej Sali. Stosy ciał leżały ułożone wokół pustego tronu, wylewając z siebie jeszcze świeżą posokę. W ciągu jednej nocy, jedna z najbardziej rozpoznawalnych Kabał w Mrocznym Mieście została kompletnie zniszczona.

Nim Kraillach mógł wszystko spokojnie przeanalizować, zza szarego tronu wyszła postać Arlekina. Był to Samotnik o imieniu Motley, który nie tracił czasu by wypomnieć Archontowi, że za każdą decyzją wloką się konsekwencję. Gdy Kraillach zapytał czemu wysłannicy Cegoracha angażują się w politykę jego Kabały, Motley wyznał, że przybył tu sam. Jednak nie wymordował całej Kabały w pojedynkę - jedynie asystował swojemu "towarzyszowi".

Motley zdradził, że wiedział co kryło się w ciele Archonta i że nie można było pozwolić temu czemuś dalej żyć. Następnie doradził Archontowi by uciekał, nim przybędzie jego towarzysz.

Kraillach zrobił właśnie to, wybiegając z Głównej Hali i próbując uciec jak najdalej od morderców. Gdy jednak poczuł na sobie wzrok tajemniczych napastników, natychmiast stanął i wyzwał ich na pojedynek. Był Archontem i nie zamierzał ginąć jak tchórz.

Z najróżniejszych cieni wyszły postacie Mandrejków, cienistych zabójców z głębi wymiaru Aelindrach. Jeden z nich zbliżył się ze swym ostrzem w stronę Archonta, sprawiając, że ten spanikował i natychmiast wskoczył do portalu, który zabrał go znów do jego komnaty.

Tam z kolei ukazała mu się znajoma twarz Inkuba Egzekutora.

Morr, gdzieś ty był?! - zakrzyknął z ulgą Archont. - Zaatakowano mnie! Mordercy czyhają przy mych drzwiach!

Morr nic nie odpowiedział, zamiast tego używając swojego Klaivesa by wybić miecz z dłoni swojego Pana.

Nie! - Kraillach zakrzyknął w przerażeniu. - Nie ty! Ty jesteś godny zaufania! Lojalny! Przez te wszystkie lata, w których mi służyłeś...

Morr uniósł broń, gotów zadać ostateczny cios. Gdy w końcu przemówił jego głos był pozbawiony emocji, wyrażając najwyżej zawód.

Jestem lojalny, mój Archontcie. - rzekł Inkub. - Służyłem twemu ojcu a przedtem jego ojcu. Jestem lojalny Domu Kraillach i Wymiarowi Wiecznemu ,w który się przerodziła. Przysięgam na swe życie i śmierć, że ochroniłbym Cię, gdybym mógł, ale ty nie jesteś już Kraillachem.

Archont zaczął panikować, nie rozumiejąc co się dzieje.

O czym ty mówisz?! - krzyczał Kraillach - Jestem Kraillach! Jestem sobą! Ty jesteś moim Egzekutorem. Niech Cię, broń mnie!

Morr, chociaż przekonany o słuszności swych działań, zawahał się. Wtedy Kraillach wyciągnął swój blaster i wystrzelił. Siła promienia była tak wielka, że Morr padł na podłogę, wypuszczając swego Klaivesa.

Star of Chaos

W tym momencie demon w pełni ukazał swoją obecność, przeklinając Inkuba i transformując ciało Archonta. Chór straconych dusz okrążył ciało mutującego Demona-Kreillacha, otaczając jego ciało potęgą Osnowy. Nim Morr zdołał wstać, Demon-Kraillach rzucił się na niego ze swymi nowo-stworzonymi pazurami a jego wielo-wymiarowe receptory zaczęły szaleć, widząc perspektywę rozerwania Inkuba i pożarcia jego duszy.

Dziękuję, mój Archontcie. - wyszeptał Morr - za dar windykacji.

Demon-Kreillach zareagował zbyt wolno, by zauważyć jak opancerzona pięść Inkuba uderza go w twarz. Istota Osnowy i Morr walczyli jeszcze przez jakiś czas, jednak gdy Inkub odzyskał swego Klaivesa, bitwa była zakończona.

Wybacz mi, mój Archontcie. - rzekł Inkub.

Demon zdążył jeszcze zakrzyknąć w śmiechu, nim ostrze Inkuba odcięło jego głowę. Ciało Kraillacha padło a z jego bezgłowego ciała wyleciała czerwono-różowa chmura.

Heroicznie przeprowadzone, jeśli mogę się wypowiedzieć! Brawo! - rzekł Motley, który pojawił się nagle przy swym towarzyszu - A teraz zakończ to porządnie i spal ciało.

Ucieczka do Sanktuarium[]

Źródła[]

Path of the Renegate (Andy Chambers) Chapter III, IV, V, VI, VII, VIII, IX, X, XI, XII, XIII

Path of the Incubus (Andy Chambers) Chapter VIII

Advertisement