"R�d smoka" ma i smoki, i spiski, i krew. Spodoba si�, je�li nie pope�nicie mojego b��du [RECENZJA]

Mia�o by� krwawo - i niby jest. Mia�o by� du�o akcji - i prawie jest. Mia�y by� spiski - s�. A jednak co� w tym pierwszym odcinku drugiego sezonu "Rodu smoka" nie iskrzy.

Drugie sezony, drugie filmy, drugie książki - są generalnie trudne. Oczekiwania widzów, których prawie dwa lata wcześniej zostawiono "na skraju fabularnego klifu" są bardzo wysokie - tym bardziej, że pierwszy sezon "Rodu smoka" poprzeczkę zawiesił tam, gdzie docierają wyłącznie smoki. HBO w poniedziałek nad ranem czasu polskiego udostępniło widzom pierwszy odcinek drugiego sezonu i... nie jest to odcinek, który porywa.

Zobacz wideo "Ród smoka" - zwiastun 2. sezonu

"Ród smoka" chce pokazać wszystkiego po odrobinie

Fabularnie podejmujemy opowieść tam, gdzie zakończył ją ostatni odcinek wcześniejszego sezonu. Rozpoczyna się "taniec smoków", dwukrólewie w Westeros. Zgodnie z przewidywaniami wcześniejszych władców, nie jest to sytuacja korzystna i zakończy się rozlewem krwi. Trudno go też powstrzymać, kiedy jednej ze stron już zadano cios. Pogrążona w żałobie królowa Rhaenyra szuka potwierdzenia, że jeden z jej synów naprawdę nie żyje. Tymczasem u królowej Alicent i jej syna Aegona ścierają się stronnictwa wojny i, przynajmniej tymczasowego, pokoju. "Zieloni" są tu bardziej rozdarci niż serce Rhaenyry, ale zdają sobie sprawę, że "czarni" na krzywdy bez wątpienia odpowiedzą. I tak też się w końcu dzieje.

Serial 'Ród smoka'Serial 'Ród smoka' Fot. Max

Siłą rzeczy pierwszy odcinek jest niejako rozbiegówką do kolejnych, musimy przypomnieć sobie, co się działo, w jakim miejscu historii jesteśmy i kto z kim trzyma. Ten obowiązkowy element jest niestety nudnym zapychaczem, zaś brak akcji i szczątkowe póki co intrygi nie pomagają. "Rod smoka" próbuje w tym odcinku zasiać w nas ziarna zainteresowania, jeśli chodzi o dalsze spiski, ale ewidentnie cierpi na brak takich postaci, jak Varys czy Littlefinger z "Gry o Tron". Larys Strong niby miał ich zastępować, ale... Otoczony tyloma silnymi osobowościami ma małe pole do popisu, bo trudno sterować jednostkami, które są tak niechętne do bycia sterowanymi.

Zgodnie z powszechnymi regułami gry pierwszy odcinek to jednak nie tylko rozbiegówka, ale też spektakularny finał, który zachęci nas do oglądania dalej. Tu postawiono na słynne "Blood and Cheese", zdegenerowane morderstwo, które powinno zostawić widzów wstrząśniętymi aż do następnego tygodnia (przynajmniej). Niestety, scena - zamiast przerażająco, jak w książce - wyszła karykaturalnie i wręcz głupio. Nie chce mi się wierzyć, że George R.R. Martin przeczytał scenariusz i zaakceptował zmiany, jakie zrobiono na jego dziele. Scenarzyści mieli wszystko podane na tacy, a i tak udało im się zepsuć coś, co powinno być samograjem. Co gorsza, ujęcia te reklamowano jako "bardziej przerażające od krwawych godów". No nie. Idea jest oczywiście straszna, ale pomysł na jej przedstawienie jest zwyczajnie głupi.

Mimo wszystko choć drugi sezon "Rodu smoka" zaczął się według mnie powolnie, przestrzelając zupełnie najważniejszą scenę odcinka, clue tego serialu to psychologia pojedynczych postaci. Rhaenryra (Emma D'Arcy) jest niezmiennie fantastyczna, jeden ruch brwi, a my nie mamy wątpliwości, że żałoba nagle zmieniła się w dziką żądzę zemsty. Podobnie księżniczka Rhaenys (Eve Best), której wystarczyła jedna wymiana zdań z Daemoem, żebyśmy nie mieli wątpliwości, kto wygrywa słowną potyczkę. Choć razi mnie wciąż peruka Matta Smitha, to jego Daemon wspaniale miota się między dawnym życiem potężnego, ale jednak tylko księcia, a funkcją męża królowej wielkiego imperium. Czy nadal może pozwolić sobie na dawne szaleństwo? Czy w ten sposób pomoże Rhaenyrze, czy jednak jej bardziej zaszkodzi? Deamon Matta Smitha jest rozdarty i działa nieco na oślep, ale nie ma w tym fałszu.

Program TV na poniedziałek 17.06: 'Ród smoka' 2Program TV na poniedziałek 17.06: 'Ród smoka' 2 MAX

Fałsz za to jest w Olivii Cooke, której Alicent jest zwyczajnie postacią bardzo trudną. Już nie królowa, tylko matka króla. Nadal bardzo młoda, ale lata rządzenia ma już za sobą, bo jej syn-kr�l nie zamierza już jej słuchać. Alicent nie ma pojęcia, co ze sobą zrobić i na kogo jak wpływać, i to widać w Olivii Cooke, która dała królowej-matce skwaszony wyraz twarzy i... niewiele więcej. Częściowo to wina również scenarzystów, którzy na Alicent mieli bardzo prymitywny pomysł: "Nie jest Rhaenyrą, ale bardzo chciałaby być, dlatego będzie jej spaczonym odbiciem".

Odcinek "robią" dosłownie pojedyncze sceny, dla których warto włączyć HBO. Głównie są to co prawda sceny żałoby po stronie "Czarnych", ale są one poruszające i prawdziwe. Dla fanów potyczek słownych również znajdzie się kilka smaczków (gdzie jest Tyrion, kiedy go potrzeba?), fani smoków powinni w kilku scenach zasłonić oczy, żeby nie raziła ich jakość (czyżby zaoszczędzono na efektach specjalnych?), fani Aemonda będą - niezmiennie - zachwyceni. Ten pierwszy odcinek co prawda mnie znudził, ale jestem też na świeżo z ponownym obejrzeniem pierwszego sezonu - nie mam wątpliwości, że to bardziej mi zepsuło seans, niż pomogło. Moje oczekiwania były bardzo wysokie, bo jednak druga połowa pierwszego sezonu jest napakowana akcją po brzegi. Tu tymczasem jest wyraźne uspokojenie, zakończone mocnym uderzeniem, które dopiero teraz rozpęta krwawą zawieruchę. Myślę też, że spokojnie możecie poczekać z seansem do przyszłego tygodnia - wtedy na świeżo obejrzycie od razu dwa odcinki. Jest szansa, że dzięki temu szybciej zapomnicie o żenadzie, jaką były sceny z "Blood and cheese".

Wi�cej o: