Podr�niczka oszukana na lotnisku w Pary�u. Teraz przestrzega przed podobnym b��dem. "Zala�am si� �zami"

Media nieustannie obiegaj� informacje na temat oszust�w czyhaj�cych na turyst�w w popularnych miejscowo�ciach. Tym razem podr�niczka podzieli�a si� sytuacj�, kt�ra przytrafi�a jej si� tu� po przylocie do Pary�a. Ostrzeg�a podr�nych, by uwa�ali na fa�szywych taks�wkarzy.

Melissa Hie to podróżniczka, która dzieli się przygodami na blogu "Girl Eat World". Ze swojej listy marzeń podróżniczych zdążyła wykreślić już 36 krajów, takich jak Ukraina, Jordania, Australia, Nowa Zelandia czy Japonia. W jednym z ostatnich wpisów opowiedziała o wizycie w stolicy Francji. Przyznała, że pomimo dużego doświadczenia dała tam się nabrać na oszustwo taksówkowe na lotnisku.

Zobacz wideo Małgorzata Rozenek przeżyła chwile grozy na lotnisku. Pomógł jej syn

Padła ofiarą oszustów na lotnisku

Do zdarzenia doszło w czerwcu 2018 roku, kiedy Melissa udała się w podróż służbową do Paryża. Po opuszczeniu lotniska zauważyła, że przed wejściem do terminala nie było żadnych taksówek. Wówczas podszedł do niej wyglądający na pracownika mężczyzna, tłumacząc, że znajdzie tu wyłącznie pojazdy wyjeżdżające z miasta i powinna skierować się do "bramki numer 16". Tak też zrobiła - we wskazanym miejscu czekał na nią taksówkarz. 

Ten facet był oszustem pozostającym w zmowie z poprzednim mężczyzną, kierującym niczego niepodejrzewających turystów, takich jak ja, z oficjalnej linii taksówek do ich własnych samochodów

- wyjaśniła na blogu. 

Fałszywi taksówkarze na lotniskach 

Podróżniczka przyznała, że pierwsze podejrzenia pojawiły się już po wejściu do samochodu, w którym nie było żadnego licznika. Kierowca pokazał jej aplikację taksometru na swoim telefonie, a także przedstawił plakietkę mającą udowodnić jego licencję.  

W tej chwili zadziałały moje instynkty, ale niewiele mogłam zrobić. Byłam już w samochodzie, w połowie podróży autostradą, a mój bagaż był w bagażniku

- napisała.

Po dotarciu do wskazanego obiektu kierowca zażyczył sobie... 360 euro (ponad 1,6 tys. zł). Zszokowana kobieta nie dawała jednak za wygraną, wskazując, że stawka za taki przejazd wynosi od 55 do 60 euro. Z kolei mężczyzna wpadł w szał i nazywał ją złodziejką. "W tym momencie zalałam się łzami, ale nie poddałam się" - dodała. Ostatecznie awantura przeniosła się do hotelu, gdzie interweniował kierownik. Po około trzydziestominutowej kłótni, mimo niezadowolenia kierowcy, kobieta zgodziła się zapłacić 80 euro. 

Przyznała, że choć sytuacja wydarzyła się pięć lat temu, to wciąż budzi w niej duże emocje. Ma jednak nadzieję, że dzięki temu pomoże to innym uniknąć podobnych błędów. Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Wi�cej o: