Planowała zostać lekarką albo skrzypaczką, ostatecznie postawiła na aktorstwo. Do łódzkiej filmówki dostała się bez większych problemów i już w 1983 roku debiutowała na deskach Teatru Studyjnego 83 w Łodzi. W tym samym roku debiutowała na ekranach rolą w filmie "Co dzień bliżej nieba". Sukces przyszedł już rok później, gdy otrzymała rolę Elizy w filmie "Miłość z listy przebojów". "Pierwszy polski musical" dał jej ogromną rozpoznawalność, choć sama aktorka po latach przyznała, że nie był zbyt udany.
Za tym występem przyszły kolejne, już bardziej cenione przez krytyków, w tym w filmie "Ucieczka" Tomasza Szadkowskiego, "Dekalog IV" Krzysztofa Kieślowskiego i "300 mil do nieba" Macieja Dejczera. Adrianna Biedrzyńska rozwijała karierę aktorską i wydawało się, że za sukcesem zawodowym idzie także szczęście w życiu prywatnym. Wyszła za poznanego na studiach Macieja Robakiewicza. Wkrótce na świat przyszła ich córka, Michalina, a Robakiewicz... odszedł do innej kobiety. - Dziesięć dni po urodzeniu dziecka mój pierwszy mąż oświadczył mi, że nie jest już zainteresowany ani mną, ani córką. Wtedy też zmarł mi tata. Byłam kompletnie załamana - opowiadała w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim".
Wkrótce Biedrzyńska poznała Marcina Miazgę, właściciela salonu samochodowego, który szybko otoczył ją miłością i opieką. Wsparcie w życiu, także zawodowym, szybko zaczęło zmieniać się w całkowitą kontrolę nad wszystkimi sprawami aktorki. Mąż towarzyszył jej nawet na planach zdjęciowych. W 2003 roku media wprost wybuchły. Biedrzyńska i jej mąż zostali oskarżeni o oszustwo finansowe i defraudację pieniędzy. Aktorka szybko odcięła się od afery i od męża. Zapewniała, że o niczym nie miała pojęcia i sama także została oszukana. Nie wszyscy w to uwierzyli, a Biedrzyńska zniknęła z show-biznesu i z życia publicznego.
Jednym z poszkodowanych był Tomasz Stockinger. W rozmowie z "Gazetą Pomorską" opowiadał, że sam miał wątpliwości. - Ludzie pytają: oszustka, nie oszustka? Ona mówi, że sama została oszukana. Fakty są niepodważalne: na wekslu widnieje nie jej podpis, lecz Marcina, nie ona więc uchyla się od zobowiązań finansowych. Ale inicjatywa wyszła z jej strony - tłumaczył.
- Czuję się zeszmacona. Jak ja mam teraz działać? Jak ja mam żyć? Jestem odsuwana od życia towarzyskiego, nawet moją matkę nagabują i szkalują. Ja nie jestem aferzystką - żaliła się później Biedrzyńska. Zdrada męża i afera finansowa to jednak nie koniec trudnych doświadczeń aktorki. Trzy lata później, w 2006 roku, dostała zaproszenie od mężczyzny, który chciał porozmawiać o "konkursie recytatorskim". Chciał, by została w nim jurorką. Okazało się, że mężczyzna miał na jej punkcie obsesję. Przez siedem godzin więził ją w domku letniskowym, przez cały czas zapewniając o swoim gorącym uczuciu. Choć sytuacja była przerażająca, ostatecznie aktorce nic się nie stało. Porywacz w końcu wypuścił Biedrzyńską. Gdy aktorka zgłosiła całą sprawę na policję, media uznały, że przesadza. - Ludzie myśleli, że sama to zrobiłam, żeby zwrócić na siebie uwagę - opowiadała. Porywacz chciał, by "spłodziła mu Chrystusa". - Wolałabym nie żyć, bo i taki plan też miał - skwitowała.
W 2014 roku lekarze wykryli u niej guza mózgu.
Dostałam wyrok: trzy tygodnie do trzech miesięcy życia. Wygrałam z tym intruzem, który zadomowił się w mojej głowie, wygrałam dzięki mądrym, cudownym ludziom
- pisała kilka lat później na Instagramie. Aktorka wróciła do zdrowia i do grania. Wciąż rzadko udziela się w mediach. Dziś występuje m.in. w serialu "Barwy szczęścia".