Autorka "Bridgerton�w" pr�buje wybroni� zmian� p�ci postaci. Raczej nie ma racji

Tw�rcy serialu "Bridgertonowie" zmienili p�e� postaci o kluczowym znaczeniu w w�tku Franceski Bridgerton. Zamiast pana, jak w ksi��ce, w serialu b�dzie pani. To sprawi, �e fabu�a serialu b�dzie skrajnie odmienna od ksi��kowego orygina�u. To wybitnie nie podoba si� czytelnikom i fanom serii. Pisarka Julia Quinn pr�buje broni� tej koncepcji, ale tym razem to ona i scenarzy�ci mog� nie mie� racji.

[UWAGA, POJAWIĄ SIĘ SPOILERY Z TREŚCI KSIĄŻKI] 

"Bridgertonowie" to jeden z najpopularniejszych obecnie seriali Netfliksa i globalny fenomen. Każdy z sezonów stanowi ekranizację tudzież swobodną adaptację kolejnej książki z serii stworzonej przez pisarkę Julię Quinn. Akcja jest osadzona w XIX-wiecznej Anglii. Przez kolejne tomy i sezony śledzimy sercowe perypetie różnych członków tytułowego klanu Bridgertonów, którzy szukają sobie żon i mężów obracając się w kręgu wysokiej arystokracji. 

Należy tu podkreślić, że serial, choć osadzony w XIX-wiecznych realiach, nie ma ambicji czy pretensji, by wiernie odtworzyć realia epoki historycznej. Oglądamy tam raczej świat fantazji, co już przy premierze pierwszej serii wywołało spore poruszenie. "Jeśli zastanawiacie się, w jakich czasach dzieją się "Bridgertonowie" i co jest wtedy możliwe, a co nie, to już wam odpowiadam. "Bridgertonowie" dzieją się w żadnych czasach. Dzieją się w magicznej krainie fantazji. Tam wszystko jest możliwe. I jako serial będący kostiumową fantazją, może bawić" - napisała niedawno na platformie Threads Katarzyna Czajka-Kominarczuk, prowadząca bloga Zwierz Popkulturalny a propos historycznych nieścisłości. 

Zobacz wideo "Bridgertonowie" wracają na Netfliksa. Rozmawialiśmy z aktorkami serialu

Kiedy widzom i opinii publicznej już udało się jakoś przejść do porządku nad tym, że w serialu tworzonym przez Shondę Rhimes i jej ekipę sezony nie idą tą samą chronologią, co książki, że grają tam aktorzy i aktorki o różnych kolorach skóry, i  że niektóre poboczne wątki są pomijane, padł cios z niespodziewanej strony. Autorka książki zgodziła się na to, by jedna z jej bohaterek, zamiast zakochać się w mężczyźnie, nawiązała miłosną relację z kobietą. 

"Bridgertonowie". Twórcy wymienili płeć postaci i wywołali skandal

W trzeciej serii śledziliśmy niezwykle emocjonujące koleje romansu Penelopy Featherington i Colina Bridgertona. Niemniej wiele scen wskazywało, że następna w kolejce, by zostać główną bohaterką kolejnej serii, będzie Francesca Bridgerton. Panna w tym sezonie zadebiutowała w towarzystwie i rozpoczęły się oficjalne poszukiwania dla niej idealnego narzeczonego, który jak najbardziej pojawia się na horyzoncie.

Czytelnicy wiedzą, że wybrankiem jej serca zostanie John Stirling, hrabia Kilmartin. 

BridgertonBridgerton Netflix / Materiały promocyjne

[UWAGA, SPOILERY Z KSIĄŻKI ] 

Miłość będzie jak najbardziej odwzajemniona, para się pobierze, ale ich szczęście nie potrwa niestety długo. Po dwóch latach małżeństwa Francesca będzie w pierwszej ciąży, ale jej mąż niespodziewanie umrze we własnym łóżku. Niedługo potem dochodzi do następnej tragedii i poronienia.

Co nie oznacza, że Francesca nie zazna już więcej szczęścia, autorka postanowiła ją bowiem na kartach książki zeswatać z kuzynem jej ukochanego męża, Michaelem Stirlingiem. On także dążył wielkim uczuciem zmarłego Johna, ale w narzeczonej krewniaka zakochał się od pierwszego spojrzenia. A ponieważ to spotkanie odbyło się na 36 godzin przed ślubem Franceski i Johna, nic z tym uczuciem nie zrobił. 

Po niespodziewanej śmierci Johna, Michael przejmuje po nim tytuł hrabiego Kilmartin, ale nie wie, co ze sobą zrobić, więc postanawia wyjechać z Anglii do Indii. Prosi najpierw, by Francesca pod jego nieobecność zajmowała się posiadłością, co daje jej też czas na to, by przejść przez podwójną żałobę. Po czterech latach młoda wdowa zdaje sobie sprawę, że pragnie rodzinnego szczęścia i dzieci. Wraca więc do Londynu, by znaleźć nowego męża. Tak się składa, że w tym samym czasie pojawia się też tam Michael. 

Choć i Francesca powoli zakochuje się w Michaelu, oboje czują z powodu rodzącego się między nimi uczucia wielkie wyrzuty sumienia - przez pamięć na Johna. Po wielu perturbacjach do ślubu jednak dochodzi, a para będzie mieć razem dwoje dzieci, Johna i Janet. Nic z tego jednak nie zobaczą widzowie serialu Netfliksa, albowiem twórcy postanowili zamienić Michaela w Michaelę. I to się spotkało z prawdziwym oporem. 

Jess Brownell argumentuje zmianę tym, że nie chciała wrzucać do serialu queerowej postaci tylko po to, żeby "tam była". "Chcę opowiedzieć hisotrię dokładnie odzwierciedlającą queerowe doświadczenie, a kiedy pierwszy raz czytałam tę książkę o Francesce, naprawdę się z nią utożsamiłam jako queerowa kobieta" - opowiedziała w wywiadzie z "Teen Vogue". Zapewniła, że bardzo dużo czytała o epoce, żeby upewnić się, jak odpowiednio przemienić Michaela w Michaelę. Dodała, że zależało jej też na tym, żeby nie tylko "pokazać szczęśliwe zakończenie, ale też żeby pokazać queerową radość, czego nigdy nie widzimy w serialach kostiumowych". Twierdzi, że znalazła kilka odpowiednich przykładów historycznych postaci, które uzasadniają zmianę w życiorysie Franceski. Głosy krytyki wobec tej decyzji były tak sążniste, że wypowiedziała się w tej sprawie sama Julia Quinn.

Autorka "Bridgertonów" próbuje wybronić kontrowersyjną zamianę płci 

"Wielu fanów Bridgertonów wyraziło zaskoczenie, a w niektórych przypadkach wręcz zawód, z powodu zwrotu akcji pod koniec trzeciego sezonu serialu, kiedy okazuje się, że Michael Stirling, w którym ostatecznie zakochuje się Francesca w książce "Grzesznik nawrócony", będzie zamiast tego Michaelą" - zaczęła swój apel do widzów Julia Quinn.

"Każdy, kto widział jakikolwiek mój wywiad z czterech ostatnich lat, powinien zdawać sobie sprawę z tego, że jestem bardzo oddana temu, by świat Bridgertonów stał się bardziej różnorodny i inkluzywny, kiedy ich historie z kart ksi��ek trafiają na ekran. Oczywiście zmiana płci jednej z głównych postaci jest ogromną modyfikacją, kiedy więc Jess Brownell pierwszy raz zgłosiła się do mnie z pomysłem przemiany Michaela w Michaelę, potrzebowałam dużo więcej informacji, zanim wyraziłam swoją zgodę" - tłumaczy dalej pisarka. 

 

"Ufam wizji, jaką Shondaland ma dla Bridgertonów, ale chciałam mieć pewność, że wszystko zostanie wiernie duchowi książek i pierwotnemu charakterowi postaci. Rozmawiałyśmy z Jess o tym naprawdę długo i to więcej niż raz. Podkreślałam wyraźnie, jak ważne jest dla mnie, by pokazać na ekranie jak wielka i gorąca jest miłość Franceski do Johna. Kiedy wydawałam 'Grzesznika nawróconego' musiałam wręcz walczyć o to, żeby zachować pierwsze cztery rozdziały, w których to uczucie się rozwija. Mój wydawca martwił się, że uczucie Fran do Johna będzie umniejszać Michaelowi jako postaci romantycznej. Ale czułam, że jeśli nie pokażę, jak ona mocno kochała Johna, jak bardzo Michael uwielbiał swojego kuzyna, ich poczucie winy za to, że się w sobie zakochali, nie będzie miało żadnego sensu. Nie chciałam tylko powiedzieć czytelnikom, że oboje go kochali. Chciałam, żeby czytelnicy to poczuli" - wtajemniczyła czytelników. 

"Jestem pewna, że teraz, kiedy Francesca dostanie swój sezon serialu, to będzie najbardziej emocjonalny i łamiący serce wątek, tak samo jak książka 'Grzesznik nawrócony' jest największym wyciskaczem łez z całej serii. Myślę, że cios może być jeszcze większy, bo John dostaje zdecydowanie więcej czasu ekranowego, niż pojawiał się w książce, więc wydaje mi się szczerym stwierdzenie, że wszyscy się w nim trochę zakochaliśmy" - próbuje przekonać o słuszności podjętej już decyzji. 

"Dziękuję wam drodzy czytelnicy i fani za wasze informacje zwrotne. Jestem wdzięczna za wasze zrozumienie i jestem wzruszona tym, jak bardzo wam zależy na bohaterach ze świata Bridgertonów. Proszę was o to, żebyście dali mi i ekipie Shondaland kredyt zaufania. Myślę, że będziemy mieć dwie historie, jedną książkową, drugą ekranową, i każda z nich będzie piękna oraz poruszająca" - kończy wywód pisarka.

Fani "Bridgertonów" odbijają piłeczkę. Trafili w sedno? 

To wytłumaczenie nie wystarczyło. Wielu czytelników nie chce się zgodzić z tą zmianą i pod wpisem autorki tłumaczą dobitnie swój punkt widzenia. "Nie. Zupełnie się sprzedałaś jako pisarka. Pozwalasz im kompletnie zarżnąć swoją twórczość. W jakim uniwersum Francesca mogłaby poślubić kobietę w XIX wieku? Jak zgaduję, Benedict też okaże się w tym romansie gejem? Czytałam wszystkich osiem książek o Bridgertonach i twoje pozostałe pozycje. To jest dla mnie niesamowicie smutne. Bardzo popieram społeczność LGBT, ale zmienianie płci Michaela, żeby wyszło 'edgy' i 'cool' nie ma żadnego sensu w przypadku epoki, w której rozgrywa się historia. Bierzecie dobrą opowieść i zamieniacie ją w coś zupełnie innego. Po co w takim razie w ogóle wzorować się na książkach i nazywać serial 'Bridgertonowie'? Powinien się nazywać inaczej, bo Shonda Rhimes zrobiła coś innego" - pisze rozgoryczona fanka cherryblossomfolds pod wpisem pisarki na Instagramie. 

BridgertonowieBridgertonowie Netflix / Materiały promocyjne

Kolejna osoba zwraca uwagę na to, że zwiększenie inkluzywności nie powinno odbywać się kosztem przeinaczania wątku uwielbianej przez czytelników postaci. "To coś więcej niż zwykłe rozczarowanie. Jestem osobą queerową i podoba mi się to, że chcą dać społeczności LGBTQ+ reprezentację, ALE powinni stworzyć nowe postaci i własne wątki, a A NIE ZMIENIAĆ główną postać, którą fandom kocha. Jest wiele hetero i queerowych osób (zarówno kobiet i mężczyzn), którym ta zmiana się nie podoba i po prostu nie mogą jej zaakceptować. Nawet jeśli próbujesz nam to tak sprzedać jako jedną z najpiękniejszych rzeczy, jaka mogła się zdarzyć. Chcemy Michaela nie Michaelę. Najgorsze jest to, że już pokazali fascynację Franceski tą dziewczyną, podczas gdy Frannie z książki nigdy by nie spojrzała na nikogo innego niż John. Potrzebowała CZTERECH LAT i pocałunku, żeby zdać sobie sprawę z tego, że kocha Michaela. A tutaj najwyraźniej zakochała się w Michaeli w jakąś minutę. To po prostu śmieszne" - dodaje z oburzeniem lucianoagustin_98. 

Podniesiona została też kwestia, co widzowie przez tę zamianę stracą. "Zabraliście nam poruszającą historię o bezpłodności, poronieniach, złamanym sercu i narodzonych cudem dzieciach, którą wszyscy kochaliśmy i która potrzebuje więcej uwagi. Ci z nas, którzy przeszli przez poronienia, zmagali się z bezpłodnością, mieli Franceskę, by się z nią utożsamiać. Usunęliście głębokie znaczenie nowej miłości tego, jak wielkim szczęściem jest to, że Fran doczeka się upragnionego dziecka. Ludzie leczący bezpłodność też zasługują na reprezentację" - analizuje katiehavard_. 

Zmiana płci postaci w serialuZmiana płci postaci w serialu Netflix / materiały promocyjne

Oczywiście nie jest możliwe, by każda adaptacja czy ekranizacja były w pełni wierne literackim pierwowzorom, bo nie wszystko da się dobrze przełożyć na filmowe środki wyrazu. Zmiana pewnych rozwiązań fabularnych może być też jak najbardziej uzasadniona ze względu na czas ekranowy czy np. pewne obyczajowe przemiany pomiędzy powstaniem oryginału i nową adaptacją. Wielu autorów i twórców podkreśla też, że dla nich ekranizacje są tym bardziej ekscytujące, im więcej tam się zmienia, bo są ciekawi tego, co można innego w ich opowieści zmienić. 

Wiadomo też z drugiej strony, że czytelnicy ciężko znoszą ingerencję w treść ich ulubionych powie�ci. Można jednak przecież dokonywać zmian zgodnych z wydźwiękiem oryginału i jeśli coś będzie pasować do reszty opowieści, będzie się zwyczajnie bronić. Niemniej w przypadku zmiany w zasadzie całego łuku fabularnego i praktycznego wycięcia uwielbianej postaci, opór i oburzenie czytelników wydają się jak najbardziej uzasadnione. Sensowniej byłoby po prostu wprowadzić dodatkowy wątek. 

Co jeszcze zrobili inaczej? 

A to przecież nie koniec zmian! Pod koniec trzeciego sezonu okazało się, że Benedict jest w istocie osobą panseksualną. Widzowie mieli okazję zobaczyć, jak zaangażował się w miłosny trójkąt z owdowiałą Lady Tilley i jej przyjacielem Paulem Suarezem. Showrunnerka Jess Brownell w niedawnym wywiadzie z TVLine podkreśliła, że ten Bridgerton "jest kimś, kogo interesuje czyjaś energia i charakter, nie obchodzą go konwencje i etykietki. Widzi człowieka jako człowieka". 

Brownell przyznała też, że były rozmowy o tym, żeby queerową postacią została Eloise Bridgerton. "Rozmawialiśmy dużo o Eloise i wielu osobom wydaje się, że ona rozsiewa wokół siebie aurę nieheteronormatywności. W pełni to rozumiem, ale mam wrażenie, że w serialu, w którym wszyscy mają obsesję na punkcie romansowania i małżeństw, potrzebna jest chociaż jedna kobieca bohaterka, dla której to nie jest życiowy priorytet" - tłumaczy. Obecnie twórcy wolą się skupić na tym, żeby pokazać to, jak bohaterka szuka własnego miejsca w społeczeństwie, które nie daje przestrzeni kobietom bardziej zainteresowanym myśleniem niż zakładaniem rodziny. 

Te dyskusje są naprawdę ważne, bo obecnie trudno o bardziej popularny serial niż ten na podstawie książek Julie Quinn. 

Efekt Bridgertonów w praktyce 

Trzeci sezon "Bridgertonów" pobił przy okazji swojej premiery rekord Netfliksa. Pierwsze cztery odcinki widzowie tylko w pierwszym tygodniu od publikacji serii oglądali przez 165 mln godzin, co przelicza się na 45,5 mln wyświetleń na całym świecie. To według oficjalnych danych serwisu wynik dwa razy wyższy niż w przypadku wcześniejszego sezonu i najwyższy wynik w historii prowadzonych w ten sposób statystyk. Krótko mówiąc, ludzie pokochali serial na zabój, a bridżertonowe szaleństwo rozpętało się na dobre i przeniknęło do innych dziedzin życia. Już od dłuższej chwili mówi się o "efekcie Bridgertonów" czy też trendzie "Regencycore" choćby w świecie mody i wystroju wnętrz. 

Popularności serialu przypisuje się drastyczne wzrosty sprzedaży m.in. gorsetów, tiar, rękawiczek do łokcia czy ubrań w kolorach noszonych przez postaci z "Bridgertonów". Co ciekawe, po tym, jak w drugiej serii bohaterowie grali w pall-malla (to gra uważana za pierwowzór krykieta), firma John Lewis odnotowała wzrost sprzedaży zestawów do krykieta o 90 procent. 

"Bridgertonowie" sprawili także, że widzowie z całego świata zdecydowanie bardziej zainteresowali się wycieczkami do Anglii, zwiedzaniem starych rezydencji i piciem herbatki. Netflix szacuje, że przez pięć lat od premiery pierwszego sezonu, brytyjska gospodarka zyskała dzięki ekranizacji 275 mln funtów ze sprzedaży różnych usług i towarów związanych z tytułem. Co by nie mówić, to nie są małe pieniądze. 

Wi�cej o: