Konie s� tutaj zam�czane na �mier�. Ale wed�ug pos�anki to "absurdalne bzdury"

W rozmowie z portalem Noizz Anna Plaszczyk z Fundacji Viva! grzmia�a: Tatrza�ski Park Narodowy jest jedynym na �wiecie, gdzie konie s� zam�czane prac� na �mier�. Katarzyna Topczewska - znana z bronienia zwierz�t w sprawach dotycz�cych zn�cania si� - m�wi otwarcie: zwierz�ta s� zatrwa�aj�co przeci��one. Ale wed�ug pos�anki KO Joanny Kluzik-Rostkowskiej s� to "absurdalne bzdury".

Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

"Koń padł ze zmęczenia pod Morskim Okiem" - wystarczy wpisać tę frazę w wyszukiwarkę, a naszym oczom ukażą się obrazy i filmy umęczonych, przeciążonych zwierząt. Walka o prawa koni w tym regionie trwa od lat, a dyskusja wydaje się nie mieć końca. Na początku sprawę poruszyli zaniepokojeni ratownicy TOPR i przewodnicy tatrzańscy. Dalej opłakanymi warunkami pracy koni zajęły się organizacje społeczne takie jak Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt - Viva!. Ale według niektórych posłanek KO działania fundacji i organizacji walczących o ochronę tych zwierząt to "histeria" i absurdalne bzdury". 

Zobacz wideo Katarzyna Topczewska o reagowaniu na przemoc wobec zwierząt: Zbierajmy dowody, nagrajmy film, róbmy zdjęcia, wezwijmy policję

Oburzające słowa posłanek o koniach w Morskim Oku. "Histeria" i "absurdalne bzdury"

12 marca odbyło się posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. strategicznego rozwoju polskiego jeździectwa i hodowli koni w sprawie transportu konnego do Morskiego Oka. Oprócz posłów i posłanek zaproszenie na posiedzenie otrzymali również: Stowarzyszenie Przewoźników do Morskiego Oka, Polski Związek Jeździecki wraz z weterynarzami, przedstawicielka Tatrzańskiego Parku Narodowego. Na miejscu pojawiły się także organizację broniące praw koni, a wśród nich adwokatka Katarzyna Topczewska, która znana jest ze swojej działalności na rzecz ochrony zwierząt. 

 

W trakcie posiedzenia przedstawiono raport o katorżniczej pracy koni nad Morskim Okiem; najprawdopodobniej on - lub sama dyskusja o problemie - wyraźnie oburzyła posłankę KO Joannę Kluzik-Rostkowską. - Co za bzdury, absurdalne bzdury, nie ma mowy o żadnym przeciążeniu czy wielogodzinnej pracy. Ja bardzo proszę państwa, żebyście mi wytłumaczyli, jaka rzeczywiście idea stoi za tymi histerycznymi apelami, żeby wycofać konie - grzmiała Kluzik-Rostkowska.

Wtórowała jej posłanka Jagna Marczułajtis-Walczak, która stwierdziła, że fiakrzy są głęboko związani emocjonalnie ze swoimi zwierzętami. W domyśle oznacza to, że o nie dbają, a nawet "kochają bardziej konie od swoich żon". Orzekła również, że przygotowany przez fundację Viva! raport jest stronniczy, a fiakrzy - udręczeni. - Te osoby, które codziennie normalnie pracują i prowadzą legalną, kontrolowaną do granic możliwości działalność gospodarczą polegającą na przewozie osób konnym transportem na trasie do Morskiego Oka, są po prostu przez różne organizacje udręczane - mówiła Marczułajtis-Walczak. 

Katorżnicza praca koni i ciągłe przeciążenie to znęcanie się nad zwierzętami 

Obecna na sali adwokatka Katarzyna Topczewska wyraźnie sprzeciwiła się insynuacjom, jakoby przedstawione raporty były stronnicze. Argumentowała, iż analizy i ekspertyzy zostały opracowane przez niezależnych ekspertów, co więcej - wyraźnie potwierdzają, że zwierzęta pracujące na drodze do Morskiego Oka są zatrważająco przeciążone. Zgodnie z art. 6 ust. 2. Ustawy o ochronie zwierząt kwalifikuje się to jako znęcanie się, za co grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności. 

- Skandaliczne komentarze niweczą naszą pracę o to, aby ludzie nie korzystali z transportu konnego nad Morskim Okiem. W naszym raporcie są niepodważalne dane. Konie średnio pracują nad Morskim Okiem trzy sezony i trafiają do rzeźni - mówiła Topczewska. Mamy wyniki badań lekarskich, wyliczenia naukowców, a posłanki rzuciły się na nas z oskarżeniami. Stwierdziły, że organizacje walczące o prawa koni dręczą fiakrów. 

Co więcej, na swoim profilu w mediach społecznościowych Topczewska w sposób ironiczny odniosła się do rzekomej miłości fiakrów do koni, która miałaby być nawet silniejsza niż miłość do żon. - [...] konie są przeciążone o tonę i większość z nich prosto z Morskiego Oka trafia do rzeźni, bo średnio po 3 latach pracy są tak wyeksploatowane, a ich "kochający" panowie niestety nie zapewniają im dożywotniej emerytury. Konie pracujące na tej trasie dożywają średnio 11 lat, podczas gdy pod dobrą opieką organizacji dożywają nawet 40 lat - pisze Topczewska. 

To wszystko wskazuje na to, że jest to bardzo okrutny biznes, na którym korzysta bardzo wąska grupa

- podsumowała gorzko Topczewska. 

"Tylko koni żal"

14 lipiec 2009 roku. Na postoju wozów konnych na Włosienicy pod Morskim Okiem ze zmęczenia po wciągnięciu wozu z turystami pada koń Jordek. Już nie wstaje. W tym samym miejscu 19 czerwca 2012 roku, w trzydziestostopniowym upale przewraca się Cygon. Nie umiera, dostaje jeszcze kilka chwil na pożegnanie ze światem - dwa dni później właściciel sprzedaje go do rzeźni. 20 lipca 2014 roku podczas zwożenia turystów z Włosienicy upada Jawor. Umiera kilka miesięcy później. Jukonowi zabrakło sił 10 sierpnia 2014 roku. Leżał bezwładnie na ziemi i zamglonymi oczami obserwował wtopione w niego spojrzenia gapiów.  18 czerwca 2018 roku płoszą się konie oczekujące na kurs z Włosienicy; w szaleńczym biegu zmierzają w kierunku Palenicy. Po kilku minutach uderzają w metalowe barierki przy drodze. 

Podobnych historii jest znacznie więcej. Ale nie każdy umierający pod Morskim Okiem koń dostaje własne imię i odrobinę uwagi. Tego typu sytuacje opisał Bartek Sabela w reportażu "Kto najbardziej krzywdzi konie", który ukazał się w maju 2021 roku w magazynie "Pismo". Autor zaznacza również, w jak trudnych warunkach muszą pracować zwierzęta w tym regionie. - Trasa do Morskiego Oka między dolnym parkingiem na Palenicy a polaną na Włosienicy liczy 7,6 kilometra i ma dziewięć ostrych zakrętów. Różnica poziomów wynosi 325 metrów, czyli ponad sto pięter. Na początku lat 90. fiakrzy mogli wziąć na wóz nawet trzydzieści osób - pisze autor. 

Jakby tego było mało, konie muszą pracować w ciężkich warunkach nie tylko w g�rach, ale i w Krakowie, Warszawie, Wrocławiu i Ciechocinku, gdzie ciągną dorożki. Być może trasy nie są aż tak wymagające - ale nie zapominajmy, że latem temperatura asfaltu w upalne dni może sięgać nawet osiemdziesięciu stopni. - Do tego spaliny drażniące układ oddechowy oraz stres związany z obecnością aut. Wiele miast (przykładowo Rzym, Paryż, Londyn i Bombaj) wprowadziło zakaz pracy koni. W Polsce nadal są one wykorzystywane w gospodarce leśnej do zrywki drzew, zwłaszcza na terenach stromych, trudno dostępnych i gęsto zalesionych - mówi Anna Plaszczyk, która od lat koordynuje kampanię "Ratuj konie" prowadzoną przez Fundację Viva! w rozmowie z Bartkiem Sabelą. 

 
Wi�cej o: