Pierwszy sezon hitowego serialu "The Last of Us" za nami. Wszystkie dziewięć odcinków jest dostępnych do obejrzenia na platformie HBO Max. Od czasu emisji finałowego epizodu trwają dyskusje na temat zwieńczenia serii oraz jej kontynuacji. Już dzisiaj wiemy, że produkcja doczeka się co najmniej dwóch kolejnych sezonów.
Uważni widzowie dziewiątego odcinka zauważyli istotny easter egg (ukryte przed użytkownikiem treści w interaktywnych produktach cyfrowych lub jawne nawiązanie do innej treści, ale w oczywisty sposób niepasujące do treści/fabuły produktu - przyp. red.), który może mieć trwałe konsekwencje dla dalszej fabuły serialu.
Ostatni epizod pierwszego sezonu "The Last of Us" zdradza tajemnicę, dlaczego Ellie (Bella Ramsey) jest jedyną napotkaną w serialowej rzeczywistości osobą, która nie zaraziła się grzybem zmieniającym ludzi w zombie po ugryzieniu przez jednego z zakażonych.
Aby obrazowo wyjaśnić ten fenomen, na ekranie pojawia się Ashley Johnson (w grze wcielała się w Ellie), matka głównej bohaterki, która biegnie przez las do ukrytego wśród drzew domu. Kobieta w ciąży zabezpiecza drzwi i siada na podłodze, aby urodzić córkę. W trakcie porodu zostaje zaatakowana przez zainfekowanego, który dostaje się do jej pokoju i zaraża Annę.
Gracze natychmiast rozpoznali dom, w którym ukryła się kobieta. Niemalże identyczny budynek pojawia się w drugiej części gry "The Last of Us" z 2020 roku. W odizolowanym od świata gospodarstwie w rozgrywce mieszkała Ellie i Dina (postać, której serialowi widzowie jeszcze nie poznali). Z kolei żadna z części gier nie zawierała wątku Anny.
Widzowie dyskutują, czy w drugim sezonie zobaczymy dom w znanym z gry kontekście. Czy może twórcy będą kontynuowali wątek powiązania rodzinnego Ellie z gospodarstwem i otrzymamy całkiem nową fabułę? Na poznanie odpowiedzi przyjdzie nam jeszcze chwilę poczekać.