Początki kryzysu na granicy polsko-białoruskiej sięgają wakacji w 2021 roku. Wówczas w naszym kraju rządy sprawowała Zjednoczona Prawica, która prowadziła antyimigrancką politykę. Ponadto nieustannie gloryfikowano ją w programach ówczesnej TVP. Wielu ludzi kultury i sztuki publicznie krytykowało decyzje rządzących, a niektórzy z nich zdecydowali się nawet jechać na granicę i pomagać osobom uchodźczym.
Więcej ciekawych artykułów ze świata telewizji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Jedną z takich osób była Maja Ostaszewska. Ponadto aktorka dwa lata później zagrała w głośnym filmie Agnieszki Holland pt. "Zielona granica", który również opowiada o kryzysie migracyjnym na granicy polsko-białoruskiej. Ówczesny rząd prowadził zmasowaną nagonkę na reżyserkę i sam tytuł, a miesiąc później przegrał wybory parlamentarne, tracąc niezbędną większość do sprawowania samodzielnych rządów.
W ostatnim czasie sytuacja na granicy zrobiła się coraz bardziej napięta, a obecnie rządząca koalicja 15 października prowadzi podobną politykę w tej kwestii i nadal stosuje pushbacki. Opinią publiczną wstrząsnęła również informacja o śmierci 19-letniego polskiego żołnierza. Sierżant Mateusz Sitek został raniony nożem przymocowanym do kija, w chwili kiedy zbliżył się do zapory, by załatać w niej wyrwę.
Właśnie na ten temat z Mają Ostaszewską zechciał porozmawiać reporter TV Republika, który spotkał aktorkę na prote�cie filmowców ws. tantiem. Jednak zamiast spytać ją o opinię, postanowił iść za nią i w natarczywy sposób zaczął rzucać pytaniami:
Co ma pani dzisiaj do powiedzenia rodzinie zamordowanego żołnierza? Pani się udzielała na granicy. Czy dzisiaj pani przeprosi tych wszystkich żołnierzy i strażników granicznych? Stać panią na taką odwagę, żeby przeprosić?
Aktorka nie chciała rozmawiać z reporterem stacji Sakiewicza, wprost zarzucając mu atak na nią, ale ten nie dawał za wygraną. - Pan mnie atakuje. Oczywiście nie mam za co przepraszać. Bardzo współczuję rodzinie zamordowanego żołnierza. Tyle mam do powiedzenia. Nie zrobiłam nic złego strażnikom granicznym. Nie brałam udziału w hejcie. I proszę mnie nie atakować. (...) Jest mi bardzo przykro, że coś tak tragicznego się zdarzyło. I jest mi bardzo przykro, że na granicy panuje taki chaos – odpowiedziała.
Reporter "prawdziwych polskich wiadomości" jednak nadal dążył za sensacją i wprost rzucił do aktorki pytaniem: "Czyli to nie są już matki z dziećmi?". - Na granicy są również matki z dziećmi. Dwa tygodnie temu były zdjęcia: matki z maleńkim dzieckiem, z noworodkiem i nieletnie dziewczynki z Somalii – powiedziała Maja Ostaszewska. Wówczas pracownik TV Republika postanowił odwrócić kota ogonem i ponownie próbował sprowokować aktorkę: "Te nieletnie dziewczynki rzucają kamieniami?".
Artystka zaczęła tłumaczyć, że w takiej grupie są różne osoby z całego świata wśród których może się znaleźć niebezpieczna osoba, ale nie są to małe dzieci. Finalnie ucięła rozmowę, a pracownik prawicowej telewizji odpuścił.
Tak pan uważa, że dzieci atakują? Naprawdę? Małe dzieci nie atakują, to jest grupa bardzo zróżnicowana, to są ludzie z różnych krajów. I oczywiście, że w takiej grupie zawsze może się znaleźć ktoś niebezpieczny. (...) Proszę dać mi święty spokój.